Niezamierzony żart to takie urocze zjawisko, w którym opowiada się
o czymś z pełną powagą, a osoba, która tego słucha, nie może
powstrzymać śmiechu. Wiele lat temu taki ogólnonarodowy rechot
wywołała rzecznik praw dziecka, Ewa Sowińska, kiedy to publicznie
stwierdziła, że „Teletubisie” to narzędzie do promocji
homoseksualizmu wśród najmłodszych. I chociaż takie radosne
wpadki zdarzyć się mogą każdemu niezbyt rozgarniętemu
człowiekowi, to w kwestiach publicznego błaźnienia się od
dłuższego czasu brylują „Wysokie Obcasy” – tytuł, który
jeszcze parę ładnych już lat temu temu reprezentował całkiem
wysoki poziom. I tak też w jednej z ostatnich publikacji redakcja
tego pisma postanowiła, pod pozorem poważnej rozprawy o rzeczach
najwyższej wagi, zaserwować nam taką dawkę absurdu, że chyba
najwyższy czas sklasyfikować ten magazyn jako tygodnik satyryczny.
Przywykliśmy już do tego, że feministyczne serwisy internetowe
oraz drukowane periodyki regularnie stają na głowie, aby znaleźć
kolejne powody do budowania murów pomiędzy przedstawicielami obu
płci (i w sumie to pomiędzy reprezentantami 629 pozostałych płci
też). Głównie sprowadza się to do bezsensownego wieszania psów
na mężczyznach i obarczania ich winą za całe zło tego świata. I
kiedy już wydawałoby się, że zostaliśmy skarceni za każdą
możliwą rzecz, redaktorki „Wysokich Obcasów” rzekły: „Taaaak? To potrzymaj mi niebieską farbę do włosów i patrz!”.
Wychodzi na to, że teraz powinniśmy kajać się za... celowe stworzenie miast, które są nieprzyjazne kobietom. Tak, aby niewiasty cierpiały katusze. Oczywiście z naszych rąk, bo jakżeby inaczej? Oto czego się dowiedzieliśmy:
Wiele kobiet ze
strachu przed napaścią ogranicza wieczorne wyjścia, spieszy się
do domu z przystanku albo po drodze ściska w ręce klucze, żeby w
razie niebezpiecznej sytuacji mieć jakąkolwiek możliwość
samoobrony. (…) przez wiele lat kobiety nie były mile widziane w
przestrzeni publicznej, więc miasta były i wciąż w dużej mierze
są projektowane przez mężczyzn z myślą o potrzebach „domyślnego”
białego mężczyzny.
To właśnie my, mężczyźni, i do tego biali, jesteśmy tymi monstrami, które to
wzorem zmutowanych bestii z „Jestem legendą” nocą wyłażą ze
swoich zatęchłych nor z zamiarem barbarzyńskiego krzywdzenia
samotnych pań. Bo to właśnie robi każdy (pamiętajcie – biały!)
samiec – żre, sra i gwałci. Oczywiście najchętniej więzilibyśmy nasze ofiary w piwnicy, zatem logiczne jest, że kobiety mile
widziane na ulicy nie są. Miasto więc, zgodnie ze swymi potrzebami,
stworzyliśmy w taki sposób,
aby łatwiej nam było wyłapywać
przerażone kobiety. Jak konkretnie? O tym za moment.
Może być tak,
że dana okolica ma niski wskaźnik przestępczości, ale kobiety nie
czują się w niej bezpiecznie. Tymczasem samorządy skupiają się
niestety głównie na redukcji przestępczości (…) Kobiety mają w
głowie też tzw. mentalne mapy, na podstawie których omijają pewne
okolice, np. dlatego, że wieczorem nie ma tam żadnych otwartych
sklepów czy restauracji i jest ciemno.
A wróble to nie
lubią, kiedy im w dupkę zimno, więc szukają kratek
wentylacyjnych, aby ogrzać swe kupry. Co jest złego w tym, że
walczy się z przestępczością, a nie robi nic z faktem,
że w
nocy jest ciemno (szok!) i wszystkie Żabki są pozamykane? Osobiście
wolałbym leźć po omacku, ale z pełną świadomością, że nikt
mnie nie napadnie, niż kroczyć oświetloną ulicą, wśród
budynków z odświeżonymi, pomalowanymi przyjemną fuksją
elewacjami i bać się, że napadnie mnie jakiś biały mężczyzna,
bo samorządy zamiast dbać o moje bezpieczeństwo, inwestują w
tworzenie miłego wizerunku miasta...
Są jednak pewne
uniwersalne elementy miejskiego krajobrazu, które warto mieć na
uwadze, bo ich postrzeganie jako bezpiecznych albo niebezpiecznych
wynika m.in. z psychologii. (…) jeśli gdzieś jest wybite okno, to
taki element wysyła sygnał, że nie jest to okolica dobrze
zaopiekowana, nie ma tam aktywnej społeczności, a więc istnieje
małe ryzyko, że ktoś złapie nas na gorącym uczynku. Wybita szyba
jest też nieciekawa z perspektywy przechodnia, któremu daje
pośredni komunikat: „jeśli coś ci się stanie na tej ulicy, pomoc
raczej rychło nie nadejdzie". Podobne wrażenie mogą sprawiać
pomazane ściany. Zamalowywanie graffiti na ścianach w miejscach
publicznych według naszych badań
poprawia poczucie bezpieczeństwa.
Badania, na które
powołuje się autorka artykułu jak najbardziej mają sens – znacznie lepiej człowiek czuje się w ładnej okolicy niż
w jakimś zatęchłym barrio pełnym samochodów stojących na
cegłach, walających się strzykawek, beczek z płonącą smołą i
ścian rozpadających się budynków zarzyganych paskudnymi bohomazami.
Pytanie tylko, co do tego ma teza, która pojawiła się w pierwszych
zdaniach artykułu „Wysokich Obcasów” – gdzie tu wina
(białych, ma się rozumieć!) mężczyzn, że niektóre części
każdej aglomeracji straszą wyglądem? Czy jakaś specjalna samcza
komisja, stawiająca sobie zadanie uprzykrzenia kobiecego żywota,
celowo dokonuje interwencji w takich miejscach, aby wybijać okna i
tworzyć graffiti na murach?
Zwiększenie
obecności policji czy kamer raczej nie poprawi poczucia
bezpieczeństwa. Kluczowe jest budowanie aktywnej społeczności. (…)
Oświetlenie może poprawić poczucie bezpieczeństwa, ale nie zawsze
działa – to zależy od tego, jak światło jest skierowane i jakie
jest jego źródło. – Dobrze sprawdza się światło, które
pochodzi z mieszkań albo innych lokali przy danej ulicy, a nie
bardzo jasne latarnie. Na zbyt mocno oświetlonych ulicach kobiety
czasami czują, że są jeszcze bardziej „na
świeczniku”, przyciągając niechcianą uwagę.
Świetnym pomysłem
byłoby więc montowanie świecących niezbyt jasno latarni w
mieszkaniach. W ten sposób istnieje szansa, że niektóre
przedstawicielki zagrożonego wymarciem gatunku kobiet miejskich nie
wypłoszą się i
nie zmienią swego habitatu. Pamiętajmy też o
tym, aby przy tak przystosowanych ulicach nie wrzucać do paśników
jedzenia, które mogłoby samicom zaszkodzić. Stawiajmy więc na
bogate w białko, nieprzetworzone produkty rolne, a nie na wysokokaloryczne słodycze.
Ludzie czują się
bezpieczniej na ulicy, gdzie są drzewa, niż tam, gdzie ich brakuje.
Za to krzaki kojarzą się raczej negatywnie, bo tam właśnie może
czaić się napastnik. Stąd ważna jest jeszcze jedna zasada –
roślinność (i w miarę możliwości inne elementy krajobrazu) nie
powinna blokować widoczności.
Podobnie jak wysokie krzaki, z zagrożeniem, zwłaszcza nocą, raczej
uniwersalnie kojarzą się kobietom także przejścia podziemne,
których nie brakuje w Warszawie. Inny przykład to toalety
publiczne. Kobiety, zarówno przez fizjologię, jak i przez to, że
zapewniają opiekę nieformalną dzieciom albo seniorom, częściej
muszą z nich korzystać. Problem w tym, że często toalety publiczne w
nocy są jak ciemne, niebezpieczne pułapki.
Należy zatem
zlikwidować wszystkie otwarte w nocy szalety miejskie i przejścia
podziemne. Lepiej, aby panie załatwiały swoje potrzeby, kryjąc się
za małymi drzewami (w żadnym wypadku za wysokimi
krzakami, bo tam przecież dybią na nie biali, męscy oprawcy), a na
drugą stronę ruchliwej ulicy przebiegały kłusem między
rozpędzonymi autami.
Z drzew polecamy bonsai – są ładne, niezbyt wysokie i budzą przyjemne odczucia. Sugeruje się też usunięcie z miejskiej
przestrzeni wszystkich studzienek kanalizacyjnych, na wypadek, gdyby i
tam czaili się złole z mosznami. Zlikwidujmy też bramy budynków. Tam
również na pewno czyhają patriarchalni oprawcy.
Czekanie na
autobus przez dłuższy czas, na nieoświetlonym przystanku w
odizolowanej okolicy, dla wielu kobiet wiąże się z lękiem.
Dlatego pomocne jest umieszczanie przystanków np. obok restauracji
czy sklepu, które są dłużej otwarte (…)
A jeśli akurat na
trasie autobusu nie ma żadnego sklepu lub restauracji, to chociaż
stawiajmy wspomniane latarnie w pobliskich mieszkaniach, usuńmy miejskie kibelki, zamalujmy graffiti, wstawmy szyby w opuszczonych domach, wytnijmy wszystkie krzaki i zostawmy jedno drzewo,
żeby było gdzie się odlać w oczekiwaniu na przyjazd transportu
publicznego.
Warto też zadbać o to, aby za kierownicą pojazdu
siedziała czarnoskóra kobieta, a nie biały mężczyzna.Szkoda, że artykuł z „Wysokich Obcasów” był tak krótki.
Liczymy jednak na to, że wkrótce redakcja zaserwuje nam kolejny
tekst dotyczący np. winy, którą biali mężczyźni ponoszą za
wyginięcie pterodaktyli i erupcję wulkanu w Pompejach. Tak prawdę mówiąc, to intelektualne fikołki, które niektóre feministyczne „redaktorczynie” wykonują, aby podzielić się swoimi uprzedzeniami z resztą świata, doprawdy budzą wielki podziw. Ciekawe jest to, że wbrew założeniom autorek takimi treściami robi się z kobiet jakieś płochliwe, zdziczałe stworzenia, które to z podkulonymi ogonkami przebiegają z miejsca na miejsce, drżąc ze strachu, że w każdej chwili zza żywopłotu rzuci się na nie agresywny napastnik. Najbardziej boli świadomość tego, że po przeczytaniu tego typu wysrywów niektóre osoby naprawdę skłonne są uwierzyć, że żyją w jakimś straszliwym, alternatywnym świecie, gdzie my, mężczyźni, jesteśmy rozjuszonymi, nienawidzącymi przedstawicielek płci pięknej bestiami. A miasta, które sobie stworzyliśmy, zaprojektowaliśmy tak, aby łatwiej nam było na nasze ofiary polować.