Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Najdziwniejsze wpadki językowe II

55 438  
7   18  
Kliknij i zobacz więcej!Dziś dowiemy się, dlaczego Anglicy uważają, że Polacy mają problemy z bólem brzucha, jak można zjeść swój plecak oraz jak duży jest Bóg...

Znajomy Anglik jakiś dłuższy czas po przyjeździe do Polski był przekonany, że znakomicie zna nasz język ojczysty. W związku z powyższym pewnego razu stwierdził:
- Wy Polacy musicie mieć okropne problemy z brzuchem, układem pokarmowym itd...
Zapadła konsternacja. W końcu pytanie:
- Dlaczego tak sądzisz???
- Bo co drugi lekarz to stomatolog

stomach - żołądek [ang]

Od tego czasu przestał być taki pewny

by Sealet

* * * *

Mój wujek w dość wczesnej fazie imprezy (koło 1.30) rozmawiał z moim ojcem o samochodach.
Mój tata:
- A tamtyn z rogu to jaki auto mo???
Wuja:
- ON TAM MIAŁ MALUCHA STAĆ...

by dunga

* * * *

Dwóch Anglików przyjechało na wycieczkę do Japonii.
Rozgościli się w hotelu, pokój 22 i oczywiście - five oclock - dzwonią do obsługi by zamówić herbatę:
- Tu ti to rum tu-tu*
Na to zdesperowana kelnerka:
- pam pa ram pam pam

*[two tea to room two-two]

by Vella

* * * *

Parę lat temu w Bułgarii była nasza zaprzyjaźniona rodzinka , kumpel - syn ichny - chciał się przejść sam po osiedlach w Sofii, duży był jak na swój wiek bo mając 15 lat miał 180cm więc mu rodzice pozwolili samemu się w obcym kraju bez języka "rozejrzeć". Kolo nie wracał ponad 3 godziny, a jak wreszcie wrócił to opowiedział jak było: no, bo trochę pozakręcałem i straciłem orientację, zapytałem się po łamanemu angielsko/polsku jak do naszego osiedla, a tamci mi mówią "na prawo" no to łaziłem na prawo... Bułgarzy mówiąc "na prawo" mają na myśli - idź prosto...
Pozakręcał, pozakręcał, ale trafił.

by Cieciu

* * * *

Znajomy Irlandczyk jadł swojego czasu w pewnym barku placek cygański. Zjadł, zapłacił i wyszedł zadowolony.
Po kilku godzinach wpada z powrotem do tego barku i pyta groźnie obsługi:
- Gdzie jest mój placek?!
Kelnerka mu opowiada z pełnym spokojem:
- Przecież pan u nas był niedawno i zjadł pan swój placek...
Jego zamurowało - ale mówi spokojnie:
- Nie mogłem zjeść placka!!! Musiałem go tu zostawić...
I tak po kilku minutach rozmowy doszli, że nie chodziło mu o placek tylko plecak, który leżał spokojnie pod wieszakiem.

by Sealet

* * * *

Ja natomiast słyszałem, że podczas pewnego "oficjalnego" spotkania na szczycie (smokingi, suknie wieczorowe, establishment pełną gębą) w Warszawie, wśród całego towarzycha znalazł się jeden Japończyk, co to chciał koniecznie wznieść toast w języku jego kochanych gospodarzy, co to się go nauczył niedawno.
Wszyscy się zebrali w celu wysłuchania, a Japoniec stanął, odchrząknął i zatoaścił:
- Pierdolniem!

Wszyscy, rzecz jasna, pierdolnęli ale rotfla...

by krafal0

* * * *

Było to w zamierzchłych czasach prehistorycznych, gdy w Europie istniało jeszcze państwo o skrótowej nazwie NRD. Udałem się tam kiedyś z kolesiem (perkusistą) na jakieś spożywcze zakupy. Koleś z niemieckiego był na etapie "Bitte", "Danke", "links", "rechts" itp. Idąc w stronę spożywczej Kaufhali, mijamy sklep muzyczny. Koleś od razu wlepia oczy w szybkę wystawową i wypatrzył cowbella (taka przeszkadzajka w zestawie perkusyjnym). A że nie miał i zawsze musiał pożyczać, to postanowił sobie zakupić (był taniutki, dosłownie parę DDR-Mark). Włazimy do sklepu. Koleś się rozgląda, ale rzeczonego cowbella na pólkach nie widzi (coby paluchem pokazać). Rozpoczyna się jego (K) dialog z ekspedientką (E):
(K) Bitte cowbell.
(E) Was?
(K) Eee, no cowbell
(E) ???
(K) dzyń, dzyń, dzyń, dzyń muuu
Wiecie, że kupił???
Aha, ja leżałem na podłodze i płakałem ze śmiechu.

Cowbell w wolnym tłumaczeniu: krowi dzwonek.

Kolejny również związany z niemieckim. Przyjmując się do pracy po pewnym czasie trzeba obowiązkowo zaliczyć kurs, no nazwijmy to "zawodowy". Wykłady z wielu zagadnień, w tym i język obcy. Wszystko zakończone oczywiście egzaminami. Ale do rzeczy. Jeden z kursantów z niemieckiego był tępy jak but. Dosłownie nic a nic nie pojmował. Ale na egzamin, jak wszyscy iść musiał. Pisemny jak pisemny (wszyscy na ściągach jechali), gorzej z ustnym. Po pisemnym komisja ogłosiła przerwę celem sprawdzenia prac. Wpada do nas nasz lektor. Luźna dyskusja, o tym i o owym. Lektor nas uprzedza, że na Komisji zrobi dobre wrażenie, jak wchodząc na ustny (w pokoju 2 osoby - jedna mówi, druga się przygotowuje) przywitamy się po niemiecku (Guten Tag). Nasz kursant wbił to sobie do głowy. Wchodzi i ... zaniemówił. Panie egzaminatorki, żeby go zachęcić, oswoić, zadają pytanie: Wie heissen Sie? (Wchodziło się nie według listy, tylko jak kto chciał). Koleś pomyślał, pomyślał i palnął:
- Ich heisse... eee... Guten Tag !

by ward

* * * *

Kolonie na Słowacji. Kolega rozlał coś: kompot, czy jakoś tak. No i miał podejść do okienka na stołówce i poprosić o coś do starcia. Jak łatwo się domyślić, kolega słowackiego nie znał.
Ale za to znał Niemiecki... Prawie... Wypalił tak:
- Eee... Bitte zwei wiaderen..
Do tej pory nie wiem, jak chciał zmyć rozlany kompot dwoma wiaderkami.

by KOZAK

* * * *

Nurkując w wodach, gdzie Orinoko łączy się ze słoną wodą, zdarzyło mi się wyłowić piękną muszlę. Wynurzam się na powierzchnię z okrzykiem na ustach:
- Tengo la concha maravillosa! / Mam cudowną muszlę/
Na operatorach łódki nie zrobiło to największego wrażenia, popatrzyli się na mnie jak na wariata!
Po ichniemu skonstatowałam tymi słowami fakt, posiadania kobiecych narządów płciowych
Conacha - to po prostu "bóbr"

by Glisda

* * * *

W mojej miejscowości parę lat temu był pewien Amerykanin Mark. Przyjechał jako pracownik Korpusu Pokoju no i oczywiście ni w ząb nie umiał po polsku. Trochę się doszkalał, ale głównie korzystał z mojego kolegi, który dosyć dobrze gaworzył po angielsku, jako swojego tłumacza. Odwiedzał go w jego mieszkaniu i często go tam spotykałem. Pewnego razu (tak z 6 miesięcy pobytu) matka mojego kolegi zwróciła się do Marka bardzo głośno (jak do głuchego ) tymi słowami:
- Marek, co raz lepiej mówisz po polsku!
I się ładnie uśmiechnęła. Marek też się szeroko uśmiechnął i powiedział (już nie głośno):
- Nie roziumiem
I znowu się uśmiechnął...

by mregis

* * * *

Z 10lat temu pojechaliśmy do "ruskich" sprzedać jakieś samochody. Wiadomo pieniędzy mieliśmy dużo, jak na tamte warunki, więc hotelik restauracja na dole dużo alkoholu na stole. Przysiadły się do nas lokalne Panie no i jedna zagaduje do kolegi:
- A kak ciebia zawód? - No co ty ku**wa, pojeb*** Cię? Przeciaż ja nigdzie nie pracuje.

by jareklan

* * * *

Babcia moja, w Dojczlandii będąc, postanowiła zaszaleć i córkę swą, a mą ciotkę, budzikiem obdarować. Zakupiła takowy w Kaufhoffie. Jakież jednak było jej zdumienie, gdy rozpakowawszy nabytek (dociekliwość popłaca), pustym w środku znalazła go. No, cały werk ktoś wcześniej zaiwanił. Babcia odważnie potuptała z reklamacją, niezrażając się tym, że niemieckim nie włada. Do Kaufhoffu wparowawszy, osobnika z obsługi ucapiła, budzik ku górze wzniosła i do wiadomości tłumnie zgromadzonych "SCHEISSE!" po trzykroć oznajmiła.

Piorunem jej wymienili!

by ruda102

* * * *

Jakiś czas temu wysłałem samochody z towarem na Litwę. Dzwonie do ludzi z prośbą o ładunek powrotny do kraju. Dialog wyglądał mniej więcej tak:
Ja [J]: Szukam towaru w Polszu,
Litwin [L]: Da, u mienia gruz,
[J]: U mienia nowyje masziny, ja nie chaczu gruza, mnie towar nużny
[L]: No da, u mienia gruz
[J]: Niet, ładunek paniemajesz, ła-du-nek, nie gruz
...
To trwało jakieś 15 minut, zanim pojąłem, że gruz to po ichniemu ładunek.

by mabi44

* * * *

Zwrot "Kurwa Mać" pochodzi z języka węgierskiego, tam brzmi "Kurwa Ania" (Ania czytane tak bardziej przez "o" cos jak "onia" a znaczy "mama".)
Jednym z popularniejszych nazwisk na Węgrzech jest ----> Kutas
"Cipo" to z kolei obuwie, a naprawa obuwia (szewc) to "cipo aruchas"

by eskie

* * * *

Żeby w życie zawodowe anglisty nie wkradła się nuda należy dać dzieciom/młodzieży na testach tłumaczenia, najlepiej z tzw. target language (obcego) na mother language (nasz), i tak:
I smell smoke - jestem małym smokiem (nie to, żeby ‘czuję dym’)
Two hours each evening - dwa konie jedzą kolację (‘dwie godziny każdego wieczora’; brzmiałyby bez sensu)
There were clouds in the sky - tam było dużo strojów narciarskich (‘na niebie były chmury’; zdecydowanie zbyt prozaiczne)

by kashapink

* * * *

Węgry. Rano. Mój skacowany brat na progu sklepu spożywczego. Szybki tekst do sprzedawczyni:
- Do you speak english???
- Yyy, yes, a little...
- MINERALWASSER!!!
To się nazywa poliglota.

by przenewa

* * * *

Słyszałem raz jak jeden znajomy Amerykanin, zamawiał złocisty trunek w barze:
"poprose piwo w plastikowej kupie" (chodziło o kubek)

Jako, ze mieszkam w kraju Cervantesa - kilka wpadek stąd: - W hiszpańskim większość rzeczowników męskiego rodzaju kończy się na -o, a ich żeński odpowiednik na -a, np. chico (chłopiec) i chica (dziewczyna).
Standardową pomyłką obcokrajowców są wprowadzające sprzedawców w stan dzikiego upojenia próby kupna kury. Pollo - to po hiszpańsku kurczak, ale polla to ni mniej ni więcej jak męski organ płciowy.
- Inny znajomy, przy oglądaniu pokoju do wynajęcia, chciał trochę zagaić do właścicielki i powiedział, wskazując na poduszki - jaśki na łóżku: yo tengo unos cojones como estos ("ja mam takie jaja jak te poduszki").
cojones - jaja (ale tylko u mężczyzn - nie trzeba używać tego słowa w sklepie)
cojines – poduszki
- Jeszcze inna znajoma, w złości krzyczała na ludzi: "carbón!!!" (węgiel) zamiast "cabrón" - (dosł. kozioł, kretyn, idiota).

by dood12

* * * *

Mój kumpel był na jakiejś wymianie. Byli też tam między innymi Czesi, Węgrzy itd.
Pewnego razu do pokoju wpada koleżanka:
- Gdzie jest Marta?
- Nie wiem, chodź poszukamy.
Na to Czesi wpadli w rechot, bo okazało się że "szukać" to po ichniemu "ruchać".

by kalik

* * * *

Mój znajomy miał ongiś brzydki nawyk klnięcia ostro po angielsku.
Sytuacja: wycieczka do UK, pensjonat. Na dole w sali telewizyjno-kawowo-bilardowej spora grupka ludzi. W drzwiach kilkucentymetrowy próg.
Oczywiście jak większość normalnych facetów nie zauważył go, potknął się i woła:
- "O F**k"
Wyobraźcie sobie tą konsternację Angoli.

by sasza

* * * *

To ja jeszcze przypomnę numer, który zdarzył się wielu osobom (i był wiele razy przytaczany, ale ...) - jak to w ankiecie o wizę (najczęściej, ale bywa też w innych podaniach anglojęzycznych) ludzie w polu sex piszą:
- To jest moja sprawa
- Lubię
- Nie częściej 3 razy tygodniowo
- Jeszcze nie
- Homo/hetero


by Quosek

* * * *

Lekcja angielskiego, kolega wyrwany do odpowiedzi. Miał mówić zdaje się o zwierzętach (albo o domu/rodzinie) i tak oto rzecze:
- I’ve got a dog. God is big...
Miało być I’ve got a dog. The dog is big.
Pani profesor też uzębienie pokazała.

by kfk


W poprzednim odcinku...

Oglądany: 55438x | Komentarzy: 18 | Okejek: 7 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało