W dzisiejszym odcinku:
- Dziennikarz podkradał teksty ze starej roboty
- Pobił się i okradł... Policjanci rozgryźli 22-latka
- Zakonnik śpiewający w reklamie to przesada
- Okradł kwiatomat i rozdawał kwiaty kobietom
Portal Weszło miał takiego dziennikarza, który nazywa się Jan Mazurek. Spędził tam ponad 5 lat, a potem przeniósł się do serwisu sportowego portalu Interia.pl. W jego nowej pracy zaczęły się pojawiać teksty, które zwróciły uwagę byłego kolegi z Weszło, Szymona Janczyka. Tak opisał on sprawę po tym, jak 29 grudnia na interia.pl pojawił się tekst pod tytułem: „Przewrót w Radomiaku. Baltazar ucieka jak Sousa. Są nazwiska następców”. Padło tam nazwisko Bruno Baltazara, a Janczyk napisał:
Zdziwiłem się, że Jankowi udało się zdobyć tę informację. Nie uważam się za monopolistę w temacie Radomiaka, jednak miałem pewność, że wieść nie zdążyła nawet rozejść się po klubie. Pomyślałem: ok, może jednak się rozeszła. Albo... Albo może Janek jakimś cudem zobaczył mój tekst zapisany w panelu, który rano – po umówionym wcześniej spotkaniu z trenerem – miałem uzupełnić o jego cytaty?
Janczyk zgłosił sprawę do działu IT, a jego pracownicy po zbadaniu sprawy przekazali mu taką odpowiedź: „Trafiliśmy na długą listę logowań. Jan Mazurek od dawna logował się do panelu, mimo że u nas nie pracował. Przed porannym newsem o Baltazarze logował się trzykrotnie”.
Janczyk wymyślił, że wkręci Mazurka i zaplanował podstęp:
Wymyśliłem kontynuację tematu – nowego trenera. Musiałem wybrać nazwisko, które brzmiałoby wiarygodnie, lecz jednocześnie byłoby kompletnie wymyślone i — jak to się ładnie mówi w slangu szpiegowskim — zalegendować temat. Pomógł mi agent, który reprezentuje Jose Peseiro. Poprosiłem go, czy potwierdzi temat w przypadku pytania. Zaśmiał się, gdy usłyszał cały koncept i stwierdził, że to będzie dobra zabawa. Stąd w tekście Mazurka informacje o "otoczeniu zawodnika" i "portugalskich agentach”. Czas tykał, leciał, traciliśmy już nadzieję, ale w końcu! Jan Mazurek obwieścił światu wspaniałą nowinę i wkopał samego siebie. Z litości nie zacytuję już prywatnych wiadomości, w których wyraziłem podziw dla jego źródła — oczywiście dalej brnął w kłamstwo, nie spodziewając się, że dopełnia scenariusza naszego dzieła.
Janczyk podsumował wszystko, pisząc:
Janku, miałem cię za dobrego dziennikarza, ale przede wszystkim dobrego kolegę. Ceniłem pracę z tobą i było mi żal, że odchodzisz. Nie wiem, ile jeszcze rzeczy bezczelnie ukradłeś, co gorsze - być może pracując u nas. Krótka rozmowa po całej sprawie utwierdziła mnie jednak w przekonaniu, że robisz to w pełni świadomie, z wyrachowaniem, bez mrugnięcia okiem. Jeśli nie masz o czym pisać i szukasz informacji, odezwij się do starszych kumpli. Nie wstydź się, pomożemy, coś podrzucimy. Nie dość, że zbierzesz brawa i uznanie, to jeszcze łatwiej będzie spojrzeć rano w lustro.
Kilka dni później Interia poinformowała o zwolnieniu Jana Mazurka, a ten napisał przeprosiny:
Przeprosiłem red. Janczyka. Nie ma mnie już w Interii. Zgubiłem siebie sam - głupota, pycha, chciwość. Zrobię wszystko, by odbudować się pracą i tylko pracą, choć to potrwa. Upadek musi być lekcją. Najboleśniejszą z bolesnych.
Od początku wojny na Ukrainie w Europie jest kilka krajów, które bezpośrednio wspierają Rosję. Najbardziej oczywistym są Węgry, a szczególnie Viktor Orban. Sami Węgrzy niby protestują, ale niewiele to zmienia. Podobnie sytuacja wygląda ze Słowacją i ich premierem, którym jest Robert Fico. Polityk przed Bożym Narodzeniem odwiedził Moskwę i spotkał się z Putinem. Ma to związek z faktem, że Ukraina wstrzymała transport gazu przez swoje terytorium, co odcięło Słowację od dostaw. W każdym razie wizyta się odbyła, a Fico zniknął na 14 dni i nikt nie wiedział, gdzie jest. Wreszcie nagrał filmik krytykujący Zelenskiego i mówiący o tym, że szkodzi on całej Unii Europejskiej.
Okazało się, że miejsce, gdzie nagrano film to Capella Hotel w Hanoi w Wietnamie. Noc w apartamencie, gdzie powstało wideo, to koszt 5740 euro. Zarobki Fico to 11 200 euro miesięcznie, więcej w Europie ma tylko Orban. Wreszcie słowacki premier wrócił do kraju i wydał oświadczenie:
Tak zwane media głównego nurtu i politycy opozycji nakręcali aferę, a jestem już od kilku dni na Słowacji. (...) Od teraz Biuro Rządu będzie informowała tylko o moich najważniejszych wyjazdach. O prywatnych nie będzie żadnych informacji. Bez odwołania.
Pod koniec grudnia ubiegłego roku policja w Piasecznie odebrała zgłoszenie o napadzie. Ofiarą był 22-latek, którego zaatakowało dwóch nieznanych sprawców. Okradli go z saszetki, gdzie były 22 tys. złotych, a poturbowanego zostawili i odjechali samochodem marki Mitsubishi. Sprawę potraktowano bardzo poważnie i jak czytamy w komunikacie:
Na miejsce natychmiast skierowano funkcjonariuszy piaseczyńskiego referatu patrolowo-interwencyjnego. W działania zaangażowano nie tylko policjantów z powiatu piaseczyńskiego, ale też funkcjonariuszy z ościennych jednostek, którym przekazano informację o pojeździe, którym oddalili się sprawcy napadu. Na miejsce zdarzenia skierowano natomiast technika kryminalistycznego, jak również funkcjonariuszy pionu kryminalnego. Początkowo wszystko wskazywało na poważny incydent kryminalny.
Z czasem policjanci zaczęli nabierać wątpliwości, gdyż monitoring w okolicy nie pokazywał żadnych działań potwierdzających zeznania młodego mężczyzny. Podejrzenia wzbudzały także jego obrażenia, które były nietypowe dla zgłaszanej sytuacji.
Niedługo później okazało się, że wszystko jest zmyślone, zaś mężczyzna sam siebie ranił, a wszystko po to, żeby ukraść saszetkę z pieniędzmi, którą zakopał. Teraz za zgłoszenie fikcyjnego przestępstwa grozi mu kara 8 lat pozbawienia wolności.
Komisja Etyki Reklamy otrzymała skargę na produkt marki Sanohepatic. W nagraniu widzimy mężczyznę, który tłumaczy mnichowi: „Przez moje grzechy cierpi wątroba. Za kołnierz nie wylewałem, dymka puszczałem, tłuste jedzenie spożywałem”. W odpowiedzi słyszy: „Synu, biegnij do apteki po Sanohepatic na wątrobę, trawienie i masz czyste sumienie”. Na koniec na wzór mszalnej pieśni wyśpiewuje nazwę preparatu i widzimy napis: „Skuteczny z natury! Wysoka dawka sylimaryny”.
Zdaniem KER reklama naruszyła zasady reklamy gdyż:
Skarżony przekaz zawiera treści, które mogą zostać zinterpretowane przez przeciętnego konsumenta - odbiorcę skarżonej reklamy jako niewłaściwe, dyskryminujące ze względu na przekonania religijne.
Zwrócono także uwagę na fakt, że:
Reklamowany produkt jest lekiem (na wątrobę), zatem brak jest uzasadnienia zawarcia w reklamie wątku religijnego.
W podsumowaniu czytamy:
Sugestywne nawiązanie do sfery sacrum oraz duchowej relacji między duchownym a wiernymi zasadniczo nie powinno mieć miejsca w realizacji koncepcji marketingowej. Pewne sfery życia nie powinny być dowolnym elementem reklamy i jedną z nich jest religia – niezależnie od wyznania czy nurtu (odłamu) wiary.
https://www.youtube.com/watch?v=PamMDpUs5V0&t=1s
Sam tytuł, w którym mowa o rozdawaniu kwiatów, brzmi pozytywnie. Niestety skoro doszło do kradzieży, to ktoś na tym poniósł straty, a nie są one małe. Sytuacja miała miejsce w Nowej Rudzie w województwie dolnośląskim. 7 stycznia po godzinie 19:00 mieszkaniec powiatu kłodzkiego włamał się do automatu z kwiatami. Jego łupem padło kilka sztuk bukietów, po czym udał się on do pobliskiego sklepu i przypadkowym kobietom wręczał upominki, które przed chwilą zdobył. Do zatrzymania miłośnika kwiatów doszło kilkanaście minut później, a w jego organizmie wykryto 1,4 promila alkoholu. Szkody wywołane jego działaniem oszacowano na ponad 80 tys. złotych. Dodatkowo udowodniono mu, że miesiąc wcześniej zdewastował karawan, który stał na jednym z parkingów i ukradł tablicę rejestracyjną. Te straty wyceniono na kilkanaście tysięcy złotych.