To ja powiem tak: niewielu spotkałem w szkolnej karierze nauczycieli z wystarczającą charyzmą by uczyć, ale Ci którzy ją mieli potrafili zapanować nad całą "zgrają" bez zbędnych pokazów siły.
Proponowałbym to rozegrać tak (o ile to był pierwszy raż jak ich na tym przyłapałaś na taką skalę): do splagiatowanych prac dołączyć screena skąd to jest i notkę, że mają czas do jutra żeby oddać pracę samodzielną w godzinach gdy jesteś w szkole - tym, którzy to zrobią możesz to ocenić normalnie i sprawiedliwie ten jeden raz, zapominając o fakcie-dostali swoją lekcję i więcej tego nie zrobią, a o to chyba chodzi. Resztę można wspomnieć na zebraniu (jak ktoś ma wąty, to argument że dałaś szansę ten pierwszy raz, z której nie wszyscy skorzystali, powinien wystarczyć).
W czasie lekcji najlepiej w ogóle o fakcie nie wspominać, chyba że ktoś się zapyta-wtedy wspomnieć że wszystko ma napisane na kartce i może się dostosować bo to jednorazowa szansa, albo zobaczyć co się stanie jak się nie dostosuje.
Może też warto lekcję poświęcić stosunkowi jaki do plagiatu mają w krajach anglosaskich.
Zrobisz jak chcesz, ale przywódca sprawiedliwy, lecz zdolny do okazania łaski jeśli pozwala ona tym którzy przypadkowo zbłądzili wrócić, jest dażony większym szacunkiem, tak wśród ludzi, jak i w stadzie dzikich psów, a taką reputację lepiej zbudują relacje kolegów i koleżanek niż kazanie na początku lekcji
