Film „Borderlands” z pierwszymi recenzjami. Krytycy zmieszali go z błotem – Filmoteka Joe Monstera

#1. Film „Borderlands” z pierwszymi recenzjami. Krytycy zmieszali go z błotem

Jeszcze nie mamy nawet września, a okazuje się, że już pojawiła nam się na horyzoncie najgorsza filmowa premiera tego roku. Mowa oczywiście o filmie „Borderlands”, który jest adaptacją serii gier o tym samym tytule.

Pierwsi widzowie mieli już (nie)przyjemność przejść się na seans i nie zostawili oni suchej nitki na tym tytule. Podobno jest fatalnie. Nawet nie jest źle, bo jest po prostu fatalnie. I nawet całkiem niezła obsada aktorska nie ratuje tej produkcji.

Ocena na IMDb to 4,7/10. Z kolei na Rotten Tomatoes... szkoda w ogóle gadać. Jest naprawdę fatalnie.

Więc jeśli zamierzaliście się wybrać do kina na film, to może lepiej sobie darujcie i idźcie na coś lepszego.

https://youtu.be/Icnysn53neU?si=XRPCTJJfDECBP9wD

#2. Raper Peja jest wściekły na Netflixa. Uważa, że pokazali go w złym świetle

Na platformie Netflix pojawił się ostatnio serial poświęcony polskiej scenie hip-hopowej, zatytułowany „Cały ten rap”. Pojawiają się w nim czołowe postacie polskiej sceny, w tym raper Peja.

I choć Netflix uwzględnił rapera w produkcji i pojawiła się jakaś jego wypowiedź, to Ryszard jest ewidentnie zawiedziony tym, że jest go tak mało i na dodatek ukazano go w tak złym świetle:

35 lat w kulturze, ponad 30 lat na scenie. Pewnie z 3 godziny rozmowy na potrzeby tego dokumentu. Finalnie wchodzą 3 minuty w 3 odcinkach.

Wychodzi na to, że do rapu wniosłem kult przemocy i kradzież własności intelektualnej. Niby przywykłem do marginalizacji mojej postaci, ale żeby w tak niby dużej rzeczy? Beka. Było jednak odmówić – czytamy w jego social mediach.

Ogólnie opinie o serialu są dość mieszane. Jedni uważają, że jest niezły, inni z kolei, że wiele zostało pominięte i przede wszystkim wiele znanych postaci zostało całkowicie zmarginalizowanych lub nawet o nich zapomniano.

#3. TVN idzie na sprzedaż? Amerykanie mają takie plany

Warner Bros. Discovery nie ma ostatnio najlepszego czasu. Firma po fuzji spodziewała się ogromnych przychodów, jednak zderzenie z rzeczywistością okazało się dość brutalne. Firma nie radzi sobie najlepiej, w związku z czym planowane są duże zmiany.

Jedną z obmyślanych strategii jest pozbycie się części podlegających tytułów. Jednym z nich miałby być wchodzący w skład grupy TVN. Zauważyliście pewnie, że pełna oferta portalu streamingowego Player pojawiła się na platformie Max, która właśnie jest częścią Warner Bros. Discovery. To właśnie dlatego, że firmy się połączyły.

Ta współpraca jednak nie służy całemu przedsięwzięciu i Warner Bros rozważa pozbycie się TVN-u, jako zbędnego balastu. Podobny los może czekać kilka serii gier, do których prawa nabyło Warner Bros. Wśród nich znajdują się m.in. prawa do serii Harry Potter.

Na ten moment cała ta sprzedaż to jeszcze nic pewnego, jednak analitycy sądzą, że jest to całkiem prawdopodobny scenariusz.

#4. Disney+ znów podnosi ceny...

Ze swoimi problemami również zmaga się inny gigant streamingowy, a mianowicie Disney+. Ci z kolei nie zamierzają się na razie niczego pozbywać, aby ciąć koszty, a zdecydowali się przerzucić cześć zobowiązań na swoich abonentów. Na razie tylko tych w USA, jednak wszystko się właśnie tam zaczyna, a później i tak trafia do nas.

Jest to już czwarta podwyżka w ciągu ostatnich pięciu lat na terenie USA. Jednak u nich jest nieco inaczej, ponieważ oni posiadają dwa plany. U nas jak na razie jest tylko jeden. Ceny poszły u nich z kolei o dwa dolary do góry na każdym z planów:

• Z 13,99 USD do 15,99 USD w planie standardowym;
• Z 7,99 USD do 9,99 USD w planie z reklamami.

Muszą więc płacić teraz, w przeliczeniu na złotówki, kolejno 40 i 64 zł. A to nie tak mało, porównując do cen obowiązujących u nas obecnie.

Platforma zamierza również na terenie USA wprowadzić stałe playlisty, które mają działać na kształt kanałów telewizyjnych. We wrześniu wejdą playlisty ABC News Live i kanał z treściami dla dzieci. Cztery kolejne pojawią się jesienią.

#5. Widzowie rozczarowani finałem drugiego sezonu „Rodu smoka”

Wielki finał drugiego sezonu serialu „Ród smoka” za nami. Co to były za emocje... oczywiście żartuję, ponieważ emocje były jak na grzybobraniu. W zasadzie nie działo się nic ciekawego ani specjalnego, twórcy coraz mocniej odpływają ze swoją wizją od pierwowzoru (książki autorstwa George'a R.R. Martina), a widzowie nie są z tego powodu zadowoleni.

Wielu z nich wyśmiewało finał i twierdziło, że nie na to czekało. Inni z kolei porównali cały odcinek do trwającej 70 minut zapowiedzi sezonu trzeciego. I trzeba przyznać, że coś w tym jest.

Twórcy bronią się tym, że był strajk scenarzystów, że ciężko się pracowało, że mieli mieć 10 odcinków, a mają osiem itd. W tym sezonie miało pojawić się jeszcze wiele ciekawych rzeczy, ale zmuszeni byli przenieść je do sezonu kolejnego. Widzów to jednak nie obchodzi, ponieważ oni chcieli mięsa i krwi, a dostali... Sami dobrze wiecie co, jeśli już oglądaliście.

Zarzutów zresztą jest o wiele więcej. Wiele osób ma za złe, że tak mocno wykastrowano postać Daemona, który z barwnego i ciekawego charakteru w sezonie pierwszym zmienił się w bojaźliwego księcia siedzącego w jednym miejscu w sezonie drugim. Widzowie nie pojmują również logiki, która stoi za działaniami królowej matki Alicent. Ale nie będę się o tym rozpisywał, pewnie sami macie podobne odczucia.

Na kolejny sezon przyjdzie nam poczekać dwa lata. Wiadomo też, że cała historia ma zamknąć się łącznie na czterech sezonach, a spodziewane w sezonie drugim mięso i krew mają pojawić się w dużej ilości w sezonie trzecim. Pozostaje więc czekać.

W poprzednim odcinku: Czegoś takiego jeszcze nie było. Disney+ i Max w jednym abonamencie