Na żaglach przez Świat

Możesz przyglądać się kwiatu z zachwytem, ale wtedy nie wydoisz krowy.

Z bojownikiem przez Karaiby cz. IV: Szlakiem Krzysia Kolumba

25 października 2018
Był rok 1485. W Europie rosło zapotrzebowanie na egzotyczne surowce sprowadzane spoza kontynentu. Najbardziej pożądane były przyprawy, których cena drastycznie wzrosła przez ograniczenia celne nałożone przez Imperium Osmańskie po klęsce Bizancjium. Nagle w kluczowym momencie, niczym genialny pomysł dra House'a, pojawił się on.



1. Odkrycie Ameryki.

Krzysztof Kolumb, pracujący wtedy jako bankier na portugalskim dworze, zdawał sobie z tego sprawę, że raczej nie przyniesie mu to kokosów i zaczął myśleć nad innym planem przejęcia kontroli nad światem. Zainspirowany pracami Pierre'a d'Ailly oraz mapą zachodniej drogi do Indii Paola dal Pazzo Toscanellego doszedł do wniosku, że szukanie drogi wokół wybrzeży Afryki jest bez sensu. Z jego wyliczeń, błędnych jak się potem okazało wynikało, że po cholerę tłuc się kawał drogi na wschód skoro ziemia płaska nie jest (chociaż niektórzy do tej pory wierzą w to), kiedy możemy udać się na zachód znacznie krótszą drogą morską. Uradowany Krzyś przedstawił swoją koncepcję królowi Jankowi II, ówczesnemu władcy Portugalii, jednak ten miał jego pomysł na końcu pleców.

Niezrażony tym faktem nasz bohater stwierdził "a kij ci w ryj" i udał się do Hiszpanii, gdzie jego pomysłem zainteresowali się Enrique de Guzmán oraz Luis de la Cerda. Na marketing internetowy nie było co liczyć, a plan jakoś zrealizować trzeba było. W każdym bądź razie dzięki Luisowi udało mu się zabłysnąć na królewskim dworze. W 1492 roku tamtejsza królową Iza Kastylijska, zgodziła się pokryć część kosztów wyprawy oraz przyznać tytuł Wielkiego Admirała oraz Wicekróla odkrytych ziem w zamian za 1/10 zysków z wyprawy. I tak oto 3 sierpnia 1492 roku Krzyś na statku Santa Maria w towarzystwie statków Pinta i Nina ruszyli na zachód.


Trasa pierwszej wyprawy

Po nieco ponad dwóch miesiącach, buncie na pokładzie, 12 piździernika dostrzeżono ląd. Prawdopodobnie były to dzisiejsze Bahamy, jednak Krzyś nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy z odkrycia nowego lądu będąc przekonanym, że dopłynął do archipelagu Chipangu. Eksplorując wybrzeże Chipangu, bo tak wtedy nazywana była Japonia za sprawą Marco Polo, który w ten sposób zapisał mandaryńską wymowę tych ziem, 26 piździernika odkrył Kubę, natomiast 6 grudnia dopłynął do Hispanioli (dzisiejsze Haiti). Ówczesną nazwę zawdzięczała podobieństwem do hiszpańskich ziem. Okupił to stratą statków Santa Marii i Pinty, co zmusiło go do powrotu 16 grudnia do Hiszpanii, zostawiając przy tym 43 załogantów na nowo odkrytej wyspie.

O ile w przypadku pierwszej wyprawy Krzysiu miał problem ze skompletowaniem załogi, to w przypadku drugiej, gdzie memy o jego sukcesie rozeszły się szybciej niż Adriana na temat żarówek, musiał już zorganizować kasting. Efekt był taki, że na drugą wyprawę wyruszyło przeszło 1500 osób na kilkunastu statkach, przy czym ich dokładna liczba nie jest do dziś znana. 25 września 1493 roku wyruszyła druga wyprawa w okolicę dzisiejszych Małych Antyli.


Trasa drugiej wyprawy

W znacznym stopniu udało nam się odwzorować trasę Krzyśka, pomijając Wielkie Antyle, czyli dzisiejszą Dominikanę, Haiti, Jamajkę, Kubę oraz Portoryko. Cóż, aż tyle czasu nie mieliśmy, także zrealizowaliśmy to, co było w naszym zasięgu.

No dobra, ale jak to jest, że udało mu się zaliczyć tyle wysp w tak krótkim czasie? Ano złożył dla Neptuna ofiarę w postaci 43 wcześniej pozostawionych załogantów. Ale na poważnie, to zostali oni wybici przez lokalnych Indian.
Jak dobrze pamiętacie, a jeżeli nie, to zapraszam do poprzednich relacji ([I][II][III]), wszystkie wyspy, o których wspominałem (i wspomnę tutaj), zostały odkryte pod koniec 1493 roku. Karaiby znajdują się w strefie wiatrów pasatowych półkuli północnej, a więc dominują stałe, silne wiatry z kierunków od NE do SE, o sile 10 - 25 węzłów. Natomiast cisze są zjawiskiem bardzo rzadkim, czego nie można powiedzieć o huraganach. Ich sezon przypada na miesiące czerwiec - piździernik, przez co nasz bohater mógł radować się kursem fordewind i baksztag względem wiatru. Jako potwierdzenie tej tezy, to w momencie przelotu z San Escobar na Brytyjskie Wyspy Dziewicze mieliśmy odwrotnie, między bajdewindem na półwiatrem. Tak samo między Gwadelupą a Montserrat i Saint Kitts.

W latach 1498-1500 miała miejsce trzecia wyprawa, skupiona głównie na terenach dzisiejszej Gwadelupy, Dominiki, Martyniki, Saint Lucia, Barbados, Saint Vincent czy Grenady.


Trasa trzeciej wyprawy

Dawniej wyspy te zwane były Indiami Zachodnimi, dzisiaj natomiast, są to Małe Antyle.

W latach 1502-1504 miała miejsca czwarta i ostatnia wyprawa Krzysia.


Trasa czwartej wyprawy

Podczas ostatniej wyprawy mocno podupadł na zdrowiu, co zmusiło go do powrotu do Hiszpanii pod koniec 1504 roku. Gdyby tego było mało, to 26 listopada 1504 roku na chwilę przed powrotem Krzyśka, ducha wyzionęła królowa Iza Kastylijska, u której miał szczególne względy. To mocno skomplikowało jego sytuację, ponieważ król Ferdek nie specjalnie chciał się z nim widzieć. Ostatecznie Krzyś 20 maja 1506 roku odszedł na wieczną wachtę. Do dzisiaj trwają spory o to, gdzie ostatecznie został pochowany.

Wróćmy zatem do wysp...

2. Saint Martin.



Odkrył ją wspomniany Krzysiek podczas swojej drugiej podróży prawdopodobnie 11 listopada 1493 roku. Tego dnia Hiszpanie uroczyście obchodzą dzień Św. Marcina z Tours, stąd nazwa wyspy. Wcześniej nazywana była "Soualiga" przez miejscowych Indian Arawak, którzy przybyli na nią wcześniej, co oznaczało "Ziemia soli". Znana jest jako kulinarna stolica Karaibów, masy "białych plaż" oraz łolaboga straganów.





Generalnie zakupoholicy będą mieli raj na ziemi i każdy znajdzie coś dla siebie. Dziewczynę/żonę zabieracie na własną odpowiedzialność.





W chwili obecnej wyspa podzielona jest na dwie części: część francuską Saint Martin oraz holenderską, Saint Marteen. Powierzchnia wyspy wynosi 87km2 z czego 53,2 stanowi jej Francuska część, którą zamieszkuje niewiele ponad 32 tysiące człowieka. Stolicą jest Marigot z 5,4 tysiącem ludziejów.
Poza znajdowaniu przez/u nasze(ych) niewiast punktu "G" i grilowaniu się "białych plażach" warto zaczepić o znajdujący się na górze Fort Luis.



Zbudowany został w 1789 roku aby chronić port Marigot przed najeźdźcami. W tamtym czasie miasto robiło za magazyn towarów eksportowych takich jak kawa, rum, sól czy trzcina cukrowa. W 1800 roku fort zaczął podupadać, po czym został na chwilę przywrócony. Na chwilę, bo już w 1808 roku z pytaniem "How do you do" postawili wpaść Anglicy z sąsiedniej wyspy Anguilla. Obecnie natomiast fort wygląda tak.











Od 22 lutego 2007 roku Saint Martin jest osobnym terytorium zależnym odłączając się od Gwadelupy po referendum, które odbyło się 7 grudnia 2003 roku.

3. Saint Marteen.



No dobra, ale jak doszło do podziału wyspy? W owym czasie poza Francuzami panoszyli się też Holendrzy. Legenda głosi, że Francuz szedł od północy sącząc wino, natomiast od południa Holender raczący się dżinem. Być może był nie tylko pod wpływem dżinu, w każdym bądź razie chłopa zmogło i osiadł na mieliźnie. Granica miała być wyznaczona w miejscu spotkania, dlatego Francji przypadła większa część.



Ale tak bardziej serio, to wyspa została podzielona na mocy Traktatu Concordia 23 marca 1648 roku, gdzie Holandii przypadło 34km2. Głównym miastem jest Philipsburg założony w 1763 roku przez Johna Philipsa, któremu zawdzięcza nazwę. Miasto wielkością nie powala, raptem przeszło 1600 człowieka, ale za to na bogatości.





A skoro już tam jesteśmy, to aż prosi się zawitać w pobliże portu lotniczego Princess Juliana na plażę Maho. W przy plażowym pubie można sprawdzić rozkład lotów, nie tylko samolotów pasażerskich.



O tym, że stawanie tam jest niebezpieczne informują znaki. Jednak mimo to nie brakuje śmiałków, którzy sprawdzają, czy dadzą radę ustać trzymając się siatki.



Osobiście o tym przekonała się pewna 57dmio latka, którą podmuch smyrnął na pobliski krawężnik.



Poza tym warto także chociaż na chwile zatrzymać się na tamtejszych urokliwych plażach.



Niestety 6 września 2017 roku, niewiele ponad pół roku po mojej wizycie, w wyspę uderzył huragan Irma najwyższej, piątej kategorii w skali Saffira-Simpsona. Skala zniszczeń była ogromna.

4. Saint Barthelemy.



Na zakończenie ostatnia zwiedzona wyspa. Podobnie jak wcześniej wspomniane Saint Martin terytorium zależne od Francji, które 22 lutego 2007 wzięło rozwód z Gwadelupą. Odkryta przez Krzysia 1493 roku została zajęta w imieniu Hiszpanii pod nazwą Isla de San Bartolomeo. Ponieważ nic na niej nie powstało, to Francuzi postanowili wykorzystać sytuację i przywłaszczyć ją sobie w 1648 roku. Sama wyspa jakoś specjalnie wielka nie jest. Na 25km2 zamieszkuje raptem niewiele ponad 7 tyś ludzia, z czego ok 3tyś w Gustavii, stolicy wyspy.



Nazwa miasta została nadana na część szwedzkiego króla Gustawa III, który otrzymał w 1785 roku wyspę od Francji w zamian za ich prawa do handlu w Göteborgu. W ręce francuskie natomiast powróciła w 1878 roku stając się częścią Gwadelupy.
Jeżeli zaś chodzi o samą wyspę, to szału nie ma.





Gospodarka Świętego Bartka opiera się na luksusowej turystyce i usługach wolnocłowych, głównie dla gości z Ameryki Północnej. Luksusowe hotele i wille co roku przyjmują przeszło 70 tysięcy gości, a kolejne 130 tysięcy przypływa statkami wycieczkowymi. Stosunkowa izolacja i wysokie koszty życia hamują masową turystykę.



Głównym problem wyspy są ograniczone zasoby wody pitnej z powodu braku rzek i strumieni. Daje się to we znaki szczególnie latem. Woda zapewniana jest tam przez odsalanie wody morskiej, zbieranie deszczówki czy dowóz tankowcami.

5. Podsumowanie.

Wszystko co ma swój początek, ma także koniec. Pojawiają się uściski i gratulacje po opuszczeniu bandery, podziękowania, śmiechy podczas wieczoru kapitańskiego. Niekiedy nawet łzy, kiedy dociera do nas, że to już jest koniec. Czy to był lepszy rejs niż np. tajski? Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, był inny. Przede wszystkim było dużo pływania



a mniej zwiedzania. Wszystko przez odległości miedzy wyspami, które należało przebyć. Mając już za sobą prawie 20 rejsów po wielu miejscach globu wnioskuję, że na jakość rejsu w głównej mierze wpływ ma załoga. Warunki pogodowe i zdarzenia losowe są tylko dodatkiem. Nam załoga dopisała pomimo tego, że nie udało się jej w pełni skompletować. Były śmiechy, lekkie spięcia, czy bunt niektórych osób. W pewnym momencie zrobiło się nawet nieco bardziej poważnie, kiedy do protestu dołączył kuchta. A wszystko za sprawą planu przepłynięcia z Barthelemy na Barbudę.



Wiązało się to z wielogodzinnym płynięciem pod falę, a część z nas miała niemiłe przygody, kiedy w podobnych warunkach mieliśmy przelot z San Escobar na Brytyjskie Wyspy Dziewicze i niektórym przyszło wzbogacić dietę delfinom. Cóż, kiedy kuchta zaczyna buntować się, to żarty kończą za burtą. Miał pieczę nad prowiantem, a nie samym rumem człowiek żyje. Resztę zawsze można przeciągnąć pod kilem.



No dobra, katamarany mają za wąskie pływaki, aczkolwiek z niektórymi osobami, z którymi przyszło mi do tej pory pływać, taki zabieg byłby wskazany. Najlepiej jeszcze przed samym wypłynięciem, aby byli świadomi czym grozi narcyzm i gwiazdorzenie. Ale to tylko moja skromna opinia. A jak u nas było w rzeczywistości, pokazuje poniższy klip.

https://www.youtube.com/watch?v=UxUX5ZdoUJ4&featur...
W klipie można włączyć napisy.

Żałuję tylko, że nie dany było mi załapać się do załogi na wcześniejszą wyprawę karaibską po takich wyspach jak Martynika, czy Dominika. Miałbym wtedy całe Małe Antyle odhaczone. Niemniej jednak, jeżeli nadarzy się okazja, to nie zawaham się ani chwili.

I na zakończenie jeszcze... Zdaję sobie sprawę, że od poprzedniej części minął niemal rok, więc w ramach rekompensaty teaser do relacji z powrotu do Tajlandii w lutym tego roku.

https://www.youtube.com/watch?v=rk1ui2ZFj0U&feature=youtu.be

Tymczasem Ahoj!


W poprzednim odcinku

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi