Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CXXIV

27 131  
28   3  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

DESKOROLKA

Będąc jeszcze w podstawówce, dostałem na urodziny deskorolkę, taką szeroką, starego typu, więc od razu poleciałem ją wypróbować. Mój blok mieści się u podstawy zbocza i prowadzi do niego dość długi zjazd który oczywiście stał się moim pierwszym celem. Wszedłem na sam szczyt i postanowiłem zjechać na tzw. śledzia, więc położyłem się na brzuchu i odpychając się rękami od podłoża osiągnąłem maksymalną szybkość (z dołu wyglądało to jak "Szybcy, wściekli").
Pech chciał że asfalt nie był zbyt "czysty", walało się po nim pełno małych kamyków, jeden z nich dostał się pod moje kółko, a ja przy pełnej prędkości wykonałem lot supermana 5 cm nad ziemią i przeorałem ok. 1 metra asfaltu własną twarzą, kiedy doszedłem do domu moja kochana mamusia stwierdziła tylko że jestem wariat i koniec z deską. Przeorany nos, broda, prawy policzek i obydwie dłonie, podobno wyglądałem jakbym pokłócił się ze szlifierką, do dziś mam ślad na brodzie i uraz do kamieni na drodze.

ALE JAZDA

Za czasów podstawówki, postanowiliśmy ze moim kuzynem i kuzynką (i naszymi rodzicami) odwiedzić jej przyjaciółkę z klasy, a że pogoda była paskudna, bawiliśmy się w jej mieszkaniu. W pewnym momencie ktoś "mądry" (możliwe że ja) zaproponował jazdę na ramionach, a że dziewczyny były starsze od nas o 2 lata to ONE (nie wiem co im odbiło) woziły NAS. W pewnym momencie moja "klacz" straciła równowagę i poleciała ze mną do tyłu, moja głowa będąc ok. metra nad ziemią uderzyła w kant żeberkowanego kaloryfera. Nie pamiętam za bardzo co było dalej, bo chyba straciłem przytomność na chwilę, ale wiem że miałem zakrwawioną całą głowę, kark i bluzę, a moja kochana spartańska mamusia stwierdziła że skoro nie umieram, to karetka nie jest potrzebna, wystarczy kawałek gazy. Dziś na czubku głowy mam 3 centymetrową szramę, a pod palcami można wyczuć wgłębienie w czaszce.

by Rafaga

* * * * *

PIROMAN

Czasy bardzo odległe, pirotechnika jeszcze na poziomie DOS`a. Robiliśmy tak zwane bączki: kapsel z butelki po wodzie ognistej+cukier+saletra. Odpalanie takiego zestawu było prawdziwą sztuką (wtajemniczeni wiedzą) - w odpowiednim momencie wymagało to rzutu zapalonego korka w górę. Tak było i tym razem, za wyjątkiem, że korek wypadł i trafił prosto na elastyczny golfik kolegi w okolicę barku. I tu się dopiero rozkręcił napęd. Kolega ruszył do przodu z dynamiką rakiety zostawiając za sobą smugę dymu i iskier. Ale w końcu napęd zobowiązuje! Jednak coś było nie tak ze stabilizacją lotu kolegi, ponieważ w jego trakcie wykonywał dość nieskoordynowane manewry góra - dół i lewo - prawo. Jednak silnik działał bez zarzutu. Kolega zatrzymał się dopiero po ustaniu pracy silnika. Wrażenia bezcenne, nic mu się nie stało poza dziurą w golfie i niewielkimi oparzeniami, nawet nie trafił do szpitala (chyba aniołowie stróże jednak dobrze wywiązują się z opieki nad dziećmi).

by Fino

* * * * *

ŁÓŻKO

Gdy miałem lat 6, rodzice kupili mnie i mojej siostrze łóżko piętrowe. Wiadomo, zabawa na całego... Jako starszy zająłem oczywiście górną część. Któregoś dnia był u nas kolega i bawiliśmy się razem w naszym pokoju, nie pamiętam już w co. W pewnym momencie, gdy wchodziłem po drabince na górę, siostra chwyciła mnie za sweter.
(J)a: Puść mnie
(S)iostra: Nie puszczę.
(J): Puszczaj
(S): Nie puszczę
(J): Puszczaj bo dostaniesz
(S): Nie!
No to ja niewiele myśląc PUŚCIŁEM DRABINKĘ i chciałem zdzielić wredną siostrę... Więcej nie pamiętam...

Z relacji rodziców: poleciałem do tyłu, przedzwoniłem deklem o klamkę w drzwiach po czym poprawiłem w podłogę (pewnie dlatego jestem taki walnięty), zadzwonili błyskawicznie po pogotowie, w drodze do szpitala zarzygałem całą karetkę.
Okazało się, że mam stłuczenie pnia mózgu i krwiaka, konieczna była trepanacja. Dzięki szybkiej decyzji lekarzy o nie przewożeniu mnie do szpitala wojewódzkiego (operowali mnie w mojej pipidówce) jeszcze żyję.
A z siostrą w ramach zemsty toczyłem wojny niemal do jej 20 urodzin.

by Mihu82

* * * * *

NABRAŁ ROZPĘDU

Wiele, wiele lat temu wybrałem się na sanki przed blok. Górka między blokami była mała, ale startując spod jednego bloku z odpowiednim rozpędem można było przejechać kilkunastometrową "równinę" u podnóża pierwszej górki i dojechać do drugiej, jeszcze mniejszej, która z kolei kończyła się pod następnym blokiem.
Aby pokonać oba stoki konieczne było przyjęcie pozycji bardziej aerodynamicznej, czyli na brzuchu. Ale na to pozwalali sobie starsi koledzy, a nie takie maluchy jak ja. Jednakże za ich namową postanowiłem udowodnić, że jestem prawdziwym twardzielem i zdecydowałem się na pierwszy w życiu zjazd na brzuchu.
O dziwo uzyskałem rewelacyjną prędkość przelotową i błyskawicznie pokonałem obie górki i zatrzymałem się na twarzą na ścianie bloku. A konkretnie uderzyłem nosem w parapet okienka piwnicznego. Świat w około stał się kolorowy, głównie czerwony. A ta miękka część nosa pomiędzy dziurkami (nie mam pojęcia jak to się może nazywać) za którą zaczyna się kostka, elegancko się oderwała i zwisała aż do ust trzymając się na cieniutkim paseczku skóry. Czym wzbudzałem uzasadnioną sensację i pewne przerażenie wśród kolegów.
O dziwo nie złamałem nosa, nawet nie byłem szyty. Pamiętam, że leżałem w domu na dywanie, na plecach z okładami na twarzy i głośno, przez wiele godzin, modliłem się do mojego Anioła Stróża, żeby tylko nie trzeba było jechać do szpitala.
Gustowną bliznę na nosie mam do dziś.

by Vonbytkow

* * * * *

CYRKOWIEC

Miałem 8 lat. Pewnego pięknego poranka, oglądając w programie 2 TVP program z cyklu "cyrki świata" zapragnąłem nauczyć się, chodzić po linie. Jako ze wtedy od pomysłu do czynu przechodziłem bardzo szybko, utwierdzając się w przekonaniu, że nie znajdę w domu takiej liny pomyślałem, że idealnie ją zastąpi barierka na balkonie, dodam że mieszkam na 3 piętrze. Reszta potoczyła się już błyskawicznie - barierka, potknięcie, spadek swobodny, gałęzie drzewa, żywopłot. Wynik, wstrząśnienie mózgu, złamana ręka lewa, noga też lewa i poobdzierane plecy... Najdziwniejsze, że po całym tym wypadku nie mam żadnego leku wysokości.

RYNNA

Kolejnym razem będąc już o rok starszy, w czasie najdłuższej przerwy miedzy lekcjami, bawiłem się z kolegami w "łapanego bez dotykania ziemi" - czyli biegaliśmy po wszystkim co nie było asfaltem-ziemią, krawężniki, płoty, schodki, poręcze, różne takie. Był jednak pewien sposób na ucieczkę doskonała, należało dotknąć ziemi tak, aby nikt nie zauważył i znaleźć się tam gdzie bez dotknięcia znaleźć się nie można. No i znalazłem takie miejsce - rynna. Czym prędzej się na nią wdrapałem. Pech chciał ze pośliznąłem się i zjechałem w dół. Poczułem lekkie szarpnięcie w okolicach kolana (rynny maja takie mocowania do ściany prawda?). Jakież było moje zdziwienie gdy pod nietkniętymi spodniami ujrzałem dziurę 3x7 cm w której bielała kość. Szkolna higienistka mało nie zemdlała. Skończyło się na "szpanerskiej" jeździe w pogotowiu na sygnale wprost ze szkoły i 15 szwach. Do dziś blizna w kształcie literki L na prawym kolanie i zdziwienie, że nie uroniłem wtedy żadnej łzy. Chyba byłem w szoku.

WOJNA

I ostatnia z moich opowieści - jakieś 2 - 3 miesiące po "dziurze w kolanie" wyszedłem sobie do sklepu - mama mnie po coś wysłała - przechodząc przez ulice rozdzielającą 2 osiedla. Moje i "wrogie". Nie zauważyłem, że za blokiem czają się "koledzy" z drugiego osiedla. Niestety na tamtą chwilę osiedla były w stanie "wojny". Nadlatujące pół cegłówki uderzyło mnie prosto w głowę. Wstrząśnienie mózgu, pęknięta czaszka - dziś 1x1 cm blizna na której nie wyrośnie żaden włosek (cała skóra zdarta była do czaszki) szczęściem cegła uderzyła mnie na płask. Bo gdyby to był kant, pewnie bym teraz tego nie pisał. Niezapomniane - widok sporej kałuży własnej krwi wokół głowy na asfalcie, oraz miny przerażonych przechodniów - po chwili znów straciłem przytomność by odzyskać ja dopiero na 2 dzień w szpitalu. "Miotacz" ujawnił się 2 lata później.

by Baranq_pd @

* * * * *

WODNE IGRASZKI

Zabawa na wsi nad Wartą. Kuzynka nie umiała pływać, a ja i owszem (tak mi się wydawało). Woda była płytka, więc stwierdziłem, że trzeba ją (kuzynkę, nie wodę) lekko popchnąć na głębszą wodę. Płynąc wyprostowany zacząłem ją odpychać "wiosłując" nogami, w pewnym momencie kuzynka zniknęła. Rzeki zdradliwe są niestety. Okazało się, że wpadła w dziurę wypłukaną przez piasek. A stwierdziłem to jak wciągnęła mnie (kuzynka, nie dziura) pod wodę próbując się po mnie wspiąć na powierzchnię. Na szczęście jakoś udało mi się ją odepchnąć, stylem rozpaczliwym oboje dopłynęliśmy do brzegu.
Do dzisiaj pamiętam wir wody w kształcie pionowego tunelu nade mną, zielone bąble zmieszane z wodą wokół i "jasność" nade mną.
Rodzice do dzisiaj o tym nie wiedzą, a ze 25 lat od tego czasu minęło.

STARY A GŁUPI

RZECZKA

Rodzina moja mieszkała w Darłowie nad rzeką. W lecie najlepiej się spędza czas nad wodą. No a co zrobić z gówniarzem poniżej roku, leżącym w wózku? Uśpić w wózku, postawić tyłem do słońca i iść się kąpać. Jak to zwykle bywa nad rzeką jest mały spad, a bachory mają to do siebie, ze spokojne krótko nie są. Prawdopodobnie zacząłem się kręcić i wózek stoczył się to wody, przekoziołkował, ja wpadłem do wody, a wózek mnie nakrył. Całe szczęście. Dzięki temu było widać gdzie leżę, a prąd wody mnie nie porwał. Podobno po wyciągnięciu byłem cały w szlamie, ociekający wodą, jak siódme nieszczęście.

by Skalar7 @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 27131x | Komentarzy: 3 | Okejek: 28 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało