Dzisiaj:
- Sikorski twierdzi, że wyborcy Konfederacji go lubią, bo tak mówił mu znajomy
- Farsa na szczycie klimatycznym. Oto ilu lobbystów branży paliwowej obecnych jest na wydarzeniu
- Crawly zbanowany na TikToku. Udało się ustalić jego narodowość. Będzie wniosek o deportację
- Ratownicy zaparkowali karetkę przed blokiem. Oto jaką kartkę znaleźli za wycieraczką
- Poseł Trzeciej Drogi bije na alarm! Uważa, że polscy pracownicy nadużywają wolnego przysługującego za oddanie krwi
Trwa zaciekła batalia między Radosławem Sikorskim a Rafałem Trzaskowskim. Batalia toczy się oczywiście o to, kto zostanie oddelegowany jako reprezentant Koalicji Obywatelskiej w nadchodzących wyborach prezydenckich. I choć z pozoru panowie wydają się być dla siebie serdeczni i wspierający, to tak naprawdę na tej linii toczy się dość zaciekła rozgrywka.
Sikorski na ostatnim wystąpieniu w
Rokietnicy obok Poznania przekonywał, że prawdziwe wybory to nie będzie pierwsza tura, tylko druga tura, gdzie liczyć się będzie przede wszystkim sympatia prawicowców w stosunku do wystawionego przez KO kandydata.
Pan Radosław oczywiście utrzymuje, że on cieszy się dużo większym uznaniem wśród „wyborców na prawo od nas” niż Trzaskowski:
W tym elektoracie ja zbieram dwa razy większe poparcie niż Rafał.
Pomyślicie pewnie: hola, hola... tak mówić może każdy. A gdzie dowody? Dowody również były.
Znajomy był na spotkaniu u konfederatów, którzy mówią: a... Sikor nie z naszej bajki, ale o Wołyń się upomniał, no i na tych wojnach bywał, to może być.
Jeśli nadal nie wierzycie, to słowa te potwierdził nawet sam Sławomir Mentzen. A więc kandydat namaszczony przez Konfederację w kwestii startu w nadchodzących wyborach prezydenckich.
Być może was to ominęło, ale obecnie w Azerbejdżanie (a konkretnie w Baku) odbywa się 29. szczyt klimatyczny, COP29. Trwa on już od 11, a zakończy się 22 listopada. Wiele osób uważa jednak, że całe to wydarzenie to jedna wielka farsa.
Zacząć należy od tego, kto jest gospodarzem szczytu klimatycznego. To Azerbejdżan – państwo ropą płynące. Od tego płynnie należy przejść do kolejnej, dość kontrowersyjnej informacji. Ujawniono bowiem, jak wielu lobbystów branży paliwowej obecnych jest na COP29.
Liczba ta wynosi dokładnie 1773.
Jeśli zastanawiacie się, czy to dużo, to pozwólcie, że przedstawię skalę wydarzenia. Tylko trzy państwa wysłały większą liczbę delegatów, a konkretnie Azerbejdżan (2229), Brazylia (1914) i Turcja (1862).
I nie wzięli się oni tam znikąd. Niektórzy uzyskali wejściówki jako przedstawiciele stowarzyszeń handlowych, ale wielu z nich dostało się tam... jako delegaci poszczególnych państw.
W Dubaju w 2023 roku wcale nie było lepiej, bowiem tam obecnych było aż 2456 lobbystów. Nie ma jednak czemu się dziwić, skoro to u potentatów branży naftowej organizowane są tego typu wydarzenia.
Nikt więc nie ma chyba już złudzeń, że tego typu wydarzenia mają cokolwiek realnie zmienić. Zwrócić należy też uwagę na fakt, że obecnych jest tam ponad 100 tys. osób, które... przyleciały tam samolotami i to na ogół prywatnymi.
Na uwagę zasługuje również fakt, iż prezydent Andrzej Duda po raz kolejny odmówił ustawienia się do zdjęcia grupowego u boku Aleksandra Łukaszenki.
Wydaje się, że wielka saga spod znaku tiktokera znanego pod pseudonimem Crawly może dobiegać powoli końca. Twórca znany przede wszystkim ze swoich żartów i nękania pracowników warszawskich galerii handlowych został niedawno zbanowany na TikToku, a więc platformie, która zapewniała mu największy rozgłos.
Dodatkowo w końcu udało się jednoznacznie ustalić jego narodowość. Crawly, czy też może raczej Vladislaw Oliynichenko jest obywatelem Ukrainy białoruskiego pochodzenia, a nie obywatelem Białorusi, jak sam wcześniej utrzymywał.
To jednak nie wszystko, bowiem Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych złożył wniosek o wydalenie z Polski Crawly'ego i oddelegowanie go do jego ojczyzny, co na pewno nie byłoby mu na rękę.
Wpis ten spotkał się z bardzo pozytywnym przyjęciem, co tylko pokazuje, jakie zdanie na temat tiktokera mają Polacy:
Dość absurdalna sytuacja miała ostatnio miejsce na jednym z osiedli w Gdyni. W niedzielę ratownicy medyczni zostali wezwani na interwencję na jedno z gdyńskich osiedli. U pacjenta stwierdzono zatrzymanie krążenia, a więc liczyła się każda sekunda.
W związku z tym ratownicy nie zaprzątali sobie głowy szukaniem miejsca parkingowego, tylko pozostawili pojazd z włączonymi sygnałami świetlnymi przed blokiem. Kiedy po udanej akcji ratowniczej wrócili do ambulansu, za wycieraczką ujrzeli karteczkę z napisem:
Nie było innego miejsca parkowania?
Absurd tej sytuacji jest nie do opisania. Naszym priorytetem jest ratowanie życia. Prosimy o zrozumienie i wsparcie w takich sytuacjach. Każda sekunda jest na wagę złota, a nasze działania mogą decydować o czyimś życiu – napisali ratownicy.
I nie można odmówić im racji.
Poseł Trzeciej Drogi Bartosz Romowicz wydaje się bardzo zatroskany losem polskich przedsiębiorców, a więc i często pracodawców. Dochodzą go bowiem słuchy, że pracownicy lubią sobie nadużywać uprawnień do dni wolnych po oddaniu krwi.
Dla niezorientowanych wspomnę tylko, że według prawa pracownikowi przysługują dwa dni wolne, jeśli zdecydował się oddać krew – w dzień oddania krwi i dzień po, aby mógł sobie odpocząć.
Jak widać, bardzo nie podoba się to panu posłowi, który
złożył interpelację do Ministerstwa Zdrowia oraz Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z zapytaniem, co zamierzają z tym fantem zrobić:
Nie ulega wątpliwości, że celem tych regulacji jest wsparcie niezwykle istotnej społecznie inicjatywy, jaką jest krwiodawstwo. Należy jednak zwrócić uwagę na kilka kwestii, które wymagają rozwinięcia. Pracodawcy zgłaszają, że niektórzy pracownicy nadużywają uprawnień przysługujących im z tytułu oddania krwi na mocy ustawy – dwóch dni wolnych, organizując w ten sposób tzw. długi weekend, co ma miejsce nawet kilkukrotnie w ciągu roku. Niekiedy dochodzi również do sytuacji, w których krew postanawia oddać jednocześnie kilku pracowników danego zespołu (np. bezpośrednio przed lub po dniach ustawowo wolnych od pracy, lub podczas wakacji). Co więcej, zdarza się także, że pracownicy opuszczają miejsce pracy bez wcześniejszego uprzedzenia pracodawcy, a zaświadczenia o oddaniu krwi dostarczają dopiero po powrocie.
Takie działania znacząco dezorganizują funkcjonowanie przedsiębiorstw, które często muszą zmagać się z problemami związanymi z brakami personalnymi. Powyższe skutkuje koniecznością reorganizacji zadań, a niejednokrotnie prowadzi również do poważnych strat finansowych.
Romowicz bardzo szybko doczekał się odpowiedzi jednego z ministerstw, a konkretnie Ministerstwa Zdrowia. Zwrócił się do niego wiceminister Jerzy Szaranowicz, który stwierdził:
To misja i odpowiedzialność. Krwi nie można kupić ani wyprodukować, dlatego tak ważne jest jej honorowe oddawanie. Należy jednak zauważyć, iż dobrą praktyką jest, aby każdorazowo chęć oddania krwi i tym samym uzyskania dnia wolnego, konsultować z pracodawcą.
I choć Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jeszcze się nie ustosunkowało do interpelacji, to chyba sprawa wydaje się być oczywista.