Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak to cycków się naoglądałem z Beatą. Część czwarta

44 360  
270   32  
Aparat w mikrofali i pierwsze zdjęcia komórką...
Dom z origami


Akcja w Zielonej Górze miała trzy konsekwencje. Po pierwsze: przeholowałem z alkoholem znacznie bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Jeszcze wieczorem nie dałem rady usiedzieć w samochodzie, więc siłą rzeczy znalazłem sobie motelik, żeby odespać. Męczyłem się okrutnie następne dwa dni i nigdy potem nie wlałem w siebie żadnej wódki czy innych procentów poza piwem. Po drugie, nigdy potem nie widziałem Żelki, a Beata w pracy – czyli w Tits – mocno się zdystansowała do mnie i wszelkie rozmowy i interakcje zniknęły z naszych relacji. No i po trzecie: poznanie tej Młodej zza kontuaru pozwoliło mi się jakoś ustatkować emocjonalnie i dowartościować.

Mijały miesiące. Na planie Antonio poznałem Gnijącą Pannę Młodą, czyli moją przyszłą-niedoszłą narzeczoną, która okazała się być dziewczyną z moich koszmarów i snów zarazem. Po wakacjach, gdy Tits już zostało zlikwidowane, ja wystartowałem swój biznes z komputerami.

Od początku szło dobrze, ponieważ przy odrobinie farta i planu wstrzeliłem się w rynek, a że była to moja pasja, szybko firma się rozrastała.
(była przygoda z elektryką, ale tę już opisałem...)

I tak sobie minęło ponad pięć lat!
Gnijącą Pannę porzuciłem (a raczej ona mnie – ku mojej uciesze) i wszystko było ultra stabilne. Do czasu, aż totalnie przypadkiem w firmie pojawiła się Beata. Ta Beata...
Nasze spotkanie było pełne mieszanych emocji z mojej strony. Beata jakby reset miała – ani focha, ani złości. Kompletnie jakbyśmy nigdy nie przeżyli nocy w Zielonej Górze. Oczywiście, znałem jej niestabilność, ale wtedy mnie kompletnie zadziwiła.
– No hej, co tam u ciebie? Dobrze wyglądasz! – rozpoczęła spotkanie i już wiedziałem, że jest pi3rdolnięta nie na żarty. – Mam problem i ty na pewno mi pomożesz!
Głupi ja – pomogłem.
Chodziło o to, że ponoć gdzieś niedaleko naszego miasta jest swingers club, i można tam się dostać przez photo and chat (jako forma weryfikacji). Beacie chodziło o to, abym znalazł ludzi na jakimś tam IRC-u, przesłał zdjęcia na określony e-mail (jej zdjęcia, które miałem zeskanować) i załatwił jej wjazd na tę imprezę.
Myszyn Imposiblu i nie udało mi się potwierdzić takiego miejsca. Choć nękała mnie przez trzy miesiące albo ciut dłużej. Normalnie wiele osób słyszało gdzieś-coś-tam, ale cały ten dom z origami okazał się być czystym urban legend. Ale Beata napaliła się na to, aby dostać się na wyuzdaną imprezę.
Cóż... jako że jej wszelka złość poszła w zapomnienie, znów mogłem się obok niej kręcić i liczyć na jakieś wydarzenie. Intuicja mnie nie zawiodła, bo takie wydarzenie nastąpiło dość szybko.

Home made p0rn na własnej kliszy!
Po przeczytaniu tego zaśmiejecie się. Ja na samo wspomnienie ryczę ze śmiechu, ale to wydarzenie zmieniło moje podejście do przygód z Beatą. Więc lecimy!

Udało jej się poznać na imprezie jakąś Lolitę (nie pamiętam jak ta dziewczyna miała na imię, lecz doskonale pamiętam, że była córką prominentnego polityka ze strony PSL). Lolita polubiła odważną Beatę i udało jej się wkręcić na imprezę w stylu „domówka totalna”. Ja miałem być kierowcą i robić za ewentualną ochronę. Na wszelki wypadek wziąłem aparat typu idiot-kamera z dwiema kliszami.
Na umówioną sobotę wiozę moim malaczem Beatę. Impreza odbywała się dość daleko od miasta... w jakiejś starej willi, która należała do babci Lolity. Ale pomijając okoliczności, rozmach był: dwa wielkie pokoje z dwoma różnymi tematami muzycznymi, ludzi tak na oko ze setka: piją po kątach, w salonie, w łazience, normalnie gdzie popadnie. Beata była kompletnie zachwycona. I ja w sumie też.

Pełno grupek ludzi, każdy trzyma się swojej ekipy, a Beata wyhaczyła taką Ingrid – normalnie dziewczyna jak marzenie: ciemne i długie włosy, śliczna figura, srebrna sukienka ledwo nad tyłek. I sobie tam piły i gadały. Ingrid była z Belgii (lub Niemiec, ale mówiła tylko w łamanej angielszczyźnie) i bez gadania widać było, że Beata urobiła ją solidnie, a do tego wszystkiego zaprawiła alkoholem. Potem puściła mi porozumiewawcze oczko i widziałem, jak dziewczyny idą po schodach na górę.
Niby przypadkiem i ja tam zawitałem, próbowałem zagadać, coś się zamotać i zrobić zdjęcia, ale Beata mnie przegoniła... ale poradziła, abym zostawił aparat (który kilka razy wyciągałem).

Po jakichś czterdziestu minutach wróciła cała w skowronkach, pokazując, że „zaliczyła” Ingrid i wszystko było tip-top, na deser wręczając mi aparat i informując, że klisza się skończyła. I dodając:
– Oczy ci wyparują!!! Tylko morda w kubeł!!!
Ja podjarany jak nigdy, idę z aparatem do samochodu. Wtedy mnie ktoś zaczepił w kuchni, trochę rozmawiałem i pojawiła się ta Ingrid. Zobaczyła aparat w moich rękach i bez ceregieli mi go zabrała, więc ja jej go odebrałem, jako moją własność, na co ona z uśmiechem powiedziała, że musi zaakceptować niektóre zdjęcia. Sobie pomyślałem „Taki!” i po odebraniu, w pośpiechu, schowałem aparat do kuchenki mikrofalowej (bo nikt go tam nie będzie szukać).
Po niedługim czasie Ingrid i Beti przyszły obie i zgodnie oznajmiły, że jak wywołam kliszę, to po dwa zdjęcia każde, aby dziewczyny miały co wspominać.
Ufff.
I tak sobie stoję w kuchni, pewny swego, aż przyszedł kompletnie nawalony jegomość i zaczął bawić się „kalkulatorem” w mikrofalówce i ją odpalił. Z aparatem w środku.
Bye, bye aparat i bye, bye klisza.
Śmiałem się przez łzy. No, tego to bym się nigdy nie spodziewał...
Trudno. Na ewentualny przyszły przypadek postanowiłem się przygotować znacznie, znacznie lepiej.
I tak też zrobiłem!
Beata wróciła do mnie, ja do niej. Raz na kilka dni w miesiącu lądowaliśmy na imprezie. Nic wartego uwagi się nie działo. Znów byliśmy BFF bez tego środkowego F i było solidnie. Aż pewnego dnia...

„Ja się wstydzę, ale chcę!”


Bywaliśmy w różnych miejscach. Jak wyżej wspomniałem, niewiele się działo. Ale jedno z tych miejsc mi i Beti wpadło w oko. Była to knajpa nowoczesna, z piętrowymi salami, ze świetnym barem i szafą grającą. Szafa grająca robi tutaj za najważniejszego aktora, ale prawda jest taka, że za barem lśniła przepiękna blondynka o błękitnych oczach, wydatnym biuście i kurwikach w myślach, które tańczyły, gdy...
Beata tańczyła.
Moja koleżanka to zobaczyła i ustaliła, że kilka kolejnych piątków będziemy imprezować w Lobby (to zmyślona nazwa baru). I tak też się stało. Mnie ta blondyna kręciła okrutnie, ale sobie bym nie ufał, myśląc, że coś z tego wyjdzie, jednak ufałem Beti, która ją sobie upatrzyła – a to był dobry prognostyk, bo Beti miała czuja! I tak doszło to sytuacji – w piątek, rzecz jasna – że zawitaliśmy, jak zawsze w ostatnim czasie, w Lobby i Beti miała plan. Akurat planu ja nie znałem, ale cieszyłem się, że tam jestem. Tak... na zapas.
Wtedy nastąpiło coś, co wcześniej nie miało miejsca. Beti zaprosiła mnie do tańca, gdzieś tak pod koniec imprezy (godzina druga na zegarku) i zaczęła ze mną tańczyć. Co więcej, obmacywała mnie i zachęciła werbalnie, abym ją obmacał. Nie protestowałem – korzystałem z chwili. Lobby świeciło pustkami, za barem lśniła TA blondynka, a Beti wręcz kazała siebie wymacać dosłownie. Nawet powiedziała głośno, abym ją złapał za krocze i masturbował. Nie ociągałem się, nie, nie, nie – ale czułem podstęp i byłem nieco mechaniczny.
Ten dziwaczny taniec-macaniec trwał kilka minut. Przełknąłem szok w alkoholu i bawiłem się lepiej, niż bym chciał. Tylko po co to?
– Stefan! Idź i postaw jej drinka! Ode mnie!
Oznajmiła moja koleżanka i wskazała oczami na dziewczynę za barem.
– Beti?! Zaraz zamykają, nic z tego nie będzie! – skręcam się, bo w lokalu nie ma ludzi.
– Nie! Idź i postaw jej drinka ode mnie i powiedz, że chcę z nią zatańczyć!
Rozglądam się po Lobby – pusto wszędzie. Jest kelner (Mateusz) i kręci się, zbiera stoliki, zasłania okna. Jest TA blondyna, coś tam robi za barem.
– Daj spokój, to nie zadziała...
– Idź, do kurwy nędzy, i postaw jej drina ode mnie! I powiedz, że ja chcę z nią zatańczyć!!!
Zbieram się i idę. Na zasadzie takiej, że sam bym chciał, aby coś się wydarzyło i intuicja Beti zagrała, ale wiadomka, że nic z tego nie będzie i idę jak na stracenie.
Podchodzę do blondyny za barem i bez owijania w bawełnę (bo szkoda marnować czas) mówię:
– Moja koleżanka chce z tobą zatańczyć.
Blondyna patrzy na Beti i bierze głęęęęęęęęboki wdech:
– Okeeeej... ale... jak zatańczyć? Tak jak z tobą?!
Ona wzięła wdech, ja wypuszczam powietrze. Chyba tak?!
– Tak! – odpowiadam hardo.
– Jelusie, to muszę się przygotować...
Oczki mi się otworzyły mocno!
Kelnerka, powiedziawszy to, szykuje sobie trzy kieliszki (takie normalne), do każdego nalewa ciut soku, potem do każdego dolewa wódki.
– Teraz Polska! – krzyczy i dodaje. – Jestem gotowa i chcę muzykę!
Wypija trzy shoty naraz, ściąga kubraczek, to znaczy się marynarkę, i jest w białej bluzce na ramiączkach. Nastawia w szafie grającej jakiś wybrany kawałek i wychodzi na środek... ekhm, sali.
Wystawia rękę do Beti i zaprasza ją do tańca.
Nie mam aparatu ani kamery, ale mam moją nówkę HelloMoto z kolorowym aparatem (który w ciemnościach robi zdjęcia tak wolno i fatalnie, że żal.pl (ale kilka wyszło, tych pozowanych, więc je mam!!!).
Dziewczyny zaczynają tańczyć. Beti prowadzi i nie marnuje czasu, tylko łapię ją za cycki, więc Blondi odwzajemnia się i łapie Beti za cycki. Jak się łapią za tyłki, to Mateusz (ten kelner) staje obok mnie i mówi, że właśnie zamyka, ale może przestać, bo nigdy takiego czegoś nie widział. Ja już asekuracyjnie odpowiadam (i wykorzystuję go).
– To się chyba rozkręci, więc przynieś coś mocnego do picia dla nas wszystkich!
Poszedł i przyniósł.
Dziewczyny tańczą, macają się, bluzka Beti ląduje na podłodze, Blondi całuje cycki Beti. Wyciągam HelloMoto, żeby robić zdjęcia. Trzaskam foty ile wlezie (tam chyba mogłem zrobić 24 z pustej pamięci, ale mam 16, z czego 3 w miarę wyraźne). Mateusz poi mnie, a w przerwie (krótkiej) dziewczyny. Szafa grająca jest najważniejsza, bo Beti co i rusz wkłada do niej monety dwuzłotowe, w tych mikro przerwach Blondi poprawia bluzkę (wciąż ma stanik i bluzkę na sobie, Beti natomiast jest goła od pasa w górę). Tańczą ponownie, Beti łapie za ręce Blondi, żeby ją macała, no i w końcu tama puszcza, i Blondi ją maca dosłownie wszędzie, a po kilku minutach (może sekundy) Blondi zdziera z siebie biały top i Beti całuje jej nagie cycki.
Moje HelloMoto już nie robi zdjęć, bo pamięć pełna. Próbuję skasować wiadomości, żeby to uwiecznić, ale system w tym telefonie to jest JAKURVAPIERDOLE i zamiast patrzeć, jak dziewczyny się bawią, skupiłem się na przygotowaniu telefonu, aby to ustrojstwo miało pamięć na kilka fotek!
Mateusz przynosi tackę z drinkami i nagle koniec. Blondi dyszy pod barem, Beti łapie się za cycki i robi taki gest z nimi „Moja, sama sobie ją zdobyłam!” i idzie, jakby nigdy nic, po drinka od Mateusza. Mateusz podaje drinka, Beti siada, półnaga. A ja sobie myślę: TAK, mam to na zdjęciach!!!
I mam :D
Blondi bez bluzki, sama z siebie maca się za cycki i z przejęciem mówi, że to jej pierwszy raz z kobietą.
Wszyscy wiedzą, że ona nie mówi prawdy. A może i mówi...?
Kto by dochodził, czy to prawda czy nie?!
Od tego czasu chciałem każdą odjebaną akcję z Beti udokumentować. Bo NIKT mi nie uwierzy!
Z tych zdjęć z HelloMoto mam łącznie: 3 dobre ujęcia oraz (po wszystkim) 2 pozowane, bo Beti ustała przy barze naga wpół pasa, a ja miałem czas, aby usunąć wszelkie wiadomości, aby zwolnić miejsca na zdjęcia.
I tak się zaczęła p0rno przygoda z Beti i moją chęcią uwiecznienia tego wszystkiego.
Było co uwieczniać!

Imprezowy flow i Kaszanka!
Spędzaliśmy całe noce, czasem nawet weekendy na imprezach. Beata nie zawsze trafiała na swoją „sztukę” i będąc szczerym, jeden na dziesięć strzałów miała z tego korzyść. A i korzyść nie zawsze spełniała jej oczekiwania. Niemniej – przyznaję z szacunkiem – miała oko do dziewczyn i potrafiła w dość łatwy sposób wyczaić, która dziewczyna jest co najmniej „bi”. Mnie to imponowało i trzymałem się Beti jak tonący brzytwy. Bo u mnie to posucha była raczej...
Po około roku wspólnego imprezowania (nie działo się nic godnego uwagi) trafiliśmy do klubu Paradise. Było to miejsce przepełnione seksem: striptease Cats (taki magazyn się tam promował), tancerki erotyczne, panie do towarzystwa i generalnie co człowiek sobie zamarzy.
Bar był długi i podzielony na sekcje. Tajemnicą poliszynela było to, że lewa sekcja – przy lodówkach z wódkami – należała do lesbijek. Ale ja nie o tym chciałem – choć wrócę do tematu.
Tam przesiadywała Beti, a ja – oczywistość – z nią.
I raz przypałętał się Theo. Czarnoskóry Murzyn, chuj i oszust. Tylko wtedy tego Theo nie znaliśmy i Beti normalnie powiedziała mi na ucho, że Murzyni mają wielkie kaszanki i ona musi spróbować.
Beti, facet... tego jeszcze nie grali.
Ona zakręciła się obok tego gościa, on miał przy sobie wianuszek kobiet, i poszło. Akcja!

Cdn...

W poprzednim odcinku

34

Oglądany: 44360x | Komentarzy: 32 | Okejek: 270 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało