Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CXXXVIII

32 224  
50   3  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

UŚMIECH

Mając lat już naście (czyli niby że człowiek powinien być nieco mądrzejszy) byliśmy na jakimś tam ognisku klasowym w gospodarstwie agroturystycznym. Przyjemna atmosferka, ławeczki dookoła ogniska, a do tego jeszcze stała tam taka fajna machina do zjeżdżania na krążku po linie (tak jak Bond zjeżdża na własnym pasku). Solidny kawał drutu rozciągnięty od specjalnego podestu do ziemi jakieś 10 m dalej. (wstęp konieczny dla dalszej fabuły). Ale do rzeczy: Zaczęło się już ciemno robić i w zasadzie jedynym źródłem światła było ognisko. Wracając z Komnaty Westchnień wpadłem na genialny pomysł popisania się przed koleżankami swoją zręcznością. Wziąłem rozbieg żeby przeskoczyć przez ławeczkę i efektownie dołączyć do reszty grupy... Jakież było moje zdziwienie kiedy nagle zauważyłem, że leżę na ziemi.
Okazało się że zapomniałem (a w ciemności nie było widać) o obecności drutu do zjeżdżania i w podskoku przyjąłem go na dolne dziąsła (uśmiech w biegu to podstawa). Krew nie leciała specjalnie długo, ale dość obficie. Potem przez kilka tygodni mi się goiła w pod zębami dziurka jaką mi zrobił wystający kawałek drutu. Nic wielkiego się nie stało, ale podskoczyłbym nieco wyżej i mógłbym startować do Nagród Darwina.

by Demogorghon

* * * * *

PUŁAPKI

Dawno dawno temu gdy miałem około 8 lat, a ojciec pływał jeszcze na statku i żyłem tylko z matką, postanowiłem zrobić pułapki na wypadek gdyby złodzieje przyszli. Wszędzie porozkładałem jakieś klocki lego, widelce, krzesła itp. oraz powiesiłem smycz psa od drzwi do drzwi. Pech chciał, gdy o tych wszystkich pułapkach zapomniałem musiałem akurat przebiegać obok tej smyczy..."chwile" później się obudziłem w szpitalnym łożu widząc matkę i kilku lekarzy. Efekt robienia pułapek przeciwko złym i niedobrym złodziejom był taki, że miałem wstrząs mózgu i złamany łokieć.

by Horiz0n

* * * * *

CZOŁG

Gdy miałem 10 law wraz z moimi rówieśnikami wpadliśmy na pomysł, aby wykorzystać walory ulicy położonej niedaleko nas. Ulica stroma, zima, masa śniegu, 6 chłopaków i sanki. No to zaczęliśmy się ścigać. Z czasem oczywiście zaczęło nas to nudzić, a więc zaczęła się ewolucja. Każdy chciał wygrać, a co za tym idzie mieć szybsze sanki. Koledze tata zespawał prawdziwy czołg. Jechało to prosto, szybko i nie dało się tego zatrzymać. Wyścig czas zacząć. Jadę na moich "drewniakach", kolega od czołgu postanowił dać nam fory. W pewnym momencie zderzyłem się z kumplem i wylądowaliśmy na ziemi. Ja lekko oszołomiony obracam głowę w kierunku góry ulicy, a tu coś się zbliża... Szybko podniosłem głowę a tuż koło mnie śmignął czołg, roztrzaskując moje sanki na drzazgi. Kolega okrzyk zachwytu, a mnie do radości nie było, bo sanek szkoda i coś mnie strzyka w pleckach. Okazało się że drzazga z sanek przebiła kurtkę i wbiła się w plecy, była wielkości długopisu, więc trochę czasu zajęło mamie wyciąganie jej. Oczywiście za tydzień miałem już poskładane nowe sanki.

by Krasnalik @

* * * * *

WAŁ

No cóż, były wakacje. Co innego można robić? Oczywiście jeździć na rowerze. Więc poszliśmy z kolegą pojeździć na rowerze. Jeździliśmy po wale nad Wisłą. Kolega wpadł na pomysł, żeby sobie pozjeżdżać. I tak zjeżdżaliśmy, dopóki mi się nie znudziła trasa i dopóki nie chciałem znaleźć innej. To znalazłem inną. Pech chciał, że nie zobaczyłem końca trasy i gdy zjechałem z górki zobaczyłem tylko jak rower leży na mnie, jak bolą mnie jądra od nadziania na kierownicę. Niesienie roweru w którym nie kręciło się koło. Niosłem ten rower przez ok. 2 km. To było bezcenne.

by Bero @

* * * * *

NARTY

Pierwsza zdarzyła się na nartach w Austrii. Z kumplem jako, że jeździliśmy dobrze na nartach wymyśliliśmy, że będziemy skakać na jednej hopce robiąc obrót do jazdy tyłem. Ja nagrywałem kumpla na komórce stojąc bokiem do kierunku zjazdu w odstępie 5 metrów od hopki. Hopka była pod ukosem i kumpel miał mnie ominąć. Niestety, nie udało mu się i jadąc z wypiętym tyłkiem w moją stronę trafił mnie. Ja przeleciałem przez niego (a stałem bokiem bokiem). Kask miałem luźno założony i trochę za duży. Kask zahaczył o moje ucho, ucho się zawinęło i kawałek się przeciął, do tego cala noga fioletowa bo inteligentnie wyskoczyłem do góry, żeby go ominąć. Efekt , 2 dni nart z głowy , 2 szwy na uchu , obolała noga i fajny filmik na komórce.

WYŚCIG

Druga sytuacja jak miałem chyba 7 lat, przed pierwszą komunią.
Lato, jazda na rowerze. Bardzo fajna górka połączona z szeregiem dróżek wokół placu zabaw, które potem wracają na tą górkę tworząc super tor. Jeździmy z kumplami, jest nas 4, cały wyścig prowadzę i przed samą górką wyprzedza mnie kumpel. Od razu za górką jest zakręt, a przed tym zakrętem beton. Jako ze prędkość za duża, a to bmx, to hamulce ma naciskając pedały do tylu, a poza tym to wyścig, więc daje mu znać dzwonkiem i drąc japę, żeby przyśpieszył, albo zjechał mi z drogi. Inteligentny kumpel zjechał. Na mój pas drogi. Moje przednie koło trafiło w jego tylne, ja przeleciałem przez kierownice na chodnik z płyt które miały już swoje lata. Jako, że ręce trzymałem na kierownicy nie zdążyłem ich wystawić do przodu, to przejechałem ze 3 metry po tym chodniku. Adrenalina robiła swoje, więc wstałem, otrzepałem łokcie i kolana na których były spore ranki, ale co tam, zagoi się. W tym momencie słyszę krzyki matek z placu zabaw, 2 babki do mnie biegną, łapią mnie i do domu. Dopiero jak spojrzałem w lustro zdałem sobie sprawę, dlaczego jak otarłem twarz miałem krew na rękach. Przecięty łuk brwiowy, rany na policzkach czole brodzie (głownie na lewej strony twarzy) i kawałek nosa wiszący na skórze ( w miejscu praktycznie zaraz pod czołem ), a w tym miejscu full piasku. Łuk się dało zrobić i nie widać blizny, z nosem rodzice walczyli igłą wyjmując piasek, mama trzymała igłę a ojciec mnie na kolanach trzymając nogi i ręce, na nosie została blizna.

by Remi @

* * * * *

PODZIĘKOWANIA PO LATACH

Gdy miałem 9 lat, wybraliśmy się z bratem i kolegami za szkołę pograć w piłkę. Na środku boiska stał składany wózek spacerowy, który trzeba było przenieść poza boisko. Wziąłem wózek nad głowę i niosłem, potem chciałem go rzucić na ziemię, ale tu nastąpił error, bo wózek nie chciał puścić mojej ręki, ponieważ się złożył, a 2 elementy jak nożyczki zacisnęły się na palcu, wcinając się głęboko. Nie mogli mnie z tego uwolnić przez kilka minut, dopóki nie zjawił się chłopak, który usłyszał moje wrzaski po drugiej stronie garaży i podwórek, jakie 50-100 metrów dalej i mnie uwolnił.
Efekt? Do dziś nie mam w palcu torebki stawowej, mam za to bliznę i lekkie skrzywienie.
P.S. Z tego miejsca chciałbym podziękować lekarzowi z pobliskiej przychodni (ok 200m), który widząc mojego zapłakanego, zakrwawionego brata proszącego o pomoc w uwolnieniu mnie powiedział że nie może iść bo ma dyżur... Profesjonalizm.

by PiterCK

* * * * *

DOSZEDŁ PRAWIE DO PERFEKCJI

Parę lat temu uwielbiałem jeździć na hulajnodze. Pewnego dnia znalazłem fajne miejsce do jazdy. Schody do góry, obok miejsce do wjazdu dla wózków inwalidzkich, około 30m jazdy i schody do dołu, również obok zjazd dla wózków. Jeździłem tam cały dzień. Wjazd po podjeździe dla wózków, rozpędzić się jak najszybciej i błyskawiczny zjazd z 2 strony. Raz rozpędziłem się tak szybko, że zamiast zjechać, wybiło mnie w powietrze. Wylądowałem na plecach, na tzw. deskę. Uradowany, że nic większego się nie stało, odetchnąłem, a tu nagle hulajnoga spadła mi na twarz. Efekt? Wybita stała już "jedynka", szrama na pół twarzy i blizna na czole...

by LukaszM @

* * * * *

JAK POMYŚLAŁ - TAK ZROBIŁ

Mając lat 8-10 wybrałem się na "wycieczkę rowerową" prowadzącą przez asfaltową drogę w lesie. Jako młody chłopak szukający nowych doświadczeń, umiejętności i przeżyć postanowiłem spróbować jechać na rowerze z zamkniętymi oczami. Jak postanowiłem tak też zrobiłem. Rozpędziłem się, zamknąłem oczy i... I otworzyłem je dopiero w przydrożnym rowie (nie zauważyłem zakrętu:) przykryty moim rowerem, wbity w gęsto i bujnie rosnącą kępy jeżyn. Po wydostaniu się moje kończyny i twarz, całe pocięte przez kolce, wyglądały bardzo efektownie i budziły lęk nawet u najstarszych kolegów.

by Bis4 @

* * * * *

ZMIENIŁ GRĘ

Mając około 8 lat byłem jednym ze szczęśliwców, którzy posiadali Amigę. Akurat przyszedł do mnie kolega, co by na tej Amidze sobie pograć... Graliśmy sobie, graliśmy, aż koledze znudziła się jedna z gier, więc powiedział, żebym wyciągnął inną. Pudełko z dyskietkami miałem schowane w meblu, standardowej wysokości ( +/- 2.20m), w którym to na dole był telewizor, a u góry szafki z zamkniętymi drzwiami (nie na klucz!). Byłem mały, ale do szafki z grami jakoś musiałem się dostać... Nie chciało mi się iść do pokoju po stołek (a co, przecież kozak jestem!) więc po prostu zacząłem wspinać się po tej szafce do góry w celu wyciągnięcia owego pudełka z grami. No i stało się. Mój ciężar przeważył i całkiem spora szafka się "na mnie" przewróciła.
Kiedy mama wleciała do pokoju była w niezłym szoku, do czasu aż zajrzała do środka i zobaczyła mnie. Ot tak, po prostu stałem jak gdyby nigdy nic. Drzwi szafki się otwarły, część jakiś pudeł wyleciała na zewnątrz nic mi nie robiąc. Gdyby drzwi się nie otwarły tylko szafka mnie przywaliła - pewnie wylądowałbym w szpitalu. A tak, to jedyną stratą w tej całej historii był pęknięty zasilacz od Amigi, o którego to walnęły owe otwarte drzwiczki.

by Cool_piwo @

* * * * *

LOKÓWKA

Będąc małolatem (ok 5-6 lat) lubiliśmy się bawić lokówką mamy, bo tak fajnie klekotała. Pewnego razu mama była w łazience = 0 kontroli = zabawa na całego. Ja skaczę po wersalce, a brat kręci lokówką nad głową trzymając ją za kabel. Niestety częstotliwość moich skoków i jego kręcenia nie dopasowały się to siebie, wynikiem czego był bliski kontakt mojego czoła z tym urządzeniem. Nie zapomnę miny mamy, gdy wpadłem do łazienki z krwawą plamą zamiast twarzy.

by PiterCK

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

A co na koniec? Oczywiście bonusik! A nawet dwa tego samego autora. Na zakończenie drugiego bonusa - optymistyczne przesłanie. Pisownia oryginalna!

była zima, zima to górka, górka to folia.
Poszliśmy zjeżdżać na folii z górki. Poniżej górki był dół. Więc kolega postanowił urządzić zawody w spadaniu do dołu. No to ja pierwszy. Zjechałem, spadłem na plecy. Koledzy myśleli, że robię sobie jaja, a ja po prostu się dusiłem. Dobrze, że znaleźli sposób, żeby przywrócić mi oddech - walnęli mnie w plecy.

Siedzieliśmy u kolegi. Poczęstowałem się batonikiem. Nagle inny kolega zaczął mnie łaskotać. Położyłem się na podłodze i zakrztusiłem się batonem. Przez ok. 2 minuty się dusiłem, wszyscy oczywiście wzięli to za żart. Gdy dusiłem się 2 minuty, to walnęli mnie w plecy i mi przeszło. Jak widać nie udusiłem się.

Oglądany: 32224x | Komentarzy: 3 | Okejek: 50 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało