W 1995 roku Bombaj – przynajmniej w hindi i angielskim – stał
się Mumbajem. Ale w żaden sposób nie zmieniło to charakteru tego
całkowicie szalonego miasta.
#1. Bom Bahia
Zacznijmy od podstaw, czyli jak się właściwie to miasto nazywa... Kiedy w XVI wieku dotarli tu Portugalczycy, uznali, że to całkiem dobra zatoka – stąd Bom Bahia. Sto lat później, gdy kolonię zajęli Brytyjczycy, uprościli – przynajmniej w swoim mniemaniu – nazwę i tak powstał Bombay. W 1995 roku zdecydowano o powrocie do oryginalnej, lokalnej nazwy, która wzięła się od bogini Mumba.
Po angielsku i w hindi jest to zatem Mumbai, a po polsku – jak się komu podoba. Zarówno Mumbaj, jak i Bombaj są akceptowane przez Komisję Standaryzacji Nazw Geograficznych.
To właśnie w Mumbaju znajduje się Dharavi – miejsce niezwykłe i zarazem niezwykle skomplikowane. Miejsce, którego nie trzeba przedstawiać osobom, które czytały lub oglądały np. Shantaram. To największe w mieście, a przy tym jedne z największych na świecie, slumsy. Zajmują powierzchnię ok. 3 kilometrów kwadratowych, sąsiadując bezpośrednio z bogatą dzielnicą Bandra czy licznymi wytwórniami filmowymi z Bollywood.
Raz za razem pojawiają się plany przekształcenia Dharavi w coś bardziej reprezentatywnego – i zawsze plany te spotykają się z ogromnym oporem. Trudno się dziwić, skoro interes mieszkańców każdorazowo schodzi w nich na bardzo odległy plan.
Restauracje szybkiej obsługi albo kupowane w pośpiechu kanapki od obwoźnych sprzedawców? Nic z tych rzeczy. Hindusi mają ogromny szacunek do swojej kuchni, zresztą cenionej na całym świecie. Nade wszystko inne preferują przygotowywane w domu posiłki, których dostarczeniem w ponad 20-milionowej metropolii zajmują się dabbawala. To kurierzy kursujący między domami i restauracjami a miejscami pracy, dostarczający pracownikom świeżo przygotowane obiady.
Cały system, choć dla osoby z zewnątrz zakrawa o logistyczne szaleństwo, sprawdza się zaskakująco dobrze i niezwykle rzadko zdarza się, by którykolwiek z adresatów został głodny.
Dysponując odpowiednią ilością gotówki, można dosłownie wszystko, czego przykładem jest Antilia – wybudowana w latach 2008-2010 rezydencja, której wartość szacowana jest obecnie na jakieś 5 miliardów dolarów. Ma 27 pięter, 173 metry wysokości, powierzchnię ponad 6 tys. metrów kwadratowych oraz garaż na 168 samochodów. Antilia – zlokalizowana przy bombajskiej „ulicy miliarderów” – należy do Mukesha Ambaniego, najbogatszego człowieka w Azji.
To postać co najmniej kontrowersyjna, która swojego bogactwo zawdzięcza firmie Reliance Industries – konglomeratowi aktywnemu w najbardziej dochodowych branżach (wydobywczej, energetycznej, telekomunikacyjnej itp.).
Latające szczury – przez pomyłkę nazywane gołębiami – to utrapienie w wielu miastach, w tym również polskich. Dokarmiający je ludzie to jeszcze większe utrapienie, tylko podnoszące skalę problemu. Co by jednak nie mówić, sytuacja w Polsce i tak jest bardzo dobra – przynajmniej jeśli porównać ją do Mumbaju. Indyjskie miasto pełne jest domów o płaskich dachach, na których uwielbiają przesiadywać gołębie.
Co więcej, Hindusi wierzą, że dokarmianie tych ptaków zapewnia szczęście. Lekarze – na poparcie swoich tez mając statystyki – twierdzą natomiast, że to właśnie gołębie i roznoszone przez nie choroby przyczyniły się do gwałtownego wzrostu chorób płuc wśród mieszkańców Mumbaju.
Zanim stał się jednym – i to nie byle jakim, pod każdym względem – miastem, Mumbaj był w zasadzie archipelagiem. Tak jak Rzym zbudowano na siedmiu wzgórzach, tak Mumbaj wzniesiono na siedmiu wyspach. Dawno jednak okazało się to rozwiązaniem umiarkowanie praktycznym. Jeszcze w połowie XVIII wieku zabrano się za przekształcanie terenu – w taki sposób, aby zniwelować przestrzenie pomiędzy wyspami, tworząc nieprzerwany ląd.
W efekcie ziemia w Mumbaju to przede wszystkim piasek, ale też – na przedmieściach – gleby aluwialne. Jeśli dodać do tego położenie miasta w strefie aktywnej sejsmicznie, powstaje iście wybuchowa mieszanka.
Idealnym środkiem transportu do przemieszczania się po Mumbaju byłby latający dywan – wszystkie inne opcje mają swoje wady. To jedno z najbardziej zatłoczonych miast świata, z potężną liczbą pojazdów wszelkiego rodzaju, wąskimi ulicami i nieproporcjonalnie małą dostępnością miejsc parkingowych. Mieszkańcy wybierają więc transport publiczny – autobusy, ale przede wszystkim kolej. Kto widział, ten wie, że dla przeciętnego Europejczyka to – delikatnie mówiąc – sport ekstremalny.
By nieco odciążyć komunikację naziemną, władze Mumbaju zdecydowały o budowie metra. Z wieloma opóźnieniami, ale udało się wreszcie zainaugurować pierwszą – podziemną! – linię. Na ile pomoże ona w uczynieniu miasta miejscem bardziej przyjaznym do życia, czas pokaże.