Ofiary przemocy seksualnej wierzą, że to ich wina, bo tak się im wmawia na każdym kroku. Wcale nie dziwi mnie ten artykuł, ani komentarze pod nim. Tak wygląda tok myślenia przeciętnego Polaka. Jak kobieta uśmiechnie się serdecznie, to znaczy, że chce się ruchać. Jak założy sukienkę, to znaczy, że chce się ruchać. Seks to obowiązek każdej kobiety, no bo przecież faceci mają swoje potrzeby. Jak facetowi spodoba się jakaś dziewczyna, to ona musi być nim również zainteresowana (bo po co? bo nie jestem bogaty?! bo nie jestem czarnuchem z wielką pałą?! typowa szmata!!!). A jak kobieta mówi "nie" to na pewno myśli "tak", więc trzeba ją nagabywać/obmacywać dalej to w końcu zmieni zdanie hłehłehłe. No i oczywiście klasyk. Jak wreszcie, często po kilku latach ukrywania prawdy, kobieta przyzna, że dotyczy jej problem przemocy seksualnej, to jest ogólny komentarz "taa pijana sama dała mu dupy, a teraz kłamie, ze niby gwałt". Dlatego kobiety milczą. Bo wiedzą, że nie spotkają się ze zrozumieniem, ani z chęcią pomocy. I dlatego ja milczałam przez lata. Na pewno każda kobieta spotkała się z tego typu tekstami, przynajmniej raz w życiu. Tylko podejrzewam, że większość rzuci "meh, kolejny kretyn" i po paru minutach już o tym nie myślą. Ale ofiary gwałtu mają trochę inne podejście. Je to rani, przeraża i zostaje w głowie na długi czas. Naprawdę ciężko jest nabrać pewności siebie i świadomości, że to nie z tobą jest problem, tylko z tym poyebem, który ci to zrobił.
I żeby nie było zaraz, że obrażam wszystkich mężczyzn i wrzucam do jednego worka. Nie jestem żadną feministką i bardzo daleko mi do tego. A normalni, trzeźwo myślący faceci istnieją, ale stanowią nieliczną grupę. I doskonale to widać po komentarzach w artykule. Pozdro