Alfred Binet, twórca pierwszego zestawu do pomiaru inteligencji, prosił, aby nie używać go do pomiaru inteligencji. Co więc zrobiliśmy? Oczywiście zaczęliśmy używać go właśnie do tego. Binet stworzył też skalę, która – z pewnymi modyfikacjami – używana jest to dzisiaj. Skąd jednak początkowa różnica zdań? Stąd, że francuski psycholog wychodził z założenia, że inteligencja nie jest stała, może się zmieniać. Dlatego wyniki uzyskane swoimi własnymi testami uważał za niemiarodajne w dłuższej perspektywie.
Zawsze można przekupić prowadzących test, by dorzucili od siebie kilka dodatkowych punktów – wszelkie przejawy korupcji ganimy jednak z całą stanowczością. Okazuje się jednak, że dla dobrego efektu przekupić można nie prowadzącego, a poddawanego badaniu. Wykazano niedawno, że obietnica nagrody pieniężnej (niewysokiej – rzędu kilku, kilkunastu dolarów) przekłada się na lepsze wyniki uzyskiwane przez uczestników. Co to oznacza? Przede wszystkim to, że testy odzwierciedlają nie tylko poziom inteligencji, ale też motywacji.
Można mieć na ten temat zdanie trochę odmienne lub bardzo odmienne. Bardzo odmienne wynika zapewne do jakiegoś stopnia z niezrozumienia młodszych pokoleń. Trochę odmienne – np. ze statystyk. Koniec końców za średni wynik uważany jest ten oscylujący wokół 100 punktów. Tak naprawdę jednak ludzka inteligencja wzrasta (lub wzrastała, o czym za chwilę) – o ok. 3 punkty na dekadę. Dla zachowania miarodajnych wyników proporcjonalnie zwiększana jest natomiast trudność testów. I faktycznie, rozwiązujący test dużo lepiej radzą sobie z zadaniami sprzed kilkudziesięciu lat niż obecnymi.
Trend wzrostowy opisany powyżej znany jest jako efekt Flynna. Przez dobre sto lat nie sposób było odmówić mu słuszności – wszystkie obserwacje wydawały się go potwierdzać. I nagle, w okolicach 1975 roku, szlag jasny trafił cały rozwój. Przeciętny iloraz inteligencji przestał wzrastać – i być może zdążyliśmy już zgłupieć na tyle, że nie wiemy, dlaczego właściwie. Naukowcy przyczyn próbują szukać w różnego rodzaju czynnikach środowiskowych. Nie udało się jednak póki co jednoznacznie zidentyfikować konkretnego odpowiedzialnego za nasz niespodziewany regres.
Wysoki iloraz inteligencji to nie tylko przywilej na miarę owocowych czwartków w korpo, czyli łatwiejsze rozwiązywanie sudoku. To również przykra korelacja z częstszym występowaniem różnego rodzaju chorób, w tym psychicznych. Z drugiej strony niski poziom inteligencji to też nie zaleta. Żeby dostać się do amerykańskiej armii, trzeba wykazać się przynajmniej 80 punktami. Poniżej tego pułapu prawdopodobieństwo rychłej śmierci wzrasta pięciokrotnie. A w 2011 roku sąd w Wielkiej Brytanii zabronił pewnemu mężczyźnie uprawiania seksu, wskazując, że nie jest w stanie pojąć zdrowotnego ryzyka z nim związanego.
Można nie kochać tego świata, można nie czuć do niego sentymentu, a nawet nie przejmować się wcale na myśl o rozstaniu z nim. Przy czym myśl to w tym przypadku dość istotna kwestia – Joemu Arridy raczej obca. Mężczyzna ten zasłynął jako najszczęśliwszy skazaniec w historii. W swoich ostatnich chwilach, już na ostatniej prostej do wykonania wyroku, Joe w najlepsze bawił się zabawkową kolejką. To nie tak, że całkowicie pogodził się z losem. Po prostu nie był świadomy tego, co go czeka. Jego iloraz inteligencji wynosił zaledwie 46. Stracono go za gwałt i morderstwo. Których nie popełnił.
Zawsze znajdzie się jakiś Azjata lepszy od ciebie? Cóż, statystycznie jest to bardzo prawdopodobne – a w niektórych dziedzinach nawet udowodnione. Aktualnym rekordzistą w kwestii inteligencji jest urodzony w 1989 roku Young Hoon Kim. Koreańczyk uzyskał imponujące 276 punktów. Również jeśli chodzi o średnie krajowe, Azja pozostawia resztę kontynentów w tyle. Pierwsze miejsce Hong Kong (przeciętnie 107 punktów), potem Korea Południowa i Japonia. Polska? Poza pierwszą trzydziestką. Wyprzedziła nas nawet Grenlandia.