< > wszystkie blogi

eThekwini - o mieście słów kilka

7 grudnia 2016
Największy port Afryki, trzecie pod względem populacji miasto RPA i stolica prowincji KwaZulu-Natal. Raj na ziemi, miasto w sercu lasu.




Ponad 3,5 mln mieszkańców i raczej niska zabudowa tworzą z Durbanu prawdziwego molocha, jeśli chodzi o zajmowany obszar. Stojąc na plaży, na wysokości centrum miasta, cała część lądowa horyzontu z południa na północ to niekończące się zabudowania. Wyższe budynki to zazwyczaj centra handlowe, biurowce i hotele, ale stanowią wyłącznie nieznaczną część ogólnej zabudowy złożonej głównie z domków jednorodzinnych (zazwyczaj z ogródkiem i basenem). Jak jeden z moich znajomych stwierdził, widoki sprawiają wrażenie "amerykańskiego przedmieścia". Niesamowicie urzekająca w tym miejscu jest wszechobecna wegetacja. Wychodząc na taras mojego leża obserwuję dachy wystające spomiędzy drzew, a podczas porannych i wieczornych spacerów do i z pracy mijam kotlinki, których nie tknęła ręka człowieka, pełne są palm, krzewów i pnączy. Powietrze dzięki temu jest czyste i nawet nocą da się zaobserwować całkiem sporo gwiazd na niebie, co jest raczej niemożliwe w około dwa razy mniej ludnej Warszawie. Z racji dużej ilości roślin, a co z tym idzie pożywienia, można zaobserwować tu ogromne ilości ptactwa oraz małp, poruszających się stadami i mających za nic wszelakie udoskonalenia ogrodzeń. (Wbrew obiegowej opinii lwy nie biegają po ulicach.)




Ludzie są sympatyczni. Słowo to chyba najlepiej oddaje relacje międzyludzkie jakie tu zaobserwowałem. Oczywiście jest to ta "uprzejmość" przyniesiona przez Anglików, ale z racji tego, że dni płyną tu sielsko i ludzie nastawieni są dość pozytywnie do życia i do siebie nawzajem, to praktycznie nie wyczuwalne jest to, że w pewnym sensie jest to wymuszony rytuał. Dość charakterystyczne w Durbanie jest podejście miejscowej ludności do przepisów ruchu drogowego. Nie raz zdążyłem przekonać się, że ciasne i kręte dróżki położone na wzgórzach nie są najmniejszym nawet powodem do zmniejszenia szybkości jazdy. Z drugiej strony wszyscy przechodzą dokładnie tam gdzie chcą i nikt raczej nie przejmuje się światłami dla pieszych, które nota bene zazwyczaj i tak nie działają i nawet w wyznaczonych miejscach przechodzi się na tak zwanego "czuja", czyli wtedy kiedy nic nie jedzie. Ciekawym zjawiskiem dotyczącym przekraczania jezdni jest również metoda polegająca na szukaniu miejsca między pasami, w którym nic nie powinno nas trafić i oczekiwanie na możliwość przekroczenia kolejnego kawałka asfaltu (sam tak przechodziłem przez sześciopasmową drogę, bez autochtona u boku bym się chyba nie odważył). I najlepsze w tym wszystkim jest to, że mimo tego iż kierowcy nadużywają pedału gazu, a piesi przechodzą gdzie chcą to jakoś wszyscy żyją a ulice nie spływają krwią. No i oczywiście z racji tego, iż Południowa Afryka była kiedyś pod brytyjskim dyktatem, to wszyscy jeżdżą po złej stronie. Kolejną kwestią wartą rozpatrzenia jest to, w jaki sposób można poruszać się po mieście. Transport miejski jaki znacie z Polski tu nie istnieje. Nie ma dużych, "wygodnych" autobusów, nie ma też tramwajów, ale dostępnych jest kilka innych opcji:

1. Taxi


czyli 15 osobowy busik, który pojawia się wtedy kiedy chce, jedzie gdzie chce i drażni ludzi trąbiąc za każdym razem kiedy ma przynajmniej jedno wolne miejsce w środku, a kierowca zauważy przechodnia. Dość ciasny, ale niewątpliwie klimatyczny. No i kosztuje tyle co nic, bo kilku kilometrowy przejazd kosztuje ok. 8 ZAR czyli niecałe 2,50 zł i to wszystko bez kasy fiskalnej. (Płacisz za trasę, jak wysiadasz w połowie to też płacisz 8 rand.)

2. Cab, czyli nasza poczciwa taksówka. Nie ma się zbytnio co rozpisywać, może oprócz tego, że nawet 40 kilometrowa trasa nie wyczyści portfela.

3. Uber, czyli tańsza wersja taksówki, wygodniejsza i zazwyczaj czystsza. No i w przeciwieństwie do Ubera w Polsce możliwa jest płatność gotówką, ale kierowcy rzadko mają jak wydać, za to prześcigają się w zadowalaniu klienta. Cukierek na umilenie podróży to dość częste zjawisko.

4. Zaprzyjaźniony kierowca. Zazwyczaj z dobrym samochodem zawsze gotowy by nieść pomoc wracającym z imprez. Bierze trochę drożej niż taksówka (cab), ale zazwyczaj jest dobrym człowiekiem, który podrzuci cię za połowę ceny kiedy przepijesz całą gotówkę w pubie.

5. Kupić samochód.

6. Popylać na piechotę. (Raczej nie samemu, szczególnie po zmroku, ale dobrze robi na chudnięcie. Topografia Durbanu jest iście rollercoasterowa.)

Niestety nawet raj ma swoje skazy. Oprócz przestępczości straszną plagą wszelakich skrzyżowań i uliczek dojazdowych do centrów handlowych i miejsc ogólnie uznanych za popularne są ogromne ilości żebraków. Ponoć są pod "opieką" grup przestępczych, ale to akurat wszyscy skądś znamy.

Pozdrawiam
Eth
Durban
RPA

P.S. Moja ulubiona budowla w całym mieście, mijana przeze mnie praktycznie codziennie.

Prawdziwy Meksyk! Arriva, andale!
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi