Oto jaką automatyczną odpowiedź otrzymacie, jeśli napiszecie wiadomość do biura prasowego Twittera
Obrazy generowane przez AI nie kwalifikują się do ochrony praw autorskich
Mark Zuckerberg uważa, że praca zdalna źle wpływa efektywność pracownika
Playboy chce stać się drugim OnlyFansem
#1. Oto jaką automatyczną odpowiedź otrzymacie, jeśli
napiszecie wiadomość do biura prasowego Twittera
W tym Twitterze to mają poczucie humoru. Elon Musk postanowił
wcielić w życie coś, co na początku wyglądało jak jeden wielki żart, ale po
krótkiej weryfikacji okazało się prawdą. Chodzi o odpowiedź, jaką otrzymują
interesanci, którzy zdecydują się napisać do biura prasowego Twittera pod adres
press@twitter.com. Elon Musk
poinformował, że automatyczna odpowiedź to teraz emoji kupy.
Internauci oczywiście natychmiast to sprawdzili i dzięki
temu wiadomo, że to prawda. Jeden z nich nawet żartobliwie wysłał wiadomość, w
której poprosił, aby firma zdecydowała się podsumować za pomocą jednego emoji
sytuację, w jakiej aktualnie znajduje się Twitter. Odpowiedź idealnie pasowała do
stanu rzeczywistego.
#2. Obrazy generowane przez AI nie kwalifikują się do ochrony praw autorskich
W USA ostatnio zapadła decyzja w sprawie, która będzie miała daleko idące konsekwencje dla tzw.
artystów AI – czyli ludzi, którzy tworzą obrazy za pomocą różnego rodzaju
generatorów grafik, takich jak Midjourney czy Dall-e. U.S. Copyright Office
(USCO) zapowiedziało, iż wszelkie rzeczy „wypluwane” przez AI nie kwalifikują się do ochrony praw autorskich i nie mogą liczyć się jako dzieło kogoś, kto wysłał zapytanie
do silnika graficznego, aby ten wygenerował dla niego dany obraz. Tyczy się to
również wszystkiego, co zostanie wygenerowane przez programy takie jak ChatGPT.
Decyzja została podjęta na podstawie jednej konkretnej
sprawy. Chodzi o książkę „Zarya of the Dawn” autorstwa Kris Kashtanova. Urząd ponownie
rozpatrzył sprawę kobiety i jej dzieła będącego powieścią graficzną. Według nich
kobieta pierwotnie wprowadziła urzędników w błąd, ponieważ nie poinformowała
ich o fakcie, iż wszystkie zawarte w książce ilustracje są dziełem Midjourney.
Kiedy tylko zostało to podane do wiadomości, USCO poinformowało autorkę, iż nie może objąć prawem autorskim 100% jej
pracy. Można zrobić to jedynie w przypadku zawartego w książce tekstu oraz
sposobu, w jaki obrazki zostały w książce umieszczone – nic więcej.
Urzędnicy uważają, że grafiki generowane przez AI wcale nie
są wyrazem kreatywności osoby, która zleca wygenerowanie takiego obrazu. Sęk w
tym, iż taki „artysta” ma zbyt mały wpływ na ostateczny wygląd dzieła, przez co
nie można przypisać mu do niego praw. Kashtanova przywołała jako przykład
fotografię i twierdziła, że przecież taki artysta też nie ma pełnego wpływu na
to, co na jego dziele się znajdzie.
Urząd przyznał, iż owszem, tak właśnie jest, jednak fotograf
ma znacznie większy wkład, jeśli chodzi o proces twórczy niż „artysta AI”. No i
sprawa zamknięta. Co to oznacza dla osób zajmujących się sztuką w takim rozumieniu?
Na chwilę obecną nie za wiele. Zdaniem ekspertów trzeba stworzyć cały szereg
zupełnie nowych regulacji, które określałyby m.in., jak duży wkład w stworzenie
czegoś takiego musi mieć człowiek, aby można było przypisać mu prawa autorskie.
#3. Mark Zuckerberg uważa, że praca zdalna źle wpływa efektywność
pracownika
Meta zapowiedziała ostatnio tzw. Rok Efektywności. Ma to być
cały szereg działań, które pomogą w osiąganiu lepszych rezultatów. Zuckerberg
zaczął z grubej rury, bo od zwolnienia 10 tys. pracowników. Jednak nie temu
tematowi poświęcimy dzisiaj czas.
Inną ciekawą kwestią jest bowiem fakt, iż zdaniem
Zuckerberga praca zdalna jest mało efektywna. Oczywiście nie jest to teoria
wyssana z palca, a taka, nad stworzeniem której specjaliści spędzili trochę
czasu. Odbyło się to oczywiście poprzez obserwację i wyciąganie wniosków.
A wnioski są takie, że jeśli ludzie pracują zdalnie, to
osiągają gorsze rezultaty w pracy niż osoby, które pracują stacjonarnie. Chodzi
podobno o możliwość komunikacji twarzą w twarz. Zespół Zuckerberga zauważył
również, iż osoby, które początkowo pracowały z biura, ale przeszły na tryb pracy
zdalnej, mają dużo lepsze wyniki od osób, które od samego początku pracowały z
domów.
Co ciekawe, dużą poprawę zauważono również u osób, które
tylko kilka dni w tygodniu pracowały z biura, a pozostały czas pracowały z
domu. Wygląda więc na to, że czas zdalnego eldorado w Mecie dobiega końca i w
najlepszym wypadku pracownicy przejdą na tryb pracy hybrydowej, a niektórzy
pewnie na stałe wrócą do biura.
#4. Rodzina z Mariupola, z którą rozmawiał Putin w trakcie
swojej wizyty w mieście, to znani szabrownicy
Władimir Putin odwiedził ostatnio zniszczony Mariupol.
Miasto leżące u wybrzeży Morza Azowskiego zostało zamienione niemal w ruinę
przez długotrwałe walki, które toczyły się w jego obrębie. To właśnie tam do
samego końca w podziemiach Azowstalu bronili się żołnierze z pułku Azov.
Teraz, kilka miesięcy po zdobyciu Mariupola, do miasta z
wizytą przyjechał sam prezydent Rosji Władimir Putin. Mężczyzna dostał się tam
ponoć z Krymu śmigłowcem, a po mieście poruszał się samochodem, którym sam
kierował. W sieci mogliśmy zobaczyć nagranie, na którym Putin rozmawia z
prorosyjskimi mieszkańcami miasta.
Problem w tym, że na filmie wypatrzono… znanych wszystkim
szabrowników, którzy w trakcie bombardowań miasta plądrowali okoliczne mieszkania.
Procederem zajmowała się cała widoczna na nagraniu rodzina. Najciekawsze jednak
jest to, co można usłyszeć spoza kadru gdzieś z oddali. Chodzi o kobietę
krzyczącą, że wszystko to jest na pokaz i nie jest to prawda. Widać również
spore poruszenie wśród uczestników tego całego przedstawienia wywołane słowami
kobiety.
Jeśli chodzi o całe te odwiedziny Putina na Krymie i w
Mariupolu, to wiele osób dopatrzyło się jeszcze czegoś. Chodzi o to, iż wszyscy
podają w wątpliwość, czy do miasta rzeczywiście zawitał prezydent Rosji, czy
może jeden z jego sobowtórów. Wiele osób uważa, że każde publiczne wystąpienie
Putina to tak naprawdę scenki odgrywane przez sobowtórów, a sam prezydent już
nie żyje.
Oczywiście to tylko spekulacje i trudno stwierdzić, czy tak
jest naprawdę.
#5. Playboy chce stać się drugim OnlyFansem
Playboy po trzech latach nieobecności planuje wrócić na rynek. Ma to jednak zrobić w zupełnie innej postaci niż robił to jeszcze w marcu
2020 roku. Przypomnę tylko, że właśnie wtedy magazyn zniknął z rynku, co było
związane m.in. z pandemią, która tylko przyspieszyła to, co planowano już od
dawna.
Byliśmy zmuszeni do przyspieszenia prowadzonych wewnętrznie
rozmów: jak przekształcić nasz drukowany produkt w USA, żeby lepiej odpowiadał
temu, czego konsumenci dzisiaj chcą, i tak wykorzystać nasze możliwości
tworzenia treści, tak żeby angażować się w dyskusje kulturowe codziennie, a nie
jedynie co trzy miesiące.
Po wielu latach Playboy wraca z nowym pomysłem. Marka chce
stać się drugim OnlyFansem, z tym że takim nieco bardziej prestiżowym. Playboy
chce promować teraz młodych twórców i stać się alternatywą dla serwisów typu
OF.
Platforma ma stać na znacznie wyższym poziomie niż OF, z
tego też względu dostęp do niej nie będzie powszechny dla samych twórców. To
wydawca będzie decydował, kogo do niej dopuścić, a kto zostanie odrzucony.
Na pierwszej okładce odświeżonej wersji magazynu widzimy
Amandę Cerny, która ma być jedną z osób promowanych przez Playboya. Pierwszy
numer ma ukazać się już w najbliższych miesiącach.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą