Miliardy lat ewolucji na Ziemi doprowadziły nas do miejsca, w którym gatunek ludzki aktualnie się znajduje. Były sobie kiedyś glony – te stworzyły atmosferę, potem powstały dinozaury, a gdy stały się historią przez zdarzenie losowe (uderzenie meteorytu), zamieniły się w ropę. Surowiec, bez którego nie byłoby nas, współczesnych ludzi. Przynajmniej nie w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Znajdujemy się na skraju zagłady i całkiem przewrotnie, jesteśmy na nią gotowi. W żadnym razie przygotowani. Po prostu, poprzez brak bodźców, rywalizacji, adaptacji do otaczającego nas środowiska (my je adaptujemy na swoje potrzeby) nasz zmysł przetrwania, poznania, doświadczania otoczenia przestał być rozwijany, a wręcz zanikł. I w ten sposób stworzyliśmy nowych siebie – uzależnionych od techniki oraz technologii gatunek żerujący na tychże bezgranicznie. Prąd, woda w kranie, jedzenie w sklepie – to pewniki, coś na wyciągnięcie ręki (o krajach trzeciego świata napiszę, spokojnie!).
Z punktu widzenia ewolucji zrobiliśmy krok wstecz. Nie jeden, warty – dajmy na to – dziesięciu tysięcy lat – ale warty co najmniej osiemdziesięciu tysięcy. Jednocześnie zniszczyliśmy planetę, sprawiając że flora i fauna nie jest tak nasycona jak wspomniane cofnięcie. Wobec czego, względem naszych zdolności adaptacyjnych, a także różnicy w zasobach, cofnęliśmy się gdzieś o jeden milion lat. Do momentu, gdzie człowiek nie mógłby współistnieć z otoczeniem na Ziemi. Pal licho dinozaury czy inne zagrożenia. My kontra natura nie mielibyśmy szans.
Kursor z komórki vs ostrze dzidy
Zapewne pamiętacie „mema” z ewolucją ostrza dzidy. Zaskakująco celne porównanie i nie ważne, czy zamierzone, czy nie, ale trafia w punkt. Pisałem o adaptacji: ewolucja pozwalała nam, ludziom, płynnie przechodzić w nowe środowiska: zbieractwo otaczającej flory, łowiectwo, następnie tryb osadniczy, wykorzystanie zasobów naturalnych gleby itd. Otaczający ludzi świat był szybko zrozumiany, a człowiek uczył się w nim żyć. Dzisiaj 99,9% społeczeństwa nie potrafi pozyskać samodzielnie wody pitnej, że o polowaniu czy samodzielnym wyżywieniu nie wspomnę. Te umiejętności całkowicie znikły. Za to potrafimy poruszać kursorem i dodawać do koszyka na ekranie komputera. Choć wiedza jest w zasięgu ręki, ewolucyjnie stawiamy kroki wstecz, pomijając ją. Jest nam zbędna. Jak wspomniałem – uzależniliśmy się od technologii i tak już jest. W naturze też jest pewne prawo – jak się nie rozwijasz, nie ewoluujesz, to raczej przepadniesz. Oczywiście są gatunki, które nie zmieniły się zbytnio przez setki milionów lat, ale to raczej nieskomplikowane stworzenia. Wszystkie inne, zależne od środowiska, wymarły jeśli nie mogły się przystosować. No, i właśnie my nie potrafimy się przystosować do środowiska, bo to my je adoptujemy na własne potrzeby. Można powiedzieć, „wow!” staliśmy się panami świata, kreujemy swoją drogę ewolucji. Ale w naturze coś takiego nie istnieje.
Covid papierkiem lakmusowym
Pojawił się nowy wirus. Niemal wszystkie rządy, na bazie dostępnych informacji naukowych, podjęły decyzję o lockdawnach, izolacjach, noszeniu maseczek, dezynfekcji. Dość ostre restrykcję dotknęły 70% ludności świata. To jest element ewolucji – jako gatunek wysoko rozwinięty, posiadający szeroką wiedzę o chorobach, ich pochodzeniu, sposobach rozprzestrzeniania się – który pozwolił nam dostosować się do nowych warunków. Nie oceniam – absolutnie! – tego, czy Covid jest plandemią czy faktyczną pandemią. Oceniam suche fakty z historii, z fragmentu naszego rozwoju. Ludzkość spotkało nowe zagrożenie i ludzkość do tego zagrożenia się przystosowała. I teraz hit: okazało się (dobrze), że wirus nie jest tak groźny, jak zakładano. Wiele osób postanowiło wykorzystać dostępne środki komunikacji i dotrzeć do jeszcze większej ilości ludzi, żeby poinformować, iż wszystko zostało zmyślone (ponownie – nie oceniam ABSOLUTNIE tego, czy Covid jest wytworem rządów/agencji czy jest faktycznym wirusem). I tutaj przychodzi nasz popieprzony krok wstecz.
Jeśli potrafimy zbiorowo negować fakty zastałe (restrykcje) celem własnego dobra, to społecznie leżymy gdzieś poniżej niesporczaka. Działamy na szkodę społeczności i całej cywilizacji. Bo gdyby teraz pojawił się faktycznie jakiś wirus „masta human killah”, który istotnie wybiłby 9/10 osób zarażonych, to zanim by ludzkość (ogółem) ogarnęła temat, gatunek ludzki byłby zagrożony. To jest negacja ewolucji pełną gębą. Covid pokazał, że nie potrafimy, w żaden sposób, przystosować się do zmian w naturze – wszak wirus to rzecz naturalna, nawet jak stworzona przez człowieka. To nasza ingerencja w naturę, ale nadal natura. Podobnie jak fakt, że my zmieniamy świat dookoła. Po prostu, część naszego działania.
Kraje trzeciego świata mają lepiej
Przewrotnie, my kraje tzw. pierwszego świata, szczycimy się technicznym rozwojem, konsumpcją, mechanizacją, automatyzacją. Jesteśmy, jak wspomniałem, panami życia i tworzymy własny świat – a w rzeczywistości jesteśmy sto lat za murzynami (i Persami, Egipcjanami, Azjatami) Społeczeństwa te, żyjący w ubóstwie nie zrobiły kroku wstecz w ewolucji. Tam dzieci potrafią zbudować gliniany dom (z którego my się śmiejemy), wydobyć wodę, rozpłatać kozę, pozyskać jedzenie z otoczenia. Brak technologii oraz masowej konsumpcji nie zaburzyły w nich dążenia do bytu: żyją w symbiozie z otoczeniem i jeśli trzeba, adoptują się. Pamiętam jak w wiosce Beduinów przedstawili nam najnowszy piec do wypiekania macy – miał zaledwie dwa tysiące lat! I to jest to, co może – paradoksalnie uratować gatunek ludzki. Brak postępu.
Ku gorszemu. Dla wszystkich (prawie)
Naukowcy co i rusz alarmują, że idzie zmiana klimatu: lody na Antarktydzie się topią, nam braknie wody do picia, umierają drzewa. Wg przewidywań, gdzieś około roku 2050 ludność Afryki zacznie migrować na północ. Podobna sytuacja miała miejsce jakieś 800 tys. lat temu, kiedy australopitek przywędrował do Europy. Rzecz w tym, że teraz spotkają się niejako, dwa gatunki. Jeśli wszystkie zakładane przez naukowców scenariusze się spełnią (albo przynajmniej te trzy wspomniane wyżej) to nasze kraje pierwszego świata popadną w chaos i zaczną zanikać z głodu i braku zasobów (prąd, masowa produkcja, woda). Przybędą gatunki ludzi, którzy dostosują się do naszych warunków – lecz one nie będą potrzebowały prądu, a wodę pozyskają sami. W czasie gdy my, stworzyciele świata, będziemy zabijać się o każdy kęs jedzenia, napływ ludzi z południa pogoni nas. Bo we wszystkim będą lepsi – w możliwości przetrwania, walce, zrozumieniu otoczenia.
Jako czy Kura
Przez stulecia zadawano sobie pytanie, co było pierwsze „jako czy kura”. Ja bym to zamienił na „co będzie ostatnie: jako czy kura?”. Gdy zabraknie paliw kopalnych (ropa, węgiel) kryzys energetyczny niechybnie nas dosięgnie. Zamrażarki, lodówki, transport mięsa, warzyw... wszystko padnie w ciągu kilku dni. Mądry powie, że ma f0towoltaikę, ale co będzie, jak wybuchnie jakiś wulkan, i słońca też braknie na kilka... kilkanaście dni? Nasz byt jest zaplanowany na kilka dni w przód, a potem nic. Wykluczyliśmy się z cyklu natury na własne życzenie. Jesteśmy gotowi na zagładę, bo tak pisze historia Świata.
To już.
Gdzieś tam sobie tyka Zegar Zagłady. Odlicza, ile czasu pozostało do wojny ostatecznej. Ale nie na ten czas bym patrzył – wszak to naukowy bełkot, odrealniony i zacofany. Tyka za to inny, ten nasz, biologiczny. Biologicznie zrobiliśmy tyle kroków wstecz, że nie sposób myśleć o nas, jak o gatunku posiadającym zdolności adaptacyjne. I jak już wspomniałem, jeśli w naturze nie potrafisz się przystosować, to wymierasz. Część, czapa.
Analizując powierzchownie historię Świata, ludzkość jest gotowa na zagładę. Uczyniliśmy wiele rzeczy, których nie da się odkręcić. W niespełna tysiąc lat przekreśliliśmy siebie jako gatunek i jest nam z tym dobrze. Akceptujemy to, żyjemy z tą decyzją i patrzymy na ceny ulubionego piwa oraz potrzebnego paliwa. Gdzieś tam w tle przewija się życie, ewolucja, ale my z tego wyścigu dawno wystąpiliśmy. Niech zabraknie prądu na tydzień (np. impuls EMP ze Słońca) i cała ta nasza ewolucja pokaże dość szybko, gdzie jest nasze miejsce. Lecz ewentualny impuls to nie jedyne zagrożenie. Zniszczyliśmy planetę, to planeta zniszczy nas. I będzie to wielka sprawiedliwość w naturze.
Z punktu widzenia ewolucji zrobiliśmy krok wstecz. Nie jeden, warty – dajmy na to – dziesięciu tysięcy lat – ale warty co najmniej osiemdziesięciu tysięcy. Jednocześnie zniszczyliśmy planetę, sprawiając że flora i fauna nie jest tak nasycona jak wspomniane cofnięcie. Wobec czego, względem naszych zdolności adaptacyjnych, a także różnicy w zasobach, cofnęliśmy się gdzieś o jeden milion lat. Do momentu, gdzie człowiek nie mógłby współistnieć z otoczeniem na Ziemi. Pal licho dinozaury czy inne zagrożenia. My kontra natura nie mielibyśmy szans.
Kursor z komórki vs ostrze dzidy
Zapewne pamiętacie „mema” z ewolucją ostrza dzidy. Zaskakująco celne porównanie i nie ważne, czy zamierzone, czy nie, ale trafia w punkt. Pisałem o adaptacji: ewolucja pozwalała nam, ludziom, płynnie przechodzić w nowe środowiska: zbieractwo otaczającej flory, łowiectwo, następnie tryb osadniczy, wykorzystanie zasobów naturalnych gleby itd. Otaczający ludzi świat był szybko zrozumiany, a człowiek uczył się w nim żyć. Dzisiaj 99,9% społeczeństwa nie potrafi pozyskać samodzielnie wody pitnej, że o polowaniu czy samodzielnym wyżywieniu nie wspomnę. Te umiejętności całkowicie znikły. Za to potrafimy poruszać kursorem i dodawać do koszyka na ekranie komputera. Choć wiedza jest w zasięgu ręki, ewolucyjnie stawiamy kroki wstecz, pomijając ją. Jest nam zbędna. Jak wspomniałem – uzależniliśmy się od technologii i tak już jest. W naturze też jest pewne prawo – jak się nie rozwijasz, nie ewoluujesz, to raczej przepadniesz. Oczywiście są gatunki, które nie zmieniły się zbytnio przez setki milionów lat, ale to raczej nieskomplikowane stworzenia. Wszystkie inne, zależne od środowiska, wymarły jeśli nie mogły się przystosować. No, i właśnie my nie potrafimy się przystosować do środowiska, bo to my je adoptujemy na własne potrzeby. Można powiedzieć, „wow!” staliśmy się panami świata, kreujemy swoją drogę ewolucji. Ale w naturze coś takiego nie istnieje.
Covid papierkiem lakmusowym
Pojawił się nowy wirus. Niemal wszystkie rządy, na bazie dostępnych informacji naukowych, podjęły decyzję o lockdawnach, izolacjach, noszeniu maseczek, dezynfekcji. Dość ostre restrykcję dotknęły 70% ludności świata. To jest element ewolucji – jako gatunek wysoko rozwinięty, posiadający szeroką wiedzę o chorobach, ich pochodzeniu, sposobach rozprzestrzeniania się – który pozwolił nam dostosować się do nowych warunków. Nie oceniam – absolutnie! – tego, czy Covid jest plandemią czy faktyczną pandemią. Oceniam suche fakty z historii, z fragmentu naszego rozwoju. Ludzkość spotkało nowe zagrożenie i ludzkość do tego zagrożenia się przystosowała. I teraz hit: okazało się (dobrze), że wirus nie jest tak groźny, jak zakładano. Wiele osób postanowiło wykorzystać dostępne środki komunikacji i dotrzeć do jeszcze większej ilości ludzi, żeby poinformować, iż wszystko zostało zmyślone (ponownie – nie oceniam ABSOLUTNIE tego, czy Covid jest wytworem rządów/agencji czy jest faktycznym wirusem). I tutaj przychodzi nasz popieprzony krok wstecz.
Jeśli potrafimy zbiorowo negować fakty zastałe (restrykcje) celem własnego dobra, to społecznie leżymy gdzieś poniżej niesporczaka. Działamy na szkodę społeczności i całej cywilizacji. Bo gdyby teraz pojawił się faktycznie jakiś wirus „masta human killah”, który istotnie wybiłby 9/10 osób zarażonych, to zanim by ludzkość (ogółem) ogarnęła temat, gatunek ludzki byłby zagrożony. To jest negacja ewolucji pełną gębą. Covid pokazał, że nie potrafimy, w żaden sposób, przystosować się do zmian w naturze – wszak wirus to rzecz naturalna, nawet jak stworzona przez człowieka. To nasza ingerencja w naturę, ale nadal natura. Podobnie jak fakt, że my zmieniamy świat dookoła. Po prostu, część naszego działania.
Kraje trzeciego świata mają lepiej
Przewrotnie, my kraje tzw. pierwszego świata, szczycimy się technicznym rozwojem, konsumpcją, mechanizacją, automatyzacją. Jesteśmy, jak wspomniałem, panami życia i tworzymy własny świat – a w rzeczywistości jesteśmy sto lat za murzynami (i Persami, Egipcjanami, Azjatami) Społeczeństwa te, żyjący w ubóstwie nie zrobiły kroku wstecz w ewolucji. Tam dzieci potrafią zbudować gliniany dom (z którego my się śmiejemy), wydobyć wodę, rozpłatać kozę, pozyskać jedzenie z otoczenia. Brak technologii oraz masowej konsumpcji nie zaburzyły w nich dążenia do bytu: żyją w symbiozie z otoczeniem i jeśli trzeba, adoptują się. Pamiętam jak w wiosce Beduinów przedstawili nam najnowszy piec do wypiekania macy – miał zaledwie dwa tysiące lat! I to jest to, co może – paradoksalnie uratować gatunek ludzki. Brak postępu.
Ku gorszemu. Dla wszystkich (prawie)
Naukowcy co i rusz alarmują, że idzie zmiana klimatu: lody na Antarktydzie się topią, nam braknie wody do picia, umierają drzewa. Wg przewidywań, gdzieś około roku 2050 ludność Afryki zacznie migrować na północ. Podobna sytuacja miała miejsce jakieś 800 tys. lat temu, kiedy australopitek przywędrował do Europy. Rzecz w tym, że teraz spotkają się niejako, dwa gatunki. Jeśli wszystkie zakładane przez naukowców scenariusze się spełnią (albo przynajmniej te trzy wspomniane wyżej) to nasze kraje pierwszego świata popadną w chaos i zaczną zanikać z głodu i braku zasobów (prąd, masowa produkcja, woda). Przybędą gatunki ludzi, którzy dostosują się do naszych warunków – lecz one nie będą potrzebowały prądu, a wodę pozyskają sami. W czasie gdy my, stworzyciele świata, będziemy zabijać się o każdy kęs jedzenia, napływ ludzi z południa pogoni nas. Bo we wszystkim będą lepsi – w możliwości przetrwania, walce, zrozumieniu otoczenia.
Jako czy Kura
Przez stulecia zadawano sobie pytanie, co było pierwsze „jako czy kura”. Ja bym to zamienił na „co będzie ostatnie: jako czy kura?”. Gdy zabraknie paliw kopalnych (ropa, węgiel) kryzys energetyczny niechybnie nas dosięgnie. Zamrażarki, lodówki, transport mięsa, warzyw... wszystko padnie w ciągu kilku dni. Mądry powie, że ma f0towoltaikę, ale co będzie, jak wybuchnie jakiś wulkan, i słońca też braknie na kilka... kilkanaście dni? Nasz byt jest zaplanowany na kilka dni w przód, a potem nic. Wykluczyliśmy się z cyklu natury na własne życzenie. Jesteśmy gotowi na zagładę, bo tak pisze historia Świata.
To już.
Gdzieś tam sobie tyka Zegar Zagłady. Odlicza, ile czasu pozostało do wojny ostatecznej. Ale nie na ten czas bym patrzył – wszak to naukowy bełkot, odrealniony i zacofany. Tyka za to inny, ten nasz, biologiczny. Biologicznie zrobiliśmy tyle kroków wstecz, że nie sposób myśleć o nas, jak o gatunku posiadającym zdolności adaptacyjne. I jak już wspomniałem, jeśli w naturze nie potrafisz się przystosować, to wymierasz. Część, czapa.
Analizując powierzchownie historię Świata, ludzkość jest gotowa na zagładę. Uczyniliśmy wiele rzeczy, których nie da się odkręcić. W niespełna tysiąc lat przekreśliliśmy siebie jako gatunek i jest nam z tym dobrze. Akceptujemy to, żyjemy z tą decyzją i patrzymy na ceny ulubionego piwa oraz potrzebnego paliwa. Gdzieś tam w tle przewija się życie, ewolucja, ale my z tego wyścigu dawno wystąpiliśmy. Niech zabraknie prądu na tydzień (np. impuls EMP ze Słońca) i cała ta nasza ewolucja pokaże dość szybko, gdzie jest nasze miejsce. Lecz ewentualny impuls to nie jedyne zagrożenie. Zniszczyliśmy planetę, to planeta zniszczy nas. I będzie to wielka sprawiedliwość w naturze.
--
I am the law!