Dziś przeczytacie m.in. o przewrotnym losie i nie tak lekkim żywocie nauczyciela, będzie też nietypowy komplement, dziwne imię i wyprawa do sklepu.
#1.
Mam 25 lat i zawszę drwiłam z programów typu: „Trudne sprawy”, romantycznych komedii (szczególnie polskich), śmieszyły mnie wyznania i druzgocące problemy moich znajomych i ich. W życiu nie miałam faceta, miewałam przelotne romanse, jakieś niezobowiązujące klimaty. Jak mi się ktoś spodobał, to zaraz sobie układał życie z inną i jak w telenowelach układało im się bajecznie. Nie miałam z tego powodu dramatów ani deprechy. Życie przyjmuję na klatę jakie jest. Mam cudownych znajomych, których znam ponad połowę życia. Imprezujemy razem do upadłego, podróżujemy i znamy się jak łyse konie. Jednak złośliwa karma zawsze wraca. Los zawsze robił sobie ze mnie jaja. Ale teraz przegiął. Zakochałam się ni stąd, ni zowąd w swoim wieloletnim koledze. Kurna, aż wstydzę się o tym pisać... Scenariusz jak z marnego filmu dla nastolatek. Nie ma szans na nic, bo on ma dziewczynę, a ze mną rozmawia jak z kumplem. Od żartów, po rozmowy o sraniu. Nic z tego nie będzie, ja próbuję walczyć ze sobą i jestem w czarnej d... Widujemy się co najmniej dwa razy w tygodniu i robi się mało fajnie.
Opowieść jak z Bravo... No cóż, wygadałam się, idę dalej być „kolegą”.
#2.
Zaczął się rok szkolny, zaczyna się szczucie, więc zdań kilka o „leniach” nauczycielach. Nauczyciel nie pracuje 18 godzin. Nawet jeśli jakiś nauczyciel pracuje tylko na jeden etat (a nie znam takiego, bo za to się nie da utrzymać), to siedzi w szkole od 8 czasem do 13, a czasem do 19. To kiedy ma pracować w tej Biedronce, o której wszyscy krzyczą? To oczywiście pytanie retoryczne, bo nie wiem jak można komuś, kto MA PRACĘ mówić takie rzeczy. I co to w ogóle za jakiś kompleks ekspedientki, że bezustannie się komuś wciska pracowanie na kasie? Wracając do meritum. Zapomina się o codziennych dyżurach na przerwach, okienkach, dodatkowej pracy na rzecz szkoły, uzupełnianiu dokumentacji, godzinach czarnkowych, spotkaniach z rodzicami, korespondencji z rodzicami, przygotowywaniu apeli i wielogodzinnych próbach, radach pedagogicznych, projektach. A to tylko w szkole. Bo w domu czekają sprawdziany, wypracowania, konspekty, przygotowywanie materiałów. Każde dziecko ma też dziś indywidualne wskazania w postaci opinii i orzeczeń, co wymaga pisania dostosowań i stosowania ich w praktyce, a to naturalnie dodatkowa praca. Krzyczy się, że nauczyciel nie uczy, bo dzieci i tak chodzą na korepetycje. Śpieszę zatem z wyjaśnieniem. Część uczniów wprost informuje mnie na lekcji, że nie ma ochoty się skupiać, bo na korkach będzie to samo. Woli w tym czasie skupiać się na kolegach i koleżankach czy telefonie. Mi pozostaje wtedy tylko próbować zmotywować. Czasem wyjdzie lepiej, czasem gorzej. Ot, praca z czynnikiem ludzkim. Inny przykład to osoba, która po prostu ma problem z jakimś przedmiotem. Nauczyciel mając 34 (!) osoby w klasie nie jest w stanie w ciągu 45 minut poświęcić się każdemu. Korepetytor siedząc 1 na 1 ma tę możliwość i może się takiemu słabszemu uczniowi faktycznie przydać. Kolejną, tak mi się wydawało, oczywistością jest fakt, że korepetytor, jeśli dziecko będzie wykazywało olewający stosunek do nauki, najzwyczajniej przerwie z wami współpracę, bo nie będzie za nieuka brać odpowiedzialności. A nauczyciel w szkole nie może sobie dobrać grupy tylko tych chętnych do nauki. Co więcej, nauczyciel nie ma uczyć, a przekazać wiedzę. To uczeń musi się (chcieć) nauczyć i włożyć w to własną pracę. Choćby najbardziej charyzmatyczny pasjonat stanął przed klasą, jeśli uczniowie będą krzywo niego patrzeć zza gry w telefonie, to ktokolwiek liczy na sukces? No i wakacje. Mam właśnie za sobą łącznie około 30 dni urlopu, czyli o kilka więcej niż standardowy nie nauczyciel. Wg niektórych powinnam wtedy nie otrzymywać pensji i chyba jeść gruz, mimo że każdy pracownik w tym kraju na umowę o pracę ma płacone za urlop. A ten cały wywód dlatego, bo chciałabym zarabiać więcej niż nastolatek, który poszedł do swojej pierwszej pracy jako kelner. Jako kelnerka też pracowałam, żeby nie było, ale teraz chcę wykonywać swój zawód.
#3.
Moja mama jest nauczycielem klas I-III. W klasie I jest dziewczynka, która pochodzi z Rumunii i ma ciemny meszek nad górną wargą. Tego dnia w klasie odbywały się jakieś zajęcia integracyjne. Dzieciaki usiadły w kole, przegadały temat o komplementach itp. Każde dziecko miało powiedzieć temu obok coś miłego. No i tak mówią, mówią i doszło do chłopca, który miał powiedzieć właśnie tej dziewczynce jakiś komplement. Popatrzył na nią, pomyślał i mówi: „Masz ładnego wąsa” :D Intencje chyba miał szczere, ale wyszło jak zawsze :)
#4.
Rozstałem się z żoną, choć mamy dwoje wspaniałych i cudownych dzieci (3 lata i roczek). Toksyczność związku nie pozwoliła nam na wspólne przeżycie reszty naszego czasu. Staram się jak mogę, każdą wolną chwilę staram się poświęcać dzieciom, niestety matka dzieci próbuje mi to za wszelką cenę utrudnić. Wszyscy dookoła się ode mnie odwrócili... Ludzie, których miałem za przyjaciół, ludzie, których miałem za rodzinę. Wszyscy szczują mnie psami, bo odszedłem, zamiast tkwić w toksycznym związku. Ostatnio odwoziłem dzieci do ich matki na drugi koniec wojewódzkiego miasta (opieka naprzemienna), godziny wieczorne, to i pociechy trochę już zmęczone, sam też już resztkami sił po tygodniu pracy, stoję nad wózkiem i zabawiam dzieciaki. Śmiech na cały wagon. W pewnym momencie wstała pani lat 50-55, podeszła do mnie i wysiadając powiedziała: „Aż miło popatrzeć, jak pan zajmuje się dziećmi”. Nie ukrywam, łzy napłynęły mi do oczu. Przyjaciele, rodzina, matka dzieci nie chcą widzieć, ile robię dla tych dwóch oczek w mojej głowie. W tym momencie ta pani zrobiła mi dzień, tydzień, cały miesiąc. Dziękuję za wsparcie. Droga pani, jeśli to czytasz, to wiedz, że dałaś mi energię do dalszych bardzo ciężkich zmagań.
#5.
Jak byłam podrostkiem, byliśmy z ojcem u dziadka, który mieszka na odludziu pod miastem. Ojciec wysłał mnie po musztardę do sklepu.
Wróciłam po 15 min bez musztardy, bo nie wiedziałam, gdzie ten sklep się znajduje. Ojciec wytłumaczył i kazał iść znowu. Wróciłam po 15 min bez musztardy, bo nie mogłam znaleźć jej na półkach, a zapytać się wstydziłam. Ojciec poirytowany tłumaczy, gdzie powinnam szukać musztardy w sklepie. Poszłam. Wróciłam za 15 min bez musztardy... Bo jak już ją kupiłam, to biegłam szybko do domu i się wywaliłam, a słoik z musztardą się rozbił. Ojciec już wnerwiony, daje mi następne pieniądze i każe przynieść musztardę. Wróciłam po 15 min bez musztardy... Zgubiłam po drodze pieniądze! Dostałam ochrzan, a ojciec sam poleciał ją kupić. Wrócił po 15 min bez musztardy... O 18:00 zamknęli sklep.
Do dziś na widok musztardy przypomina mi się ta historia sprzed 30 lat.
#6.
Kiedy mój syn poszedł do przedszkola, w grupie miał trzech Ignasiów, dwóch Marcelów, Mieszka, Nataniela, a nawet Brajana i Xawerego. Któregoś dnia przyszedł z płaczem, dlaczego inne dzieci mają normalne imiona, tylko on jakieś dziwne.
Ma na imię Piotr...
#7.
Z okazji wyprowadzki postanowiłam sprzedać kilka rzeczy i z racji tego, że to najłatwiejszy sposób, wybrałam OLX. Jedną rzeczą są buty ze skóry naturalnej, kupione niedługo wcześniej, nienoszone (kupiłam, nie pasowały, miałam oddać do sklepu, ale wyleciało mi z głowy i nie zdążyłam na czas). Chciałam je sprzedać z paragonem (żeby można było oddać na reklamację w razie czego), w oryginalnym opakowaniu. Pierwotnie buty kosztowały ponad 100 zł, postanowiłam, że sprzedam je za 30, bo zależy mi na czasie. I zaczęło się... Masa wiadomości o treści: „Ja mam chore dziecko, nie mam pieniędzy, może odda mi pani za darmo”, „Ja je biorę, ale za te 60 zł już z przesyłką i najlepiej jak je pani mi dziś wyśle kurierem, bo chcę je na już” itd. Drugą rzeczą był laptop, jakiś czas temu kupiłam sobie nowy, ten jest sprawny, 3-letni, z dotykowym ekranem, był raz naprawiany, o czym napisałam w ogłoszeniu. Po wycenie u informatyka, który sprzedaje używany sprzęt, opuściłam 200 zł i postanowiłam, że sprzedam taniej. I oczywiście od razu masa wiadomości, że jak mi niepotrzebny, „To dla dziecka do nauki, może za symboliczną czekoladę?”, „Co tak drogo?”, „Ja bym wziął, ale taniej”. Tylko że na innych serwisach same części są droższe... Tak było jeszcze z kilkoma innymi rzeczami.
Zdenerwowałam się. Buty wrzuciłam do kontenera na ubrania, komputer sprzedałam do serwisu, za nawet wyższą cenę, innych rzeczy też się pozbyłam. Łącznie z kontem na tym portalu.