Za oknem z dnia na dzień robi się coraz zimniej, a same dni – z wyjątkowo krótkich, stają się rozpaczliwie krótkie. Pierwsze akumulatory zaczynają wymagać terapii prostownikiem, niczym starsi panowie terapii Prostamolem (to nie jest lokowanie produktu), natomiast w zakładach pracy odbywają się tradycyjne spotkania opłatkowe, na których to obficie leje się Bożonarodzeniowa gorzała, a ta sympatyczna pani z recepcji daje się macać żonatemu kierownikowi.
Dzieci w szkołach kończą pisać ostatnie sprawdziany z lektur, których streszczenia co ambitniejsi z nich przeczytali w internecie, a starostowie grup na wszelakich uniwersytetach przekładają zaliczenia na styczeń (polibudy nie przekładają, bo kolega z 3ciego piętra kupił drukarkę i na potęgę napierdala lewe zwolnienia lekarskie dla całego roku za jedyne 10zł/szt). Karpie zaczynają najbardziej duszny okres w swoim zamulonym życiu, natomiast izby przyjęć w okolicznych szpitalach wypełniają się gówniarzami bez palców, którym tatusiowie pokupowali Sylwestrowe petardy. Wszystkie te znaki na niebie i Ziemi, wraz z lecącym w radiu Last Christmas zdają się krzyczeć: Idą Święta!
Święta Bożego Narodzenia, piękna chrześcijańska, a w Polsce to już wyjątkowo, tradycja i okres wręcz magiczny. Ale ja nie o tym... Ja ciepło i magię Świąt przeżywam w ciszy i do środka. Natomiast to co się odpierdala w supermarketach chcę wykrzyczeć na zewnątrz!
Niedawniej jak tydzień temu wybrałem się na zakupy do pobliskiego supermarketu. Połowa Grudnia, zwykła sobota, zamuła i niezbyt pobudzone zmysły. Ospały ja ze względu na leniwą pobudkę w okolicach obiadu i wymuszona wyprawa do tego marketu, co to ma ceny niskie, jakość wysoką i zawsze i wszędzie blisko i pod ręką, a kasjerki uśmiechnięte, bo mogą kiedy chcą do toalety (pod warunkiem, że będzie to raz na dobę). I tutaj szok....
Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem nie przespałem informacji o wojnie, jakiejś inwazji na Polskę. Może to sąsiezdzi Niemcy mają dość imigrantów i postanowili wpaść jak w 39' w celu poszerzenia przestrzeni do życia? A może te wszystkie lodowce wreszcie na raz stopniały i wielka fala tsunami pędzi w kierunku mojego pięknego kraju, więc trzeba wykupić wszystkie markety dopóki jeszcze czynne?
Nieeee, a skąd! Troszkę mi ulżyło. To tylko ludzie dostali nową transzę 500+, bony pieniężne od zakładów pracy i premie świąteczne, które jak sama nazwa wskazuje trzeba przepierdolić na święta, bo inaczej przyjdzie komornik i zabierze. Ale jakie "na święta"! Najlepiej premie świąteczne przepierdolić przed świętami, żeby mieć pewność, że nikt nam ich nie zabierze.
Matko jedyna! Człowiek widzi takie sceny co roku, ale z roku na rok coraz bardziej nie mogę się nadziwić. Parkingi – zapełnione samochodami, zapełnione są też okoliczne ulice i place. Ilość osób wysiadających z jednego auta – minimum troje. Mama, tata, dzieci, wujek ze wsi, teściowa, bratowa, synowa, stryj i pies na dokładkę - niech ma! Latem zostawialiśmy go w samochodzie, to niech sobie chociaż na święta zimą nogi rozprostuje. Przy kolacji wigilijnej powie ludzkim głosem co sądzi o tych wszystkich promocjach. Rozglądam się dookoła i nie mogę się nadziwić jak pięknie można spędzać czas z rodziną, zaczyna mi się robić nawet wstyd, że ja tak sam po bułki i kabanosy, no i może jeszcze jakiś sok, jeśli się na półkach ostały.
Ludzie wrzucają do koszyków dosłownie wszystko, coraz to drogę zachodzą mi puszczone samopas dzieci, a na głównych arteriach alejek sklepowych co krok ciotki Haliny dyskutują z wujkami Stachami co kupić babci na prezent. Blokują przy tym przejście całej reszcie pobudzonych klientów, ale co tam.
Przy wstępie wspominałem o Last Christmas, o tak! Zdążyłem wysłuchać go już dwa razy, a dopiero co udało mi się dorwać bułki. Zanim przebiję się przez hordy zakupowiczów do upragnionych kabanosów na pewno odświeżę sobie cały tekst i będę mógł spokojnie śpiewać razem z Whaam :)
Po dobrych dwudziestu minutach dochodzę do kas i widzę coś co chyba moja percepcja celowo zataiła przed świadomością w momencie gdy wchodziłem do sklepu. Moim smutnym oczom ukazuje się kilometrowa kolejka do trzech czynnych kas (na marginesie dodam, że kas w markecie jest dobrze ponad osiem, jednak kto by się przejmował)... Cóż zrobić, staję w jednej z kolejek i czekam. Czekam... Czekam... i czekam...
W jednej ręce trzymając zakupy, a w drugiej swoją kurtkę przyglądam się ludziom ubranym niekiedy nawet w szaliki i zaczynam podejrzewać, że skoro im nie jest gorąco, mimo, że stoją tak dłużej niż ja, to na pewno są opętani. Halina przede mną stoi w kolejce, a jej Janusz biega jeszcze po sklepie i co chwila dorzuca do wózka ostatnie rzeczy, tak aby wydać równą kwotę, bo inaczej trzeba będzie dopłacić do bonu Sodexo (to też nie jest lokowanie produktu). Co jakiś czas odpowiadam na pytania nowo przybyłych kolejkowiczów do której kasy stoję i tym razem unikam odpowiedzi "do obu" i tłumaczenia, że czytałem takie badania, że jak ludzie stoją w jednej kolejce do kilku kas to kolejka idzie szybciej i w zasadzie wszyscy byśmy zyskali tworząc jedną kolejkę. Tym razem jasno i zwięźle odpowiadam. Boję się linczu, wszak nastroje w oczekujących dość bojowe.
Nareszcie nadchodzi moja kolej. Wśród pogardliwych spojrzeń dzieci, których rodzice ładują na taśmy kilogramowe paczki słodyczy, nieprzeliczone ilości mięcha, wszelkiej maści przyprawy i butelki z alkoholem, ja wykładam swoje bułki, sok i kabanosy. Przełykam ostatnią gorzką pigułkę i wytrzymuje kilkuminutowe przeliczanie bonów towarowych przez Panią kasierkę (z jakiś powodów działy HR zakładów pracy dają swoim pracownikom bony towarowe w nominałach po 20zł, tak aby Ci robiąc zakupy za ponad 200zł mogli wkurwiać tych, którzy stoją za nimi w kolejce).
Wreszcie nadchodzi moja kolej, ostatnie pogardliwe spojrzenia, karta, "tak, zbliżeniowo, jeszcze woreczek poproszę", pakowanko i "do widzenia". Ostatni raz tak wolny czułem się po zaliczeniu statystyki na tróję. Idę spokojnym krokiem i zerkam na telefon. SMS, zniecierpliwiona dziewczyna słusznie pyta:
- Gdzie jesteś? Co tak długo?
- W sklepie, pojebane kolejki były.
- Pamiętałeś o tamponach i cieście francuskim?
Kurwa Mać...
P.S.
Wesołych Świąt Bojownicy i Bojowniczki. Pamiętajcie, zakupy to nie istota nadchodzących Świąt :)
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą