Tu raczej nie chodzi o ignorancję, tylko o podział.
Takie dość obrazkowe przykłady:
Kilkanaście lat temu zasłuchiwałem się np. w Nirvanie (jeszcze wcześniej, jak wszyscy w szkole, w kokodżambo). Tak mi się podobało, że sam zacząłem grać na gitarze. Było mi mało, więc się edukowałem muzycznie na różne sposoby. Dziś nie mogę znieść takiego rzępolenia, jak i 90% popu wszelkiego gatunku jakim jest zalewany internet, tv i festiwale.
Jak trafiłem na studia to żarłem glutaminian sodu rozcieńczony w wodzie, a jak z domu przyszła kasa to zajadałem mcdonalda.
W końcu mi się znudziło i zacząłem sam gotować. Teraz zapach vifonu powoduje u mnie prawie odruch wymiotny, a rozklapciałych, śmierdzących i przesolonych dań z mcd unikam jak mogę.
Co ja na to poradzę. Tak to wszystko odbieram i takie jest moje zdanie.
Tak czy inaczej,
jakaś granica musi być. Jak się słucha Charliego Parkera to nie lubi się disco polo. Jeśli się jada w najlepszych restauracjach, to zapiekanka z budki nie smakuje.
Zanussi tę granicę postawił bardzo wyraźnie i na innym poziomie.
Może nawet zbyt wyraźnie, bo zanegował różnorodność. Nie wiem co do końca miał na myśli, ale ja się nie zgadzam z postawieniem sprawy w ten sposób.
Dlatego tylko "skłaniam się" do przyznania mu racji, choć sam jestem niezbyt wysokiej kultury. Ale nie niskiej
