To ja dla odmiany napiszę...
Wiele lat temu, w kinach leci osławiony Titanic. Siedzimy sobie z dziewczyną, mi od początku było wesoło
Ale ona dzielnie znosiła trudy seansu, co więcej, nawet zaczęła się wczuwać. O reszcie widowni nie wspomnę....
Nagle - DUP! - statek uderza w górę lodową, robi się zamieszanie, wszyscy wiemy, jak to się kończy... Chwilę później Boski Leonadro resztkami sił trzyma się jakiejś belki... W powietrzu aż czuć napięcie, z różnych końców sali słychać szlochy i smarki....
Wtem Leo puszcza belkę i zsuwa się do wody... A moja dziewczyna nachyla się nade mną i szepce do do ucha...
- Kochanie... to jest ta scena w której trzeba płakać...
- .... AHAHAHAHAHAHA
I tak stałem się najbardziej znienawidzoną osobą w kinie