Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CVII

22 041  
3   4  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

SORRY

Nie pamiętam dokładnie, ile mieliśmy lat, gdzieś w połowie ogólniaka to było. Kolega kupił sobie wspaniałe glany i chodził w nich, kiedy tylko mógł. Wracaliśmy właśnie z budy i skierowaliśmy się do dużego spożywczego (dziś Biedronka). To jest taki trochę większy kompleks z pawilonami usługowymi, wokół którego biegnie deptak zrobiony z czegoś marmuropodobnego - w każdym razie jest tam kilkadziesiąt metrów równej drogi, z czego korzystali deskorolkowcy. Interesy deskorolkowców często były sprzeczne z interesami przechodniów i zdarzały się kolizje. Szliśmy sobie spokojnie, gdy wtem z lewej strony nadjechał rozpędzony łebek. Zamiast np. ochrzanić go, zatrzymałem się kulturalnie, żeby sobie przejechał - zawsze miałem szlachetny charakter i nie lubiłem znęcać się nad kimś dużo młodszym, w przeciwieństwie np. do belfrów z budy. Natomiast kolega zrobił jeszcze jeden krok naprzód, zanim stanął. Dla kolegi był to tylko mały krok, natomiast dla deskorolkarza - przeszkoda nie do przebycia.
Deskorolka zatrzymała się na masywnym glanie, natomiast stojący na niej łebek, zgodnie z zasadą zachowania pędu (czy też inną, mającą w tym przypadku zastosowanie, zasadą) poleciał gwałtownie do przodu. Deptak kończył się jakiś metr dalej, za krawędzią 3 metrowa przepaść, a w dole ulica. Dla bezpieczeństwa wzdłuż deptaka biegła barierka i to na niej zatrzymał się łebek, waląc w nią żebrami. "Ała" - jęknął tylko i z wyrazem bólu i niedowierzania na twarzy osunął się po barierce. Tragikomiczność tej sceny poruszyła mnie tak, że nie mogłem przestać się śmiać. Kolega nieszczerze powiedział "sorry" i poszliśmy dalej. "Sorry to wiesz" - wrzasnął za nami jakiś odważniejszy łebek. Dopiero gry oddaliliśmy się na bezpieczną (dla nich) odległość, obrzucili nas kamieniami.

Kavon_Naj

* * * * *

ŁAŃCUCH

Chciałbym podzielić się moją przygodą, która przydarzyła mi się w wieku 12-13 lat. Pojechaliśmy z rodzicami do znajomych na wieś. Jako, że bywaliśmy tam często miałem gromadkę kumpli, z którymi między innymi jeździliśmy na rowerach. Pech chciał ,ze w jednym ze składaków pękł łańcuch.
Jak się pewnie domyślacie następną zabawą było kto zjedzie dalej z góry, po kamienistej drodze bez hamulców!
- Nie muszę chyba dodawać, że wygrałem!!! Efekt- złamana prawa ręka w nadgarstku, kolonie nad morzem 3 tyg. z gipsem i wspaniały "barometr" w kościach do końca życia!
Ps. Rodzice do dziś dnia są przekonani, że łańcuch pękł w czasie jazdy!

by PM @

* * * * *

RYNNA

Było to ładnych kilka lat temu w czasach gdy miałem około 9 lat. Było lato więc jak zwykle mój kuzyn (wtedy sześciolatek) przyjechał do mnie na wakacje, bowiem strasznie lubił spędzać czas u mojej babci mieszkającej w dość starym sypiącym się domu (ważne).
Jak to dzieci szybko się pokłóciliśmy więc zacząłem go gonić. Po jakimś czasie bezowocnych prób złapania go wściekły kopnąłem w rynnę przez co któraś jej część odczepiła się i grzmotnęła mnie z całą swoją mocą w głupi czerep.
Oczywiście ja od razu w ryk i pędem do domu, gdzie zostałem opatrzony przez mamę i rana szybko się zasklepiła w efekcie czego mam tylko małą bliznę centralnie na środku głowy i nie rosną mi tam włosy.

by Jasiekbj @

* * * * *

GRACJA

Z rozrzewnieniem wręcz wspominam pewne wakacje sprzed dobrych kilku lat. Często gęsto jeździliśmy sobie wtedy (dwójka moich znajomych i ja) rowerkami nad jezioro oddalone od nas o jakieś 50 km. Różne rzeczy działy się po drodze i różne już na miejscu. Pamiętam, jak kiedyś, jadąc pod górkę drogą asfaltową usianą krowimi plackami, wpadliśmy z kolegą na pomysł, aby się ścigać. Niestety, mój rower jest w takim stanie, że powolna jazda na nim sama w sobie jest niebezpieczna, a co dopiero zrywy... Ale nic to: zaczęliśmy wyścig, ja z siłą depnęłam kilka razy na pedały i nagle poczułam, jak mi piasta tylna zaczęła przepuszczać (w rowerach bez przerzutek, gdzie hamuje się kręcąc pedałami do tyłu czasami ta piasta przepuszcza przy mocniejszym depnięciu). Cóż było robić - wykonałam z pełną gracją salto w tandemie z moim rowerem, po czym wylądowałam na plecach, a rowerek na mnie. Mimo małego szoku ubawiliśmy się tym setnie, a ja do dziś chwalę się moim celnym okiem - wylądowałam między plackami!

by Platoon1 @

* * * * *

SENSACJA

Pamiętam pewien cudny dzień z czasów, kiedy byłam jeszcze w liceum. Przed którąś tam lekcją, chwileczkę po dzwonku, doszły mnie jakieś sensacyjne wieści - no, może nie na tyle sensacyjne, żebym pamiętała, o co chodziło. Ale że klasa była podzielona na dwie grupy, bo to przed językiem obcym było, poczułam ogromną potrzebę podzielenia się tą nowiną z kumpelą, która była w drugiej grupie i stała przy klasie po drugiej stronie korytarza. No więc poleciałam biegusiem przez hall i nie wiem, co mnie pokusiło, żeby na końcowym odcinku trasy zrobić sobie hamowanie na podeszwach butów. Bo wypróbowane i się da. No więc zrobiłam... Tylko nie przyszło mi do głowy, że wypróbowane są trepki, a nie podłoga korytarza. Pamiętam jedynie moje zdziwienie i świadomość, że lecę na gębę. A gdy się ocknęłam, leżałam płasko na ziemi, z nogami wyciągniętymi na drzwiach od sali matematycznej. W korytarzu było dziwnie cicho, a wszyscy tam, dość licznie, zgromadzeni (toż to po przerwie już było), tak dziwnie się na mnie patrzeli z zaskoczonymi minami. Do dziś nie wiem, o co im chodziło?

by Platoon1 @

* * * * *

DRABINA

Dziecięciem bodaj sześcioletnim będąc większość czasu spędzałam w przedszkolu. Pewnego dnia biegałam sobie beztrosko, gdy nagle zoczyłam drabinkę i postanowiłam przebiec pod nią w miejscu, gdzie miała tylko trzy szerokie szczeble. Rozpędziłam się i... Niestety okazałam się być do tego manewru za wysoka, wskutek czego się od drabinki odbiłam. Twarzą. Efekt - nos złamany i garb na nim po wiekuiste czasy. I jeszcze się zastanawiam, czy ja taka głupia od nowości jestem, czy może razem z krwią wypłynęło mi może trochę mózgu...

by Dzieck_z_piekla @

* * * * *

KANT

Przygoda odbyła się gdy miałem ok. 8 lat. Pojechałem wówczas z tatą do dalszej rodziny nad morze. Gdy zajechaliśmy do którejś tam już ciotki tatuś kazał mi iść do samochodu wziąć album ze zdjęciami. Ja, jako że byłem podekscytowany, chciałem jak najszybciej być na górze, więc biegłem sprintem. Skąd miałem wiedzieć, że schody będą się tak bardzo różniły od tych w moim mieście? Otóż te u mnie były zaokrąglone, a tamte kanciaste. Jak już pisałem biegłem sprintem, chwila nieuwagi i się poślizgnąłem lecąąąc prosto na kant schodu. Gdy wróciłem na górę, wszyscy się przerazili, bo byłem cały we krwi, lecz na szczęście nic poważnego mi się nie stało prócz blizny, którą mam do dziś.

by Nortonec @

* * * * *

OGNISKO

Było to lat temu z 24. Miałem dobrego kolegę który nudził się tak jak i ja. Postanowiliśmy (za zgodą rodziców) rozpalić wieczorem ognisko na jego podwórku - bo większe miał. Tak też uczyniliśmy, ale nadal nudno było. Postanowiliśmy się rozerwać i popatrzeć jak strzelają kasztany, wsypaliśmy ich trochę (suchutkich) i dalej nic.
Dokładaliśmy do ognia i wpadliśmy na genialny pomysł by wrzucić eternit (tak ten rakotwórczy) bo podobno extra strzela. I dalej nic! Znudzeni poszliśmy do swoich domów spać. Nazajutrz kolega zawołał mnie i pokazał to co zostało po ognisku - eternit i kasztany rozrzucone po okręgu ok 40 m, a namiot foliowy (odmiana szklarni) stojący w pobliżu, calutki posiekany przez odłamki (jak by w nim granat obronny F1 zdetonowało). Trochę nas to nauczyło rozumu i przystopowało w eksperymentach (do następnego weekendu chyba).

by Hubicom

* * * * *

TWARDZIEL

Na komunię dostałem rower. BMX! Więc wiadomo: szpan przed kumplami, co to na "Pelikanie", lub co najwyżej "Wigry 3" zaiwaniali! Ale ja nie o tym. Po kilku latach moda wyparła BMXy, a obiektem wielce pożądanym był "góral". Najlepiej z osiemnastoma przerzutkami. Ojciec jakoś zakombinował i zdobył "górala". Wielka chwila. Pierwsza jazda na nowym rowerze! Szczęście, radość, euforia i tym podobne. Jazda na "góralu" to coś pięknego. Gorzej było z hamowaniem. Przesiadając się z BMXa nie byłem przyzwyczajony do hamulców na kierownicy. Który był przedni, który tylny, nie wiedziałem, więc nacisnąłem oba. Rower podniosło na przednim kole, ale akrobatycznego lotu przez kierownicę uniknąłem. Może to i gorzej, bo okupiłem to lądowaniem (Ała, to ciągle boli, jak sobie przypominam) klejnotami na pionowej części łączącej ramę z kierownicą. Bolało niesamowicie, ale trzeba było jakoś zachować twarz, bo ludzie patrzeli. Zielony na twarzy zszedłem z roweru (czemu one mają taką wysoką ramę?), lekko skulony poszedłem za blok i dopiero tam leżąc na trawie zacząłem się zwijać.

by Ichti

* * * * *

ZIMOWA PRZYGODA

Miałem ok 8 lat, brat 11, bawiliśmy się koło domu w lepienie bałwana, podchody, wojnę śnieżkami i inne gonitwy. W pewnym momencie strasznie zachciało mi się pić, więc niewiele myśląc wziąłem do buzi trochę śniegu, ale chyba nie za bardzo mi smakował, bo stwierdziłem, że lepiej będzie smakował lód. A że pod ręką był zamarznięty trzepak postanowiłem spróbować jak smakuje lód na zamarzniętym trzepaku. A że trzepak był metalowy, po chwili stwierdziłem, że nie za bardzo mogę schować język z powrotem, bo po prostu przywarł do zmrożonego metalu. Spanikowałem okrutnie i zacząłem wydawać z siebie dźwięki tak dziwne, że brat pomyślał, że jaja sobie robię i bawił się całą sytuacją przednio. Dopiero jak zobaczył, że mam łzy w oczach podszedł do mnie od tyłu i energicznym szarpnięciem za kurtkę oderwał mnie od złośliwego kawałka rury. Kiedy to zrobił, z płaczem pobiegłem do domu. Ale nic to! Brat postanowił osobiście sprawdzić jakaż to trauma mnie dosięgła w związku z francuskim pocałunkiem z trzepakiem i sam nieco wyżej (był wyższy) przyłożył CAŁY JĘZOR.... Brata od trzepaka odciągał ojciec, który jednak już nie sprawdzał na sobie złośliwego działania zmrożonego metalu na mokry język. Ja za bardzo nie ucierpiałem, z bratem było nieco gorzej...

by Dzikson @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 22041x | Komentarzy: 4 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało