Pięćdziesiąt lat temu, 20 lipca 1969 roku, tymi właśnie słowami Neil Armstrong oznajmił światu, że – po raz pierwszy w historii – ludziom udało się wylądować na Księżycu. Armstrong wraz z Edwinem Aldrinem i Michaelem Collinsem wystartowali z Centrum Kosmicznego im. Johna F. Kennedy'ego na przylądku Canaveral cztery dni wcześniej; Armstrong i Aldrin spędzili na Księżycu w sumie 21 godzin i 36 minut, w tym czasie Collins pozostał w module dowodzenia na niskiej orbicie. 24 lipca astronauci szczęśliwie wylądowali na Oceanie Spokojnym, półtora tysiąca kilometrów od wybrzeża Hawajów. Misja Apolla 11 była bez wątpienia bezprecedensowym osiągnięciem i nie da się chyba przecenić jej historycznego znaczenia – ale ja w tym szczególnym dniu chciałem się skupić na nieco bardziej przyziemnym aspekcie podboju kosmosu.
Załoga Apolla 11
Jak można policzyć, cały lot trwał osiem dni. Podręczniki historii czy filmy dokumentalne o tym wydarzeniu dość często milczą na temat tego, że astronauci to wciąż ludzie z krwi i kości, którzy muszą spać, pić, jeść, trawić, wydalać... No właśnie.
Jak się okazuje, tak prozaiczne czynności stają się przy braku ciążenia niesamowicie skomplikowanymi operacjami. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak właściwie robi się w kosmosie kupę?
Pierwszym człowiekiem, który musiał załatwić się w kosmosie (a zarazem pierwszym człowiekiem, który spędził na orbicie ponad dobę – jedno, jak łatwo się domyślić, wynikało z drugiego) był radziecki kosmonauta Gierman Titow, podczas lotu Wostoka 2. 6 sierpnia 1961 roku około 18:30 czasu moskiewskiego nasz bohater, że się tak wyrażę, otworzył zawory i zrobił co musiał. Nie ma zbyt szczegółowych informacji na ten temat, ale podejrzewam, że Titow nosił wtedy po prostu pieluchę.
Gierman Titow - prawdziwy bohater nie tylko Związku Radzieckiego
Dużo obszerniejsze są natomiast opisy tego, co działo się na pokładach amerykańskich statków kosmicznych; wszystkie odtajnione dokumenty NASA są w domenie publicznej i można je po prostu poczytać. Porozmawiamy więc sobie na temat tego, jak uczestnicy programu Apollo radzili sobie z pozbywaniem się produktów przemiany materii.
Defekacja i oddawanie moczu w warunkach braku ciążenia, jak już wspomniałem, są dość skomplikowane. Czy raczej - sam proces nie różni się znacząco od tego, co robimy na Ziemi, wewnętrzne ciśnienie spokojnie wystarcza, żeby organizm usunął na zewnątrz zbędne materiały, a problem pojawia się bezpośrednio po tym fakcie. U nas grawitacja załatwia sprawę i wszystko po prostu spada w dół. W statku kosmicznym nie ma niestety takich luksusów i, gdyby je puścić luzem, to po kabinie latałyby sobie swobodnie krople moczu albo i gorzej (do tematu jeszcze wrócimy) – na co, z oczywistych względów, nie można sobie pozwolić. Żeby rozwiązać ten problem, na pokładzie Apolla zainstalowano specjalny System Odbioru Nieczystości (Waste Management System), składający się z Podsystemu Moczu (Urine Subsystem) oraz Podsystemu Kału (Fecal Subsystem).
Waste Management System
Pierwszy z podsystemów, co oczywiste, umożliwiał pozbywanie się nieczystości płynnych. Choć szczegóły techniczne wcale nie są trywialne, to cały proces sprowadzał się do tego, że należało nasikać do pojemnika, który był podłączony elastyczną rurką do zaworu w ścianie modułu załogowego, którego to wylot skierowany był w próżnię kosmosu. Otwarcie tego zaworu umożliwiało wyrzucenie nieczystości na zewnątrz pod wpływem ciśnienia panującego w kabinie. A żeby siki przypadkiem nie zamarzły i nie zatkały wylotu, były tam też specjalne grzałki. Jednoczesne otwarcie pokrywy pojemnika i zaworu zewnętrznego sprawiało, że system działał jak odkurzacz i można było złapać ewentualne latające krople.
Podsystem drugi służył do zbierania nieczystości stałych. Tutaj problemem jest przede wszystkim... hmmm... uzyskanie separacji. Jak poprzednio, tak i tutaj na Ziemi pomaga w tym grawitacja. W przypadku jej braku klocek samoczynnie nie odklei się od tyłka i trzeba mu w tym pomóc. Niestety, tutaj astronauci nie dysponowali żadnym sprytnym urządzeniem technicznym, nie było przeznaczonych do tego celu kosmicznych odkurzaczy. Podsystem składał się z odbiornika nieczystości, będącego plastikową torebką, z otworem na jednym końcu otoczonym taśmą klejącą. Odbiornik należało przykleić sobie szczelnie do otworu spustowego, a następnie dokonać aktu defekacji. Pomyślną separację produktu uzyskiwano ręcznie, za pomocą palca, umieszczonego w przeznaczonym do tego wgłębieniu z boku odbiornika. Astronauci mieli do dyspozycji papierowe chusteczki (zamiast tradycyjnego papieru toaletowego), które po użyciu również należało wrzucić do torebki. To niestety jeszcze nie wszystko. Aby nie dopuścić do rozwoju bakterii, które mogłyby wyprodukować w torebce metan, co z kolei mogłoby doprowadzić do wzrostu ciśnienia i jej rozerwania, należało do całości dodać środka antybakteryjnego. Po jego dolaniu pojemnik szczelnie zamykano, a żeby upewnić się, że środek bakteriobójczy zostanie dobrze rozprowadzony, po raz kolejny trzeba było uciec się do metod manualnych – czyli porządnie wymiętosić klocka tak, żeby wszystko się ładnie wymieszało. Torebka była oczywiście przezroczysta, więc postęp procesu można było na bieżąco obserwować. Tym razem nieczystości nie leciały za burtę, składano je w przygotowanym do tego celu pojemniku, żeby mogły wrócić na Ziemię i zostać przebadane. Astronauci nazywali pojemniki "ass gaskets", czyli "uszczelkami na dupę".
Fecal Subsystem, niemalże w całej okazałości
W misjach Apollo 12 i kolejnych używano już nowocześniejszych rozwiązań.
A teraz obiecany powrót do tematu latających nieczystości. W tym miejscu należy wspomnieć o misji poprzedzającej lądowanie na Księżycu – Apollo 10, będącej właściwie próbą generalną; najważniejsza różnica polegała na tym, że moduł księżycowy (czyli lądownik, nazwany „Snoopy”) ostatecznie nie lądował na powierzchni Srebrnego Globu, jedynie zniżył się na wysokość ok. 14 km.
Załoga Apolla 10
Jak się niestety okazało, Podsystem Kału - choć niewątpliwie wysoce zaawansowany - nie był jednak rozwiązaniem idealnym. W zapisie rozmów astronautów zachowało się świadectwo tego faktu (CDR – dowódca, Thomas Stafford; LMP – pilot modułu księżycowego, Eugene Cernan; CMP – pilot modułu dowodzenia, John Young; SC – centrum kosmiczne):
CDR: O – Kto to zrobił?
CMP: Kto zrobił co?
LMP: Co?
CDR: Kto to zrobił? (śmiech)
LMP: Skąd to się wzięło?
CDR: Daj mi szybko chusteczkę. Mamy tu klocka latającego w powietrzu.
CMP: Ja tego nie zrobiłem. To nie mój.
LMP: Myślę, że mój też nie.
CMP: Boże wszechmogący!
SC: (śmiech)
CDR: Co widzisz?
CMP: Nic, dla mnie wystarczy.
LMP: Tak.
CMP: Dobra robota.
[…]
LMP: Powiedzieli na 135. Tak nam powiedzieli – Tu jest kolejny cholerny klocek. Co jest z wami, chłopaki? Masz, daj mi -
CDR/CMP: (śmiech)
LMP: Wiesz, słonko, gdybym to był ja, to na pewno wiedziałbym, że sram na podłogę.
CDR: Po prostu tak sobie latał?
LMP: Tak.
CDR: (śmiech) Mój się bardziej lepił niż ten.
LMP: Kiedy włożyłem palec w mojego – mój był za miękki. Ja pierdzielę.
CDR: (śmiech)
LMP: (śmiech) Nie wiem czyje to. Nie potrafię potwierdzić, że to mój, ani zaprzeczyć (śmiech).
O czym tak naprawdę mówi się w kosmosie
Ponieważ moduł księżycowy Apolla 10 nie musiał lądować, po zakończeniu działań w pobliżu Księżyca zostało w nim sporo paliwa. Astronauci zapakowali do niego śmieci (w tym pojemniki z odchodami), przeszli do modułu dowodzenia, odłączyli się od lądownika i zdalnie odpalili jego silniki. Snoopy nabrał prędkości, opuścił obszar grawitacyjnego wpływu Ziemi i wszedł na orbitę heliocentryczną, na której pozostaje do dziś.
Kiedy więc będziecie patrzeć w niebo, to pamiętajcie, że gdzieś tam w przestrzeni od ponad pół wieku krąży nad nami Snoopy z paroma kilogramami gówna na pokładzie – i będzie tak latać po wsze czasy!
https://history.nasa.gov/SP-368/s6ch2.htm
https://www.hq.nasa.gov/alsj/a410/AS10_CM.PDF
zdjęcia z Wikipedii
Załoga Apolla 11
Jak można policzyć, cały lot trwał osiem dni. Podręczniki historii czy filmy dokumentalne o tym wydarzeniu dość często milczą na temat tego, że astronauci to wciąż ludzie z krwi i kości, którzy muszą spać, pić, jeść, trawić, wydalać... No właśnie.
Jak się okazuje, tak prozaiczne czynności stają się przy braku ciążenia niesamowicie skomplikowanymi operacjami. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak właściwie robi się w kosmosie kupę?
Pierwszym człowiekiem, który musiał załatwić się w kosmosie (a zarazem pierwszym człowiekiem, który spędził na orbicie ponad dobę – jedno, jak łatwo się domyślić, wynikało z drugiego) był radziecki kosmonauta Gierman Titow, podczas lotu Wostoka 2. 6 sierpnia 1961 roku około 18:30 czasu moskiewskiego nasz bohater, że się tak wyrażę, otworzył zawory i zrobił co musiał. Nie ma zbyt szczegółowych informacji na ten temat, ale podejrzewam, że Titow nosił wtedy po prostu pieluchę.
Gierman Titow - prawdziwy bohater nie tylko Związku Radzieckiego
Dużo obszerniejsze są natomiast opisy tego, co działo się na pokładach amerykańskich statków kosmicznych; wszystkie odtajnione dokumenty NASA są w domenie publicznej i można je po prostu poczytać. Porozmawiamy więc sobie na temat tego, jak uczestnicy programu Apollo radzili sobie z pozbywaniem się produktów przemiany materii.
Defekacja i oddawanie moczu w warunkach braku ciążenia, jak już wspomniałem, są dość skomplikowane. Czy raczej - sam proces nie różni się znacząco od tego, co robimy na Ziemi, wewnętrzne ciśnienie spokojnie wystarcza, żeby organizm usunął na zewnątrz zbędne materiały, a problem pojawia się bezpośrednio po tym fakcie. U nas grawitacja załatwia sprawę i wszystko po prostu spada w dół. W statku kosmicznym nie ma niestety takich luksusów i, gdyby je puścić luzem, to po kabinie latałyby sobie swobodnie krople moczu albo i gorzej (do tematu jeszcze wrócimy) – na co, z oczywistych względów, nie można sobie pozwolić. Żeby rozwiązać ten problem, na pokładzie Apolla zainstalowano specjalny System Odbioru Nieczystości (Waste Management System), składający się z Podsystemu Moczu (Urine Subsystem) oraz Podsystemu Kału (Fecal Subsystem).
Waste Management System
Pierwszy z podsystemów, co oczywiste, umożliwiał pozbywanie się nieczystości płynnych. Choć szczegóły techniczne wcale nie są trywialne, to cały proces sprowadzał się do tego, że należało nasikać do pojemnika, który był podłączony elastyczną rurką do zaworu w ścianie modułu załogowego, którego to wylot skierowany był w próżnię kosmosu. Otwarcie tego zaworu umożliwiało wyrzucenie nieczystości na zewnątrz pod wpływem ciśnienia panującego w kabinie. A żeby siki przypadkiem nie zamarzły i nie zatkały wylotu, były tam też specjalne grzałki. Jednoczesne otwarcie pokrywy pojemnika i zaworu zewnętrznego sprawiało, że system działał jak odkurzacz i można było złapać ewentualne latające krople.
Podsystem drugi służył do zbierania nieczystości stałych. Tutaj problemem jest przede wszystkim... hmmm... uzyskanie separacji. Jak poprzednio, tak i tutaj na Ziemi pomaga w tym grawitacja. W przypadku jej braku klocek samoczynnie nie odklei się od tyłka i trzeba mu w tym pomóc. Niestety, tutaj astronauci nie dysponowali żadnym sprytnym urządzeniem technicznym, nie było przeznaczonych do tego celu kosmicznych odkurzaczy. Podsystem składał się z odbiornika nieczystości, będącego plastikową torebką, z otworem na jednym końcu otoczonym taśmą klejącą. Odbiornik należało przykleić sobie szczelnie do otworu spustowego, a następnie dokonać aktu defekacji. Pomyślną separację produktu uzyskiwano ręcznie, za pomocą palca, umieszczonego w przeznaczonym do tego wgłębieniu z boku odbiornika. Astronauci mieli do dyspozycji papierowe chusteczki (zamiast tradycyjnego papieru toaletowego), które po użyciu również należało wrzucić do torebki. To niestety jeszcze nie wszystko. Aby nie dopuścić do rozwoju bakterii, które mogłyby wyprodukować w torebce metan, co z kolei mogłoby doprowadzić do wzrostu ciśnienia i jej rozerwania, należało do całości dodać środka antybakteryjnego. Po jego dolaniu pojemnik szczelnie zamykano, a żeby upewnić się, że środek bakteriobójczy zostanie dobrze rozprowadzony, po raz kolejny trzeba było uciec się do metod manualnych – czyli porządnie wymiętosić klocka tak, żeby wszystko się ładnie wymieszało. Torebka była oczywiście przezroczysta, więc postęp procesu można było na bieżąco obserwować. Tym razem nieczystości nie leciały za burtę, składano je w przygotowanym do tego celu pojemniku, żeby mogły wrócić na Ziemię i zostać przebadane. Astronauci nazywali pojemniki "ass gaskets", czyli "uszczelkami na dupę".
Fecal Subsystem, niemalże w całej okazałości
W misjach Apollo 12 i kolejnych używano już nowocześniejszych rozwiązań.
A teraz obiecany powrót do tematu latających nieczystości. W tym miejscu należy wspomnieć o misji poprzedzającej lądowanie na Księżycu – Apollo 10, będącej właściwie próbą generalną; najważniejsza różnica polegała na tym, że moduł księżycowy (czyli lądownik, nazwany „Snoopy”) ostatecznie nie lądował na powierzchni Srebrnego Globu, jedynie zniżył się na wysokość ok. 14 km.
Załoga Apolla 10
Jak się niestety okazało, Podsystem Kału - choć niewątpliwie wysoce zaawansowany - nie był jednak rozwiązaniem idealnym. W zapisie rozmów astronautów zachowało się świadectwo tego faktu (CDR – dowódca, Thomas Stafford; LMP – pilot modułu księżycowego, Eugene Cernan; CMP – pilot modułu dowodzenia, John Young; SC – centrum kosmiczne):
CDR: O – Kto to zrobił?
CMP: Kto zrobił co?
LMP: Co?
CDR: Kto to zrobił? (śmiech)
LMP: Skąd to się wzięło?
CDR: Daj mi szybko chusteczkę. Mamy tu klocka latającego w powietrzu.
CMP: Ja tego nie zrobiłem. To nie mój.
LMP: Myślę, że mój też nie.
CMP: Boże wszechmogący!
SC: (śmiech)
CDR: Co widzisz?
CMP: Nic, dla mnie wystarczy.
LMP: Tak.
CMP: Dobra robota.
[…]
LMP: Powiedzieli na 135. Tak nam powiedzieli – Tu jest kolejny cholerny klocek. Co jest z wami, chłopaki? Masz, daj mi -
CDR/CMP: (śmiech)
LMP: Wiesz, słonko, gdybym to był ja, to na pewno wiedziałbym, że sram na podłogę.
CDR: Po prostu tak sobie latał?
LMP: Tak.
CDR: (śmiech) Mój się bardziej lepił niż ten.
LMP: Kiedy włożyłem palec w mojego – mój był za miękki. Ja pierdzielę.
CDR: (śmiech)
LMP: (śmiech) Nie wiem czyje to. Nie potrafię potwierdzić, że to mój, ani zaprzeczyć (śmiech).
O czym tak naprawdę mówi się w kosmosie
Ponieważ moduł księżycowy Apolla 10 nie musiał lądować, po zakończeniu działań w pobliżu Księżyca zostało w nim sporo paliwa. Astronauci zapakowali do niego śmieci (w tym pojemniki z odchodami), przeszli do modułu dowodzenia, odłączyli się od lądownika i zdalnie odpalili jego silniki. Snoopy nabrał prędkości, opuścił obszar grawitacyjnego wpływu Ziemi i wszedł na orbitę heliocentryczną, na której pozostaje do dziś.
Kiedy więc będziecie patrzeć w niebo, to pamiętajcie, że gdzieś tam w przestrzeni od ponad pół wieku krąży nad nami Snoopy z paroma kilogramami gówna na pokładzie – i będzie tak latać po wsze czasy!
https://history.nasa.gov/SP-368/s6ch2.htm
https://www.hq.nasa.gov/alsj/a410/AS10_CM.PDF
zdjęcia z Wikipedii
Ostatnio edytowany:
2019-07-20 17:57:21
--