Mama miała w nocy przeboje z woreczkiem żółciowym. Nad ranem rzyganie, dotkliwy ból, osłabienie takie, że ledwo wstała. Skierowanie do szpitala i jakoś dojechaliśmy do tego "przybytku rozkoszy". Nie to mnie wkurwiło, że czekaliśmy na lekarza dwie i pół godziny, ani to, że nie przyjął na oddział, bo stwierdził, że jeszcze nie ma takiej potrzeby. Wkurwiła mnie baba, która była przed mamą i nie chciała jej przepuścić, bo "kolejka". Mama ledwo siedziała na krześle, kiwając się z bólu, albo przytulając się do parapetu. Nie można było jej usłyszeć, bo tylko szeptała, że nie może wytrzymać. Baby(wszystkie prawie stały i plotkowały właściwie uśmiechnięte).Gdy przyszedł w końcu lekarz, nikt się nie przejął cierpieniem mamy, ważna była tylko kolejka. Oczywiście narobiłem czadu i weszła. Musiałem się ostro powstrzymywać przed całkowitą pacyfikacją poczekalni. Wyjeżdżaliśmy do szpitala o 8.00, wróciliśmy do przychodni 11.30, bez żadnej pomocy, czy środków przeciwbólowych. Mama dostała zastrzyk o 12.00.Tyle godzin z bólem kamieni woreczka żółciowego. Teraz juz lepiej i śpi wyczerpana.
--
https://www.youtube.com/watch?v=vkOAuY3o90E