Masz wrażliwy żołądek? To poczekaj z czytaniem tych intrygujących
ciekawostek i najpierw zjedz śniadanie. Oto kilka historycznych,
dobrze udokumentowanych, wydarzeń, które mogą sprawić, że
poczujesz się nieswojo.
Słyszeliście
kiedyś o zjawisku „wrażenia matczynego”? Według tej teorii
odpowiednio mocny bodziec emocjonalny doświadczany przez ciężarną
kobietę może mieć wpływ na fizyczny rozwój płodu. Oczywiście,
gdyby ta koncepcja była prawdziwa, niejeden biały mężczyzna,
któremu żona urodziła dorodne Murzyniątko, łyknąłby
tłumaczenia, że kolor skóry jego pociechy to efekt zbyt częstego
oglądania rozgrywek NBA przez matkę maleństwa.
Teoria definitywnie odrzucona
została gdzieś na początku XX wieku. Wcześniej jednak znalazło się
kilka „dowodów” na jej potwierdzenie. Jednym z nich była sprawa
niejakiej Mary Toft – żyjącej w XVIII wieku angielskiej chłopki,
która to pewnego dnia oznajmiła swej zaskoczonej rodzinie, że za
moment zamierza rodzić. Chwilę później położnik John Howard z
mieszanką fascynacji i obrzydzenia odbierał poród… małego,
martwego króliczka. A właściwie to bezwłosy, króliczy płód.
Po wszystkim Mary wytłumaczyła lekarzowi, że parę
miesięcy wcześniej przestraszył ją taki jeden zajęczak na polu, gdzie pracowała i od tego
czasu kobieta miała lekkiego fioła na punkcie tych zwierzaków.
Doktorek, który najwyraźniej swoją licencję znalazł w jakiejś zatęchłej dziurze
kloacznej, uwierzył w argumentację swej pacjentki i czym prędzej
przedstawił tę zaskakującą sytuację w listach napisanych do
najznakomitszych lekarzy króla Jerzego I. A było co opisywać, bo
pani Toft „wypluwała” z siebie króliki w tempie wręcz
taśmowym. W czasie jednego z porodów wydała na świat dziewięć
tych stworzonek.
Kiedy do domu
kobiety przybył królewski lekarz, Mary właśnie szykowała się do urodzenia piętnastego już przedstawiciela rodziny zajęczaków. Doktor, który
był świadkiem tego „cudu narodzin”, zabrał ze sobą królicze zwłoki do Londynu, gdzie trafiły one pod skalpel chirurga. Sceptyczny wobec tej
całej sprawy, człowiek nauki wyciągnął z jego wnętrzności
fragment niestrawionej kukurydzy i bardzo rozsądnie stwierdził, że
było raczej małe prawdopodobieństwo, aby oprócz królików
w brzuchu Mary znajdowała się też pasza dla zwierząt.

W tym samym czasie
pani Toft zajęta już była rodzeniem takich rzeczy, jak kocie nóżki
oraz świński pęcherz. Oszustwo zostało naukowo prześwietlone, a
wkrótce na gorącym uczynku złapano mężczyznę szmuglującego zdechłe króliczki i inne wynalazki do pokoju „brzemiennej”
kobiety, która to następnie aplikowała sobie truchła we wiadome
miejsce. Oszustka trafiła do pierdla na parę miesięcy, a królewski
lekarz, który nie tylko nie zorientował się, że miał do
czynienia ze szwindlem, ale i całkiem poważnie opisał całą tę sprawę, krótko po
ujawnieniu szachrajstwa kompletnie stracił przychylność dworu i
żywot swój zakończył w nędzy.
Jeszcze parę dekad
temu uważano, że dzieci do 15 miesiąca życia nie są w stanie
odczuwać bólu. Trochę jak ryby, które podczas patroszenia na
żywca nigdy nie skarżą się na dyskomfort... Ponadto za rezygnacją
z środków anestezjologicznych przemawiały też obawy, że zbyt
duża dawka takich leków może być niebezpieczna dla zdrowia
maluchów, więc zamiast tego podawano małym pacjentom substancje
zwiotczające mięśnie, aby młode się nie szarpały podczas
zabiegu. Podstawą do twierdzeń, że dzieci nie czują bólu była
seria eksperymentów przeprowadzona w pierwszej połowie XX wieku,
podczas których bobasy rażono prądem i kłuto szpilkami – owszem,
gówniaki reagowały na bodźce, ale uznano, że ta reakcja nie
przypomina zachowania osoby, którą faktycznie coś boli…
No bo
wiecie – dziecko niby darło ryjek, ale jakoś tak niezbyt
przekonująco. Ach, no i jeszcze uznano, że struktury nerwowe w
ciałach malców nie są jeszcze rozwinięte, więc impuls nie mógł
dotrzeć do ośrodka mózgu odpowiedzialnego za rejestrację bólu.
Jeśli myślicie, że
przypadki operacji dzieci „na żywca” były sporadyczne,
szczególnie w Europie, to mam dla was złą wiadomość – praktyka
ta była dość powszechna i naprawdę wielu lekarzy wierzyło w te bzdury. Sparaliżowany pacjent tymczasem
cierpiał katusze, będąc w pełni świadomym i nie mogąc się
ruszyć.
Dopiero w 1987 roku
Amerykańska Akademia Pediatrów wystosowała oficjalne stanowisko na
temat niepodawania znieczulenia małym pacjentom, uznając tę
praktykę za barbarzyńską i uwłaczającą zawodowi lekarza.
William Mons był
młodym, słynącym z niespotykanej urody i bardzo dobrych manier,
Niemcem, który szybko zdobył przychylność carskiego dworu w
Rosji. Ostatecznie w 1724 r. mężczyzna został sekretarzem i
najbliższym powiernikiem cesarzowej Katarzyny. Jej małżonek Piotr
Wielki pewnie nie spodziewał się, że relacje pomiędzy jego
małżonką a szarmanckim obcokrajowcem będą nie tylko zawodowe…
Jakże więc wielkie było jego zaskoczenie, kiedy kochankowie
zostali złapani w jednoznacznej sytuacji. Mężczyznę natychmiast
zakuto w kajdany i już tydzień później odczytano mu wyrok
śmierci. Mimo że Katarzyna usiłowała nakłonić swego męża do
darowania życia Williamowi,
kochanek kobiety pozbawiony został
głowy podczas publicznej egzekucji. To nie był jednak koniec
historii. Piotr kazał bowiem zalać wetkniętą do słoika głowę
Monsa spirytusem, a naczynie to umieścił w pokoju swej
małżonki, aby ta nigdy nie zapomniała o zdradzie, której się
dopuściła.
Piotr Wielki chyba w
ogóle miał słabość do zwłok. Przede wszystkim był on ogromnym
miłośnikiem anatomii, któremu niemałą frajdę sprawiało
obserwowanie ludzkich autopsji. Miał nawet własne narzędzia
chirurgiczne i często sam czynnie uczestniczył w sekcjach. Swoją
wiedzę z zakresu budowy ludzkiego ciała zademonstrował kiedyś w
naprawdę widowiskowy i dość cyniczny sposób. Kiedy jego była kochanka Maria Hamilton wdała się w romans z carskim adiutantem Iwanem
Orłowem, a ten ją bezpardonowo zbrzuchacił, kobieta zaraz po wydaniu na
świat swego dziecka udusiła je. Monarcha dowiedziawszy się
o tym czynie, kazał swoją dawną nałożnicę osądzić. Skazana na
śmierć kobieta nie doczekała się łaski ze strony władcy. Mało
tego –
car uczestniczył w egzekucji i na krótko przed jej wykonaniem
złożył swej dawnej kochance pocałunek. Kiedy katowski topór
oddzielił głowę od reszty ciała kobiety, Piotr podniósł ją z
ziemi, ponownie pocałował, a następnie dał zgromadzonym wykład
na temat ludzkiej anatomii, posiłkując się stygnącymi zwłokami
Marii jako pomocą naukową.
Po wszystkim ostatni raz pożegnał się
pocałunkiem z panią Hamilton i całkiem nonszalancko cisnął łeb
o ziemię. Podobno kazał go potem zalać spirytusem i zabrać do
swego własnego gabinetu osobliwości.
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6,
7
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą