<< >> wszystkie blogi

Skiosku&Pokiosku

bo rzeczywistość jest bardziej od fikcji, nawet ta pokioskowa

Psia mama

2015-05-27 16:28:00 · 1 komentarz
Babeczka bliżej 40-tki, lekko zamotana, przyszła z młodym labradorem na smyczy i zapytała o kalendarzyki kieszonkowe. Jako że jest już ostro po sezonie, zostały mi dwa, przecenione. Wahała się nad wyborem koloru:zielony czy czerwony. W końcu wybrała czerwony.
- Bo wie pani, to do kalendarzyka małżeńskiego - i uśmiech szeroki, że fuj!
Nie skomentowałam. Będzie mężowi czerwoną kartkę pokazywać, czy jak?
- Neron jest młody, głupiutki taki, wszystko gryzie.
- Pewnie najbardziej buty .
- Nie, buty nie, tylko papier. I niech sobie pani wyobrazi, otworzył szafkę, przy łóżku taką i zjadł mój kalendarzyk! Tam wszystko od początku roku było: śluuuz, temperatuuura, stan szyyyjki... - wylicza na palcach. - No, to dopiero będzie, jak Neron będzie miał braciszka. Albo siostrzyczkę! Do widzenia! - skończyła z jeszcze szerszym uśmiechem.
Niech jej ktoś powie, że nie jest suką.

Malarka

2015-05-20 14:14:00 · 3 komentarze
Widuje się ją czasem, jak coś maluje na ulicy, portrety, ale częściej widoczki. Zwykle, gdy robi u mnie zakupy, rzuca komentarz o mojej "portretowej urodzie". Ma dłonie umazane farbą i ładnie pachnie, chyba terpentyną.
- Chciałabym dzisiaj panią namalować.
- Ale że portret? Mnie? Nie kupię, dziękuję.
- Dla siebie bym chciała. Pani taka ładna. Później bym go komuś sprzedała.
Wzruszyłam ramionami, skoro tak, niech jej będzie.
Usiadła na parapecie, otworzyła neseser i zajęła się pracą. Obsługując kolejnych klientów zerkałam w jej stronę od czasu do czasu. Gdy tylko pochwyciła moje spojrzenie, szeroko się uśmiechała. Odwzajemniałam uprzejmym uśmiechem. I tyle.
Po ponad godzinie wstała i pokazała mi mój portret. Podobny, owszem, ale jednak nie bardzo. Stoję, gapię się, artystka czeka na opinię. Pochwaliłam, że ładny i oddałam. Stojący obok klient, który czekał na losowanie Keno, rzucił okiem i skomentował:
- A piegi gdzie? I cycki ta pani ma większe.
Zaczęłam się śmiać, zaskoczył mnie tą uwagą, ale Malarka uznała, że musi się wytłumaczyć:
- Piegi są czasochłonne, a biust tej pani powinien być proporcjonalny.
I tak się dowiedziałam, że chociaż mam portretową urodę, to nie jestem proporcjonalnie zbudowana.

Pani hrabina

2015-05-20 14:06:00 · Skomentuj
Pani hrabina jest prawdziwą hrabiną. Mówiła mi o tym moja nieżyjąca babcia. Zresztą nietrudno poznać dobre wychowanie. Jest cudownie bezwiekowa i świetnie zakonserwowana, nienagannie umalowana, włos zawsze zrobiony, a styl ubierania gustownie wyważony. Przychodzi od zimy co niedziela po gazety dla swojej przyjaciółki, którą odwiedza w szpitalu.
Tym razem nie było jednego z czasopism i szukałyśmy jakiegoś zamiennika, kiedy do kiosku weszło kilku młodych chłopaków, głośno się śmiejąc, przekrzykując i okraszając wypowiedzi soczystymi przekleństwami. Spojrzałam na klientkę, która nic sobie nie robiła z ich niewłaściwego zachowania, mimo to zareagowałam:
- Można ciszej? I bez mięsa?
Ucichli nieco, ale tylko na chwilę. Odezwałam się znowu:
- Ale panowie, co jest? Ciszej i wyrażać się, proszę.
- A co, boi się pani, że babcię brzydkich wyrazów na starość nauczymy?
Wtedy hrabina obróciła się i patrząc mu prosto w oczy, z uśmiechem powiedziała:
- Przed wojną papa miał koniuszych. Nie dość, że śmierdzieli, to jeszcze używali wulgarnego języka, nawet w obecności dam. Dziadek by ich szpicrutką przećwiczył, ale papa miał miękkie serce. Kiedyś zapytałam go, dlaczego ważą się tak odzywać w obecności mamy i moim, a papa powiedział:
- Bo pies ich matki jebał, córeczko i innego języka nie znają, jak szczekać.

Wieśniak

2015-05-20 13:56:00 · Skomentuj
Chciałabym móc użyć zapisu fonetycznego, żeby lepiej oddać rozmowę z tym klientem. Tak wsiowego akcentu twórcy filmów o Kargulu i Pawlaku mogliby się uczyć od tego pana.
Zaśmierdziało. Dwoje klientów wyszło z kolejki i opuściło kiosk. Stoję na wdechu i czekam na pachnącego inaczej typa obsługując kolejne osoby. Jest! Poczciwy uśmiech wiejskiego kombinatora, gumofilce na nogach i kurze pierze na kołnierzyku nienajświeższej koszuli. Na oko po pięćdziesiątce, ale mogę się mylić. Brud czy tam opalenizna na mocno pomarszczonej twarzy nie pozwoliły dokładniej ocenić.
- Pani! Daj mnie pani papierosów jakich najtańszych.
Podaję bez słowa. Szukając pieniędzy w woreczku po kiszonej kapuście uśmiecha się do mnie, puszcza oko i obleśnie oblizuje. Wyraz obrzydzenia na mojej twarzy nie umknął stojącemu za nim mężczyźnie. Bawi go to i tego nie ukrywa. Wbiłam w niego wzrok pod tytułem "To nie jest śmieszne", bez skutku. Mało tego, założył ręce, przystanął z boku i się z zainteresowaniem przygląda.
Wieśniak widząc, że w tym momencie na niego nie patrzę, odezwał się:
- Pani! Ja ciebie za żonę wezmę. Chłopa ma? Nie ma, bo obrączki ja nie widział. Ja wdowiec jestem. Bogaty! Nic nie będziesz musiała robić, coś tam ino jakieś kurki, kaczki, koło świnek, ale co to za robota? Se będziesz pani na gospodarce. Żem stary, to tak, ale siłę mam w kutasie, jak za młodu! Narzekać pani nie będziesz. To co?
Wmurowało mnie. "Spierdalaj pan" bym chciała mu powiedzieć, ale on nie chciał mnie obrazić, tylko uderzył w zaloty. Jak go spławić?
- Nie jestem zainteresowana - powiedziałam.
- Pani, ty se lepiej pomyśl, ja tu jeszcze przyjdę to się zapytam.
I wyszedł, posyłając buziaka.
- Co dla pana? - pytam klienta, który jak stał, tak stoi, teraz już śmieje się dosyć głośno.
- Dla mnie nic. Chciałem Wyborczą, widzę, że pani nie ma, ale musiałem zobaczyć, jak to się skończy.
- Cieszę się, że dostarczyłam panu rozrywki. Jak pan będzie wychodził, proszę zostawić otwarte drzwi, niech się wywietrzy.
Pożegnał się, wyszedł, stoi, gdzieś dzwoni:
- Stary, nie uwierzysz, jak ci powiem, co przed chwilą słyszałem!

Wyborcy

2015-05-13 11:30:00 · 3 komentarze
Kiosk jest doskonałym miejscem do podzielenia się opinią z bliźnimi, a że każdy Polak zna się na polityce, jak nikt inny, wkoło prasa, a z okładek straszą gęby kandydatów - temat wyborów narzuca się sam. Setki razy zaciskałam zęby, żeby nie wejść w dyskusję z kilentem, bo to strata czasu i energii, ja tu pracuję, nie agituję. Ale kolejka stoi, kolejka się nudzi, kolejka rozmawia.
Poniżej urywki najciekawszych wypowiedzi. Przypominam, że pochodzą od osób, które mają ustawowe prawo do oddania głosu. Poniższe teksty nie mają na celu obrażenia kogokolwiek. Zwyczajnie notowałam wypowiedzi.

Dwóch starszych panów:
- Miller dupę wystawił. Panie, co za czasy! Jakby Wałęsa z dupą na jednej karcie do głosowania byli, to by się ludzie w łeb pukali! A teraz? Nikogo to nie dziwi.
- Ale ona mądra jest. Ona coś w głowie ma.
- Daj pan spokój, kto jej będzie w głowę zaglądał, jak wszyscy się będą na dupę patrzeć! Niepoważnyś pan, czy co?

Dwie tipsiary:
- A ja będę głosowała na Kukiza.
- A ja jeszcze nie wiem, na kogo. A czemu na Kukiza?
- A bo on grał w takim fajnym filmie, takim starym, wiesz co tam była taka modelka.
- A to ja też!

Dwóch dziadków:
- Piłsudski! To był człowiek. Jakby on teraz na scenę polityczną wkroczył, to by się Duda z Komorowskim musieli zwinąć.
- Nie te czaaasy.
- Panie! Pan mi świętości narodowych nie szargaj! Jak mówię, że Piłsudski, to Piłsudski!

Mamusie:
- Ej, idziesz głosować?
- Nie. Vanessa ma komunię.
- A ja idę, Kuba ma za tydzień.

Babcia czyta gazetę, broda zaczyna się jej trząść:
- Polskę chcą sprzedać! Rozgrabią, złodzieje! Banda mataczy! Matka Boska nas opuściła!
- Niech się pani uspokoi - mówi klient. - Gazetkę z papieżem poczyta.
- Ty bandyto! Trzymasz z nimi?!
I zdzieliła faceta gazetą po głowie.
Wziął jej tę gazetę z ręki i spokojnie odstawił na miejsce.
- Pani się uspokoi, żyłka pani strzeli i się pani z papieżem zobaczy szybciej, niż zagłosuje.
Babcia zamilkła.

Owłosieni

2015-05-13 11:05:00 · 4 komentarze
Przyszła wiosna. Widać to po ilości odsłoniętych nóg, które zimą zarastały sobie radośnie. Jak powszechnie wiadomo, maszynka do golenia jest najpopularniejszym środkiem pozbywania się zbędnego owłosienia. U płci obojga.
Małżeństwo koło czterdziestki, siaty z pobliskiego marketu wyładowane po brzegi. Przyszli po program telewizyjny. Zapłacili, prawie wychodzą, ale on postanowił nadać lotka. Stoi, skreśla, po chwili mówi:
- Kotuś, kup maszynkę.
- Jaką maszynkę? - pyta kotuś przeglądając jakąś Claudię czy tam inną Tinę.
- Do golenia.
- Po co?
- Do golenia.
Kotuś odkłada gazetę i zdziwiona patrzy na męża.
- Nogi byś ogoliła, to byś mogła założyć spódniczkę.
- A co? Teraz nie mogę? Rajstopy se ubiorę i mogę.
- No możesz, możesz, ale wiesz, ja w nocy czasem czuję, jakbym z chłopem spał. No, kotuś, weź zrozum człowieka...
Kotuś spanikowanym wzrokiem zerka na mnie, a ja już wiem, że temu wzrokowi należy umknąć, najlepiej w to, co leży przede mną, czyli wafelka, który robi od poniedziałku za tygodniówkę i nie mam pojęcia, czemu jeszcze nie przeczytałam wszystkiego, co na opakowaniu się znalazło. Teraz mam okazję. Marszczę brwi i udaję, że mnie to bardzo zajmuje. Doprawdy fascynujące!
- Z chłopem?! Nie przesadzasz?! Ja się czasem golę! Twoją maszynką, a żebyś wiedział - twoją maszynką, kurwa!
- Ale kotusiu, ja ci już powiedziałem, żebyś cipy moją maszynką nie goliła! - facet stracił cierpliwość.
- Ale nóg to nie mówiłeś! Ty chamie ty!!! Przy ludziach tak?! Przy ludziach?!
Facet zacisnął zęby, podał mi kupon i spokojnie powiedział:
- Trzy maszynki do golenia, poproszę. Jedną do twarzy, drugą do cipy, trzecią do nóg.

Maturzyści

2015-05-13 10:42:00 · 1 komentarz
Niedaleko kiosku jest ogólniak.
Jestem na zapleczu.
- Proszępaniproszępaniproszępani!!! Szybko!!!
- Gdzie się pali?!
Maturzysta, któżby inny. Garniturek, wzrok splątany, palce w stawach wygina, jakby to miało mnie pospieszyć. Tańczy mi przed ladą przestępując z nogi na nogę. Do toalety chce czy jak?
Ręce złożył, jak do pacierza:
- Ma pani czarny długopis?
- Nie mam, skończyły się kilka dni temu.
- Nieeee! - dramatycznie zajęczał. - Pani musi mieć! To sprawa życia lub śmierci!
- No chyba przesadziłeś, ale wiesz co, dam ci swój.
Oczy otwierają się szerzej, blask nadziei na twarzy, jakbym ocaliła rozbitka.
- Oooooo! To ja pani bardzo dziękuję! Bardzo! A jak pani ma na imię? - mówi i czyta imię z plakietki, którą mam przypiętą do podkoszulka. - Magdalena. Jak będę miał córkę, to ją tak nazwę, może być?
- Zmykaj, bo się spóźnisz! Maturę zdać, a nie o rozmnażaniu myśleć!
Minęła chwila, jest prawie dziewiąta. Do kiosku wchodzą dwaj tacy w garniturkach. Jeden przez drugiego bełkoczą machając łapami. Ten niższy podskakuje.
- Długopis, czarny, dwa, szybko, matura, musi pani! - tyle zrozumiałam.
- Nie mam!
- A koledze pani dała!
- Swój własny, a dla was nie mam. Idźcie pożebrać po innych sklepach, założę się, że gdzieś znajdziecie.
I wtedy ten niższy przestał podskakiwać, zmrużył oczy i powiedział:
- Jak nie zdam, to przez panią!
I miej tu dobre serce.

Turyści

2015-05-05 14:27:00 · 2 komentarze
Sezon się zaczął, a że włodarze miasta z braku kapitału stawiają na rozwój w tej dziedzinie, turystów pojawia się coraz więcej. Kiosk jest niedaleko dworców PKP i autobusowego, w dodatku jest jednym z niewielu sklepów otwartych w pobliżu do późna, więc odwiedza mnie znaczna część zbłąkanych, żądnych informacji ludzi. Turyści to czasem dziwne stworzenia, wprawiają w osłupienie na dużo dłużej, niż tubylcy.

Pani pod pięćdziesiątkę z terierem długowłosym na smyczy. Smycz w kolorze oczojebny róż, a pani ma na ręce bransoletkę chyba zrobioną z resztek tej smyczy.
- Proszę pani, czy pani wie, gdzie tu jest salon fryzjerski dla mnie i dla niuni?
- Najbliższy po drugiej stronie ulicy, a dla pieska to nieco dalej, bliżej dworca PKP.
- Ale dla nas obu, proszę pani?
Złapałam nieładny zawias: buzia otwarta, brwi zmarszczone... Bardzo nieprofesjonalnie z mojej strony niemal wrzasnęłam:
- Ale że pani chce tam, gdzie ostrzygą panią i psa?!
- No tak, proszę pani! Wy tu jak na wsi mieszkacie, proszę pani, zadupie jakieś, że się pani, proszę pani dziwi?!
- Takiego salonu w mieście nie ma, ale gdyby się pani zapytała w tym... eee... dla ludzi, to może by pani psa... Albo w tym dla psów, to odwrotnie! - plotę próbując nie upuścić szczęki na podłogę, a już na pewno zahamować mimowolny i postępujący wytrzeszcz gałek ocznych.
- Proszę pani, to co pani mówi, proszę pani, tego słuchać nie będę! Co za wieś! Chodź, niunia.

- Czy ma pani mapę miasta?
- Ostatnią - podaję klientowi. Zaczyna otwierać, ogląda.
- A Polski?
- Też - znów prosto do ręki. Dokładnie ogląda, kręci mapą. Zajmuje to trochę czasu.
- A atlas geograficzny?
- Nie, tego nie mam - odpowiadam nieco zaskoczona.
- To może chociaż globus?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, odezwała się zniecierpliwiona pani stojąca obok:
- Zenon, czy myśmy przyjechali zwiedzić to miasto czy podróż międzykontynentalną planujesz?
Zenon zapłacił za mapę miasta i wychodząc rzucił:
- A atlas astronomiczny?

Małżeństwo z piątką dzieci i ze śląskim akcentem.
- Przepraszamy, gdzie tu będzie informacja turystyczna?
- W rynku. Jak państwo wyjdą ode mnie, to w lewo, jeszcze raz w lewo, a później...
- A może to pani narysować?
Mogę. Rysuję. Zaznaczam punkty charakterystyczne. W tym samym czasie głowa rodziny skreśla kupon do Keno.
Po 10 kolejnych losowaniach (odbywają się co 5 minut), kiedy klient zostawił u mnie sporą gotówkę niczego nie wygrywając, po czterech podartych przez dzieci gazetach (za które oczywiście zapłacił), po jednym rozlanym soku z kartonika, po stłuczonym kolanie i awanturze o to, czemu Lokomotywa Tomek jest lepsza od Żółwika Sammy'ego usłyszałam:
- Bardzo nam się tu, w Przemyślu podoba! Prawda, kochanie?
A kochanie, umęczona rodzicielka całej piątki wycierając ryja najmłodszemu po mleku powiedziała:
- Podoba, podoba. Prezerwatywy kup.

Śniący

2015-04-25 23:08:00 · 1 komentarz
Zobaczył Matkę Boską i swoją zmarłą sąsiadkę, której podlewał kwiatki i karmił kota, gdy była w szpitalu. Obie podyktowały mu datę z 1971 roku (dokładniej nie zapamiętałam). Takie mają być liczby w dzisiejszym losowaniu Lotto, jakie padły wtedy. Tyle, że w 1971 Lotto nie było, inaczej się to nazywało i wyników mu nie podam. Prawie się popłakał.
- No jak tak ma być, żebym nie wygrał? To by ten sen nie miał sensu. On był taki prawdziwy, obie je widziałem, jak panią teraz! A sąsiadka to miała tą sukienkę, co ją w niej pochowali. Ja te wyniki muszę! Niech mnie pani ratuje! Toż to sama Matka Boska mi tą szóstkę funduje!
- Niech pan wróci do domu i się pomodli, nie wiem: zaśnie i dopyta bardziej szczegółowo. No co ja panu poradzę?
Wyszedł zasmucony. Zadrwiły sobie z niego obie kobiety w tym śnie okrutnie, nie ma co.

Zapominalska

2015-04-25 23:06:13 · 1 komentarz
Zdarza się, że klienci, którzy coś w kiosku drukują, zostawiają pendrive'a. Niby ja mam o tym pamiętać, ale się czasem zamotam. Często wracają później po swoją własność, jednak bywa, że tego nie robią. Cóż, wtedy przeglądam zawartość w poszukiwaniu namiarów na właściciela: często są tam CV, podania z adresem i numerem telefonu, skany jakichś druków urzędowych. Dodam, że nie przeglądam całej zawartości, jakoś nie potrzebuję, nie chcę i nie potrafię. Następnie zawiadamiam zapominalskiego, że może odebrać zgubę.
- Dzień dobry, zostawiła pani pendrive w kiosku i może go pani odebrać codziennie między 6 a 20, w niedzielę między 8 a 14.
- ...
- Halo?
- Skąd pani ma ten numer?
- Drukowała pani CV, otworzyłam dokument i dzwonię.
- ...
- Halo? Wszystko w porządku?
- Bo wie pani, my tak dla żartu, myśmy były pijane ...
- Przepraszam, ja naprawdę nie wiem, o czym pani mówi.
- Te zdjęcia... to nie tak, Jezus! Co se pani o mnie teraz myśli? Jeeezus...
- Nic nie wiem o żadnych zdjęciach, otworzyłam tylko CV, nie interesuje mnie, co pani tam ma za zdjęcia.
- Acha! To teraz panią pewnie zainteresuje, pani podejrzy, z ciekawości... Jezuuu, ale się zbłaźniłam.
- Proszę posłuchać: po pani reakcji myślę, że teraz to na pewno nie chcę niczego wiedzieć o żadnych zdjęciach. Czy możemy skończyć?
- Tak.
- Do widzenia.
- Do widzenia. A! A może ktoś inny przeglądał te zdjęcia?
Rozłączyłam się. Zdjęć nie obejrzałam. A kusiło!
Autor
O blogu
  • Kilka lat temu pracowałam na pół etatu w kiosku, a że ludzie są różne - przekonuję się o tym do dziś
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty
Statsy bloga
  • Postów: 100
  • Komentarzy: 109
  • Odsłon: 79198

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi