Postać, którą kojarzą wszyscy – ale może nie każdy wie o da Vincim coś więcej, pomijając znajomość najbardziej popularnych dzieł.
Są plusy i minusy wychowywania się w niepełnej rodzinie – a takiej właśnie doświadczył Leonardo da Vinci. Właściwie Leonardo di Ser Piero da Vinci, czyli Leonardo, syn Piera z Vinci. Jeśli chodzi o matkę, wiadomo o niej zdecydowanie mniej. Sam zaś przyszły artysta wychowywał się głównie z dziadkami i ojcem. Ponieważ jednak pochodził z „nieprawego łoża”, był może traktowany nieco gorzej, ale też nie musiał liczyć się z typowymi obowiązkami takimi jak – co istotne w tym przypadku – dziedziczenie profesji z ojca na syna.
Ani ojciec Leonarda, ani matka nie próżnowali – choć w większości przypadków jednak osobno. Tak czy owak na brak rodzeństwa Leonardo da Vinci nie mógł narzekać. Gdy policzyć wszystkie siostry i wszystkich braci przychodnich, uzbiera się ich łącznie siedemnaścioro. Dwanaścioro rodzeństwa pochodzi ze strony ojca, natomiast pozostała piątka – ze strony matki. Sam Leonardo nie poszedł w ślady rodziców i nie pozostawił potomstwa. Nigdy też się nie ożenił.
Leonardo da Vinci zmarł 2 maja 1519 roku, mając 67 lat. Bezpośrednią przyczyną śmierci był udar, ale to nie znaczy, że artysta nie był na nią przygotowany. Wręcz przeciwnie, zawczasu zadbał o oficjalne spisanie testamentu. Szczegółowo zaplanował także własny pogrzeb – oczekując, by sześćdziesięciu żebraków niosło świece, otrzymując za to wynagrodzenie. Część dobytku da Vinci pozostawił swojemu służącemu, natomiast notatki i rysunki – uczniom.
Francuzi zaatakowali Mediolan w 1499 roku. Czasy były inne, świat wyglądał zupełnie inaczej – ale pewne rzeczy odbywały się zupełnie tak jak dzisiaj i niczego nie oszczędzano. Nie oszczędzono również projektów artysty – w tym przyszłych-niedoszłych dzieł da Vinciego. Zaliczała się do nich póki co gliniana rzeźba, mająca docelowo stać się największą – 60-metrową – rzeźbą konia na świecie. Niewzruszeni Francuzi wykorzystali gliniany model jako cel do treningów strzeleckich. Barbarzyńcy i zbóje.
Spokojne życie geniusza, w otoczeniu podziwu wokół zgromadzonych, w dostatku i pełni chwały? Otóż niekoniecznie – nawet Leonardo da Vinci miał swoją/swojego Nemezis… i był nim nie kto inny jak równie znany Michał Anioł. Jeden drugiemu skutecznie zachodził za skórę, wystosowując mniej lub bardziej celne złośliwości. Da Vinci zarzucał Michałowi Aniołowi nadmierną muskulaturę postaci, ten zaś w rewanżu twierdził, że świat się skończy zanim Leonardo ukończy jakąkolwiek pracę.
Narysowanie dobrej mapy wcale nie jest takim prostym zadaniem – krzyżyk tu czy tam, wskazujący miejsce ukrycia skarbu, nie zawsze okazuje się wystarczający. Wręcz przeciwnie, bywa że całkowicie zaburza odczyty… Jeśli do tego brakuje podstaw, doprawy trudno spodziewać się doskonałego efektu. Rewolucję na tym polu zaprowadził właśnie da Vinci. Podczas gdy inni kartografowie „ważniejsze” budynki po prostu rysowali większymi, Leonardo zaczął wykorzystywać zasady geometrii i proporcje.
Wymaga pewnej śmiałości twierdzenie, że jedna dziedzina sztuki cenniejsza jest od drugiej – zwłaszcza jeśli samemu reprezentantem jest się tej pierwszej. Jeśli jednak komukolwiek wybaczyć „nieskromność”, to chyba właśnie da Vinciemu. Choć – i tu dodać należy – sam w sobie nie był przeciwnikiem muzyki. Odwrotnie – uważał ją za siostrę malarstwa, równie harmonijną jak ono. Gdy jednak miał wybierać, stanowczo opowiadał się za malarstwem – bo twierdził, że obraz przetrwa o wiele dłużej niż muzyka.