Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CXXVI - konkursowa

48 142  
28   58  
Rozwiązać konkurs czas najwyższy. Poniżej traumy, które zostały zakwalifikowane do konkursu, a więc wszystkie te, które spełniły dwa proste założenia.
- Miały w tytule WKZT KONKURS
- Zostały przysłane przed godziną 14 wczoraj (20 grudnia 2007)

Odpadło jedno opowiadanie od osoby zbanowanej... Niestety w tym przypadku nie mogę ani założyć nowego konta (ban jest na osobę) ani przedłużyć starego. Ale zapraszamy tą osobę za 3 lata, jak będzie pełnoletnia!
Wszyscy zarejestrowani uczestnicy proszeni są o sprawdzenie stanu kont, a niezarejestrowani proszeni są o odebranie maila o tytule WKZT nagroda z kodem aktywacyjnym w środku (to ten, co przychodzi w SMS). Teraz czas wybrać zwycięzcę, który z kolei wybierze sobie jedną z tych zajefajnych koszulek.

Kto i jak wybierze zwycięzcę? Ty! Tak, właśnie Ty nagradzasz. Tu opowiadania są anonimowe, jednak ja wiem kto jest ich autorem. Anonimowość jest w tym przypadku wskazana, by każdy miał takie same szanse, prawda?

Zasady oceniania:
- Możesz komentować traumy jak do tej pory, lecz gdy chcesz oddać swój głos na jedną z traum wpisz, że najbardziej Ci się podoba trauma numer (i tu podaj jeden numer) Głosować możesz tylko raz i na jedną traumę. Komentarz bez głosowania możesz wpisywać dowolną ilość razy.
- Gdy nie chcesz komentować, tylko oceniać po prostu wpisz jeden numer traumy która Ci się podobała.
- Gdy zagłosujesz więcej niż raz, twoje wszystkie głosy będą unieważnione!
- Koniec głosowania o godzinie 23.59 dnia 26 grudnia!
Po podliczeniu głosów zwycięzca otrzyma wiadomość mailową i jednocześnie przez Cześka o tym fakcie! W przypadku remisu o zwycięzcy zadecyduje jury konkursu.

Zatem głosuj, mając wolne, zamiast oglądać po raz 40 Kevina samego w domu poczytaj i wytypuj, ktoś z niecierpliwością czeka na TWÓJ głos! A teraz nie ględząc więcej - startujemy: (we wszystkich opowiadaniach zachowałem oryginalną pisownię!)
Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

Trauma 01

Było to ładnych parę lat temu, gdy świat oglądałem z perspektywy sześcio-, może siedmiolatka. I byłbym najszczęśliwszym sześciolatkiem świata, gdyby nie fakt, że los w swej nieprzebranej złośliwości obdarzył mnie takim czymś co to się do niczego nie przydaje a "młodszy brat" mu na imię.
Mieliśmy kiedyś zabawkę z rodzaju tych, co to powinny być udostępniane tylko osobom powyżej siedemdziesiątego roku życia za zgodą obojga rodziców. W tym przypadku był to plastikowy bumerang z krawędziami ostrymi jak... no, po prostu ostrymi.
Ale do rzeczy. Jak to bywa między zgodnym rodzeństwem, bratu jako młodszemu przypadał często zaszczyt uciekania przed "tym drugim". No cóż, chcąc nie chcąc, musiałem obowiązek braterski spełnić i pogonić młodego.
Tak było i tym razem. Jednak po jakimś czasie odechciało mi się biegania i doszłem do wniosku, że po co się meczyć, skoro mogę zatrzymać go w inny sposób. W tym celu cisnąłem w jego stronę pierwszym, co mi się nawinęło, a był to wspomniany już wyżej bumerang.
Rozcięta skóra tuż pod okiem, strach przed burą rodziców i świadomość, że milimetry wyżej i byłbym bratem cyklopa są finałem tej historii. Morał: Czasem lepiej zaniechać braterskiego zwyczaju niż zgrywać aborygena.
P.S. Dziękuję że zechcieliście rzucić w oko... TFU! okiem na tą historię.

* * * * *

Trauma 02

Było to w prehistorycznach czasach dziwnej szkoły: dni apelowych, przymusu spacerowania i to w określonym kierunku, schodów, którymi można było tylko wchodzić na górę albo schodzić na niższe kondygnacje. Był akurat dzień apelowy i wystrojony w granatowe spodnie i białą koszulę z jakiegoś sztucznego materiału (max tem. prania 30 stopni) przemieszczałem się z drugiego piętra na parter. Oczywiście schodami, które według rozporządzenia służyły tylko wchodzeniu na wyższe piętra, czego "żarliwie" pilnowali wyznaczeni dyżurni. Jednak będąc wtedy "starszym rocznikiem" takie rzeczy potrafiło się załatwić. Traf jednak chciał, że na samym parterze stał [D]yżurny, z którym raczej darliśmy koty. Dialog jak na tamten wiek był typowy:
[D] - Tędy nie zejdziesz!
[J]a stojąc na półpietrze - Ja nie zejdę?!
[D] - Nie zejdziesz!
[J] - No to zobacz!
Rozpędziłem się i skoczyłem ... Dyżurny poleciał do tyłu, ja pochylony zacząłem wytracać impet kiedy wpadłem na właśnie wychodzącą zza rogu i niosącą coś na tacy sekretarkę. Poczułem na lewym ramieniu silny ból ale wszystko było nieważne przy potwornym krzyku jaki usłyszałem. To nie był nawet krzyk tylko straszny wrzask.
Szybka wyszkolona reakcja - w nogi, do szatni, kurtka ściągnięta przez dziury w boksie (bo przecież szatniarka klucza nie da) i na druga stronę ulicy do domu. Ukochana mamusia trochę się zdziwiła ("wcześniej nas zwolnili") a ja próbowałem w swoim pokoju zdjąć tą cholerną apelową koszule. I za nic nie szło.
No to łażę w tej koszulindzie, mamusia denerwuje się, gdzie to się tak uświniłem, cały rękaw czarno-brązowy, znowu próba zdjęcia koszuli i tym razem krzyk mamy, znowu narzucona kurtka i z powrotem do szkoły (są plusy i minusy mieszkania przy szkole). Od razu do gabinetu dyra i moja mamusia, która zawsze spokojnie przyjmowała wszelkie uwagi grona pedagogicznego na mój temat, tym razem zamieniła się w szalejącą furię. "Jak można dziecko w takim stanie wypuścić do domu" - ja stoję z miną niewiniątka a dyro próbuje tłumaczyć, że nie wypuścili tylko sam uciekłem a nie mieli czasu mnie szukać bo zajmowali się sekretarką. Najwięcej spokoju zachowała woźna, która stwierdziła, że może jednak pójdą ze mną do pielęgniarki (w tamtych czasach była takowa w szkole).
Diagnoza piguły - koszula wtopiła się w ramię. W momencie zdarzenia sekretarka niosła akurat do gabinetu dyra świeżo zaparzoną kawę.
Później procedura wzywania pogotowia (cała szkoła wisiała w oknach), podróż na sygnale z całą świtą do szpitala, mamusia pytająca się z wyrzutem dlaczego nie ma "sprawczyni" całego nieszczęścia (a ja niewinnie milczę) na co dyro odpowiada "bo jej się ta kawa wlała w kozaczki". A modne kozaczki wtedy dobrze poza kolano sięgały.
Jeszcze na sali operacyjnej "śmieszny" tekst chirurga "Jakie znieczulenie? Jak do tej pory nie zemdlał to niepotrzebne" i po całym zdarzeniu pozostała pamiątka - imponująca (większa niż wielkość dłoni) blizna na lewym ramieniu.

* * * * *

Trauma 03

Rzecz działa się w podstawówce. Wróciłem do domu i postanowiłem zrobić sobie kanapkę. Wyjąłem chleb i wędlinę, którą trzeba było pokroić. A, że rodzice kupili niedawno krajalnicę, to postanowiłem z niej skorzystać.
Położyłem wędlinę i włączyłem krajalnicę... Nagle poczułem ból, słychać było dźwięk łamanego paznokcia i wszędzie była krew. Oczywiście jak to dziecko wydarłem się na cały głos i przybiegł ojciec. Szok był tak wielki, że ja dalej ryczałem a on zastanawiał się skąd ta rzeźnia...
W końcu słysząc:
-Taaaato, uciąłem sobie palec!!! Będę kaleką!!!
Tata rzucił się do apteczki. Zabandażował palec, bandaż był dwa razy większy od palca.
Ojciec postanowił mnie uspokoić i w końcu wpadł na pomysł:
Złapał ucięty kawałek, położył na chleb i powiedział:
-Synku, to może kanapeczkę zjesz przed szpitalem?

Widok kawałka palca i chleba w mojej krwi spowodował odwrotną reakcję. Podobno cała ulica się zeszła pod dom, bo myśleli, że stała się jakaś wielka tragedia. Ja byłem w takim szoku, że z drogi do szpitala niewiele nie pamiętam.

W szpitalu okazało się, że nie ucięło mi całego palca, a tylko czubek do kości po skosie. Ale dopiero jak zdjęli mi opatrunek po miesiącu to uwierzyłem.

Skończyło się na szczęście jedynie delikatnym zdeformowaniem czubka palca wskazującego i brakiem czucia w uciętym miejscu, ale palec mam dalej.

* * * * *

Trauma 04

Dawno temu jak miałem lat może dziesięć lub jedenaście powiedziałem że posprzątam w półce na samym dnie stała szyba znacznych rozmiarów pęknięta w połowie. Wyciągłem wszystko z półki i zabieram się za szybe, chwyciłem ją w polowie (akurat na peknięciu), wyciągam a po chwili pojawia sie strimień i kałuża krwi. Puściłem szybe i patrze a tam cztery palce dość konkretnie pocięte,i tak skończyły sie porządkiw szafce. Krzyku i jęku co nie miara, szybki opatrunek i zwolnienie z szkoły musiało być na 2 tygodnie.

* * * * *

Trauma 05

Gdy miałem 8 lat, będąc na świętach na wsi, wziąłem tam ze sobą konsole PSOne. w tym czy innym momencie byłem w innym pokoju, a konsola w innym. Drogę do nich dzieliły szklane drzwi. Byłem w tym pokoju z kuzynem, gdy ten powiedział : Kuba, idź tam, Ala(moja kuzynka, 14 lat) coś ci robi z plejstejszyn. Ja, niewiele myśląc pobiegłam po nią, a kuzynka stała w drzwiach. Niestety, ona też nie pomyślała i zamknęła drzwi. Skutek : przeleciałem przez drzwi, rozbijając szybę, rozcinając skórę na nadgarstku milimetr(7 szwów) od żyły oraz skórę na ramieniu(2 szwów). Piękną bliznę mam do dziś. A dalej pamiętam, że jak przyjechaliśmy od lekarz darłem się na Alę : Zabiję cię, zabije, rozumiesz!!!

* * * * *

Trauma 06

Było to na wsi, jak miałem ok 8-10 lat. Jako mały, grzeczny chłopczyk pomagałem mojemu wujkowi robić "obrządek" przy trzodzie chlewnej, krówkach, konikach itp.
Akurat trzeba było koniowi dać papu, ale swoje wiaderko miał u siebie, więc trzeba było iść, aby odebrać od niego to wiaderko i zanieść mu jadło.
Jako że ja bylem mały, koń duży to, jak się okazało, miałem obawy przed podchodzeniem do niego. Więc zamiast podejść z boku po wiaderko, ja złapałem jakiś długi (wydawało mi się, że wystarczająco długi) kij i chciałem podebrać wiadro nie podchodząc zbyt blisko do konia. Kij kijem, ale kopyta końskie mają jakąś dziwną tendencję do wydłużania się w najmniej odpowiednich momentach.
No więc miałem bliskie spotkanie z "podeszwą" końskiego kopyta.
I znowu miałem szczęście. Po pierwsze, uczęszczałem na zajęcia sportowe, ćwicząc wschodnie sztuki w tym i refleks.
A po drugie koń nie był podkuty, więc jak dostałem "z kopa" w czoło, to miałem szybki kurs latania i lądowania na ścianie oddalonej o około 4-5 metrów. W sumie nic mi się nie stało, prócz tego, że mam do tej pory ślad na czole i czasem dziwne pomysły :D
Oko całe, czaszka cała, wstrząśnienia mózgu także nie było, więc strat miałem niewiele ;) Od tamtej pory już nie podchodzę do koni od tyłu :D

* * * * *

Trauma 07

Wczesne dzieciństwo. Ja z kuzynami i kuzynkami u rodziny na wsi.
Piękne wakacje i pogoda jeszcze fajniejsza, ale ile można się opalać, albo siedzieć w wodzie? No właśnie, nie można jak się ma po 10-13 lat.
Wpadliśmy na pomysł, aby przygotować sobie pole do gry w babinktona. A jak można przygotować, jak nie kosząc trawę? No więc wzięliśmy kosę i poszliśmy kosić dość wysoką trawę, która przeszkadzała podczas biegania za lotką ;)
Każdy po kolei się "męczył", ale kolejka była. Akurat pracowała moja starsza kuzynka, która była sporo wyższa ode mnie, a także silniejsza z racji wieku ;) Niestety jej czas minął i nadeszła pora na przekazanie tego wspaniałego narzędzia jakim jest kosa.
Pech chciał, że kuzynka wzięła zbyt mocny zamach, a ja z kamieniem znaleźliśmy się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Kosa ześlizgnęła się po kamieniu, podbiła się w rękach kuzynki i wiła mi się między żebra. Na całe szczęście, weszła w taki sposób, że zatrzymała się tuż przed ważniejszymi organami wewnętrznymi, a tylko dlatego, że ja zdążyłem odchylić się, a kosa była źle obsadzona na trzonku, więc zablokowała się między żebrami.
Wyrwa z żebrze po ostrzu od kosy miała ok 3-4 mm. Lekarz był bardzo zdumiony, jak dojechaliśmy, a ja się dobrze czułem i nawet nie było widać, abym krwawił albo inaczej chodził ;)

* * * * *

Trauma 08

Mniej więcej między 8 a 12 rokiem życia co roku jeździłam z rodzicami na wakacje nad morze. Co roku wyjeżdżaliśmy wieczorem, na miejsce zajeżdżaliśmy około południa, rozpakowywaliśmy się w domku i od razu pierwszego dnia po południu szliśmy na spacer na plażę. Co roku pierwszy dzień wyglądał identycznie: zachmurzone niebo, przelotne opady i niezbyt gorąco, więc strój co roku taki sam: getry, bluza, kalosze i peleryna. Co roku na plaży powtarzał się jeden i ten sam scenariusz: przychodziliśmy na miejsce, rodzice siadali na piasku i zaczynali rozmawiać, a ja z rodzeństwem hulaj dusza, robiliśmy co tylko chcieliśmy. Siostra zazwyczaj zaczynała budować zamki z piasku, brat biegać w tę i spowrotem wrzeszcząc wniebogłosy z radości, a ja kucałam przy brzegu, tyłem do morza i zbierałam muszelki albo pisałam palcami w mokrym piasku. I oczywiście co roku, podczas gdy tak kucałam, przychodziła nagle większa fala i "zmywała" mnie z plaży. Raz porwała mi nawet pelerynkę. I co roku przez kolejne dwa dni leżałam w łóżku, gdy pogoda na zewnątrz była cudowna. Nigdy nie potrafiłam się nauczyć, że kucanie na brzegu tyłem do morza to zły pomysł ;)

* * * * *

Trauma 09

Mając około 6 lat byłem zapalonym wynalazcą tzn, bardzo lubiłem sobie coś "stworzyć". Razu pewnego uznałem za świetny pomysł wykonanie samochodziku z 2 patyczków po lodach , 2 wykałaczek ,pudełka po zapałkach i 4 kapsli, budowa "wehikułu" szła świetnie do chwili gdy trzeba było zrobić małe otwory na wykałaczki w patyczkach po lodach... otóż niefortunnie wybrałem bardzo ostry ale mało szpiczasty nóż czego efektem było rozcięcie palca wskazującego przez całą jego długość, cała podłoga w kuchni w krwi i próba maskowania całego zajścia przed mamą co oczywiście się nie udało, dziś wciąż mam bliznę i pewien uraz do lodów na patyku...

* * * * *

Trauma 10

Rok 1984.
Jako 11-sto letni gówniarz byłem u babci na wsi. Wybrałem sie na wycieczkę do rodziny ze Starego Mazewa do Nowego. Trwała tam budowa domu czyli coś co kręci młodych łebków. Dla zabawy właziliśmy na sterty bloczków z siporeksu. To były nasze twierdze. Stanąłem na blankach by popatrzeć okiem władcy na okolicę. Bloczek się zachwiał a ja sp... się z wysokości 2 metrów. Ręka złamana... Złamanie otwarte kości łokciowej i promieniowej z zerwaniem stożka wzrostu kości promieniowej... Kość która wyszła dołemu nasady nadgarstka wbila się w ziemię pół na pół z gnojem (Twierdza akurat była przy oborze). I zaczął się cyrk. Głęboki PRL i głębokie zadupie 2 godziny czekania na karetkę. Godzina jazdy do Łęczycy. Oni swoje przypadki kierują do Płocka a ja jestem z Łodzi. Jazda do Łodzi. Burza jak s...syn!!! kolejne 2 godziny. Korczak. Nie przyjęli za stary (Do dziesięciu lat) Sonenberg po 8-miu godzinach ląduję na stole. Operacja udana. Ale nie dokońca. CHOLERNY GNÓJ!!! Escherichia Coli się przypałętała. Stan zapalny kości i martwica. Opcja na dłubanie łokciem w nosie czyli amputacja. Decyzje lekarzy: Spróbujmy tego... a może jeszcze tego. Udało się. Teraz łatanie tego zostało... W sumie trzy lata. Dwa przeszczepy kości przeszczep ścięgien. Ręka krótsza 10cm. i sztywna w nadgarstku ale jest i nie dłubię łokciem w nosie ;-P. Ale do dzisiaj jak coś się chwieje podemną mam lęki....

* * * * *

Trauma 11

2 lata temu na Wigilii klasowej jakoś tak rozmowa przy klasowym stole zeszła na "połamane części ciała". A to kumpel powiedział, że miał raz połamaną rękę, drugi, że nogę itp. Moje słowa w tym temacie brzmiały "Ja jeszcze nigdy nie miałem nic połamane". Co to ma do rzeczy? O tym już za moment.

Wigilia się skończyła, a że pogoda fajna to pomysł jeden - sanki. Niestety u mnie na wiosce teren równinny i mało miejsc do zjeżdzania. I wtedy z pomocą przyszedł brat z samochodem. Jaka to była frajda jechać na sankach 40km/h, potem 60, w porywach nawet do 70km/h. No, ale do czasu. Droga długości jakiegoś kilometra, zero zakrętów, drzew, tylko jeden słup (taki od TPSa chyba) na całej drodze. Takie samotne obiekty mają niesamowitą siłę przyciągania. Ten miał jeszcze większą :). Najfajniejsze, że podczas zderzenia straciłem przytomność i pierwsze co usłyszałem po obudzeniu to głos dziewczyny brata "[Imię], on się nie rusza, zrób coś". Brat zrobił - zaczął mi wpychać karton pod plecy, jak potem tłumaczył - nie chciał aby mi było zimno. Efekt całj historii? Złamanie ręki z przemieszczeniem, drut w ręce, 2 miesiące gipsu i potem rehabilitacjii, przekrzywiony słup TPSa i nauczka aby nigdy więcej nie mówić: "Ja jeszcze nigdy nie miałem nic połamane" :)

* * * * *

Trauma 12

Będąc małym, może ośmioletnim dziecięciem poszłam do koleżanki pobawić się klockami lego. Aby było ekonomiczniej, wywaliłyśmy wszystko na podłogę. Kiedy poprzątałyśmy okazało się, że brakuje jakiegoś bardzo ważnego klocka. Koleżanka miała piętrowe łóżko, to i pomyślałyśmy sobie, że popatrzymy z lotu ptaka. Wlazłyśmy na samą górę i zaczęłyśmy się rozglądać. Barierka jednak była dość niska, a ja, nadgorliwa, wychyliłaś się troszkę za bardzo. Wykonałam pięknego fikołka i spadłam na plecy, rozpłaszczając się na podłodze. Kumpela zaczęła wrzeszczeć, matki przybiegły przerażone, a ja...ja byłam twardy zawodnik. Na pytanie, czy nic mi nie jest, dzielnie zebrałam się z podłogi, odpowiedziałam, że nie... po czym zemdlałam. Obudziłam się pół godziny później z okładem z lodu na czole. Ale o dziwo nic mi nie było. Po prostu padłam z wrażenia. Ale na moje, również piętrowe, łóżko bałam się wchodzić ze dwa miesiące.

* * * * *

Trauma 13

Latek wtedy miałem chyba 7. z kolegą i siostrą(2 lata starszą) oglądaliśmy Zorro w telewizji(genialny serial animowany :D ), po zakończonym odcinku z kolegą wpadliśmy na pomysł genialnej zabawy! zebraliśmy poduchy z narożnika, oparcia od foteli i złożyliśmy na stos. Potem jako główny pomysłodawca wdrapałem sie na resztkę oparcia i skoczyłem na powstały stos. Przednia zabawa :) Siostra w tym czasie oglądała jakiś inny serial animowany(babski jakoś, fuj...). Potem skoczył kolega, i tak dalej na zmianę. Po pewnym czasie same skoki to było za mało, dodaliśmy więc bojowe okrzyki i akrobacje. zabawa sie skończyła jak przegryzłem sobie język(sic!), nie mam pojęcia jak to zrobiłem. nagle całe usta wypełnione krwią, kolega przerażony, nie wspominając już o siostrze, która notabene miała mnie pilnować. Telefon do rodziców, szybka jazda do szpitala. Już na ostrym dyżurze, dostałem znieczulenie miejscowe(fajnie się po tym mówi :D ), aż jeden szef!! Oraz bezcenna informację, że zabrakło jednego milimetra do tętnicy... Od tamtej pory, jak skacze itp to czubkiem języka dotykam dziąseł dolnej szczęki coby się w język znów nie użreć.

* * * * *

Trauma 14

Moja trauma miała miejsce w lutym, jeździłem sobie na rowerku w krótkich spodenkach i koszulce (tak, dobrze czytacie, to chyba był już początek tych wspaniałych anomalii pogodowych; było wtedy około 25 stopni). Śmiałem się z mojej koleżanki, która wtedy miała złamaną rękę i stwierdziłem, że sam nigdy niczego sobie nie złamie. Wtedy ujrzałem bardzo stroma górkę, z której fajnie by się zjechało, niewiele myśląc przeszedłem od słów do czynów. Zjeżdżając z tej górki pan Bóg postanowił mnie ukarać, gdyż na mej drodze ujrzałem kopkę wilgotnych liści. Jak w nie wjechałem to, wyleciałem przez kierownice i upadłem na rękę. Leżałem tak sobie z 20 minut wołając o pomoc, ale żaden z przechodzących nie chciał, albo im sie nie chciało, mi pomoc. Dopiero jakiś miły pan postanowił mnie uraczyć swoją pomocą. Jak wstałem odczułem straszny ból w prawej ręce, gdy na nią spojrzałem mym oczom ukazała sie piękna gula. Na pogotowiu dowiedziałem się, że mam złamane dwie kości z przemieszczeniem. Efekt? 4 miesiące ręka w gipsie, 250zl odszkodowania od kochanego PZU, brak poprzedniej sprawności w ręce i awersja do wilgotnych kupek liści. Od tamtej pory już nigdy nie śmiałem się z poszkodowanej osoby.

* * * * *

Trauma 15

A wieć pare lat temu miałem wtedy jakieś 10 lat.Była zima ale była jakaś taka długo i znudzeni lepieniem bałwanów rzucaniem się śnieżkami, i zjeżdzaniem na sankach postanowiliśmy zrobić konkurs na to kto jak najdalej wyskoczy z chuśtawki :P Brali udział wszyscy z bloków.
Skaczemy skaczemy i przyszła kolej na mnie a więć ja chcąć pokonać wszystkich rozbujałem się najbardziej jak się dało i fakt wyskoczyłem idealnie aż za dobrze przeleciałem nad wszystkimi innymi wynikami podchodze do lądowania i nagle gdy moje nogi spotkały się z podłożem poczułem jak jakaś siła (lód był ukryty pod śniegiem)przewróciła mnie twarzą do lodu zemdlałem ostatnie słowa jakie usłyszałem -O k***a
pozniej podobno tak leżałem z krwią na twarzy koledzy zawołali rodziców (lekarzy) a oni nawet po karetke nie zadzwonili tylko stwierdzili że się lekko w nos walnąłem

Jak miałem 14 lat przeprowadziliśmy się do domu wolnostojącego i tam ogrzewanie mamy na kominek czyli trzeba drewno rąbać i w lecie ja dostałem pracę od rodziców (płacili mi tam ileś za pniaczka ) i tak rąbie i rąbie i jakiś mniejszy kawałek się trafił przeciąłem go odrazu i siekiera mi pod nogi poszła popatrzyłem się na spodnie jakaś dziura w spodniach.Mineło tak jakoś pół godziny poczułem że mi mokro w tamtym miejscu. Podciągam spodnie patrze się a tu taka rana -------------------- gdzieś taka na długość i ide do domu i mi jakimiś proszkami posypali i jakoś to było tylko na basen nie pojechałem

I jeszcze nie moja historia tylko mojego wujka :P się mi przypomniała
I jego ojciec ma tam konie i się zajmuję sprzedażą ich. I własnię tego dnia o którym opowiem miał jeden z tych koni zostać sprzedany. Jego ojciec z tamtym facetem spisują umowę na dworze a mój wujek poszedł nakarmić konie. I im jakiś cukier dawał i podszedł do owego który miał być sprzedany i mu cukier poddaje i się obrócił nachwilę poczuł ciągniecie na skurze patrzy się paznokcia nie ma. Trochę się przestraszył ale że nie chciał ojca denerwować to poszedł do domu tak żeby ten go nie zauważył .Wchodząć do domu usłyszał komentarz o tym koniu
-Tak jest bardzo spokojny jeszcze nikomu nic nie zrobił
Wujek zawinął sobie to w jakieś papiery i czekał jakąś godzinę zanim jego ojciec nie wrócił szcześliwy ze sprzedaży :) Podobno za niezłą cenę poszedzł.Pózniej pojechali do szpitala znieczulili mu i też czymś owineli. Łaził z opatrunkiem jakieś 3 miesiące. Niewiadomo czemu boi się teraz podejść do konia :P

* * * * *

Trauma 16

Moje dwa , najbardziej traumatyczne przeżycia:
Mieszkam w domku jednorodzinnym,który ogrodzony jest płotem z kolcami,jak to w domku. Posiadam przed nim,jak ja sam na to mowie,my own stadion.Zwykły trawnik ale idealny do meczów 1on1(w piłkę nożną oczywiście).Pewnego słonecznego dnia zaprosiłem swojego kolegę na sparing.Było to dwa tygodnie przed zakończeniem roku szkolnego.Po 3 godzinach meczu,chciałem jeszcze spróbować siły swojego uderzenia.A ,że nogę mam nie błahą piłka momentalnie przeleciała przez calą "murawę" i wypadła za ogrodzenie,które zawsze pokonywałem bez większego trudu.Niestety,o godzinie 22 pojawiła się rosa i wszystko stało się śliskie,ja zmęczony po 3 godzinach grania,i w plastikowych korkach Nike wdrapałem się na ogrodzenie,stanąłem na przęśle,i już miałem sie wybić,kiedy na horyzoncie ujrzałem radiowóz.Efektem tego było,że głowa poleciała do przodu,ale noga została i nabiła się na przęsło.Panowie policjanci,wezwali karetkę(początkowo myśleli , że coś ukradłem i uciekałem)trafiłem do szpitala.Wakacje spędziłem w szpitalu przechodząc dwie operacje.Niewiele czasu minęło od tego zdarzenia(4 miesiące)
więc blizna jest cały czas świeża i choćby najmniejsze uderzenia przypłacam ogromnym bólem.W piłkę gram nadal,bez żadnej zrazy tyle , że w ochraniaczu.

Zawsze wieczorem,kiedy już się kładę do łózka,słucham sobie MP4’órki.Zwykle kiedy czuję się śpiący odkładam ją na bok,jednak tym razem zasnąłem nie wyjąwszy słuchawek z uszy.Obudziłem się rano i ,rzecz normalna, wstałem.Właściwie to chciałem wstać bo coś mnie chwyciło za gardziel i zaczęło bardzo mocno dusić.Co to było?Otóż,słuchawki owinęły mi się wokół szyi,jestem w stanie udźwignąć MP4,ale poduszka przygniotła playera,co spowodowało upór i duszenie.Znając dobrą starą zasadę,że jeśli dzieje się coś złego nie wolno panikować , wyswobodziłem się z uścisku morderczych słuchawek.Byłem niezwykle zirytowany , faktem ,że moja śmierć mogła wyglądać w ten sposób.

* * * * *

Trauma 17

Miałam lat naście, gdy pewnego dnia do mojej młodszej siostry przyszła koleżanka. Siosta, jako że wredne z niej stworzenie, nie chciała zgodzić się na moją obecność przy ich rozmowach, czym jednak kompletnie się nie przejęłam mając własny plan na wtargnięcie do jej pokoju i podsłuchanie co ciekawszych plotek. Gdy zaczęłam go uskuteczniać, biegnąc ile fabryka dała do jej pokoju na mojej drodze niespodziewanie znalazły się drzwi podstępnie zamknięte uprzednio przez siostrę. Na moje szczęście (albo nieszczęście) drzwi były z tych, co to mają wbudowaną szybę, dosyć dużą, więc "spokojnie" się przez nią zmieściłam i wylądowałam w środku. Sama nie wiem w jaki sposób zdołałam się ustawić w locie w takiej pozycji, że plecami leżałam na podłodze, natomiast nogi wystawały mi przez dziurę w drzwiach, a nad nimi wisiał spory kawał szyby. Obrażenia: lekko pokaleczona dłoń, kawałek szkła wbity w plecy.

Drugą historię znam tylko z opowiadań, bo wydarzyła się gdy miałam 4-5 lat. Najprwdopodobniej było tak, że któregoś wieczoru w małej główce zaświtał mi przeuroczy pomysł, że byłoby ciekawie wdrapać się na regał. Rodzinę zaalarmował wielki huk i mój krzyk i znaleźli mnie pod regałem, który zatrzymał się na stole stojącym naprzeciw, roztrzaskując jego kawałek. Ja wyszłam z tego bez najmniejszego zadraśnięcia :)

* * * * *

Trauma 18

Stwierdziłem po dniach gminy, że pokażę kolegom pewien trik. Miał on polegać na rozpędzeniu się na rowerze, zejściu z niego pozostawiając go dalej jadącym. A więc rozpoczynam fazę wstępną, a więc rozpędzanie się. Aby zwiększyć swe możliwości zastosowałem technikę ’na stojąco’. Pod koniec tegoż etapu łańcuch się poślizgnął, przez co noga nagle straciła opór i zjechała na asfalt (taki ’kamyczkowaty’). Reszta organizmu stwierdziła, że nie zostawi dolnej kończyny samej i poleciała razem z nią. A więc sobie leżąc spokojnie zaplontany w rower spokojnie sobie wytracam prędkość. Koledzy oczywiście zaczęli się śmiać. Po dosłownie chwili zobaczyli, że ’Siwy’ opróżnia wnętrze petardy mając w garści zapałki. Zebrali się w około niego obserwując postępy. Jeden łepek po dłuższej chwili się wyłonił i do mnie ciągle leżącego krzyczy: "Te Wiktor, nic ci nie jest?". Wyplątując się z roweru, z ciekawymi ranami na brodzie, łokciu i dłoni odpowiedziałem "Yyyyyyyyyyyyyyyy, nie". Następnie wstałem, otrzepałem się i kulejąc podreptałem do domu. Nie czekałem na ogłoszenie not przez szanowne jury.

* * * * *

Trauma 19

Miałem może z 4 lata, gdy rzecz owa się zdarzyła. Środek lata, przyszła pora na skoszenie trawy. Wujek wyciągnął kosiarkę (taką starą, bardzo ciężką) i po skoszeniu połowy trawnika postanowił sobie zrobić przerwę. Ja, jako bardzo pracowity gówniarz postanowiłem pokazać swoją "dorosłość" i samemu skosić resztę, a dziadek na ławce siedział i tylko się przyglądał. Włączył mi kosiarkę, a ja próbowałem ją w jakiś sposób ruszyć, niestety była za ciężka dla takiego chucherka jak ja. Odruchowo położyłem na niej nogę, aby sobie pomóc i nagle noga wślizgnęła mi się pod kosiarkę (trampki, mokra trawa po deszczu). Samego cięcia niestety nie przypominam sobie, ale doskonale pamiętam, jak dziadek dosłownie płakał ze śmiechu, a ja skacząc na jednej stopie do domu krzyczałem na niego "nie śmiej się!". Na klatce schodowej ściągnąłem resztki bucika z nogi i obserwując przeciętą prawie na pół stopę myślałem, co powiem mamie. W domu nikomu nie chciało się ze mną jechać do szpitala, więc leżałem w domu kilka dni i jakimś cudem wszystko się zagoiło. Dzisiaj została mi tylko blizna na pół prawej stopy. Na pocieszenie mogę dodać, że w ogóle nie płakałem, a tego samego dnia wujek przydreptał do nas pokazując zabandażowane palce - wypił troszkę przed dalszą robotą i też wsadził nogę pod kosiarkę...
Od tamtego czasu już nie jestem taki zapalony do pracy.

* * * * *

Trauma 20

Było to ładnych parę lat temu...kiedy miałem jeszcze z 13 lat (pierwsza gim)...Dreptam sobie do szkoły pewnej pięknej zimy a tu nagle patrze idzie z naprzeciwka Loki (świr podobny do mnie) Każdego z nas dzieli jakieś 15 metrów od drzwi głównych...ściągamy sie kto pierwszy ...weszliśmy równocześnie jeszcze jedne drzwi ..nie takie zwykłe drzwi ponieważ miały one takie fajne szybki, i ich było z 16 na drzwiach ... no cóż oryginalne......Ruszyłem z kopyta biegnę z wyciągniętą ręką przed siebie Loki został w tyle już czuje smak wygranej krzyknąłem "Wygrałem"!!!!...tak...to było coś ...wybita szyba...wszędzie pełno krwi i szkła ...no i ona ... dziura na prawym nadgarstku długa na 6cm, szeroka na 4 i głęboka na 2,5 z pięknym, dużym, ostrym kawałkiem szkła wbitym prosto w sam środek .... dyrektorka i pan od Gegry przechodzili obok i interweniowali...dyrektorka zawiozła mnie w swoim seicento a że było mi niewygodnie (czaicie: 193cm i 97 kg w wieku 13 lat ?? fajnie nie ??) chciałem iść piechotą ale kategorycznie zabroniła. Przecierpiałem swoje, przyszłą moja mam i jakiś konował mi zszył tą dziurę...efekt ?? po paru latach nadal mam bardzo czerwoną i wypukłą bliznę tak 4x2...apropo samego wypadku dodam jeszcze że przechodziła obok moja koleżanka jak to sie stało i woźny który stał za drzwiami zaśmiał sie tylko: "to przez ciebie..." xD

* * * * *

Trauma 21

Moja historyjka rozpoczyna się kiedy z moja najlepszą przyjaciółką (serdecznie pozdrawiam) miałyśmy po 16 lat. Wtedy byłyśmy jeszcze zbuntowane i kochałyśmy wszystko co PUNKOWE!!! Pojechałyśmy razem na koncert KULTU do pobliskiego klubu (był z nami jeszcze nasz kolega obecny mąż przyjaciółki). Byliśmy za wcześnie więc postanowiliśmy się rozluźnić odpowiednio (wtedy starczyło jedno..jeśli wiecie o czym mówię), Po wszystkim mnie i mojej koleżance odezwała się pewna potrzeba fizjologiczna i postanowiłyśmy znaleźć sobie ustronne miejsce aby załatwić sprawę. Teren do około klubu otoczony był gęstym lasem ale nam to nie starczało (wstydliwe jesteśmy ;p), więc moja przyjaciółka wypatrzyła w odległości 2 m fantastyczne zagłębienie. hmmmm powiem tak skorzystałyśmy. Kumpela poszła przodem i nie zdążyła ściągnąć spodni jak w jednej sekundzie zakamuflowane bagno wciągnęło ją po szyje chciała się podeprzeć i złapała mnie za fraki wiec wpadłyśmy razem po samą szyję zaczęło nas wciągać wiec szybko zaczęłyśmy się łapać gałęzi i korzeni udało się. Pech polegała na tym że to nie było zwykłe bagno tylko szambo!!! TAK cudowne śmierdzące gównem szambo!!!! Masakra!!!(mąż przyjaciółki do tej pory z nas się śmieje) Nie nie zrezygnowałyśmy z koncertu :) wiecie mina ochroniarzy klubu jak nas zobaczyli jak wchodzimy, jak nas poczuli -BEZCENNA!!!!! Ale najlepsze było pogo na koncercie dziwnym trafem miałyśmy zawsze dużo miejsca , mimo że przez 2 godziny próbowałyśmy doprać nasze ubranie i tak śmierdziało tak niemiłosiernie bleee. W tramwaju to samo!!!
A rodzice jak nas zobaczyli jak wróciłyśmy do domku to był jazda z tego smrodu poczuli to nieszczęsne piwo które wypiłyśmy zamiast odór kupki. I tak był szlaban!!!! Ubranie oczywiście do wyrzucenia :D Pozdrawiam Oli

* * * * *

Trauma 22

Mając lat około 3 jako mały szperacz-rozrabiaka biegałem po domu który w owym czasie był dla mnie dosłownie rajem ! Otóż rodzice moi kochani robili generalny remont całego domu, jak się domyślacie leżało mnóstwo niesamowicie interesujących rzeczy, które trzeba było oczywiście macnąć lub zjeść, Ale wróćmy do tematu traumy, Każdy wie jak wygląda parapet. Parapet jak parapet, brązowy, drewniany, solidny i na moje nieszczęście świeżo pomalowany pokostem. Na owym parapecie stała butelka rozpuszczalnika który do tego celu był używany. Jako mały szkrab ciekawy życia, nic się nie zastanawiałem i wpakowałem olbrzymią szyjkę butli w dziub i wypiłem dobre 1/5 butelki. (teraz by mnie odrzuciło i nawet kijem przez szmatę bym nie ruszył) efekt był prosty - znalazł mnie ojciec nieprzytomnego na podłodze wziął na ręce i tak jak stał ;(po kąpieli) tak pobiegli ze mną do przychodni jakieś 2-3 kilometry od domu, a żeby było śmieszniej biegł w kapciach. skończyło się na płukaniu załądka i dobrego tygodnia w szpitalu-wytrzezwiałce, do dziś nie wiem czemu rodzice się dziwnie na mnie patrzą jak mówię ze wychodzę na piwko xD nigdy nie miałem twardej głowy...

* * * * *

Trauma 23

Dwa tygodnie po spotkaniu z samochodem zdjęli mi szwy, więc już bez żadnych przeszkód mogłem z rodzinką i znajomymi spokojnie pojechać nad jezioro. Drugi czy trzeci wieczór owego sielskiego wypoczynku. Na boisku do siatkówki, zaopatrzonym w toporne metalowe słupki na siatkę grała jakaś ekipa. Żeby lepiej widzieć, wspiąłem się na miejsce dla sędziego (jakieś 2,5 metra nad ziemią raptem, ale z punktu widzenia dziesięciolatka to i tak wysoko). Po chwili mi się znudziło, tak więc ostrożnie sprowadziłem się na ziemię. Pobiegałem dookoła i wróciłem na sędziowski stołek. I tak jeszcze parę razy, przy każdym podejściu tempo schodzenia było coraz szybsze, jako że wprawy nabierałem. Przy ostatnim noga mi się omskła z tak zwanego "stopnia" - kawałka metalu niezbyt pięknie przyspawanego do słupka. Spadek swobodny trochę spowolniło nadzianie się na najniższy stopień. Efekt - kolejne 4 szwy, tym razem dla odmiany na lewej nodze, ponoć przy szyciu darłem się gorzej od zarzynanej świni. A patrząc z perspektywy kilkunastu już lat - gdybym leciał jakieś 5 centymetrów bardziej w lewo, nadawałbym się teraz tylko na sopranistę w przykościelnym chórze.

* * * * *

Trauma 24

Jako małe dziecko (miałam może ze trzy lata) poszliśmy z rodzicami na Sylwestra do znajomych. Jedyne co pamiętamz tego okresu życia, to wywrotka na lodzie oraz właśnie ten wieczór. Strasznie lubiłam tam chodzić, bo mieli córkę starszą, a ona została oddelegowana do opiekowania się mną. Dzieci nie sprawiały więc problemu, można było się trochę rozerwać. Na wybicie północy została dzieciarnia jednak zawołana. Oczywiście wiwaty, takei tam i ogólnie szał. Znajomy rodziców otwiera szampana. No niestety, mieszkanko małe było i korek się odbił i walnął mu częściowo w oko, częściowo koło oka. Wielki krzyk, wszyscy w panice, a dalej znam z opowieści tylko, bo dzieci wraz z moją mamą zostały w domu. Cała reszta poleciała do samochodu i szukała chirurga jakiegoś. Po trzech nieudanych próbach (kto by chciał w robocie siedzieć w Sylwestra?!) udało im się dojechać na ostry dyżur. Oko zostało uratowane, a ’wujek’ Filip chodzić z taka fajną przepaską piracką na oku. Potem został nazwany kapitanem Oko.

* * * * *

Trauma 25

Z moim kumplem zawsze mieliśmy dość dziwne pomysły. A to się coś przypaliło, a to potłukło, ogólnie dzieci żywiołowe. Pewnego razu zaczęliśmy podpalać plastikowe żołnierzyki i rzucać nimi gdzie popadnie. I tak rzuciliśmy parę razy, aż podczas któregoś z rzutów zawiał wiatr, a że małe dzieci nie mają dużo siły w rękach, z łatwością zawrócił żołnierzyka prosto na mnie. Jak ktoś się kiedyś poparzył nawet małą kroplą plastiku to wie. Ja dostałam w twarz. Efekt? Ja leżąca z poparzoną twarzą, kumpel ryjący ze śmiechu, ale po pewnym czasie chyba się skapnął, że nie jest dobrze, wróciliśmy do domu i zaraz do szpitala. Skóra schodziła mi przez 2 miesiące, ale na szczęście jakąś dobrą maść kupili, bo blizna prawie niewidoczna.

* * * * *

Trauma 26

Parę lat temu, wieczorem przed blokiem, w towarzystwie kilku kolesi...
Ciepło... Nudno... Cisza...
Jureczek postanowił przeprowadzić dramatyczny zabieg higieniczny i zaczął dłubać zapałką w uchu, ot dla ZABICIA czasu... Po chwili komar ukuł Jureczka w głowę powyżej ucha a on, bohater trzasnął drania z otwartej ręki.... Krzyk Jureczka niósł się pięknie wśród bloków...

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

Oglądany: 48142x | Komentarzy: 58 | Okejek: 28 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało