Stoję sobie w Holandii na parkingu. Makdonald, starbaks, batoniki, czipsy. I mama. Big, kurwa, mama. Tak big, że aż zasłania plafon 4×4 z godzinami otwarcia makdonalda. I córeczka . Śliczny blondasek żwawy i nafurany dziecięcą energią. Tu coś dotknie, tam coś kopnie, trawa, psie gówna, pusta butelka, wiatrak, sznurówka itp. I tatuś. Niesie skarby od macshita. TATA DAJ!!!! I z cudnej złotowłosej robi się pożeracz gówna. Przerażające chichoty i mlaskania. I do auta. Tam zeżresz resztę frytek. Będzie kilka minut spokoju. Żre tata, żre mama, żre córka.
Cud życia kończy się i zaczyna po pierwszym krzyku od opuszczenia macicy. Potem już tylko proza.
Cud życia kończy się i zaczyna po pierwszym krzyku od opuszczenia macicy. Potem już tylko proza.
--
Jako człowiek oblatany w najlepszych towarzystwach, z ukończoną szkołą tańców nowoczesnych i figurowych, zawsze robię wszystko a propos i wytrzymuję najcięższe nawet artykuła salonowego kodeksu karnego. Ale o wiele mnie kto niemożebnie podgrymasza, łobuz się robie i z samem sobą wytrzymać mnie trudno.