Choinka, prezenty, rodzina, świetny nastrój – to atrybuty świąt Bożego Narodzenia, na które czekamy z utęsknieniem. W święta przecież nic złego nie może się zdarzyć. Czasem jednak się zdarza...
Morderstwo sześcioletniej JonBenet Ramsey, zwyciężczyni wielu konkursów piękności dla dzieci, uważane jest za jedną z najgłośniejszych zbrodni w Stanach Zjednoczonych lat 90.
26 grudnia 1996 roku Patricia Ramsey udała się na policję, aby zgłosić zaginięcie córki i znalezienie w kuchni listu z żądaniem zapłaty
118 000 dolarów na rzecz bezpiecznego i zdrowego powrotu JonBenet do domu. List był niespodziewanie rozwlekły, co jest niezwykłą cechą tego typu notatek.
Podczas przeszukiwania domu policja otworzyła jedno z zamkniętych pomieszczeń w piwnicy i odkryła tam zmasakrowane ciało dziewczyny. Morderca udusił JonBenet garotą i roztrzaskał jej głowę.
Przez długi czas głównymi podejrzanymi w sprawie morderstwa byli rodzice, a nawet brat dziewczynki, ale śledczym nie udało się znaleźć wystarczających dowodów potwierdzających tę teorię.
Jednym z podejrzanych był John Mark Karr, były nauczyciel, którego później uniewinniono.
W 2010 r. sprawę wznowiono: przeprowadzono nowe przesłuchania, wykorzystano najnowsze metody badań DNA. Jednak do tej pory zabójcy nie znaleziono.
25 grudnia 1929 roku prosty rolnik z Karoliny Północnej, Charles Davis Lawson, ledwo wiązał koniec z końcem. Miał do wyżywienia liczną rodzinę: żonę Fanny i siedmioro dzieci, z których najstarsza, Mary, miała 17 lat, a najmłodsza, Mary Lou, miała zaledwie 4 miesiące.
Wokół rodziny krążyło wiele dziwnych plotek. Krążyły pogłoski, że Charles uwiódł jedną ze swoich córek, Mary, a jego żona zaczęła podejrzewać, że mieli romans.
Jednak w Wigilię Charles postanowił sprawić rodzinie prawdziwe święta. Zabrał całą rodzinę do miasta i kupił wszystkim nowe ubrania. Ubrani w nowe stroje, Lawsonowie udali się do fotografa, by zrobił im rodzinną fotografię.
W Boże Narodzenie każdy był zajęty swoimi sprawami: Mary piekła ciasto świąteczne, Fanny krzątała się po domu, a najstarszy syn, Arthur, został wysłany do miasta po zakupy. To uratowało życie chłopcu, ponieważ gdy tylko jego syn zniknął za rogiem, Charles chwycił za strzelbę.
Pierwszymi ofiarami, które zastrzelił, były jego dwie córki, Carrie i Maybell, w wieku 12 i 7 lat, kolejną zaś jego żona Fanny, która wybiegła na werandę. Mary próbowała uciec, ale kula dosięgła i ją. Jej młodsi bracia James i Raymond bezskutecznie próbowali się ukryć. Ostatnią ofiarą była czteromiesięczna Mary Lou. Na koniec Charles udał się do lasu i popełnił samobójstwo.
Przez długi czas ta przerażająca farma była prawdziwą mekką dla miłośników strasznych historii. Brat zabójcy Marion Lawson nie stracił opanowania i zapraszał tam turystów, aby trochę zarobić. Głównym eksponatem było właśnie to ciasto, którym Mary miała poczęstować swoją rodzinę na Boże Narodzenie.
Panna Marion Gilchrist zginęła 21 grudnia 1908 roku w wieku 83 lat. Kobieta była bardzo bogata i prawdopodobnie nie było to tajemnicą dla żadnego z jej sąsiadów. W szufladach skrywała pokaźną kolekcję biżuterii. Mieszkała z pokojówką Helen Lambie. Ta towarzyszyła swojej pani wszędzie, z wyjątkiem sytuacji, gdy panna Gilchrist wysyłała Helen po gazety.
To właśnie wydarzyło się tamtego wieczoru. Kiedy jednak Helen wróciła z gazetami, znalazła swoją panią martwą w kałuży krwi.
Sąsiedzi powiedzieli policji, że krótko przed powrotem Helen usłyszeli hałas w mieszkaniu Marion, a później zauważyli mężczyznę chodzącego po korytarzu.
Głównym podejrzanym o morderstwo bogatej staruszki został Oscar Slater, bardzo mroczna postać. Były bandyta, alfons, paser, właściciel meliny złodziei... Całkiem niezły zestaw. Policja była tego samego zdania.
Kolejnym faktem, który przemawiał na jego niekorzyść, było to, że po morderstwie Oscar sprzedał jakąś broszę, a następnie natychmiast wsiadł na statek i pod fałszywym nazwiskiem popłynął do USA. Brytyjska policja zażądała od Stanów Zjednoczonych ekstradycji Slatera, lecz było jasne, że nie ma wystarczających dowodów, aby to uczynić.
Ku zaskoczeniu wszystkich, Slater sam wrócił do Glasgow – okazało się, że drobny oszust obraził się na fałszywe oskarżenia pod jego adresem. Oskarżenie o morderstwo zaczęło się sypać: broszka, według opisu, wcale nie pasowała do tej, która zaginęła pannie Gilchrist, a Slater już od dłuższego czasu mówił o wypłynięciu do USA. Sędzia również nie wierzył w winę Slatera, ale ława przysięgłych niespodziewanie skazała Oscara. Karę śmierci zastąpiono karą dożywotniego pozbawienia wolności.
Gazety rozpisywały się o niewinności Slatera, a ludzie protestowali przed budynkiem sądu. W 1912 roku sam Conan Doyle zwrócił uwagę na tę sprawę. Po przestudiowaniu materiałów był przerażony: wszystkie dowody przemawiały przeciwko winie Slatera. Mógł być osobą tak nieprzyjemną, jak tylko chciał, ale to nie czyniło go mordercą. Nie dość, że broszka nie pasowała do tej, która zaginęła starszej kobiecie, to jeszcze „narzędzie zbrodni” – mały młotek znaleziony przy Slaterze – nie mogło być przyczyną śmierci panny Gilchrist. Ale już noga masywnego krzesła umazana krwią, znaleziona obok ciała kobiety, mogła nią być jak najbardziej.
Co więcej, było oczywiste, że to sama panna Gilchrist wpuściła przestępcę do swojego mieszkania. Nie znaleziono bowiem żadnych śladów włamania, co oznaczało, że odwiedził ją krewny lub znajomy.
Slater nie krył swoich zamiarów wyjazdu i zmienił nazwisko, aby jego była żona nie mogła go odnaleźć. W 1925 roku jeden z więźniów wypuszczonych na wolność wyniósł pod językiem gryps od Slatera zaadresowany do Conana Doyle'a. Slater był zrozpaczony i pisarz powrócił do sprawy.
Ostatecznie Oscar Slater został zwolniony z więzienia w 1928 roku. Otrzymał nawet 6000 funtów odszkodowania. Decyzja o uwolnieniu Slatera zapadła na miesiąc przed Bożym Narodzeniem 1927 roku. Slater spędził w więzieniu prawie 20 lat.
Zabójcy panny Marion Gilchrist nigdy nie znaleziono.
Źródła:
1,
2,
3