<< >> wszystkie blogi

Skiosku&Pokiosku

bo rzeczywistość jest bardziej od fikcji, nawet ta pokioskowa

Ważka

2015-06-11 21:28:00 · Skomentuj
Skąd w centrum miasta ważka? Od wody daleko, fontanna wprawdzie jest, ale żeby regularna, złotozielona ważka mi po kiosku latała? W dodatku macha skrzydłami na oślep i wali w co popadnie, albo i w kogo popadnie. Pacnęła mnie parę razy w czoło, zanim obsłużyłam wszystkich klientów stojących w niewielkiej kolejce. Został tylko chłopak z kebabem w ręce. Stoi i patrzy, jak macham kartką papieru chcąc przegonić mały helikopter.
- Jak zjem, to ją złapię.
- Tak? Niech będzie, tylko jej nie zabij.
- Dobra.
Ważka zmęczona gonitwą usiadła na paczce Marlboro. Chłopak skończył jeść, wziął ode mnie kartkę papieru, zmontował z niej coś w rodzaju rożka i... zwyczajnie złapał ważkę, zaginając końce kartki. Podziękowałam. Zadowolony z siebie i uśmiechnięty zmierzał w kierunku drzwi niosąc niewielki pakunek w wyciągniętej ręce, kiedy zderzył się z nim spocony grubas. Ważka w papierku wyglądała jak awangardowy kolaż z jeszcze ruchomymi częściami w postaci skrzydełka.
- Rozgniótł nam pan ważkę.
- Ważkę? W kiosku? To kiosk, nie sklep zoologiczny. Niech mi pani da film do aparatu.
- Film do aparatu? To kiosk, nie zakład fotograficzny.
I poszedł. Chłopak zawahał się chwilkę, zanim wrzucił ważkę do kosza.

Nieprzygotowany

2015-06-11 21:27:00 · Skomentuj
Okulary, jak denka od babcinych weków, kamizelka z mnóstwem kieszonek, jaką noszą panowie w pewnym wieku (mundurek jakiś czy co? ja rozumiem na ryby na przykład, ale tak codziennie?), włos "na pożyczkę" i dykcja przesadnie wyraźna.
- Czy ja u pani znajdę gazety z projektami domów, budynków mieszkalnych?
- Tak, środkowy regał, na samej górze.
Podszedł, poprawił okulary, zdjął kilka czasopism i zanim któreś otworzył, zapytał:
- A co to są za projekty, plany?
- Wie pan, nie wiem, musi pan zajrzeć do środka.
Niektórym ludziom się wydaje, że zaglądam do każdej gazety, którą sprzedaję, a ja czytam trzy albo cztery tytuły.
- Bo ja, proszę pani, muszę wiedzieć, z czym mam do czynienia, co oglądam. Szkoda marnować czas na kit, masówkę. To pani nie wie?
- Nie wiem.
- I będę musiał przejrzeć te gazety, czasopisma?
- Tak.
- Ja na to nie jestem gotowy, przygotowany. Przyjdę kiedy indziej, innym razem. Do widzenia.

Nieprzytrąbiony

2015-06-11 21:26:00 · Skomentuj
Psy srają. No srają, bo psy, ale właściciele gorsze bydlęta, bo po nich nie sprzątają. Przed kioskiem jest taki sobie, raczej wąski chodnik i nie da się iść tamtędy podziwiając architekturę starego miasta, bo nieuważny, zachwycony turysta zaliczyłby wdepę ze dwa razy. Zdarza się, że znieczulony promilami klient naniesie mi do kiosku. Wyobraźni czytającego pozostawiam to, co wtedy mówię.
Zmywam mopem te dwa stopnie, które prowadzą do kiosku. Niedaleko stoją dwie babcie i sobie rozmawiają. Z bramy obok wyłania się kundel w pozycji jednoznacznie oznajmiającej naturę potrzeby, którą zamierza zaspokoić, zaraz za nim, przyczepiony do drugiego końca smyczy facet z komórką przy uchu. Wyraźnie ma w dupie to, że to, co ma w dupie pies zaraz będę miała przed wejściem. Prawie krzyczę:
- Niech pan zabierze tego psa!
Zero reakcji, babki przestają rozmawiać i zaczynają się przyglądać, za to pies dostaje charakterystycznego lekkiego wytrzeszczu oczu,chociaż wciąż szuka miejsca. Macham mopem przed psem, chcąc go przepędzić.
- Niech mu pani przytrąbi tym mopem! - odezwał się facet.
- Nikomu nie przytrąbię. To nie mój pies! - Facetowi bym przytrąbiła, bo pies nic sobie nie robi z mojego machania, tylko zręcznie lawiruje zgarbiony.
- Pani przytrąbi! Śmiało! - nalega facet, wciąż z telefonem przy uchu.
Wtedy odzywa się jedna z babek:
- Niech go pani nie bije, stworzenie temu winne, że musi? To ten pan powinien coś zrobić.
- Niech mu pani przytrąbi, mówię!
A niech tam! Szturcham psa mopem, nie mocno, ale niewielki jest, niech się przeniesie chociaż pod wejście do kamienicy, tam skąd przyszedł. Sukces! Przytrąbiony pies ulżył sobie na schodach, obok nóg faceta. Babki na mnie patrzą z nieskrywaną dezaprobatą. Facet skończył rozmawiać, schował telefon, popatrzył na psa, na schody, na mnie i uśmiechnięty, jak gdyby nigdy nic... wchodzi mi do kiosku.
Zaopatrzony w fajki już ma wychodzić, kiedy zatrzymuję go:
- Przytrąbiłam panu psa tylko dlatego, że pan, jako właściciel na to nalegał.
- Właściciel? To nie mój pies. Sąsiadce wyprowadzam, niech ona po nim posprząta.
Nie posprzątała. Wieczorem inny mieszkaniec kamienicy obok oczywiście naniósł mi do kiosku.

Menelka

2015-06-05 10:31:00 · Skomentuj
Jeden ząb z przodu, tłuste włosy i oddech walący taką charą, że nie chcę wiedzieć, co piła. Albo co pije i od jak dawna.
- Ja bym chciała ryklamację.
- Tak? A o co konkretnie chodzi?
- Bo pani mnie tu dała takie te, o te, do Multi Lotka i ja nic nie wygrałam.
- Proszę pani, kupony nie podlegają reklamacji.
- Ale to miały być wygrane! Wszysko można tera ryklamować!
- Gier liczbowych nie.
- Ło pani! To oszustwo jes! Pierszy raz grałam i ostatni! To lepiej za to coś kupić, spożytkować, a nie wywalać w błoto piniondze - skończyła mówić i troskliwie poprawiać butelki w torbie.
Wyszła trzaskając drzwiami.

Nieufna

2015-06-05 10:30:31 · Skomentuj
Moherowa babcia, przyniosła do kiosku cały modlitewnik do skserowania razy 40.
- Szef jest?
- Poszedł do banku, wróci na chwilę, ale pracę już skończył. Może ja to pani skseruję?
- Nieee, musi być ten pan.
Po chwili wraca szef. Babcia tłumaczy moherowym głosem, że pieśni maryjne, że 40 razy, że obustronnie i zerka na mnie nieufnie. Szef też na mnie zerka, ale z zaskoczeniem i tak się odzywa do klientki:
- A ta pani nie mogła tego zrobić, tylko ja musiałem?
- Ja bym wolała, żeby pan to zrobił, bo wtedy druk wychodzi ciemniejszy, ładniejszy taki, czytelny.
Dodam, że żadne z nas nie przyciemnia, jeśli nie jest to konieczne.

Cienki zielony

2015-06-05 10:30:00 · 2 komentarze
- Papierosy, cienkie, zielone, mentolowe znaczy takie te...
- LM-y? LD? PallMalle?
- Nie, te takie...
- Chesterfieldy? Winstony?
- Nie wiem, te co mają tak mało tego...
- Nikotyny? Substancji smolistych?
- A ja wiem? A co mi pani poleci?
- Z mentolowych cienkich to Winstony, są w dobrej cenie, pani patrzy.
- Pani pali?
- Nie.
- To jak pani może papierosy sprzedawać?!

Młody mąż

2015-06-05 10:30:00 · 1 komentarz
Młode małżeństwo, ale obrączki już nie takie błyszczące, nieco pościerane. Weszli trzymając się za ręce. Ona coś szepcze mu do ucha i skreśla dużego lotka. Podaje mi, płaci, odbiera kupon, a gdy szukam reszty, całują się. Cudownie! Wychodzą. Po chwili wraca On.
- Mam nietypową prośbę.
- Słucham.
- Proszę mi znaleźć i wyjąć z kosza te liczby, co je żona skreśliła. To bardzo ważne.
- Nooo... dobrze, leżą na wierzchu. Mogę wiedzieć, po co to panu?
- A bo w tym tygodniu mamy rocznicę ślubu i ona tę datę skreśliła, a ja nie pamiętam kiedy to wypada.
Na swoją obronę miał to, że zaraz jak to powiedział, zaczerwienił się mocno na całej twarzy.

Żółty

2015-06-05 10:29:00 · 1 komentarz
Żółte zęby, pożółkłe palce i zmięta, żółta koszula.
- Żółte Camele, proszę.
- 14,20.
Podaje banknot stuzłotowy.
- Może znajdzie pan drobne?
- A czego?
- Bo stoję od szesnastej i krucho z drobnymi... - uśmiecham się, nie chcę awantury.
- Proszę pani, pani mnie posłucha. Ja jestem stałym klientem - kłamie, bo takie żółte zęby na pewno bym zapamiętała. I nie mam stałych klientów palących garbate fajki. - Ja się czuję dyskryminowany z początkiem każdego miesiąca, kiedy biorę pieniądze z bankomatu! Czy pani wie, że tam nie ma dwudziestek? Same pięćdziesiątki albo setki! Uczciwie zarobione pieniądze! I za każdym razem słyszę w sklepie: drobne, drobne, drobne. To jest jawna dyskryminacja zarabiającego człowieka i tak nie można!!!
Wydałam mu resztę... bilonem po 2 zł. Inaczej nie miałam.

Trzej muszkieterowie

2015-05-27 16:30:00 · 1 komentarz
Weszli we trzech, za cicho i jacyś spięci. Było w ich zachowaniu coś dziwnego. Zaczęłam im się przyglądać, ale ostrożnie. Gdy tylko znaleźli się przy wiadomej półeczce, zajęli pozycję jurorów na konkursie wylewających się zza szybki cycków i powykrzywianych w udawanym grymasie twarzy. Każdy facet staje wtedy podobnie: przystaje na jednej nodze, drugą odchyla lekko w bok i wkłada ręce w kieszenie, ewentualnie za pasek od spodni. Potem bierze do ręki. Gazetę znaczy.
- Ty pa! Tego nie widziałem!
- Ja też. Cho kupimy.
- Nie kupujcie. Pa tu!
Ta "rozmowa" dotyczyła... ślizgaczy. Razem je oglądają, czy jak?
- Płyty wszędzie są? - to pytanie było skierowane do mnie.
- Tak. W każdej, oprócz tych czterech z lewej.
- A która to lewa?
- Ta, co w niej fiuta nie trzymasz, jak lejesz. He he he! - podpowiedział uprzejmie kolega.
- Cwelu!
- Tylko nie cwelu!
- Spokój! - rozdzielił ich ten trzeci. - Bierzemy ten.
- Ten? Czego ten?
- Bo ona wygląda, jak córka komendanta - powiedział cicho, powoli i bardzo poważnie.
Zapłacił. Dopiero wtedy zauważyłam wytatuowaną kropkę na jego twarzy.

Kwiaciarz

2015-05-27 16:29:00 · 1 komentarz
- Kwiatuszki, kwiatuszki dla pięknej dziewuszki!
- Ślicznie pachną te konwalie, ale nie wezmę.
- No jaaak! Ja tu od rana stoję po sąsiedzku, wypada kupić.Mordę opaliłem, chociaż nie było słońca, nogi mnie bolą. Pani się ulituje, ja już nie jestem pierwszej młodości.
- Szefowi było sprzedać, jechał do mamy, w sam raz na to święto.
- Kiedy pani widzi, na deszcz idzie.
- Taaak?
- Zmoknę przez panią.
- Przez mnie.
- Nie pójdę do domu, dopóki nie sprzedam.
- To czemu pan traci czas na rozmowę?
- Pani weźmie, to ostatnie, już się kończą.
- Kończą się, kończą, a jak się skończą to pan będzie piwonie sprzedawał. Tak jak wcześniej bez.
- Ale konwalii nie! Jak dla pani po 3 złote.
- Ale pan je przecież wszystkim po 3 złote sprzedaje!
- No mówię, że jak dla pani to po 3.
- Do widzenia.
Wyszedł. Rozszalała się burza. Wszedł do kiosku, wcisnął mi bukiet w rękę i zanim zdążyłam zaprotestować, powiedział:
- Bierz, tylko jakby się stara pytała, to sprzedałem!
Autor
O blogu
  • Kilka lat temu pracowałam na pół etatu w kiosku, a że ludzie są różne - przekonuję się o tym do dziś
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty
Statsy bloga
  • Postów: 100
  • Komentarzy: 109
  • Odsłon: 79207

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi