Witam, wziąłem się za fanartowanie Pratchett'a i mam zamiar pisać książkę - fanart
Napisałem taki prolog, książka ma nosić tytuł "Szwy dobre na wszytko".
I teraz liczę na jakieś poprawki i sugestie z waszej strony - zawsze liczyłem się ze zdaniem HydeParkowców
(i mojej ulubionej FankiFranka )
No więc czytać i komentować!
Śmierć zasiadł za swym biurkiem, podpierając swą zmęczoną już czaszkę dłońmi, całkiem mocno zaciskającymi się na niej w danym momencie. Był zmęczony jak cholera, jednak dumny z siebie. To właśnie dziś zrobił porządki w starym archiwum zgonów, które od kilkuset lat prowadziło wojnę okupacyjną z biednym Śmiercią. Wojna ta mianowicie polegała na tworzącym się dziwnym trafem i całkiem samoistnie,a przynajmniej tak Śmierć twierdzi, bałaganie.
Opuścił dłonie. Popatrzył po pokoju. Wzrok jego prędko przyciągnął błysk światła. Było to mało subtelne odbicie blasku świecy, drażniące wzrok Śmierci. Wybaczył on jednak prędko owej świecy zakłócenie jego morderczego wręcz spokoju. Blask odbijał bowiem przedmiot, który u Śmierci budził wielki sentyment, a używanie którego już dawno wyszło z mody. Przedmiotem tym była kosa, której wykonane z czystego srebra ostrze, odbijało w sobie róg gabinetu oraz wspomniany wcześniej blask świecy. Do ostrza przyczepiony był stylizowany na stary, dębowy, lekko powyginany kij, który znakomicie nie spełniał swej roli gotyckiego uchwytu do przedwiecznej kosy. Był najzwyczajniej wieśniacki. Wypieszczony i wypucowany błyszczał się niczym oczy chudej pracownicy zamtuzu na dźwięk brzęczenia złotych monet w kieszeni grubego szlachcica, mającego zamiar skorzystać z usług owego przybytku wszelkich cnót i niecnót.
Śmierć nie raz obiecywał sobie, że nie będzie używał kosy. Było to raz, że nie humanitarne, a dwa niesłychanie niedelikatne dla nieszczęśnika, któremu raz za razem śmiga nad głową podczas odsyłania go na tamten, lepszy jak Śmierć twierdził, świat. Trzymał jednak kosę. Skrupulatnie dbał o jej stan i nie dawał krzywdzić. Potrzebna mu była na pewną delikatną okazję, która bądź co bądź związana byłą z archiwum dziś przez niego sprzątane. Powieka zadrgała mu nerwowo na samą myśl o całodziennym sprzątaniu, które ma już za sobą. Nie odpuści, znajdzie delikwenta, na którego trzyma kosę do tej pory, a któremu dał się najzwyczajniej zrobić w konia.
Uderzył pięścią w stół. Gdzieś w szufladzie odezwały się cicho nożyce.
Postanowił przemyśleć całą sprawę dogłębniej, lecz pierwszą i najważniejszą rzeczą było wypicie kubka kawy... zawsze najlepiej spało mu się po kawie.
Napisałem taki prolog, książka ma nosić tytuł "Szwy dobre na wszytko".
I teraz liczę na jakieś poprawki i sugestie z waszej strony - zawsze liczyłem się ze zdaniem HydeParkowców
(i mojej ulubionej FankiFranka )
No więc czytać i komentować!
Śmierć zasiadł za swym biurkiem, podpierając swą zmęczoną już czaszkę dłońmi, całkiem mocno zaciskającymi się na niej w danym momencie. Był zmęczony jak cholera, jednak dumny z siebie. To właśnie dziś zrobił porządki w starym archiwum zgonów, które od kilkuset lat prowadziło wojnę okupacyjną z biednym Śmiercią. Wojna ta mianowicie polegała na tworzącym się dziwnym trafem i całkiem samoistnie,a przynajmniej tak Śmierć twierdzi, bałaganie.
Opuścił dłonie. Popatrzył po pokoju. Wzrok jego prędko przyciągnął błysk światła. Było to mało subtelne odbicie blasku świecy, drażniące wzrok Śmierci. Wybaczył on jednak prędko owej świecy zakłócenie jego morderczego wręcz spokoju. Blask odbijał bowiem przedmiot, który u Śmierci budził wielki sentyment, a używanie którego już dawno wyszło z mody. Przedmiotem tym była kosa, której wykonane z czystego srebra ostrze, odbijało w sobie róg gabinetu oraz wspomniany wcześniej blask świecy. Do ostrza przyczepiony był stylizowany na stary, dębowy, lekko powyginany kij, który znakomicie nie spełniał swej roli gotyckiego uchwytu do przedwiecznej kosy. Był najzwyczajniej wieśniacki. Wypieszczony i wypucowany błyszczał się niczym oczy chudej pracownicy zamtuzu na dźwięk brzęczenia złotych monet w kieszeni grubego szlachcica, mającego zamiar skorzystać z usług owego przybytku wszelkich cnót i niecnót.
Śmierć nie raz obiecywał sobie, że nie będzie używał kosy. Było to raz, że nie humanitarne, a dwa niesłychanie niedelikatne dla nieszczęśnika, któremu raz za razem śmiga nad głową podczas odsyłania go na tamten, lepszy jak Śmierć twierdził, świat. Trzymał jednak kosę. Skrupulatnie dbał o jej stan i nie dawał krzywdzić. Potrzebna mu była na pewną delikatną okazję, która bądź co bądź związana byłą z archiwum dziś przez niego sprzątane. Powieka zadrgała mu nerwowo na samą myśl o całodziennym sprzątaniu, które ma już za sobą. Nie odpuści, znajdzie delikwenta, na którego trzyma kosę do tej pory, a któremu dał się najzwyczajniej zrobić w konia.
Uderzył pięścią w stół. Gdzieś w szufladzie odezwały się cicho nożyce.
Postanowił przemyśleć całą sprawę dogłębniej, lecz pierwszą i najważniejszą rzeczą było wypicie kubka kawy... zawsze najlepiej spało mu się po kawie.
--
Nagie Fotki Maćka5k!!!! Musisz je zobaczyć!