Zlazłem wczoraj z dobowego dyżuru. Na nocy mieliśny dwie deski i znoszenie po schodach. Wrócilem do domu, poogarniałem sprawy, potem zakupy, odebrać pierdziocha z przedszkola, dać mu żryć, potem zawiozłem ją do rodziców i musiałem iść na noc. Zrobiłem sobie krótką drzemkę między 16 a 17. Kiedy się obudziłem, nie potrafiłem się podnieść. Ból od pośladka do kolana. Najpierw jakoś spełzłem z łóżka, potem długo się piobizowałem... Kuffa nie dam rady w robocie. Dojechałem, przebrałem się, nikt mi nie był w stanie tej nocki zabrać.
Zlazłem do karetki, venflon 250 ml NaCl z ketonalem 100mg i dexaven 8. Zaczęło puszczać, pojechaľem na IP po receptę - nimesil i mydocalm forte. Od razu sobie zażyłem.
W nocy puściło a nad ranem jak ręką odjął.
Wróciłem do domu kawka i jeszcze jedna kroplówka taka jak wieczorem. Wszystko puściło.
Jak bym takich czynów dokonuwał 2000 lat temu, dziś wsiałym w waszym domu na krzyżu.

:brogman
Na krzyżu. Martwy. Dla pewności dźgnięty w bok.

Nie ma się czym chwalić

Ps. U mnie nie wisi, jedynie ostatnia wieczerza. Bezbożnicy.

Bezbrożnik jestem

Lans na chody w służbie zdrowia...

A na poważnie, to jakbyś był takim zwyczajnym Kowalskim, emerytem lub ślusarzem, to ile byś czekał na to, by się ktoś zajął bolesną przypadłością?

:hubbabubba co nie?
Moja maman ze dwa miesiące temu leżała w szpitalu. Musiała wzywać karetkę. Jest chora na serce i ma zaawansowany gościec. Rano przyszedł lekarz i zapytał, jak się czuje. Mama, że źle. Ale nie zdążyła rozwinąć myśli, gdyż lekarz odpowiedział, cytuję: "A i ja nie najlepiej" i poszedł w pizdu. Mama się rozryczała.
Przysięgam, że gdybym tam była to bym go za włosy przyciągnęła do pacjentki.

Gniłby na wieczorynce o ile ktoś by go tam zaniósł

Nie uwierzysz jak często ludzie dzwonią, wzywając do rwy kulszowej. Przyjeżdżamy i dajemy zastrzyk i zalecamy się udać jak pusci do lek POZ po jakiś lek przeciwbólowo_przeciwzapalny i najlepiej jakiś dodatkowo na rozluźnienie mięśni. Do szpitala nie zabieram bo to nie jest stan zagrożenia życia. Czasem jak dyspozytor wysyła nas na POZ-etowe wizyty, i jest wmoim mniemaniu fajna rodzinka, a nie patolnia, albo debilnia co mi ryczy do ucha że nia mnie placi - to se leczę. Lekarze coraz częściej zwalają ba nas swoją robotę, sugerując pacjentom aby dzwonili po pogotowie. Dyspozytorzy wszystko przyjmują, ba potem są obsrani ze bie mają karetki na stanie ibwwzywają z sąsiedniego rejonu, potem tam nie ma keretki i my tam jedziemy do ciulstwa. 70 % wizyt jakie wykonuje ratownictwo medyczne, nie powinno być wykonywanych. Brakuje jeszcze żebyśmy wypisywali recepty i mieli kursy z ostatniego namaszczenia

Mógłbym każde ciulstwo wozic do szpitala i zapychać Izbę Przyjęć. 4 karetki na mieście, w ciągu dnia po ok 10 - 12 wyjazdów, plus ludzie którzy sami przychodzą traktując SOR jak poradnie i drą ryja że muszą czekać. Staram się ludziom to oszczędzić, z drugiejnstrony nie znam pacjenta, pierwszy raz go widzę i nie mogę gwarantować że mu pomogę, albo nie zaszkodzę bo on sam nie ma pojęcia czy jest uczulony na jakis lek.

Co do lekarzy POZ. Jesli mają starszą, chorą osobę, która ma jakieś dolegliwości od kilku dni powinien wypisać skierowanie do szpitala i sjierowanie na transport dla. Pacjenta, bo mu się kilka razy w roku należy. Katetki transportowe działą od pon. do pt. Od 8-18 tak jak działaja poradnie, ale lekarz poradnia musi zaplacic. Co się robi? Dzwoni na 112. Lekarz nawet nie bada pacjenta

:gatinha przy Twoim wzroście, ciągnęłabyś za włosy na jajach

"to se leczę" - Dr Brog-House patalog amator

:brogman co Ty nie powiesz. Mama miała wtedy migotanie przedsionków, trwało 4 jebane dni. Myślisz, że ktoś ją skierował na kardiokonwersję jak już była na oddziale? A takiego wała.
Teraz ma drugie skierowanie od swojego lekarza. I od dwu tygodni czekamy na miejsce na oddziale w szpitalu w Lbn, bo nie chcemy wracać na oddział tego lekarza, co to źle się czuje podczas obchodu.
Ale złamałam ten jebany system. W poniedziałek mama idzie prywatnie do pana kierownika kardiologii jednego z lubelskich szpitali. Za grubą kasę - o ile zakład, że miejsce się znajdzie?

Ale jak ma migotanie to nie czekasz. Wzywasz RM robimy egk, teletransmisję na kardiologię, bo może sie uda i łykną, a jak nie to na internę i umiarowią lekami, ewentualnie skieruja dalej.

Ale to wszystko zależod tego kto przyjedzie. Ale jesli wiesz co możemy zrobić możesz tego żądać

W tej chwili lekarze przyjmujący prywatnie wystawiają paragony. Przynajmniej powinni. I powinno być tak, że tymi paragonami można opłacać składkę zdrowotną. Bo skoro pracujesz, opłacasz składki, to powinieneś mieć zagwarantowany dostęp do lekarzy. A nie - limit i najbliższa wizyta za dwa lata (znam to z autopsji). A tak idziesz prywatnie, płacisz za wizytę i później ją sobie odliczasz od składki, bo skoro składkobiorca się nie wywiązuje z obowiązku...
Tak swoją drogą, to co to za chora idea - limity przyjęć? Ktoś odgórnie ustala ile w danym roku może zachorować na określoną chorobę i ilu z nich będziemy leczyć, a reszta niech się o siebie martwi?

:brogman weź nie filozuj. Przeprowadź się gdzieś, gdzie cię nie znają, wezwij pogotowie i nie przyznawaj się, żeś ze służby zdrowia/ratownictwa. Ciekawe wrażenia gwarantowane.

Limity przyjęć raczej dotyczą kontraktacji i możliwości "przerobu" danego lekarza w danej przychodni.

A później kardiolog na NFZ ziewa podczas robienia echa serca bo wczoraj miał 2 dyżury w przychodniach, a nockę w klinice i operował pół nocy. I czy teraz w powiedzmy 30tej godzinie pracy zauważy moje choroby? Czy akurat ziewając przymknie oczy...

:hubbabubba Napisz proszę coś bliżej na temat tego opłacania składki zdrowotnej paragonami.
Nie wiedziałem o takiej możliwości. Jaki przepis to reguluje? Jak się to załatwia?

:waldek52 słowo klucz "powinno"

Ech te przywileje, kroplóweczkę sobie strzeli kiedy chce, a gdy trafia na pacjentkę, która z bólu stać, chodzić, nawet leżeć nie może i boi się o życie dziecka... Z fochem da paracetamol i przez całą drogę do szpitala wali niewybredne komentarze, że smarkula sobie darmowe taxi i bezkolejkowe badanie załatwia. Gdyby nie ta bezkolejkowość mogłabym skończyć na stole operacyjnym, możliwe że już bez dziecka. Ale nie, kutafon lepiej wie, że nic mi nie jest, w końcu usg w oczach ma.
Sorry :brogman, ale w tym momencie nie mam dobrego zdania o Twoich kolegach po fachu.

:brogman ale jakie "czekasz"? Toż mówię, źle się czuła, wie, że choroba poważna bo niedomykalność zastawek więc wezwała RM.
Przyjechali, stwierdzili migotanie, zawieźli do szpitala. Lekarz jak już się poczuł lepiej (on a nie moja mama ha ha), stwierdził że w takim stanie jak jest umiarawiać nie będą bo grozi udarem. Potrzymali tyle ile NFZ potrzebuje aby dostać kasę za pacjenta i wypisali do domu w stanie niepogorszonym ale i nie polepszonym. Żeby było ciekawie zanim przyjeli ją na oddział, to na izbie przyjęć do szpitala z tym migotaniem przesiedziała od 10.00 do 18.00.
Był jeszcze cyrk z pomylonymi receptami przy wypisie - ale juz mi się nawet pisać o tym nie chce.

Lekarz mojej mamy wypisał jej więc to j3ban3 skierowanie na kardiologię do Lublina. Zobaczymy jaka jest różnica między szpitalem powiatowym a wojewódzką kliniką. Pewnie tylko w wysokości łapówek.

no i co że mu wpi3rd*limy? pozszywa się, poda se coś na ból i tyle..

:gatinha, jakiś czas temu moją mamę zabrało pogotowie. Też migotanie. Wieńcowa zdiagnozowana przed wielu laty. 12h na SOR i co stwierdził łapiduch? Pani to pewno ma zgagę. No jebn*łbym.

madzialena82 ano właśnie nie. W przygodzie szpitalnej mojej mamy to właśnie ratownicy z karetki zrobili wszystko jak należy. Dopiero na internie z pododdziałem kardiologicznym się wszystko posypało.
Dobra, idę stąd, bo co sobie wspomnę to czuje nadchodzący zawał z wkurwu.

jedziecie po brogim, jakby to jego wina była, że system dziala jak dziala. niech pierwszy rzuci kamieniem, kto by nie wykorzystal znajomości badź przywilejów związanych z wykonywanym zawodem. jakimkolwiek

ja tam nie wiem jak z tym migotaniem
w rodzinie miałam 2 przypadki, jednego ustabilizowali w 12h kroplówkami i odesłali, 7 dni L4 i jakiś lek i jest ok
teraz wujek pojechał na wieczorynkę, doba na kardiologii, kroplówki i drugi dzień leży na wewnętrznym
dwa szpitale, 2 województwa, żadne wielkie miasta....

być może ma to związek z tym, że moja mama oprócz choroby serca ma bardzo bardzo zaawansowany gościec (jest krok od wózka) i przyjmuje bardzo silne leki antynowotworowe. Niektóre tak silne, że dawkowanie jest raz na dwa tygodnie.

zialena82 jego wina i uj! Bo się wpycha po leki przed pacjentami, przodownik jeden jego mać! A jak napisała to, że mu wpi3rd*limy i tak nic nie da, bo się znowu po znajomości wepchnie i go poskładają. I jeszcze wyjdzie ładniejszy, niż do tej pory i wtedy to już zupełnie nieuczciwe będzie!

:gatinha Twoja mama wezwała RM do chorego serca? To radio maryja przyjeżdża do takich doczesnych spraw?

A mi kiedyś karetka nie ustąpiła pierwszeństwa na przejściu, :brogi wy tempe uje!

Nooo, kurwa lszowa to nie przelewki

A jak nie jeździmy to se kawke caly czas pijemy

Może zacznijmy od podstaw. 42 osoby na 1 miejsce na medycynę. A lekarzy brakuje. Przy tym z tych 42 osób, praktycznie załatwione miejsce mają dzieci. Medycyna to w ogóle cholernie genetyczny zawód, a podobno talentów się nie dziedziczy Tutaj jest podstawa problemu. Lekarzy jest za mało, ale samym lekarzom nie zależy na zwiększeniu liczby miejsc.