Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CLII

26 678  
108   3  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

DIABEŁEK

12 lub nawet 13 lat miałem, gdy spędzałem wakacje u babci na wsi. U innych babć także było całe mnóstwo dzieciaków, więc miałem się z kim bawić. Pewnego popołudnia wpadliśmy na pomysł zabawy w chowanego - niby nic oryginalnego, ale mieliśmy się chować w stodole i stajni (w tym pierwszym trzyma się siano, słomę, itp., a w tym drugim mieszkają różnorakie wiejskie zwierzątka). Po losowaniu i uzgadnianiu ról, zostałem szukającym. Większość kolegów znalazłem dość szybko, ale jeden tak się gdzieś w sianie zagrzebał, że nie mogłem go wypatrzyć. Wpadłem więc na genialny w moim przekonaniu pomysł, że jak czymś będę nakłuwać siano, to w końcu trafię na kolegę. Zamiast wziąć jakiegoś kija, to dla większego efektu wziąłem widły (takie używane do rozrzucania obornika). Zawołałem, że zaczynam go szukać z widłami, żeby był przygotowany. Namiętnie nakłuwałem siano, słomę i nic, kumpla nie ma.
Dopiero po chwili wyczołgał się spod siano, cały zryczany i kulejący na jedną nogę. Otrzymał ode mnie 3 ciosy widłami pod kolanem i w łydkę. Nie pokazał się od razu, żeby pokazać, że jest twardy i wytrzyma. Rozpoczęły się dziecięce negocjacje typu: nie mów babci, mamie, itp.. Jednak ból wziął górę i kolega poskarżył się babci. Ta opatrzyła mu ranę i wydawało się, że jest ok. Na drugi dzień noga spuchła mu jak balon, dosłownie! Wtedy szybka wizyta u lekarza oddalonego o kilkanaście km i efekt - kolega złapał tężca i część wakacji musiał spędzić w szpitalu. A ja otrzymałem ksywę diabełek.

by Prezydent.Krakowa @

* * * * *

Z BARA

Razu pewnego z siostrą poszliśmy do apteki. W pewnym momencie widzę, że przed nami idzie mój przyjaciel ze szkoły. Więc po przyjacielsku pociągam z bara i chrup! Z pomocą siostrzyczki doczołgałem się do domu.Okazało się, że ramię wyskoczyło mi ze stawu przy okazji łamiąc się w 2 miejscach. 5 tygodni w gipsie.

CUD

Druga historia, równie bolesna przydarzyła się mojemu bratu. Nasza najmłodsza siostrzyczka rozlała herbatę w pokoju. Jak to siedmiolatek, nie pościerała po sobie. Brat wchodzi do pokoju i jak nie łupnie w podłogę... najlepsze jest to, że nie wiadomo jak ukruszył sobie zęba i złamał palec u nogi, skoro spadł na plecy.

by Czworaczek @

* * * * *

ŁAWKA

Będąc w drugiej klasie podstawówki mieszkałem z rodzicami przez rok w Hamburgu. Zimy w Hamburgu są wredniejsze niż u nas: niewiele śniegu, niska temperatura i duża wilgotność powoduje, że gołoledź jest tam na porządku dziennym. Jako że rodzice, nie chcieli, żebym tracił rok nauki, uczęszczałem do jednej z tamtejszych szkół. Szkoła posiadała sporej wielkości wyasfaltowane podwórko, na którym znajdowało się, m. in. kilka długich ławek ustawionych w czworobok (jakby przygotowane do robienia ogniska).
Akcja właściwa:
Właśnie takiego zimowego dnia wpadłem na pomysł co by pochodzić po wzmiankowanych we wstępie ławkach. Jak łatwo się domyślić ławki były oblodzone i cholernie śliskie. Dlatego chyba nikogo nie zdziwi fakt, że równie szybko jak na nie wszedłem, tak z nich zleciałem - nogami do przodu i pleckami do asfaltu. Nie pamiętam czy przydzwoniłem głową o ławkę, czy nie, ale oczywiście, jak to po przyglebieniu plecami, za cholerę nie byłem w stanie złapać oddechu. Dodatkową porcję stresu spowodował fakt, że zleciała się kupa ludzi (w tym moja wychowawczyni), posypały się pytania z gatunku "co się stało?", a moja znajomość niemieckiego była zbyt uboga, żeby wyjaśnić co się stało.
Od tamtej pory unikam oblodzonych ławek.

by Uchat

* * * * *

ECH...

Wakacje, trochę nudno. Z kolegą wpadamy na pomysł zabawy z adrenaliną. Będziemy rzucać w siebie kamieniami. Zasady proste: nie można robić uników, kamień musi przynajmniej raz odbić się od ziemi zanim trafi w cel. Zabawę kończy pierwszy rzut kolegi. Pół cegły odbija się od ziemi, przez co zmienia nieco kierunek lotu i trafia w moją uśmiechniętą twarz.

Dzień następny.

Opowiadamy znajomym, jaką genialną zabawę mieliśmy poprzedniego dnia. Ponieważ nikt nie chciał wierzyć, więc demonstrujemy. Kolega rzuca cegłę, ta odbija się od ziemi, zmienia nieco kierunek lotu i trafia w moją uśmiechniętą twarz.

Następne wakacje.

Wspominamy wspólną zabawę z poprzednich wakacji. Kolega, dla żartu, rzuca w moim kierunku cegłę. Cegła na żartach się nie zna, po odbiciu od ziemi, zmienia nieco kierunek lotu i trafia w moją uśmiechniętą twarz.

Obrażeń nie będę opisywał. Wspomnienia do dziś są zbyt bolesne.

by Kssawery

* * * * *

CIEKAWOŚĆ

Dzieckiem będąc często przebywałem z babcią na ogrodzie. Byłem wtedy bardzo mały (jakieś 4 lata) więc żeby mnie nakarmić babcia sadzała mnie na stole w altance. Pewnego razu tak się właśnie stało, zjadłem co mi dano, i trzeba było umyć kończyny górne, czyli potocznie mówiąc ręce. Pode mną stało wiadro z wodą, babcia poszła na chwilę po ścierkę, a ja z ciekawości nachyliłem się do wiadra i wylądowałem w nim głową w dół. Na szczęście nic mi się nie stało choć wysokość była jak na mnie wtedy znaczna.

HEBLOWANIE

W szkole podstawowej czyli w wieku jakichś 11 lat zawsze nudziłem się na lekcjach matematyki. Brałem więc nożyczki i trzymając je w dość zawiły sposób "heblowałem" ławkę. Na pewnej matematyce kiedy to już moja ławka nie miała słusznej części blatu, mój hebel ześlizgną mi się z powodu gwoździa, który przytrzymywał ławkową nogę na miejscu. Hebel trafił w palec i uciął by mi go gdyby nie powstrzymała go moja wierna kość. Wrzasnąłem na całą szkołę. Na szczęście odbyło się bez szwów. Mina matematyczki - bezcenna.

RÓŻNICA WAG

Jakieś 3 lata późnij podczas wakacji zajechałem wraz z ojcem do starej przyjaciółki (mojej, nie ojca) do Bytomia. Mieszkańcy Bytomia znają pewnie ulicę (chyba św.) Marka na którą to ulicę się wybraliśmy. Poszedłem wtedy z bratem owej przyjaciółki na "równoważnie" jaką można spotkać na każdym placu zabaw a jaka akurat przy tej ulicy się znajdowała. Równoważnia była o tyle różna od powszechnie spotykanej że się na niej stało. Ponieważ brat przyjaciółki był ode mnie sporo starszy i zarazem cięższy po paru intensywnych ruchach zostałem wystrzelony w powietrze, po czym wylądowałem na karku za plecami sprawcy mojego lotu. Ktoś na górze na pewno nade mną czuwa ponieważ i tym razem wyszedłem bez szwanku, acz z bolącym karkiem.

by Juggler

* * * * *

SAMOCHODZIK

Historię znam z opowieści mamy. Dwuletnim dziecięciem będąc bawiłem się samochodzikiem . Jak to dziecko w tym wieku - zdolność do dekonstrukcji znacznie przekraczała umiejętności konstrukcyjne. Krótko mówiąc rozebrałem autko na czynniki pierwsze. Jednym z elementów samochodu była oś i kółka. Jedno kółko zdjąłem z osi i rzuciłem gdzieś, drugie zostało na osi tworząc wspaniały szpikulec na solidnej podstawie.
Znudziwszy się prozaiczną budową zabawki rozpocząłem zabawy ruchowe. Nagle potknąłem się w biegu i wylądowałem okiem dokładnie na stojącej na kółku ośce. Całe szczęście, że to się jakoś ześlizgnęło, rozdarło tylko powiekę, choć krwi było tyle, co w rzeźni. Do dziś (ponad 30 lat od zdarzenia) Rodzicielka przeżywa silne emocje wspominając. Pamiątka - mała blizna na lewej powiece.

by TJiA

* * * * *

STARY A GŁUPI

UKRAINA


Około 10 lat temu, mając coś koło 20 lat wybierałem się na wyjazd rowerem z własnej posesji. Jako że mój rower górski miał "pana" musiałem wziąć rower dziadka - typowa ruska "Ukraina". Wielki toporny i ciężki rower. Włażę na niego i zaczynam jechać - po wyjeździe z posesji na ulice mam około 200 metrów pod górkę i żeby go "rozkręcić" mocno stanąłem na pedałach i zacząłem jechać pod górę. Jakoś tak po chwili nadmiernego pedałowania po około 50 metrach ciężkiej wspinaczki nagle poczułem, że mi się coś za szybko nogi obracają na pedałach - łańcuch pękł i zleciał z zębatki, a ja wylądowałem szurając twarzą po asfalcie. Rączka kierownicy jakoś tak znalazła się pod moimi żebrami, trochę uniemożliwiając mi oddychanie.
Jakby tego było na tyle to leżąc tak na środku ulicy podjechali autem moi rodzice i mama i tata wysiedli z samochodu udzielając mi pomocy. W tym momencie okazało się, że sąsiadka wygląda przez okno (później się to okazało). Efekt: pełno wrzodów asfaltowych na twarzy i złamane 2 żebra.
A sąsiadka widziała koniec zdarzenia i kilka dni potem fama po osiedlu poszła, że rodzice własnego synka potrącili samochodem.

by Bulik1975

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 26678x | Komentarzy: 3 | Okejek: 108 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało