<< >> wszystkie blogi

Bez Izy

Była i nagle jej nie ma

Ciężki miesiąc ahead

2016-09-28 20:28:08 · 1 komentarz
Nie myślę dalej jak dzień, dwa do przodu. To niebezpieczne, i trudne. Ale zdaję sobie sprawę z pory roku i cholernego kalendarza. W kolejności chronologicznej nadchodzi rocznica naszego ślubu, święto zmarłych, urodziny Izy. Wyzwanie. Pojawia się sporo obowiązków, które w połączeniu z moim przerostem ambicji i lękami przed rzeczywistością powodują, że jestem totalnie niestabilny emocjonalnie. Jednego dnia mam siłę i zapał, kolejnego ... nieważne, nic wesołego. Ambitnie chciałem wylewać tu swoje żale, ale na te żale nie mam czasem sił, czasem czasu. A Izy ciągle nie ma. I nie będzie. Ostatnio przypadkiem znalazłem zdjęcia, które robili znajomi. Miałem je pokazać Izie, bo to fotki z wyprawy weekendowej, zapomniałem. Sam też ich chyba nie obejrzałem. Przeglądam teraz i znajduję nas.. Iza uśmiechnięta. Tak dawno jej nie widziałem. To już ponad 3 miesiące. Jeszcze tak niedawno była dla mnie czymś tak realnym i pewnym. Zawsze w chwilach słabości, podczas bezsennych nocy, myślałem przytulając się do niej: będzie co będzie, mam Izę, jesteśmy razem. Ne myślałem, że mi jej kiedyś zabraknie. Iza wiele razy mnie uspakajała, kiedy coś nie szło, albo czegoś się bałem. Mówiła: Damy sobie radę. Zawsze dawaliśmy. I nagle tego nie ma. Nie ma nas. Nie mam innego oparcia, innego azylu. Mija dzień za dniem. A ja już nie wysyłam serduszka na watsapp nikomu ot tak. Takich drobiazgów brak. Metallica wydaje nową płytę. Słucham na okrągło nowyego kawałka i wiem, że Izie by się spodobał. Ale już go nie usłyszy. A przede mną miesiąc rocznic. I nie mam wyjścia jak dac radę. jakie to wszystko popieprzone.

Małe kroczki, kamienie milowe

2016-09-06 21:50:00 · 1 komentarz
Pojechałem do Izy. A tu niespodzianka, jest już grobowiec. Mały taki, urnowy. Iza chciała być skremowana. I zdjęcie jej. Te samo, które wstawiłem w tekst na Głównej. Ulga, bo zamknięty kolejny temat. Rozpacz, bo oto mam swoje osobiste miejsce na cmentarzu. Babcie, dziadkowie, wujkowie to co innego. W listopadzie święto zmarłych, a urodziny Izy są 15 listopada. Wiem już, że listopad będzie trudny. Ale to jeszcze trochę. Najpierw Październik....25go rocznica ślubu. Jak te daty teraz wrednie wpadają na swoje miejsca. Wrzesień. Szkoła się zaczęła. Pierwszego Września po uroczystościach w szkole pojechałem z córkami do Izy. Młodsza pękła. Zazwyczaj siadamy sobie na ziemi, póki ciepło, tulimy się i rozmawiamy o wszystkim. Tak jakby Iza była z nami i słuchała co nowego. Tym razem moja Mimi pękła. Pękłem trochę i ja. Ale trochę, może ze dwie łzy. Posadziliśmy mały krzaczek róż. Iza kochała kwiaty i całe te zielsko, którego nie doceniałem. Mamy plan z córkami, że obsadzimy grobowiec kwiatkami i bluszczem z naszego płotu. I tak oswajamy się z tym, że jej nie ma. Tylko w głowie ciągle coś czeka na nią. Taka mała nadzieja, że wróci. Że usłyszę w drzwiał: Łeee, ale zmęczona jestem. Matko, zaraz padnę. Iza bardzo lubiła Marsjanina, ten film z Mattem Damonem. Zaraz po wizycie w kinie kupiła książkę i wciągnęła ją. Potem dostałem ją ja. Fajna - powiedziała - jak film tylko lepsza. W filmie, na samym końcu jest scena, w której główny bohater szkoli kandydatów na astronautów na wypadek sytuacji kryzysowej. Mówi wtedy coś, co pomogło mi w pierwszych dniach i pomaga cały czas. Idzie to jakoś w tym stylu: - rozwiąż jeden problem na raz. Po koleii. Jeden po drugim. I tak własnie próbuję. Krok po kroku. Kiedy się obejrzeć, okazuje się, że pokonałeś całkiem spory kawał drogi. Tylko, czy to jest w ogóle dobra wiadomość..

Dzień za dniem

2016-08-25 23:44:10 · Skomentuj
Czuję się jak bym stąpał po cienkim lodzie.Staram się . Nie potrafię jednak znaleźć balansu. Równowagi w nie rozpamiętywaniu Izy i patrzeniu w przyszłość. Jak tylko spojrzę na zdjęcia, usłyszę naszą muzykę wpadam w ten rozpaczliwy stan. Jak zbyt długo unikam myśli o Izie mam wyrzuty sumienia. Niektóre rzeczy wbijam sobie wbrew sercu za rozsądkiem. Co boli jeszcze bardziej. Nie jestem już przynajmniej tak zrozpaczony. Poblikacja na Głównej i odzew Bojowników spowodował jak na razie utrzymujący się stan parcia na przód. Dni mijają. Ręka ciągle leci do pustego już miejsca w łóżku. Spaliśmy razem na łyżeczki. Brak mi tego. Często budziłem się w nocy i glaskałem Izę po głowie. Nawet nie wiem czy o tym wiedziała. W weekendy lubiłem się przy niej obudzić i wtulić w nią. W tygodniu zawsze był pęd. W weekend mieliśmy naszą tradycję wspólnych śniadań. W czwórkę przy stole zajadaliśmy najczęściej jajko sadzone w toście. Plus kilka innych opcji. Teraz śniadanie weekendowe jemy w trójkę. Nic nie jest jak dawniej. Dni mijają. Iza już nie wróci. Wraca wyrzut sumienia gdy nie rozpaczam. Wszystko bym oddał za jeden pocałunek. Kotku. Ciągle cię kocham. Dni mijają mi bez Ciebie. Przepraszam.

Społeczność Joe Monster

2016-08-22 09:52:24 · Skomentuj
To co się stało po publikacji na Głównej rozsmarowało mnie na podłodze. Niedziela była deszczowa. To była niedziela, 30 dni po pogrzebie. O 18 msza za Izę. Oboje nie byliśmy wierzący. Nie to, że nie wierzyliśmy w nic. Wierzyliśmy, że gdzieś jest ta siła sprawcza, którą można nazwać Bogiem. Natomiast nie zgadzaliśmy się z jedynie słusznymi prawdami, głoszonymi przez jakiekolwiek religie. Dla rodziny, dla Izy mamy, nie protestowałem kiedy organizowała ostatnie namaszczenie. Pogrzeb również odbył się w kościele. Pierwszy raz spotkałem księdza, który mógłby mnie przekonać do zmiany poglądów. Ale o tym innym razem. Dosyć napisać, że dzięki ks. Jarkowi organizacja pogrzebu była szybka i bezbolesna. I przyszła niedziela, 30 dni po pogrzebie. Z jednej strony moje podejście do wiary, z drugiej ta potrzeba pójścia mimo wszystko. Może jednak ona gdzieś tam tego potrzebuje. Deszcz, tylko pogłębił mój nastrój. Snułem się po domu, łzy mi ciekły jak krople deszczu na szybach. Nawet nie szlochałem. Po prostu lało mi się z oczu. Moje małe skarby wyczuwały mój nastrój tak samo dobrze jak ja wyczuwałem wzruszenia Izy podczas oglądania filmów. Co chwila był przytulaniec z córkami, spojrzenia w oczy. Trochę razem popłakaliśmy, trochę ja pocieszałem je, trochę one mnie. W kościele staliśmy razem, tuląc się razem. Płakałem całą mszę. Wróciłem zmasakrowany. Nie wiedziałem jak znaleźć siłę na jutro, pojutrze. Wtedy zajrzałem do emaili. Powiadomienia od Joe pojawiały się hurtowo. Przez chwilę nie połączyłem wątków. Komentarz na profilu i słowa wsparcia.. co jest, ktoś trafił na bloga? Zaglądam na Główną, o matko! Czytam komentarze od góry do dołu. I im dalej tym gorzej mi idzie. Nic nie widzę przez tych ninja od cebuli. Tyle wsparcia, tyle dobrych, mądrych słów. Tyle pozytywnych emocji. Wasze historie, które mówią, że nie jestem sam w niedoli. Wasze historie, smutki po starcie najbliższych, mówiące mi – nie jesteś jedyny, ale nie jesteś sam. Prawie się odwodniłem, płacząc przed ekranem. Nie z żalu. Ze wzruszenia. Ze szczęścia, że tyle osób bezinteresownie, ze zwykłego odruchu serca wspiera kogoś, kogo nigdy nie widzieli, nie znali. I znów Iza miała rację. Ludzie są dobrzy. Pomagają. Ostatnie miesiące byłem w dołku, z powodu różnych niespełnionych ambicji. Było ze mną źle. Zacząłem zaniedbywać dzieci. Odcinać się od świata i chować do nory. I tak sobie myślę, że Iza odeszła, poświęciła soje życie, żeby mnie ratować. Żebym nie popadł w depresję, docenił to co mam. Żebym nie miał wyjścia jak być blisko córek. Żebym znów potrafił cieszyć się chwilą i drobiazgami. Dziękuję Wam, że jesteście. Za wszystko co napisaliście. Nie mogę i nie pęknę. Nie mogę rozczarować tylu Bojowników. A już na pewno nie mogę rozczarować Izy. Dziękuję.

Być pozytywnym

2016-08-22 08:33:26 · Skomentuj
Jak na wielkiej huśtawce, tak ostatnio się czuję. Choć tym razem niesie mnie w górę. Iza i ja uzupełnialiśmy się. Ja byłem, w moim mniemaniu, realistą, trochę zgorzkniałym, już nie wierzącym w ludzi. Syf w polityce, wojny, zamachy, to wszystko sprawiało, że ostatnio często byłem przygnębiony. Moje niespełnione ambicje w pracy powodowały, że ten stan się utrzymywał. Iza natomiast patrzyła na tę jaśniejszą stronę świata. Jak ona potrafiła się cieszyć zwykłymi, małymi rzeczami. Oczy jej błyszczały z zachwytu jak kupiła sobie kubek z rysunkiem, który się jej podobał. Jak mała dziewczynka. Iza często płakała na filmach, wzruszała się. Bez patrzenia na nią w kinie, czy przed telewizorem wiedziałem kiedy to się dzieje. Zazwyczaj albo podawałem jej nonszalancko chusteczkę, albo przytulałem mocno. Jak ja lubiłem, jej udawaną złość na to, że zauważyłem, że wiedziałem. -oj, bo ja taka płaksa jestem – mówiła, wydmuchując nosek, śmiejąc się oczami. Nie byłbym sobą, gdybym nie prowadził rejestru. - O nowy rekord! – rzucałem szelmowsko, kiedy pobeczała się na jakiejś reklamie. - co ja zrobię, że tak mam? – pytała retorycznie. Ostatni rekord to jeden z przyrodniczych filmów z Davidem Attneborough. Iza go uwielbiała. Kiedyś pokazał jak zakwita jakiś kwiatek. Nie pamiętam już, jaki. Oglądamy, w głośnikach głos pana Attenborough, kwiatek się otwiera i już wiem co się dzieje. - na filmie o roślinkach, Miśku? – pytam, przytulając ją. - no nie wiem, jakoś tak mam – szlocha i się uśmiecha jednocześnie. To był nasz ostatni rekord. Jak ja jej zazdroszczę tego zachwytu nad takimi rzeczami. Zwykły odcień jakiegoś koloru na czymkolwiek powodował u niej radość, uśmiech, zachwyt. To ona równoważyła moje mniej pozytywne podejście do świata. Teraz jej nie ma, a ja bardzo się bałem, że nie będzie komu zrównoważyć mojego rozczarowania światem. Jedno wiem, chcę być taki jak ona. Bardziej doceniać i cieszyć się życiem. Przez lata nie oszczędzałem na okazywaniu jej uczuć. Natomiast nie podzielałem jej zachwytów nad wszystkim dookoła. Teraz tego żałują. Wiem też, że nie mogę pozostać malkontentem. Staram się cieszyć, wszystkim tak jak Iza.

Nowa rzeczywistość

2016-08-19 23:52:30 · Skomentuj
Początek, mimo szoku, jest łatwy. Jedziesz na adrenalinie, wsparciu przyjaciół. Jeszcze nie wszystko dociera. Dopiero później, kiedy zgiełk już ucichnie, kiedy przyjaciele w końcu zajmą się swoim życiem. Powoli zaczynasz rozumieć więcej. Rozpacz zaprasza do siebie. -To takie łatwe, należy Ci się. Porozczulaj się nad sobą, już nikt inny tego nie zrobi. Jesteś sam.Nie ma kopii bezpieczeństwa. Nie zapytasz jej już o nic. Staram się utrzymać pozytywne myślenie. Cieszyć tym co mam. Słabo mi idzie. Nagle rzeczywiste stają się banały, które słyszałem w filmach, czytałem w książkach. Kładę się spać z nadzieją, że to koszmar. Budzę się i nadzieja znika. Rozpacz szczerzy zęby. Gdyby nie moje córki dołączyłbym do Izy już dawno. Wiem, że nie mogę ich zostawić. Wiem, że życie bez Izy będzie bolesne. Była jedyną istotą na świecie, która mnie rozumiała. Którą zaraziłem Pratchettem, Sapkowskim. Staram się nie pisać smutków i żali, żeby się nie nakręcać i nie dołować nikogo, kto tu zabłądzi. To chyba dziś nic więcej nie napiszę.

Nagle i nieoczekiwanie

2016-08-17 21:58:00 · 1 komentarz
Stronę Joe Monster pokazała mi Iza. Dawno, dawno temu, jeszcze przed dinozaurami. Dziś, nasz nick izaitomek jest już nieaktualny. Iza odeszła. A raczej została mi odebrana. Przez tętniaka. Jak zwykle poszła na swój aerobik, rzucając mi jeszcze zaproszenie: - może jednak wybierzesz się ze mną? – robiąc te swoje wielkie zachęcające oczy. - nie dziś, nie chce mi się. To był nasz ostatni dialog. Nigdy więcej nie widziałem jej przytomnej. Upadła podczas ćwiczeń. Potem było kilka dni horroru. Reanimacja, karetka, OIOM, dewastująca prawda przekazana przez lekarzy. Wylew był niszczący dla mózgu. Mamy dwie szalone córki. 12 i 10 lat. Dzień po tym jak Iza upadła, miały wrócić z kolonii. Odbierałem je sam. Uśmiechnięte i stęsknione buzie naszych skarbów i brutalna rzeczywistość stanu zdrowia ich mamy. Nie wiem jak dałem radę. Pomogli wspaniali Sąsiedzi. Nasze dzieci były razem na tej kolonii i tylko dzięki Sąsiadom stałem prosto i uśmiechałem się do córek. Jesteśmy rodziną, która stara się być blisko siebie. Nie mogłem ukrywać prawdy. Popłakaliśmy sobie razem. Dziewczyny już nigdy nie zobaczyły mamy. Nie zmuszałem ich do wizyt w szpitalu i oglądania mamy podłączonej do tej całej aparatury imitującej życie. One nie chciały, a ja to uszanowałem. Orzeczenie lekarzy o śmierci mózgu, kolejna trudna rozmowa i zgoda, czy raczej brak sprzeciwu, na pobranie narządów. Pogrzeb. I oto jestem. Dziś. Ja i moje dziewczyny. Bez Izy. Jutro mija 30 dni od chwili upadku. Po co to piszę? Trochę dla siebie. To niedoopowiedzenia co się dzieje w ludzkiej głowie w takich chwilach. Czuję potrzebę napisania tego. Tyle razy chichraliśmy się razem przeglądając te strony. Tyle razy pokazywaliśmy sobie nawzajem: – zobacz to, zobacz to, spodoba Ci się.
Autor
O blogu
  • Chwile słabości wdowca...jak żyć..bez Izy
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty
Moje pliki
Statsy bloga
  • Postów: 7
  • Komentarzy: 3
  • Odsłon: 3000

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi