Hollywoodzcy filmowcy stworzyli gatunek kina zwany westernem,
jednak to Włosi i ich brudna, pełna szumowin (nawet wśród
protagonistów) i zazwyczaj okraszona niskim budżetem wizja Dzikiego
Zachodu zasługuje na szczególny szacunek. Amerykańscy gładziutko
ogoleni kowboje w swoich schludnych, wypranych w Perwollu
ubraniach mogliby co najwyżej czyścić uwalane błotem i kurzem
buty bezimiennemu Blondasowi ze słynnej trylogii Sergia Leone. I to
właśnie o nakręconym przez niego najznakomitszym spaghetti
westernie w historii kina dziś sobie opowiemy.
„Dobry, zły i brzydki” to jeden z tych filmów, któremu upływ
czasu zdecydowanie służy. Przekonałem się o tym stosunkowo
niedawno, kiedy po bardzo długiej przerwie zasiadłem do seansu tej
liczącej już sobie 56 lat produkcji. Im dłużej człowiek
przyzwyczaja się do sterylnie czystych, cyfrowo dopieszczonych,
pomalowanych farbą z dużym połyskiem hollywoodzkich blockbusterów
nakręconych za setki milionów dolarów, tym bardziej docenia dawne
włoskie kino, gdzie budżet nie grał tak dużej roli, jak wyraziste
postaci, świetny scenariusz i jeszcze lepsza muzyka.
#1. Fabuła tego
filmu była wynikiem improwizacji
W latach 1965 i 1966
reżyser Sergio Leoni nakręcił dwa filmy – „Za garść dolarów”
i jego drugą część, czyli „Za kilka dolarów więcej”. W
tamtym czasie Włosi wykorzystywali fakt, że Hollywood było wówczas
w kryzysie i mimo dużego popytu na westerny, kręciło się takich
produkcji stosunkowo mało. Tymczasem realizowanie takich przedsięwzięć we
Włoszech lub w Hiszpanii było znacznie tańsze, co Leone i inni
filmowcy szybko zauważyli i zaczęli
taśmowo wręcz kręcić, wzorowane na amerykańskich odpowiednikach, historie o
kowbojach.
Spośród wielu takich dziełek westerny Sergia
wyróżniały się całkiem niezłą fabułą, świetnym klimatem
oraz… bohaterem o twarzy archetypowego, amerykańskiego
zabijaki ze świata Dzikiego Zachodu. Leone sprowadził bowiem z USA
młodego aktora Clinta Eastwooda, znanego głównie z występów w produkcjach klasy B.
Clint Eastwood w „Zemście potwora” (1955)
Po wielkim sukcesie dwóch pierwszych filmów z charakterystycznym blondwłosym bohaterem, reżyser
wymarzył sobie podbicie swoimi tworami amerykańskich kin. W tym
celu sprowadził do Rzymu dwóch hollywoodzkich producentów,
Arthura Krima i Arnolda Pickera, aby wyświetlić im „Za kilka dolarów więcej”. Było to bardzo mądre posunięcie – filmowcy
szybko zorientowali się, że włoski western ma w sobie duży
potencjał i praktycznie z miejsca
wyłożyli 900 tysięcy dolarów
za prawa do jego dystrybucji w Stanach Zjednoczonych.
To naprawdę
niezła sumka, biorąc pod uwagę, że samo nakręcenie tego filmu
kosztowało 600 tysięcy dolców.
Eastwood i Leone na planie filmu „Za garść dolarów”
Kiedy doszło do
spotkania włoskiej ekipy z amerykańskimi „grubymi rybami” w
celu podpisania umowy, panowie z Hollywood nieoczekiwanie wypalili z
pytaniem o ewentualne plany na kolejne produkcje tego typu. Podczas
gdy reszta Włochów zastygła z rozdziawionymi ustami, przytomnością
umysłu zabłysnął scenarzysta obu westernów Leone, Luciano
Vincenzoni, któremu momentalnie uruchomił się słowotok na temat
nowego filmu: „
Tak, mamy takie plany. To będzie historia trzech włóczęgów
szlajających się w poszukiwaniu pieniędzy po kraju w okresie wojny secesyjnej”
. To jedno zdanie wystarczyło, aby
zachodni producenci bez namysłu zaproponowali finansowanie tej produkcji. W
ten sposób budżet „Dobrego, złego i brzydkiego” wyniósł
dwukrotnie więcej niż kasa, za jaką nakręcono poprzedni film ze słynnej „dolarowej”
trylogii.
#2. Kasa kasą, ale
sukcesu nie będzie, jeśli Clint Eastwood nie zgodzi się zagrać w
tym filmie
Eastwood początkowo
zgodził się na powrót do Włoch i ponowną współpracę z
tamtejszą ekipą. Jego entuzjazm szybko jednak opadł, gdy
dowiedział się, że partnerować mu będą Eli Wallach oraz Lee Van
Cleef – aktorzy o statusie wielkich gwiazd w USA – i to im przypadną
najbardziej „mięsne” dialogi. Ponadto obu artystom zaproponowano
znacznie większą gażę niż jemu. Jako że żaden z poprzednich
filmów nie miał jeszcze swojej premiery w Stanach Zjednoczonych,
mogłoby się wydawać, że młody, niezbyt jeszcze popularny w
Hollywood Eastwood był na straconej pozycji, jeśli chodzi o
stawianie jakichkolwiek warunków.
A jednak aktor uparł się, że
nie zagra w „Dobrym, złym i brzydkim”, przez co cała produkcja
filmu została wstrzymana, a Włosi dwoili się i troili, aby w jakiś
sposób namówić aktora do zmiany zdania. Ostatecznie agenci Clinta
dobili targu z producentami i
wynegocjowali dla niego zawrotną
kwotę 250 tysięcy dolarów
. Do tego artyście obiecano 10% z
dochodów, które produkcja miała wygenerować, a prawdziwą
wisienkę na torcie stanowiło Ferrari 275 GTB, które to Eastwood
dostał w prezencie jako podziękowanie za chęć dalszej współpracy
z Leone.
Technicznie rzecz biorąc, film ten był prequelem – to w tej produkcji bohater grany przez Clinta wchodzi w posiadanie poncza, które nosił w poprzednich produkcjach!
Zupełnie inaczej
sytuacja wyglądała z Elim Wallachem – gwiazdorem znanym widzom z
występu w „Siedmiu wspaniałych”. Artysta początkowo dość
sceptycznie podchodził do pomysłu realizowania filmu w Europie z
ekipą Włochów, ale kiedy zaproszono go na pokaz poprzednich
„dolarowych” westernów, już po kliku minutach seansu zgodził
się wziąć udział w tym przedsięwzięciu.
#3. Leone naprawdę
doskonale się przygotował, ale dał ciała… z dynamitem
Sergio Leone nie
przejmował się tym, że nie umiał wypowiedzieć słowa po
angielsku, i postanowiwszy ambitnie podejść do swojego zadania, udał się do
USA, aby zrobić poważny reaserch na temat wojny secesyjnej. Reżyser przesiedział sporo czasu w Bibliotece Kongresu, czytając
dokumenty z tamtego okresu, a także dokładnie studiował
fotografie sprzed stu lat, aby w sposób jak
najbardziej drobiazgowy odwzorować realia tamtejszego świata. I trzeba
przyznać, że efekt był naprawdę niezły.
Nie obyło się jednak
bez pewnej intrygującej wtopy, na którą tylko piromański geek
zwróciłby uwagę.
Otóż w filmie pojawia się dynamit – ten rodzaj
ładunku wybuchowego wynaleziony został przez Alfreda Nobla 1 stycznia 1867 roku, czyli dziewiętnaście miesięcy i
pięć dni po zakończeniu wojny domowej w USA!
#4. Most z „Nic
śmiesznego”?
Pamiętacie
tragiczno-komiczną scenę z „Nic śmiesznego”, kiedy to główny
bohater przez pomyłkę doprowadza do przedwczesnego wysadzenia
mostu, będącego zdecydowanie najdroższym „rekwizytem” na
planie filmu? Praktycznie identyczna sytuacja miała miejsce podczas
kręcenia „Dobrego, złego i brzydkiego”! Budowla, o której
mowa, pojawia się w drugiej połowie filmu, kiedy to grany przez
Eastwooda Blondas oraz „Brzydki” Tuco pragną odciąć drogę do
cmentarza, na którym to znajdować się miało zakopane złoto. W tym
celu podkładają ładunki wybuchowe pod wspomnianym mostem.
Aby
zrealizować tę efektowną scenę, Leone zatrudnił setki
hiszpańskich żołnierzy (bo większość ujęć realizowano w tymże kraju!), którzy przyodziali mundury z epoki i
mieli robić za statystów. Natomiast „znak-sygnał” do wysadzenia
konstrukcji miał dać hiszpański oficer. Kazano mu tylko poczekać na umówione
hasło.
A brzmiało ono „Vaya!”, czyli „Jazda!”. Podczas gdy
Leone stał na pobliskim wzgórzu i czekał na odpowiednie światło,
ktoś na planie prawdopodobnie chciał pogonić przeszkadzającego mu
innego członka ekipy i krzyknął do niego (jak pewnie się już domyślacie) „Vaya!”.
W tym momencie wojskowy dał sygnał, a ekipa techniczna odpaliła
ładunki, zanim kamera została w ogóle uruchomiona, aby nagrać
eksplozję.
Winowajca całego
zamieszania momentalnie uciekł z planu, a Leone po paru sekundach
patrzenia się na tę piękną katastrofę jedynie ciężko westchnął
i zrezygnowany rzekł:
„Dobra, chodźmy coś zjeść…”.
Ostatecznie most musiał zostać odbudowany, a całe ujęcie trzeba
było powtórzyć.
#5. Byda rzygoł!
Charakterystyczne
ponczo, kapelusz oraz cienki skręt trzymany w zębach to elementy
wizerunku granego przez Eastwooda bohatera. W rzeczywistości artysta
szczerze nienawidził tych papierosów, ale pewnie jakoś by
wytrzymał te tortury, gdyby nie to, że reżyser był wielkim
zwolennikiem powtarzania ujęć. Często kończyło się to tak, że
po nakręceniu kolejnego dubla Clint osuwał się na ziemię, nie
mogąc już dłużej zaciągać się paskudnym skrętem. Często
słyszano, jak aktor prosi Leone:
„Obyś to tym razem dobrze
zarejestrował, bo w innym wypadku zaraz ci tu puszczę pawia!”.
#6. „Brzydki”
prawie zginął. Trzy razy!
Nie jest żadną
tajemnicą, że włoscy filmowcy mieli dość partyzanckie podejście
do kręcenia swoich filmów i – delikatnie mówiąc – niezbyt dużo
uwagi poświęcali kwestii bezpieczeństwa na planie produkcji.
Przekonał się o tym Eli Wallach, dla którego było to pierwsze
doświadczenie z pracą przy spaghetti westernie. W jednej ze scen jego bohater siedzi ze związanymi nadgarstkami na
grzbiecie konia, mając na szyi pętlę sznura, którego drugi
koniec przymocowany był do drewnianej konstrukcji.
Zgodnie ze scenariuszem
postronek powinien zostać przecięty pociskiem wystrzelonym przez
Blondasa i aby ujęcie to zrealizować, umieszczono niewielki ładunek
wybuchowy między splotami sznura. Eastwood miał oddać strzał z broni hukowej,
co byłoby również sygnałem dla ekipy pirotechnicznej. Leone nie pomyślał jednak o tym, że
hałas
wystraszy konia, na którym siedział Wallach.
W efekcie
przestraszone zwierzę ruszyło galopem przed siebie razem z
siedzącym na jego grzbiecie przerażonym artystą, który nadal miał
skrępowane za plecami ręce. Podobno rumak uspokoił się dopiero po
prawie dwóch kilometrach biegu. Całe szczęście, że Wallachowi udało
się utrzymać równowagę.
Innym razem bohater
grany przez tego aktora wpadł na sprytny pomysł przecięcia swoich kajdan – miał to zrobić, kładąc łańcuch na torach, po których to miał przejechać pociąg. Jako
że reżyserowi bardzo zależało, aby widzowie mieli świadomość,
że przed kamerą był aktor, a nie jego dubler, Leone z trudem zdołał
namówić artystę do zagrania w tej scenie.
Dopiero po zarejestrowaniu
tego ujęcia gwiazdor zdał sobie sprawę, że pociąg przejechał
bardzo blisko jego głowy i wystarczyłoby, aby Eli podniósł ją o
parę tylko centymetrów wyżej, aby zostać zdekapitowanym.
Oczywiście kolejnego dubla już nie było…
To jednak nie był koniec bliskich spotkań aktora z kostuchą. W jednej z ostatnich
scen seansu grany przez Wallacha Tuco przebija łopatą worek ze
złotem – aby taki efekt uzyskać,
ekipa umieściła w worku kwas,
który miał ułatwić sprawne zniszczenie tkaniny. Żrąca
substancja znajdowała się w butelce po lemoniadzie. A tak się
złożyło, że właśnie tym napojem aktor często raczył się na planie.
Wallach odruchowo więc sięgnął po swoje ulubione picie, odkręcił
korek i ściągnął porządny łyk cieczy. Uratowało go tylko to,
że zorientował się z popełnienia błędu, zanim znajdujący
się w jego ustach kwas trafił do przełyku.
#7. Dubbingowa
„żonglerka”
Amerykańscy aktorzy
byli jedynymi osobami przed kamerą, które umiały mówić w języku
angielskim.
Gdy chcieli porozmawiać z reżyserem, musieli korzystać z pomocy tłumacza (oprócz Wallacha, który z Leone
dogadywał się po francusku). Cała reszta aktorów
mówiła w języku pochłaniaczy spaghetti. Kiedy więc film trafił
do tamtejszych kin, głosy artystów zza oceanu zostały
zdubbingowane przez włoskich lektorów. Odwrotnie natomiast sytuacja
wyglądała, kiedy „Dobry, zły i brzydki” miał swoją premierę
w USA. Tam z kolei drugoplanowe postaci pozbawione zostały swoich
oryginalnych głosów, a w ich miejsce podłożono angielski dubbing.
#8. Leone planował
nakręcić kolejny western z Eastwoodem
Zaraz po powrocie do USA i
międzynarodowym sukcesie dolarowej trylogii, Eastwood zaczął grać w
pierwszoligowych produkcjach Hollywood, zaczynając od nakręconego w
1968 roku westernu pt. „Powieście go wysoko”.
Tymczasem włoski
reżyser kontynuował swoją karierę i w tym samym roku pracował
już nad kolejnym filmem o zabijakach z Dzikiego Zachodu. W
pierwszych minutach tej produkcji tajemniczy mężczyzna grający na
harmonijce pada ofiarą napadu. Trzech oprawców dość szybko
kończy swój żywot,
bo muzykalny facet okazuje się świetnym
rewolwerowcem.
Leone chciał „zamknąć” dolarową trylogię,
obsadzając w rolach bandytów Clinta Eastwooda, Eliego Wallacha i
Lee Van Cleefa.
Niestety ten pierwszy za żadne skarby nie chciał wracać do współpracy z włoskim reżyserem. Odmówił mu zresztą już
wcześniej – podobno Leone wcześniej marzył, żeby Clint ponownie wcielił się w protagonistę. Włoch osobiście udał się więc do Los Angeles,
aby spotkać się z Eastwoodem i przekonać go do tego pomysłu. Niestety aktor był nieugięty. Ostatecznie fuchę
tę zgarnął Charles Bronson. I dobrze – kogoś innego w roli
harmonijkowego kowboja z
„Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” trudno
sobie wyobrazić.
#9. A jednak
Eastwood wrócił do tej roli!
W 2003 roku obecny
właściciel MGM Studios we współpracy z Clintem Eastwoodem i
Martinem Scorsese oraz producentem „Dobrego, złego i brzydkiego” Alberto Grimaldim odkurzyli oryginalną, 3-godzinną, włoską
wersję tej produkcji. Dzięki cyfrowej obróbce odświeżono ten
film z myślą o nowym wydaniu DVD. Przy okazji
znaleziono też 14
minut materiału usuniętego z wydania, które przed
laty trafiło na amerykański rynek.
Jako że sceny te nigdy nie
zostały zdubbingowane na język angielski, Eastwood, Wallach oraz
aktorzy imitujący głosy nieżyjących już artystów spotkali się w studiu, aby dograć swoje kwestie.
W ten sposób, po 36 latach, Eastwood wrócił do roli, od której to
zaczęła się jego wielka kariera.
I na koniec jedna z najlepszych scen w historii Dzikiego Zachodu. Grzechem by było tego tu nie zostawić:
https://www.youtube.com/watch?v=QpVaoA8RfIk
Cmentarz ten zbudowany został w 1966 roku przez hiszpańskich żołnierzy specjalnie na potrzeby filmu Leone. Znajduje się tam 5000 „grobów”, a
miejsce to nadal odwiedzane jest przez turystów!