Do ugotowania sytej, "zimowej" zupy, potrzeba trochę serca.
Na przykład z karkówki.
Marchew, pietruszkę i selera zastępujemy kiełbasą, wędzonym boczkiem i wędzonymi mięsnymi kostkami.
Do gara wrzucamy karkówkę i boczek, kilka ziarenek angielskiego ziela, no i pieprzu.
Wyciągamy sobie z wieńca laurowego ze dwa listki i dorzucamy też.
Wody trochę trza dolać, ale bez przesady. Żeby dobrze przykryło i ciut.
To się ma dobrze zagotować, a jak się zagotuje, to dokładamy wędzone,
którego i tak nie widać. Bo szumuje.
Zanim się mięso ugotuje do miękkości, to zdążymy obrać i ugotować ziemniaki.
Krojone w kostkę. Bo jak się gotuje całe i kroi później, to się człowiek ufafla i kawałki wyglądu nie mają.
Jak się mięso ugotuje, to je wyciągamy, i ono sobie stygnie, a w tym czasie odsączamy kapustę kiszoną, którą następnie kroimy.
Pokrojoną wwalamy do wywaru.
Później kroimy w kawałki teoretycznie zbliżone do kostek mięcho i ugotowany boczek, pokrojone dodajemy.
Pora dodać też pokrojony czosnek (ze trzy ząbki),
pieprzyć, kminić, solić, zalegalizować.
I cały czas na ogniu.
Dolewamy "wodę" z kiszonej kapusty - wedle potrzeby - po trochu. Trza próbować i dolewać, aż nam spasuje.
Jak to piszą: "do smaku".
To się ma nam gotować, a w tym czasie spokojniutko, mimochodem podsmażamy lekko kiełbasę, szklimy cebulę i dorzucamy na legalu, bo to "kuchnia polska" jest.
Niech to się pod przykryciem gotuje, i gotuje, i gotuje, a jak się prawie ugotuje, to sypiemy majerankiem i ewentualnie jeszcze pieprzymy ( jak w gębę nic nie pali).
Kiedy kapusta zrobi się już miękka, to dorzucamy ziemniaki, bo wiadomo - bez ziemniaków nie ma życia, tylko chłód i halucynacje z niedożywienia.
Gotujemy jeszcze parę minut,
no i wułala: oto zupa. Bez marchewki, pietruszki i selera. Z chlebem. :dyg
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą