Wystartował wczesny dostęp do Diablo IV i jest sporo problemów
Fani Zeldy zatrudnili się w Amazonie tylko po to, aby wykraść grę przed premierą
Gra Symulator Niewolnictwa na Androida wzbudziła ogromne kontrowersje
Polska streamerka dostała udaru w trakcie live
#1. Studio Roberta Lewandowskiego ogłasza upadłość
RL9Sport Games to studio, w przypadku którego jednym z
akcjonariuszy była sama gwiazda sportu, Robert Lewandowski. Studio założono w
2021 roku i już wtedy zapowiadano pierwsze projekty. Jednym z nich był Football
Coach: The Game. Miała to być strategia menadżerska w stylu Football Menagera.
Stosunek akcji w firmie przedstawiał się następująco. 20% było
w rękach Roberta Lewandowskiego, 50% posiadała firma PlayWay, która miała
wnieść swoje doświadczenie, a 30% było po stronie Rafała Cymermana, pierwszego Polaka,
który stworzył grę tego typu. Cymerman zasiadł również na fotelu prezesa.
Coś jednak poszło nie tak, bowiem z sieci całkowicie poznikały zarówno oficjalna strona gry,
jak i karty produktu w serwisie Steam. Dodatkowo Cymerman zrezygnował z funkcji
prezesa RL9Sport Games. Czy oznacza to koniec całego przedsięwzięcia? Głos w
sprawie zabrał szef PlayWay, Krzysztof Kostkowski:
Nie udało nam się zbudować odpowiednio dużej grupy graczy
zainteresowanych grą trenerem. Projekt zatrzymał się w fazie wstępnej i od
pewnego czasu stał w miejscu.
Robert zrealizował to, co obiecał. Problem wystąpił po
naszej stronie, czyli produkcyjno-koncepcyjnej. Wzajemna promocja między grami
symulatorowymi zwykle się udaje. Okazuje się jednak, że między symulatorami, a
grami sportowymi tak dobrze to nie wypada.
#2. Wystartował wczesny dostęp do Diablo IV i jest sporo
problemów
W nocy z czwartku na piątek pierwsi gracze Diablo IV zaczęli
przemierzać krainy nękane przez piekielne stwory. Póki co okazję ku temu miały
tylko osoby, które zakupiły wersje Deluxe bądź Ultimate Edition gry. Pozostali
muszą jeszcze trochę poczekać, bowiem dla nich gra wystartuje dopiero 6 czerwca
o godzinie 1 w nocy polskiego czasu.
Przejdźmy jednak do wczesnej premiery. Blizzard ma bogatą
historię jeśli chodzi o partaczenie premier Diablo. Niemal każda wcześniejsza
nie obyła się bez problemów. Jak widać studio chciało podtrzymać tradycję i
zgotowało niemiłą niespodziankę graczom, którzy mieli nadzieję sobie coś pograć
zaraz po starcie serwerów.
Okazało się, że największe problemy mieli gracze próbujący
połączyć się z grą za pośrednictwem konsol PS5. Napotykali oni na swojej drodze
tajemniczy błąd 315306. Oznacza on po prostu… brak licencji. Błędu nie dało się
obejść i wiele osób zrezygnowało z daremnych prób połączenia się z grą.
Gracze korzystający z konsol Xbox i z komputerów osobistych
mieli swoje własne bolączki, choć było ich zdecydowanie mniej i stanowiły one
zaledwie margines w porównaniu z tym, przez co przechodzili użytkownicy konsol
Sony.
Po czasie wielu z nich znalazło swoje sposoby na „obejście”
problemu. Wystarczyło dokonać mikrotransakcji w grze, dzięki której uzyskiwało
się natychmiastową autoryzację. Sposób stał się tak często używany, że nawet
sam Blizzard wydał komunikat, informujący graczy, że nie muszą nic kupować, aby
dostać się na serwery i już pracują nad rozwiązaniem problemu. Patch pozwalający
zażegnać ten problem ukazał się dopiero w godzinach porannych polskiego czasu.
Skoro tak wyglądała wczesna premiera, to strach pomyśleć,
jak będzie wyglądała ta właściwa.
#3. Fani Zeldy zatrudnili się w Amazonie tylko po to, aby
wykraść grę przed premierą
Użytkownicy Nintendo to naprawdę dość specyficzna grupa
ludzi. Najlepszym na to dowodem jest historia dwóch osób, które zatrudniły się
w Amazonie, aby móc pograć w The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom jeszcze
przed premierą. Najlepsze jest jednak to, że zarówno jedna, jak i druga osoba
zrobiła to niezależnie od siebie, jak widać wielkie umysły rzeczywiście myślą
podobnie.
Bohaterami tej historii
są dwie osoby z Japonii, które zatrudniły się w magazynie wysyłkowym Amazona,
aby zrealizować swój niecny plan. 21-letni pracownik z magazynu w prefekturze
Kanagawa zatrudnił się na pół etatu, a kiedy tylko dostarczono fizyczne kopie
gry The Legend of Zelda ten przestał pojawiać się w pracy. Po telefonie do jego
domu i krótkiej rozmowie z matką szybko wyszło na jaw, że 21-latek ukradł grę i
tylko po to zatrudnił się w magazynie.
Chwilę później sytuacja się powtórzyła – i to w tej samej
placówce. Tym razem swoje zmiany zaczął opuszczać pewien 24-latek. Kierownik
nauczony doświadczeniem od razu założył najgorsze i rozpoczął swoje śledztwo.
Okazało się, że łupem rabusia padła nie tylko kopia gry, ale również figurki
Amiibo, kontroler z motywem gry oraz łyżka z okolicznościowym grawerunkiem.
Podobne historie zdarzają się znacznie częściej w japońskich
magazynach Amazonu, jednak sprawy zwykle są rozwiązywane na miejscu.
#4. Gra Symulator Niewolnictwa na Androida wzbudziła ogromne
kontrowersje
W brazylijskim sklepie Google Play pojawiła się ostatnio gra
studia MagnusGames zatytułowana Simulador de Escravidao (co w dosłownym tłumaczeniu
oznacza „Symulator niewolnictwa”). Tytuł pobrano kilka tysięcy razy i niektórzy
zdążyli sobie w niego już pograć. Na stronie gry znalazło się również mnóstwo
komentarzy (wiele z nich bardzo rasistowskich).
Na reakcję Google nie trzeba było długo czekać, ponieważ
szybko zniknął ze sklepu. Wokół tytułu narosła jednak cała masa kontrowersji. Była
to oczywiście gra o charakterze ekonomicznym z wieloma zmiennymi. Każdy niewolnik
miał swój poziom, cenę i poziom zadowolenia. Trzeba było wszystkim tym
zarządzać w odpowiedni sposób, aby osiągnąć sukces. Gra pozwalała jednak
również wcielać się w oswobodziciela niewolników, jak również w ich ciemiężyciela.
Temat został na tyle rozdmuchany, że głos w sprawie zabrał
nawet brazylijski rząd:
Nasz kraj został zbudowany krwią czarnej ludności. Ludzie
byli zabijani i torturowani. "Symulator niewolnictwa" nie jest
odpowiednim motywem dla gier – napisała na swoim Twitterze
przedstawicielka rządzących, Denise Pessoa.
Zdecydowano się również złożyć formalną skargę do prokuratury
na twórców. W pierwszej kolejności należałoby jednak zwrócić uwagę, dlaczego
taki tytuł w ogóle pojawił się w sklepie Google. Ktoś to przecież musiał
klepnąć.
#5. Polska streamerka dostała udaru w trakcie live
Sporo mówi się ostatnio o Kasix w kontekście tego, co się
wydarzyło na jej ostatnim live’ie. 25-letnia streamerka Kasia Paciorek w
trakcie swojej transmisji na żywo poczuła się nagle dziwnie. Zaczęły jej drętwieć
lewa ręka i noga. Kasix szybko zdecydowała się na pożegnanie z widzami, a jej
partner zadzwonił po karetkę.
W szpitalu po badaniach okazało się, że Kasia miała udar.
Podano jej leki i szybko odzyskała sprawność i czucie w kończynach.
Influencerka dodała, że niebawem czekają ją kolejne badania,
które zadecydują o długości jej pobytu w szpitalu.
Może być dla was zaskoczeniem, że tak młoda dziewczyna
dostała udaru. Okazuje się jednak, że udar wcale nie jest taką rzadkością nawet
wśród młodych ludzi. Tak naprawdę jest on trzecią najczęstszą przyczyną zgonów
w Polsce. Problem ten dotyka rocznie około 90 tys. osób w naszym kraju i coraz
częściej są to ludzie poniżej 35 roku życia.
Wynika to przede wszystkim z prowadzonego trybu życia i
nadmiaru stresu. Wiele osób ignoruje i bagatelizuje pierwsze objawy udaru,
popełniając ogromny błąd. Może to bowiem prowadzić nawet do śmierci.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą