Policjanci dostali nakaz szukania darmowych mebli do komendy
Gerard Depardieu ma już dość bycia Rosjaninem i chce powrotu na łono ojczyzny
„Bluzganie to jeszcze nie mobbing” – tłumaczy Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw
Lil Masti broni Mamy Ginekolog. Żeby się do niej dostać, musiała czekać aż tydzień
Krzysztof Skiba narzeka, że na imprezach oczekuje się od niego, że będzie pił wódkę z gośćmi
#1. Policjanci dostali nakaz szukania darmowych mebli do
komendy
W policji nie jest kolorowo. Rok 2022 został zamknięty z
rekordowymi długami. Weźmy taką śląską policję, która zakończyła rok z długiem w
wysokości 32,8 mln zł (o 11 mln więcej niż w zeszłym roku). W związku z powyższym
policja szuka oszczędności gdzie tylko się da. Co ciekawe, jednym ze sposobów na
oszczędzanie stosowanym w komendach jest… poszukiwanie darmowych mebli. Oto
jakie wytyczne otrzymali funkcjonariusze:
Ze względu na ograniczenia w możliwości wydatkowania środków
budżetowych zasadnym jest podjęcie działań zmierzających do pozyskania zbędnego
ww. asortymentu również na zasadach darowizny od podmiotów współpracujących z
Policją, w ramach obowiązujących przepisów – napisał na początku stycznia do
podległych mu jednostek komendant Artur Bednarek.
Przewodniczący NSZZ Policjantów, Rafał Jankowski,
skomentował sprawę w następujący sposób:
Wiedziałem, że pod kątem finansowym nie jest różowo, ale nie
miałem świadomości, że jest aż tak źle. Jesteśmy kolosem na glinianych nogach.
Oczywiście w całej tej sprawie nie chodzi o jeżdżenie od
osiedla do osiedla i szukanie mebli nadających się do użytku, które mieszkańcy
wystawiają do wyrzucenia. Chodzi raczej o pozyskiwanie mebli z instytucji, z
którymi policja współpracuje: sądy, prokuratury, inne jednostki mundurowe lub samorządowe.
Co ciekawe, w Częstochowie nie jest to żadną nowością.
Tamtejsi policjanci twierdzą, że robią to już od lat. Chodzi o śledzenie
ogłoszeń miejscowych sądów odnośnie pozbywania się zbędnego wyposażenia.
Od czasu do czasu z policji mamy telefony w takich sprawach,
ostatnio też dzwonili, ale nie byli zainteresowani zabraniem starych
komputerów. Teraz żadnego oficjalnego pisma w tej sprawie nie otrzymaliśmy –
twierdzi rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie, Dominik Bogacz.
Oczywiście sprawa ta stała się doskonałym pretekstem, aby
nieco ponabijać się z policji i stanu, w jakim obecnie się znajduje. Choć po
chwili refleksji należy zastanowić się, czy jest się z czego śmiać, czy może bardziej
nad czym zapłakać.
#2. Gerard Depardieu ma już dość bycia Rosjaninem i chce
powrotu na łono ojczyzny
AKTUALIZACJA: Poniższa wiadomość okazała się fake newsem, za co serdecznie pragniemy przeprosić. Okazało się, że Depardieu wcale nie zmienił swojego nastawienia do Rosji i do Putina:
Dla mnie nic się nie zmieniło. Nadal jestem Rosjaninem i kocham rosyjską kulturę. Jeśli mówię, że kocham jakiś kraj, to z powodu jego kultury - twierdzi aktor.
Oryginalna wiadomość:
Pamiętacie, jak w 2012 roku głośno było o odtwórcy roli Obeliksa
w filmie „Asterix i Obelix”? Mowa oczywiście o aktorze Gerard Depardieu, który
postanowił zmienić obywatelstwo. Zrezygnował ze swojego francuskiego paszportu,
co było bezpośrednią reakcją na podniesienie podatków dla najbogatszych w kraju.
W tym samym roku Depardieu stał się obywatelem Rosji i od
tamtego czasu wyrażał się o przywódcy swojego nowego kraju w samych
superlatywach. Sprawa nabrała takiego obrotu, że w 2020 roku aktor przeszedł na
prawosławie i przyjął imię Żora… z tym ostatnim oczywiście żartuję, jednak nie
zmienia to faktu, że Francuz mocno wczuł się w bycie Rosjaninem.
Oczywiście do czasu. A konkretnie do czasu inwazji Rosji na
Ukrainę. Wtedy to Depardieu mocno skrytykował działania Putina:
Wstydzę się, że jestem Rosjaninem. Bardzo mnie boli, że
jesteśmy kojarzeni z orkami i bandytami, faszystami i przestępcami.
Aktor wystąpił o przyznanie mu statusu uchodźcy wojennego w kraju swoich narodzin, a pieniądze, które uzyskał ze
sprzedaży mieszkania w Rosji przeznaczył w całości na wsparcie Sił Zbrojnych
Ukrainy.
Oczywiście działania Depardieu nie uszły uwadze działaczom prorosyjskim,
którzy szeroko komentowali całe zajście. Wśród nich znalazł się Aleksiej
Zurawlew, deputowany do Dumy Państwowej:
Dobrze, że operacja specjalna przerzedziła szeregi takich
fałszywych zwolenników Rosji, których wstydziliśmy pozbyć się wcześniej.
#3. „Bluzganie to jeszcze nie mobbing” – tłumaczy Rzecznik
Małych i Średnich Przedsiębiorstw
Pamiętacie jeszcze aferę z biurem Rzecznika Małych i
Średnich Przedsiębiorstw, gdzie ówczesny dyrektor (a obecnie zastępca
Rzecznika) Marek Woch odnosił się do swoich podwładnych w sposób, delikatnie
mówiąc, nieodpowiedni?
Bluzgał, używał wulgaryzmów, zwracał się w sposób, w jaki na
pewno nie powinien się zwracać szef do swojego pracownika itd. Zainteresowanych
odsyłam do jednego z ostatnich odcinków.
Do całej sprawy postanowił odnieść się przełożony pana Wocha, Adam Abramowicz, pełniący funkcję rzecznika w
biurze:
Nie będę ulegał presji samosądu, bo gdybym tak robił, to by
się źle skończyło dla przedsiębiorców. [...] Są różne konflikty w miejscach
pracy, ludzie się nie dogadują.
Zauważyłem, że w sporach z pracownikami są używane emocje,
podniesiony głos. Przeprowadziłem rozmowy ze swoim zastępcą.
Abramowicz uważa, że zarówno jego zdaniem, jak i zdaniem
sądu: „wulgaryzmy to jeszcze nie mobbing”. Jednocześnie nie może się doczekać
wniosków z przeprowadzanej właśnie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy.
#4. Lil Masti broni Mamy Ginekolog. Żeby się do niej dostać,
musiała czekać aż tydzień
No i mamy ciąg dalszy rozpoczętej niedawno afery, o której
pisaliśmy we wczorajszym odcinku Obciachów.
Chodzi oczywiście o wzbudzającą wiele kontrowersji influencerkę-ginekologa,
znaną w social mediach pod pseudonimem Mama Ginekolog. W obronie kobiety postanowiła
stanąć jej kuzynka i zarazem pacjentka – Aniela Bogusz (Lil Masti/Sexmasterka).
Aniela twierdzi, że to wcale nie było tak, jak opisują to
media i że swoje musiała odczekać:
Skontaktowałam się z nią. Umówiłyśmy się na pierwszą wizytę,
na wyznaczony termin – pamiętam, że wtedy chyba czekałam około tygodnia... Tak
więc, to nie jest tak, że ja wchodzę sobie "ej, siema, jestem bez
kolejki". Ja zawsze, jak spotykam się z Nikolą, mam wyznaczony termin,
przyjeżdżam punktualnie na wyznaczoną datę, na wyznaczoną godzinę do szpitala.
Sexmasterka Lil Masti dodatkowo odniosła się do zarzutów ze
strony komentujących całą sprawę. Wiele osób zwróciło jej uwagę, że skoro ma
tyle pieniędzy, to dlaczego nie idzie do prywatnej placówki, tylko korzysta z
NFZ:
Kiedy podejmowałam decyzję, który szpital wybiorę właśnie do
prowadzenia mojej ciąży, do porodu, no to wtedy też płaciliśmy podatek.
Zapłaciliśmy wtedy ponad ćwierć miliona złotych, a dokładnie 268 tysięcy
złotych podatku. W czym jest kilkadziesiąt tysięcy złotych składki zdrowotnej,
czyli kilkadziesiąt tysięcy złotych na naszą służbę zdrowia. I jak czytam
komentarze: "Ty Lil Masti, influencer, idź se do prywatnego szpitala, a
nie się wpychasz do NFZ", no to zaraz... Ja się po pierwsze nie wpycham,
tylko jak każdy inny człowiek zapisuję się na dany termin i po prostu, jeśli
płacę kilkadziesiąt tysięcy złotych, to będę korzystać z naszej służby zdrowia.
#5. Krzysztof Skiba narzeka, że na imprezach oczekuje się od
niego, że będzie pił wódkę z gośćmi
Krzysztof Skiba – lider zespołu Big Cyc – opublikował ostatnio
na swoim Instagramie wpis, który wzbudził sporo emocji wśród internautów. Frontman
zespołu Big Cyc poruszył temat imprez pracowniczych, na których często
występuje w roli muzyka:
Organizatorzy tych imprez, nawet gdy są uprzejmie
powiadamiani, że nie ma szans na integrację i wspólne poklepywanie się po plecach,
liczą naiwnie, że artysta ulegnie pokusie wspólnej kolacji i się ze wszystkimi
miło 'zaprzyjaźni'. Gdy okazuje się, że nic z tego, jest rozpacz, zdziwienie i
pretensje.
Skiba ma za złe uczestnikom, że oczekują od niego więcej niż
to, na co się pisał. I to dosłownie, bowiem w kontrakcie zaznaczone jest, że
artysta dostępny jest jedynie w czasie swojego występu, po czym z czystym
sumieniem może zawinąć się do domu.
Zwykle planują, że gwiazda po występie siądzie z nimi przy
stole, napije się, zje wspólnie kolacje, pozwoli sobie zrobić zdjęcie, a kto
wie – pewnie zabawi też wesołymi anegdotami.
Skiba wymienił również artystów, którzy podobnie jak on
uciekają z imprezy zaraz po tym, jak zrobią swoje:
Bałtroczyk uwielbia whisky, ale nie ma szans, by chlać z nim
na imprezie firmowej. Grabowski pije czystą wódkę, ale zwykle sam ze sobą.
Zwiewa z imprezy, by samemu wypić w pokoju hotelowym i wówczas czuje się
najlepiej. Dawno temu była szansa na picie z Pazurą, ale to już minęło. Pozwoli
co najwyżej na wspólne zdjęcie i umyka do domu.
Na wpis zareagowali nie tylko anonimowi internauci, ale
również niektórzy z celebrytów. Został on skomentowany m.in. przez wywołanego
Macieja Stuhra:
Swoją drogą, ja nie za bardzo zrozumiałem ten jego wpis… Nie
za bardzo wiem, co on chciał powiedzieć. Pomijam fakt, że właściwie Skiby nie
znam (nie wiem, czy widzieliśmy się choćby raz w życiu), i że choć nie chleję z
gośćmi wódy, to jednak czasem z nimi zostaję, choćby w charakterze
zakopiańskiego misia, ale jaka jest wymowa tego wpisu, to dość trudno mi pojąć…
No, ale w sumie chyba zostaliśmy wymienieni w tej lepszej grupie.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą