W ostatnich kwartałach doniesienia z Bliskiego Wschodu dotyczyły głównie wojny izraelsko-palestyńskiej, pojawiały się też wiadomości z Iranu, w którym wybrano nowego prezydenta, czy Jemenu, z terytorium którego członkowie ruchu Huti atakują statki na Morzu Czerwonym. W gąszczu tych informacji mogła się zagubić wiadomość z Arabii Saudyjskiej. Tworzone tam miasto przyszłości staje się karykaturą planowanej kolebki nowej cywilizacji.
Wiosną br. media, w tym Bloomberg, podawały, że Arabia Saudyjska musi spuścić z tonu w swych staraniach o udowodnienie światu własnej potęgi. Mowa była wówczas o problemach w realizacji projektu The Line. Wedle nieoficjalnych doniesień futurystyczny budynek do 2030 roku ma mierzyć ok. 2,5 km długości i zapewnić dach nad głową 300 tys. osób. Wiele osób powie „wow, mają rozmach”. Sęk w tym, że pierwotnie zakładano, iż na koniec dekady będzie w nim żyło 9 mln osób, a konstrukcja rozciągnie się na… 170 km.
MBS, czyli reformator, który kiepsko znosi krytykę
The Line wzbudza spore zainteresowanie w wielu miejscach globu (z różnych powodów), ale najwłaściwszym wprowadzeniem do tego konceptu będzie krótkie przedstawienie osoby odpowiedzialnej za całe to zamieszanie. Jest nią Mohammed bin Salman, czasem występujący jako MBS – książę koronny i premier Królestwa Arabii Saudyjskiej. Oficjalnie władzę w tym kraju wciąż sprawuje jego ojciec: Salman ibn Abd al-Aziz Al Su’ud. W praktyce jednak to niespełna 40-letni książę rządzi krajem o powierzchni przeszło 2,1 mln km kwadratowych, niezwykle istotnym dla świata z przynajmniej kilu powodów: od geopolitycznych, przez gospodarcze, po religijne.
MBS wcześnie wszedł do świata saudyjskiej polityki i u boku ojca szybko zdobywał doświadczenie, ale też władzę na rodzimej scenie. Przed dekadą poza Arabią Saudyjską pewnie niewiele osób zdawało sobie sprawę z jego istnienia. Dzisiaj pojawia się w rankingach najbardziej wpływowych ludzi świata. Jeśli wierzyć jego deklaracjom, książę zamierza być reformatorem królestwa Saudów. Kimś na miarę Piotra Wielkiego w Rosji czy Atatürka w Turcji.
Przejawem tych działań miały być m.in. normalizacja stosunków z Izraelem (proces wyhamował za sprawą brutalnej rozprawy tego ostatniego z Palestyńczykami), respektowanie praw człowieka, w tym praw kobiet, którym np. zezwolono prowadzić samochody (tak, rzecz dzieje się w XXI wieku), większa tolerancja dla przedstawicieli innych religii w ultrakonserwatywnym islamskim kraju, w którym znajdują się zarówno Mekka, jak i Medyna. Niektórzy komentatorzy zwracają jednak uwagę, że sporo w tym wszystkim działań na pokaz, a rzeczywistość jest mniej kolorowa.
To premier Arabii Saudyjskiej ma być jedną z postaci odpowiedzialnych za eskalację wewnętrznego konfliktu w Jemenie i wywołanie w tym kraju klęski głodu, która dotknęła miliony osób. Przypisuje mu się siłową rozprawę z opozycją, na którą składają się bliżsi i dalsi krewni, ale też ze zwykłymi obywatelami, domagającymi się większych swobód, w tym rzeczywistej, a nie pozorowanej wolności kobiet. Najbardziej medialną stała się jednak sprawa śmierci saudyjskiego dziennikarza, który odważył się krytykować politykę młodego księcia.
Dżamal Chaszukdżi, bo to o nim mowa, przez lata działał blisko saudyjskiego dworu. Kiedy jednak pełnię władzy w kraju przejął MBS i rozpoczął czystki, Chaszukdżi udał się na emigrację i rozpoczął współpracę z „The Washington Post”. Z odległych Stanów Zjednoczonych nadal krytykował następcę tronu, a na efekty tych działań nie musiał długo czekać. Na początku października 2018 roku udał się do saudyjskiego konsulatu generalnego w Stambule i… zniknął. Z czasem okazało się, że niewiele było w tym magii – mężczyznę uduszono, poćwiartowano, a szczątki rozpuszczono w kwasie. Miało się to odbyć na zlecenie MBS, a świat zapewne nie usłyszałby o zbrodni (strona saudyjska długo utrzymywała, że nie ma pojęcia, co stało się z dziennikarzem), gdyby nie dowody dostarczane przez Turków. Część mediów po tym zdarzeniu rozszyfrowywała MBS jako Mr Bone Saw (pan piła do kości).
Książę nie tłumaczył się jednak z powyższych wpadek. Zamiast tego coraz mocniej przedstawiał się jako reformator, z naciskiem na zmiany ekonomiczne. W przypadku jego kraju nie chodziło jednak o to, by z zadłużonej, upadłej krainy zrobić tygrysa lub chociaż żbika – Arabia Saudyjska to przecież jedno z najbogatszych państw świata, potentat na rynku ropy naftowej. Jednak to, co jest olbrzymim atutem królestwa, stanowi też jego największe obciążenie: Saudowie są totalnie uzależnieni od wydobycia i sprzedaży tego surowca. I tę sytuację postanowił zmienić książę.
Wizja 2030, czyli wielki plan albo pobożne życzenie
Rok 2016 to w Arabii Saudyjskiej czas, gdy młody książę szykuje się do przejęcia sterów państwa, ale też moment ogłoszenia programu Saudi Vision 2030. Projekt na papierze był bardzo ambitny, składały się nań m.in. dopuszczenie kobiet do rynku pracy, wsparcie sektora prywatnego, rozwijanie segmentów gospodarki konkurencyjnych wobec tego wydobywczego, tworzenie efektywnej, cyfrowej biurokracji, urbanizacja, przyciąganie inwestorów do kraju, który miał się stać hubem ekonomicznym dla trzech kontynentów. Tak to widział rząd. A właściwie przyszły następca tronu. Jedni komentatorzy cmokali z zachwytu nad ambitnym pomysłem, drudzy przekonywali, że to raczej marzenia, które nie zostaną zrealizowane, jeszcze inni prosili o konkrety. I w końcu je dostali – Saudowie otworzyli worek z projektami o gigantycznym rozmachu. W osłupienie wprawiały też prognozowane wydatki.
W stołecznym Rijadzie powstaje np. Qiddiya, czyli centrum turystyczno-wypoczynkowe z wielkim tematycznym parkiem rozrywki, parkiem wodnym i torem Formuły 1. Koszt? Około 10 mld dolarów. W mieście mają też powstać King Salman Park – gigantyczny park publiczny (kilka razy większy od Central Parku), New Murabba, czyli nowoczesne osiedle z potężnym drapaczem chmur (kostka o boku długości 400 m), a także Sports Boulevard – kolejny stołeczny park, jeden z największych tego typu projektów na świecie. Łączny koszt tych kilku inwestycji? Ponad 100 mld dolarów. A to zaledwie czubek góry lodowej, bo znacznie więcej planuje się nie tylko w Rijadzie, ale też w innych dużych/ważnych miastach. Są to projekty rozrywkowe, energetyczne, przemysłowe, edukacyjne itd. Perłą w koronie ma być NEOM.
NEOM, czyli megamiasto za biliony dolarów
Uwagę może zwracać już sama nazwa projektu. Pierwsze trzy litery to wywodzący się z greki przedrostek neo – nowy. Z kolei litera M rozpoczyna arabskie słowo oznaczające przyszłość, ale też jest pierwszą literą imienia księcia. W przypadku tego pomysłu mowa jest nie o lokalizacji w okolicach jakiegoś większego ośrodka – ma on zająć pokaźną część prowincji Tabuk, która od północy graniczy z Jordanią, a od zachodu z Zatoką Akaba i Morzem Czerwonym (po drugiej stronie leży Egipt). Warto odnotować, że w bliskim sąsiedztwie leży nie tylko Kanał Sueski, a zatem jedna z najważniejszych dróg wodnych na naszym globie, ale też Izrael.
Co ma się składać na nową przyszłość, która pod względem powierzchni ma być większa od naszego województwa lubelskiego? Chyba łatwiej napisać, czego tam nie będzie… Za jeden z najbardziej abstrakcyjnych pomysłów można uznać Trojenę, czyli ośrodek sportów… zimowych. I górskich. Wyobraźcie sobie alpejski kurort, najlepiej taki luksusowy, a teraz dorzućcie tam jeszcze więcej przepychu i umieśćcie go 50 km od ciepłych wód Morza Czerwonego. W miesiącach zimowych temperatura ma tam być ujemna. Nie może się udać? Musi, bo pod koniec dekady odbędą się tam Azjatyckie Igrzyska Zimowe. Kto wie, może za kilka lat nasza kadra skoczków będzie w styczniu leciała na Bliski Wschód…
Oxagon to z kolei pływający kompleks przemysłowy w formie, jak sama nazwa wskazuje, ośmiokąta. Mają się na niego składać fabryki, ale w błędzie są ci, którzy widzą taśmy, z których zjeżdżają lodówki, samochody czy kobierce modlitewne. W wizji Saudów ma to być przede wszystkim centrum badawcze, w którym nowe pomysły będą po prostu wcielane w życie. To z tej lokalizacji może pochodzić odsolona woda, która będzie zasilać projekty rolnicze składające się na NEOM – wszak nie samą nauką człowiek żyje.
Prócz nauki i żywności potrzebna jest też… rozrywka. Zwłaszcza w regionie śpiącym na ropie, którego mieszańcy lubią wydawać środki pochodzące z jej sprzedaży. Do dyspozycji lokalsów i przyjezdnych ma być m.in. kurort Sindalah z hotelami, przystaniami i polem golfowym. A jeśli ktoś sobie zażyczy turystyki zrównoważonej, a zatem szanującej środowisko naturalne (to może być zabawne miejsce), powinien wziąć pod uwagę projekt Leyja. Z kolei dla fanów niekonwencjonalnej architektury przewidziano Aquellum z odwróconym drapaczem chmur – zamiast do góry, będzie on skierowany w dół.
Od tych pomysłów może się zakręcić w głowie, ale najlepsze zostawiłem na koniec. Bo jeśli NEOM jest perłą w koronie Wizji 2030, to sam również ma swoją wizytówkę, wielki brylant przykuwający uwagę. Przynajmniej na papierze. Mowa o The Line.
Miasto-budynek o długości 170 km, czyli cud na pustyni
Projekt The Line nawet trudno sobie wyobrazić. To w zasadzie jedna budowla rozciągnięta na 170 km, a zatem odległość między Warszawą a Lublinem. Albo Gdańskiem i Olsztynem. Ktoś powie: wielkie rzeczy, Rzymianie wybudowali Wał Hadriana, a Chińczycy swój słynny mur znacznie wcześniej, bez dzisiejszych technologii. To prawda. Ale ich fortyfikacje nie były pomyślane jako miejsce zamieszkania dla niemal 10 mln osób. A taką funkcję ma pełnić opisywany projekt realizowany dla Saudów.
Miasta budowane od podstaw nie są niczym nowym w historii ludzkości, jednym z przykładów jest Brasilia. Stolica Brazylii zaczęła powstawać w połowie ubiegłego wieku. Część pomysłów okazała się ciekawa, część stanowi dzisiaj utrapienie mieszkańców. Przykładem brak chodników. Twórcy projektu doszli do wniosku, że nowoczesne społeczeństwo potrzebuje szerokich ulic dla rozwiniętego transportu kołowego – autobusów, samochodów, ale też tramwajów i rowerów. Piesi w tej wizji byli reliktem przeszłości.
Wspominam o tym, ponieważ w The Line również mają być implementowane radykalne rozwiązania, a jednym z nich jest brak ulic. Te są zbędne, skoro w „mieście” nie będzie samochodów. Jak zatem mają się przemieszczać mieszkańcy na wspomnianych 170 km? Jeśli będą to dalsze wyprawy, skorzystają z superszybkiej kolei. Cały transport ma się odbywać z wykorzystaniem przestrzeni pod zabudową – na powierzchni będą się poruszać wyłącznie piesi, rowerzyści, rolkarze... Ewentualnie wycieczkowce. Tak, olbrzymie statki pasażerskie, które po wpłynięciu z Morza Czerwonego będą mogły do pewnego momentu przemieszczać się wewnątrz konstrukcji.
Napisałem wcześniej, że ma to być jeden budynek, ale to uproszczenie. Mowa o dwóch konstrukcjach stanowiących dla siebie lustrzane odbicie. Między nimi znajdzie się miejsce np. na tereny zielone. Kilka razy przywołałem już długość tego założenia, ale warto też podać inne wymiary – każdy z budynków ma mieć 500 m wysokości. Dopiero podane łącznie dane te pokazują, o jakim olbrzymie mowa. Wiadomo jednak, że rozmiar to nie wszystko. Ten projekt ma być nafaszerowany elektroniką. To będzie (?) pierwsze prawdziwe „smart city”. W opisach projektu sporo miejsca poświęcono analizie danych w czasie rzeczywistym (i wykorzystywaniu zdobytej wiedzy do poprawy warunków życia), sztucznej inteligencji, automatyzacji, latającym taksówkom, robotom… Wykorzystano wszystkie chwyty, jakich używają dzisiaj marketingowcy sprzedający życie na miarę XXI wieku.
Będzie bezpiecznie, czyli witajcie w klatce
Za jeden z przejawów nowoczesności uznawany jest wszechobecny monitoring. W teorii zapewni on nie tylko wiele danych do analizy, ale też bezpieczeństwo. Celem jest stworzenie wielomilionowej metropolii bez przestępczości. Należy jednak zadać pytanie, jakie mogą być inne skutki nieustannej obserwacji. Złośliwi stwierdzą, że ten projekt to w rzeczywistości wielkie więzienie. Przecież wszystko dzieje się w kraju, w którym formą rządów jest monarchia absolutna. MBS chce uchodzić za reformatora, ale niejednokrotnie pokazał już, że zmiany mają się odbywać pod jego dyktando.
Budowla wielka, więc i problemów sporo
Osobną kwestią jest to, kto zamieszka w The Line. Populacja Arabii Saudyjskiej jest mniejsza od naszej (nieco ponad 32 mln osób). Przenoszenie milionów ludzi do nowego miasta oznaczałoby poważne ubytki w innych regionach. A nie można zapominać, że ktoś musi zaludnić pozostałe wielkie projekty. Przyjezdni? To jest jakieś rozwiązanie, ale Saudowie liczyliby pewnie na elity, osoby z zasobnym portfelem, a nie uchodźców z państw Afryki czy Azji. Tu pojawia się jednak wątpliwość, czy bogacze skuszą się nawet nie na przeprowadzkę, ale chociażby zakup nieruchomości w takim miejscu.
Ewentualna inwigilacja to problem przyszłości, teraz pomysłodawcy projektu mierzą się z innymi kwestiami. Nie może być zaskoczeniem fakt, że inwestycje tego typu wiążą się z przesiedleniami. W tym przypadku ich ofiarami są m.in. członkowie plemienia Howeitat, którzy nie chcą opuszczać swoich ziem. Władze brutalnie rozprawiły się z protestującymi, nie obyło się bez ofiar śmiertelnych, w tym przypadków skazania na karę śmierci za stawianie oporu. Jeszcze raz: to jest państwo przynajmniej autorytarne. Osobną kwestią jest to, kto i w jakich warunkach będzie budował te cuda przyszłości. Przypomnę tylko, że mundial w Katarze okupiony był śmiercią tysięcy robotników. Ale łysemu z FIFA raczej to nie przeszkadzało.
Do tego dochodzą m.in. kwestie środowiskowe: postawienie takiego kolosa musi mieć wpływ na otoczenie i zaburzy lokalny ekosystem. Wysoka ściana ciągnąca się na dużej odległości to zagrożenie np. dla ptaków. Trzeba też mieć na uwadze, że taka budowla wiąże się z potężnymi emisjami gazów cieplarnianych. Brednie nawiedzonych ekologów? Niekoniecznie, bo sami Saudowie podkreślają, że ich pomysły mają być ekologiczne, pokazać nowe oblicze kraju, który przestanie być zależny od paliw kopalnych. Czy krokiem we właściwym kierunku jest megalomański budynek ze stali i szkła, w którym skrajnych sąsiadów dzieli 170 km? Część ekspertów już teraz podnosi, że jeśli budować takie kolosy, to może chociaż wybrać inną formę, np. koła zamiast linii?
A może obawy nie są uzasadnione, bo projekt okaże się nie wielką bombą, ale kapiszonem?
Budżet się nie spina. Zróbmy 3 km, ale bez rozgłosu
Wracamy do kwestii komunikowanej na początku tekstu: życie zweryfikowało plany Saudów. Teraz mowa już nie o 170 km, ale o niespełna 3 km budowli. Wciąż dużo, mieszkać ma tam kilkaset tysięcy osób. Jednak przy pierwotnych założeniach wygląda to na karykaturę. Chociaż warto zauważyć, że oficjalnie nie ma jeszcze mowy o tak dużej redukcji: prace mają przebiegać tak, jak zażyczył sobie tego następca tronu i rzeczywisty władca bliskowschodniej monarchii. Sęk w tym, że rynek może szybko zweryfikować jego ambitne/megalomańskie projekty.
Wszystkie wspomniane inwestycje mają przeobrazić saudyjską gospodarkę, zapewnić jej nowe źródła finansowania. Kraj mógłby się stać większą (znacznie większą) wersją Kataru czy Dubaju. Do Arabii Saudyjskiej będą tłumnie zmierzać nie tylko wyznawcy islamu, ale też ludzie głodni rozrywki. Kraj stanie się ważnym hubem transportowy i centrum finansowym. Cały ten plan oznacza setki tysięcy nowych miejsc pracy i miliardy dolarów zysków. Jest jednak jedno „ale”. Właściwie jest więcej, lecz reszta chowa się przy tym najważniejszym: jak to sfinansować?
Realizacja przedstawionych powyżej planów może kosztować już nie setki miliardów, ale biliony dolarów. Tymczasem Saudowie muszą ratować budżet pożyczkami. I wiele wskazuje na to, że podobnie będzie w przyszłości, przynajmniej tej nieodległej. Ceny ropy naftowej nie należą do najniższych w historii, ale daleko im do tych notowanych np. w pierwszej połowie 2022 roku. A przypomnę, że mowa o kraju całkowicie uzależnionym od sprzedaży tego surowca. Inną kwestią jest to, czy pozyskiwane w ten sposób środki są właściwie wydawane – możliwe, że szereg reform pozwoliłby wypracować nadwyżkę budżetową, która z kolei umożliwiłaby realizację wspomnianych projektów, przynajmniej części z nich. Zmiany funkcjonują jednak głównie na papierze, w prezentacjach i wizjach.
Świat raczej za to nie zapłaci...
Alternatywa? Zagraniczni inwestorzy. Na razie jednak niewiele wskazuje na to, by ci mieli ruszyć na Półwysep Arabski ze wsparciem finansowym. Ten kraj jest postrzegany jako partner, gdy np. kupuje amerykańską broń, najlepiej w dużych ilościach, ale Wizja 2030 kusi już mniej. Problem stanowi przywołane zabójstwo dziennikarza i deptanie praw obywatelskich? Pewnie też, lecz nie są to kwestie decydujące. Nie dla wielkiego biznesu. Nadrzędnym problemem może być brak reform politycznych przy wprowadzaniu tych gospodarczych. Zachodnie firmy mogą się po prostu obawiać tego, że wejdą z dużymi pieniędzmi do kraju, w którym wszystko zależy nie od przepisów, ale decyzji jednego człowieka.
Gdy jedni biją brawo pomysłom księcia, inni wskazują na systemowe problemy, z jakimi zmaga się kraj: słabość sektora prywatnego i przerost tego publicznego, słabą biurokrację, niewykorzystanie potencjału kobiet, korupcję, niewystarczająco rozwiniętą edukację, silne więzi plemienne, stanowiące przeciwwagę dla przynależności do narodu/państwa. Innymi słowy: może się okazać, że stworzenie większego Dubaju czy Kataru nie jest pomysłem, który uda się zrealizować. Nawet jeśli FIFA pozwoli Saudom zrealizować mundial. Przyszłemu władcy i jego ekipie może się nawet udać zbudować część wspomnianej infrastruktury, ale realny jest scenariusz, w którym będą to futurystyczne wyspy osadzone w pustynnej czy nadmorskiej przestrzeni bez większego sensu. Niewykluczone, że będą to także wyspy bezludne.
Oglądany:
72157x
|
Komentarzy:
33
|
Okejek:
273
osób
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
07.09
- Seksowne selfiki (22)
- Mistrzowie Internetu – Zrobił mu palcówkę i dostał gipsu (113)
- Internauci mówią o niepokojących faktach na temat ludzkiego ciała (41)
- Wielopak Weekendowy – Niewinny spacer po lesie
- Dziura prosto przez kable – Największe budowlane porażki (25)
- Seksowne cienie opalenizny (45)
- Opuszczony salon Forda z fabrycznie nowymi samochodami (67)
- 14 dziwnych rozwiązań, które można zobaczyć w domach, mieszkaniach i na ulicach na całym świecie (144)
- Na tym profilu internauci dzielą się zdjęciami najbardziej popapranych tortów, jakie w życiu widzieli (14)
- Twórcy wielkich wynalazków, którzy z czasem pożałowali ich stworzenia (62)
06.09
- Faktopedia – Najbezpieczniejsze i najbardziej niebezpieczne kraje dla kobiet (274)
- Najmocniejsze cytaty – Poseł bojkotuje sklep, którego w Polsce nie ma od 3 lat (142)
- Zatrzymane w kadrze – Śmierć w jaskini (68)
- Lista 20 rzeczy, których żałuję, że nie wiedziałem w wieku lat 20 (77)
- Najdziwniejsze i najzabawniejsze rzeczy, które ludzie ujrzeli na kamerach domowych i przemysłowych (19)
- Amazon ma problem. Mało kto chce oglądać drugi sezon „Pierścieni władzy” – Filmoteka Joe Monstera (53)
- Aktorzy, którzy pracowali z Keanu Reevesem, opowiadają, jaki aktor jest naprawdę (22)
- Długoletnie śledztwo zapoczątkowane przez niestrawność pewnego rekina (6)
- Po prostu piękne dziewczyny (51)
- Dlaczego nie powinniście korzystać z usług agencji pośrednictwa pracy - wyznania byłego rekrutera (58)
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą