Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak zniszczyłam własną rodzinę, myślałam, że do nas strzelali i inne anonimowe opowieści

44 436  
308   74  
Dziś przeczytacie m.in. o pisaniu z innymi i powrocie z imprezy ze znalezionym papierosem, będzie też o tacie policjancie, nocnej przejażdżce i zniszczonej rodzinie.

#1.

W październiku obchodziłam z chłopakiem piąta rocznicę związku. Niedawno dowiedziałam się, że pisze w grze z innymi dziewczynami, sam o tym wspomniał. Dobra, spoko, to tylko gra. Po pewnym czasie zaczął pisać przy mnie na snapie i instagramie. Byłam wkurzona, ale nie zabronię mu pisać na temat gry czy zwykłego „co tam słychać?”. Nie było to dla mnie ogromnym problemem do momentu, gdy nie przeczytałam jak „koleżanka z gry” wyznaje mu miłość. Po małej awanturze wyjaśnił z nią sprawę, że chodziło o grę (tak błądziła, że nawet siedmiolatek czytając wiedziałby, że to kłamstwa. Wyznanie miłości było dość szeroko rozpisane. „Jesteś najważniejszy”, „Stawiam cię na pierwszym miejscu” itp.), a połowa wiadomości była usunięta...
Wiem, że coś jest nie tak. Perfidnie nadal przy mnie pisze z jakąś inną, zerkając, czy aby na pewno ja nie widzę. Boję się odejść, jestem mocno przywiązana. Planowałam dość daleką przyszłość z nim, a czar prysł w najmniej spodziewanym momencie i wiecie co? Mogłoby się wydawać, że po awanturze przestanie pisać, ale nie. Właśnie siedzi wygodnie w fotelu naprzeciwko i znów z kimś koresponduje. Nie mieszkamy razem, przyjechał dziś, żeby spędzić ze mną czas. Naprawdę, chłopie... Lepszego spędzania czasu nie umiałam sobie wyobrazić, jesteś cudowny, dziękuję.


#2.

Rok temu wybrałem się z kolegami do klubu. Tej nocy przesadziłem z alkoholem. Do mojej znajomej, którą spotkałem, powiedziałem „Jestem pijany tylko w 99%” i rzeczywiście tak było... Mieliśmy już wracać do domu, ale jeden kolega gadał w samochodzie z jakąś dziewczyną, drugi poszedł na kebab, tak że stwierdziłem, że wrócę sam z buta. Koło budki z kebabem na chodniku ujrzałem całego papierosa. Nie paliłem od dwóch miesięcy i stwierdziłem, że sobie przynajmniej zapalę, co mi tam. Schowałem go do kieszeni i poszedłem z myślą, że jak kogoś spotkam po drodze, poproszę o zapalniczkę. W połowie drogi moi koledzy dogonili mnie samochodem i odwieźli do domu. Okazało się, że nie mam kluczy od domu. Wszedłem na Facebooka i napisałem status „Kto nie śpi pisać pilne”. Zadzwoniłem do kolegi, z którym byłem w klubie i zgodził się mnie przenocować.
Rano obudziłem się jeszcze pod wpływem i prawie nic nie pamiętałem. Mój status na fejsie zdobył 5 lajków, ale nikt nie napisał. Podziękowałem koledze, ubrałem się i wyszedłem. W kieszeni kurtki poczułem coś miękkiego. Pomyślałem „a no tak, mój znaleziony papieros”. Wyjmuję go z kieszeni i okazało się, że to frytka... Zwykła frytka, która komuś wypadła z kebaba. Do dzisiaj dziękuję Bogu, że nie spotkałem nikogo po drodze, by zapytać o ognia :-)

#3.

Ja, kobieta, 29 lat, bardzo ładna nauczycielka języka obcego, tłumacz przysięgły i początkujący tłumacz symultaniczny. W następnym roku bronię doktorat.
Alkoholiczka poniewierająca się z dwoma promilami alkoholu przynajmniej 5 razy w tygodniu. Tak już opanowałam kłamstwo i zacieranie śladów po libacjach w samotności, że prawie nie mam kaca i nikt nic nie zauważa.

Dwa miesiące temu prawie zapiłam się na śmierć. Od tamtej chwili uświadomiłam sobie mój problem i bardzo się boję. W lustro patrzę tylko gdy zakrywam twarz makijażem. Wstyd mi przed samą sobą i rodziną. Gdybym mogła cofnąć czas i nigdy nie spróbować alkoholu, zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem.

Wyznanie tutaj piszę już z setny raz, może w końcu odważę się kliknąć „dodaj”.

W środę pierwszy miting u AA. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby się udało zapukać do drzwi.


#4.

Mój tata był policjantem. Po jego śmierci przez kilka lat tak z doskoku jeździliśmy z mężem do domu, w którym tata mieszkał: świetne miejsce na weekend, tuż pod lasem, daleko od sąsiadów. Wszystko super, poza tym, że tata był „przydasiem” i nie wyrzucał niczego, bo wszystko może się przydać. Została po nim masa klamotów. W tym, między innymi, stary drewniany fotel.
Fotel był mega wielki i brzydki, do samochodu załadować nie było jak, gabarytów jakoś nikt nie wywoził, postanowiliśmy – tak, to całkowicie naganne – porąbać go byle jak i spalić. Tak zrobiliśmy.

Ognisko rozpalone, usiadłam z piwkiem, mąż tacha siedzisko fotela z kawałkiem stelażu, pakuje do ognia. Prostuje się, ociera pot z czoła, bierze sobie piwo, siedzimy i...

I W TYM MOMENCIE KTOŚ ZACZĄŁ DO NAS STRZELAĆ.

To jest cud boski, że nas wtedy nie pozabijało. Przez jakiś czas byliśmy jak w amoku, nie wiedzieliśmy co się dzieje. Dopiero kiedy przestaliśmy się trząść ze strachu i odważyliśmy wstać z ziemi, odkryliśmy, co się stało... Otóż w fotelu, dokładnie między tym siedziskiem a ramą, schowane było pudełko cholernych nabojów. Rozumiecie? Nabojów. A my je wrzuciliśmy do ognia... Do dzisiaj nie wiem, jak nam się udało ujść z życiem z tego ostrzału. Może tata nad nami czuwał. A może to było jego ostrzeżenie pod tytułem „zostawcie moje rzeczy”. W fotelu odkryliśmy jeszcze jedną paczkę nabojów. Nikomu o tym nie powiedzieliśmy i tylko czekaliśmy z sercem w gardle, czy kto jednak strzałów nie słyszał i policji nie wezwie. Na szczęście to była mazurska wieś, a nie Detroit.

Do końca życia nigdy niczego tam nie spalimy.

#5.

W dzieciństwie byłam trochę na bakier z higieną. W domu był zwyczaj kąpieli w jeden dzień tygodnia. Szkoda, bo bardzo to lubiłam, jednak mama nie pozwalała na to częściej, tłumacząc się oszczędnościami. Gdy miałyśmy gdzieś wychodzić, mówiła tylko „umyj się”, mając na myśli twarz, ręce i zęby. Każdego wieczoru także kazała mi się umyć, sama robiła to samo, no i do łóżeczka. Kiedy podrosłam na tyle, żeby widzieć, jak to wygląda u innych dzieci, zaczęło mi to trochę przeszkadzać. Wiadomo jednak, że przyzwyczajenia domowe były górą.

Mijały lata, ja rosłam, zaczęłam dojrzewać. Hormony, wzmożona potliwość – aż chciało się po prostu wskoczyć do wanny. A ja byłam trochę zbyt zahukaną dziewczynką, żeby się tak po prostu sprzeciwić wiecznie zajętej mamie. Wstydziłam się przebierania na WF, że koleżanki mogą zobaczyć, że mam te same majtki co wczoraj. Po jakimś czasie, gdy sama nie wytrzymywałam z własnym smrodem, jakoś wynegocjowałam częstszą kąpiel, 2 razy w tygodniu, powiedzmy, niedziela i środa. Nadal bezsens dla mojej mamy, ciągle powtarzała, że to tylko strata wody, choć ja nalewałam sobie tylko ok. 15 cm wody do wanny. Moje ówczesne koleżanki, dorastające panienki, zaczynały o siebie bardziej dbać. Nie miały problemów ze zdjęciem swetra, bo pod spodem zawsze był świeży podkoszulek i ogolone pachy, mogły zawsze zdjąć trampki, bo nie śmierdziały im kopyta tak jak mi. Bez skrępowania mówiły, że mają okres i czują się paskudnie, a ja panikowałam, że ktoś odkryje, że to ja właśnie mam okres – w te dni najbardziej czułam się jak gówno. Zastanawiałam się też, jak moja mama to robi, jak ze sobą wytrzymuje, skoro jej częstotliwość kąpieli była nawet mniejsza od mojej, ale nigdy nie zauważyłam, żeby od niej brzydko pachniało czy coś. W końcu, gdy po raz kolejny od niej usłyszałam „A co się będziesz znowu kąpać, umyj się tylko”, nie wytrzymałam i wygarnęłam jej, co o tym myślę. Że jest brudasem, że rączki i twarz czyste, ale pod ubraniem to pewnie stodoła, że przez nią i jej wychowanie się tylko siebie wstydzę. Od słowa do słowa, wyjaśniło się całe nieporozumienie…
Otóż gdy mówiła mi „umyj się”, miała na myśli szybki prysznic. Sama tak robiła. Nigdy sobie nie wchodziłyśmy do łazienki, więc nie było okazji podejrzeć, jak to robimy. Z kolei gdy ja mówiłam, że idę się kąpać, mama wyobrażała sobie, że nalewam sobie wody aż po brzegi i bawię się z pianą i kaczuszkami, więc pozwalała mi na takie kaprysy co najwyżej przy okazji niedzieli. Teraz nawet i ona nie rozumiała, jak mogłam żyć w takim brudzie. A ja… po prostu nie byłam nauczona higieny. Nie wiem, jak to się stało. Przecież w dzieciństwie musiał być ten moment, kiedy mama wyszła z łazienki i już na zawsze przestała mi asystować przy kąpieli, skąd więc to całe nieporozumienie?


#6.

Kiedyś wiosną umówiłem się z kumplem na tzw. nocną jazdę bez celu, prywatnie, na dwa samochody. Celem było miasto oddalone ode mnie 50 km, a od niego 170 km.

Wyjechałem odpowiednio później w stosunku do niego, bo wiadomo, mam bliżej. Niestety, mimo że miałem być wcześniej, spóźniłem się ponad 1,5 h. Powód oficjalny? Zepsucie i naprawa blow offa (dla niewtajemniczonych takie coś, co robi „psyk” podczas puszczania gazu).

Nieoficjalny i prawdziwy? Od mojego domu do głównej DK trzeba przejechać około 9 km drogami zapomnianymi przez ludzkość. I przez 9 km „odżabiałem” drogę z migrujących żab, które po deszczu poszły szukać nowego lokum, a ja nie miałem serca ich zignorować i skazać na śmierć, przez co często musiałem stawać, żeby przeskoczyły na drugą stronę, albo co gorsza wychodzić w deszczu z samochodu i je przeprowadzać na drugą stronę.

#7.

Krótka historia o tym, jak stałam się wywłoką, która zniszczyła rodzinę.

Niedawno skończyłam studia, przyszłościowe, z zawodem poszukiwanym na rynku pracy, to i długo po odebraniu dyplomu bezrobotna nie byłam. Z lekkim sercem wyprowadziłam się, ale nadal odwiedzałam rodziców i brata, który, w szkole jeszcze się ucząc, nadal z nimi mieszkał. Wszystko się układało, aż któregoś dnia świat mi dosłownie runął. Dowiedziałam się, że ojciec zdradza mamę. Cholera wie od kiedy. To był przypadek, a ja nie wiedziałam co z tą wiedzą zrobić. Biłam się z myślami, aż postanowiłam, że zbiorę jakieś dowody i powiem rodzicielce, jak się sprawy mają. Udało się. Aż mnie mdliło, ale zrobiłam zdjęcie ojcu i jego kochanki, jak się migdalą w parku, po czym uciekłam prosto do domu. Byłam przerażona, ale poprosiłam mamę o rozmowę. Pokazałam jej zdjęcie, najdelikatniej jak umiałam, wyłuszczyłam co wiem, gotowa wesprzeć ją psychicznie.

Minęło parę dni, właśnie wracałam wtedy z pracy. Patrzę – telefon mi dzwoni. To była siostra mamy. Ledwie jednak odebrałam, usłyszałam stek obelg w swoją stronę i wrzasków. Czy jestem z siebie dumna, czy wiem, co narobiłam, co ja sobie myślałam. Trwało to z minutę, może dwie, aż ciocia wywrzeszczała, że przeze mnie moi rodzice się rozwodzą. Że „po co się wpieprzałaś w ich życie, gówniaro jedna”. I się rozłączyła. Tego dnia odebrałam jeszcze kilka podobnych telefonów, od różnych cioć, wujków, kuzynek, dziadków. Na końcu zadzwoniła mama. „Nie masz po co wracać do domu” – tyle mi powiedziała.

No więc tak. Nie zawinił ojciec, nie zawiniła jego kochanka, tylko ja. Przynajmniej według rodziny. Tylko mój brat uznał, że ich pogięło i jeszcze ze mną rozmawia.
7

Oglądany: 44436x | Komentarzy: 74 | Okejek: 308 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało