Nigdy nie miałam rewelacyjnego węchu. Nie jestem z tych, co wyczują nutę
płatka jaśminu z ziarenkiem cedru w piżmowej smudze na bazie leśnego
runa, a ciąż z nadwrazliwością węchową już raczej nie przewiduję.
Powiedzmy nawet, że zdecydowanie nie. A że z czasem z jednej strony po
rzuceniu palenia się polepszyło, a z drugiej pogorszyło z wiekiem, jak
mojej mamie, więc bilans jest na zero, dość paskudny, jak i był.
W
sumie, to nawet jestem zadowolona, bo w mojej rodzinnej sytuacji posiadanie
doskonałego węchu byłoby dość uciążliwe, biorąc pod uwagę tak
codzienność kupsk i innych wydzielin wewnętrznych, jak i
zamiłowanie do publicznych środków transportu.
Ogólnie nie narzekam, dobrze jest mi, jak jest.
Dziś
posżłam do przydomowego supermarketu na zakupy&relaks, bo sama,
wolna jak ptaszek, na całe pół godziny a może i nawet na 45 minut. Już
przy wejściu na dział warzywno owocowy usłyszałam radosne nucenie, na
które automatycznie zareagowałam zahamowaniem wózka i wstrzymaniem
oddechu. I dobrze instynkt zareagował, bo to był ON. Spotkany po raz
pierwszy kilka tygodni temu, we wrzące, sierpniowe popołudnie, który tym
jednym tylko wydarzeniem na zawsze wrył się w moje leniwe receptory
węchowe, jak gilotyna w szyję Marii Antonietty. Jak przez mgłę pamiętam
ucieczkę przez cały sklep, na bezdechu, potem szybkie wybranie jak
najdalszej kasy i jego (zapewne premedytowany) szach mat, bo sukinot
zmienił kolejkę, stając tuż za mną, nucąc kurna wesoło przez cały
czas...
Wielu smrodów nawąchałam w moim życiu. I sanitarnych, i
żulijskich, i szambowych... Żaden, żaden mnie tak nie powalił, jak ten
jeden egzemplarz ludzkiego rodu, z pozoru normalny, nie najgorzej
ubrany, uśmiechnięty, na oko całkiem czysty, a ziejący najgorszym
smrodem niemytej pachy, jaki kiedykolwiek miałam nieprzyjemność odczuć.
Przez
pół godziny stałam w dziale warzywniczym, każdą dynię, ziemniaka i
kalafior dokładnie oglądając, żeby dać chłopakowi czas na wygodne
zrobienie zakupów, a klimie na przewietrzenie pomieszczeń. Zakupy
robiłam przez słuszne półtorej godziny, wychodzę sobie beztrosko ze
sklepu, a tu trzy metry od wyjścia Zabójcza Pacha pogodnie konwersuje z
jakimś beznosym (najwyraźniej) typem.
I wtedy wiatr zawiał w moją stronę...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą