Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak wygląda praca na budowie w Niemczech?

48 358  
387   53  
oskar1015 pisze: Pracowałem kiedyś byłem na budowach w Niemczech. Robiąc krótki wstęp przed daniem głównym, którym mam nadzieję będą anegdoty o pracy tamże, napiszę jak wyglądała nasza organizacja pracy (w tym miejscu mógłbym dać dwa cudzysłowy – „praca” – bo momentami to jej nawet nie przypominało, „organizacja” – bo typowy niemiecki ordnung chyba miał kaca i często nie pojawiał się na placu).


Pracowałem dla polskiej firmy (formalnie sprzątającej), która była podwykonawcą mniejszej niemieckiej firmy budowlanej (tam miałem podpisaną umowę) i często pracowaliśmy jako podwykonawcy dla dużych firm niemieckich (albo bardzo dużych). Pracowaliśmy przy rzeczach małych, jak kładzenie płytek czy wymiana posadzki w mieszkaniu (chociaż wykończeniówki mieliśmy raczej mało), większych, jak modernizacja sklepów, ale też bardzo dużych, kilkuletnich (campus uniwersytecki, galeria handlowa, ogromny posterunek/więzienie). Hajs jak na polskie oczywiście, że przyjemny – 8/8.5 Jurków na godzinę (pracowałem w 2018 i 2019 roku, łącznie przepracowałem około 9 miesięcy). Pracowaliśmy w okolicach Drezna, ja mieszkam w Polsce, więc start koło 5, powrót 18/19. Zdarzało się też, że jechaliśmy „w delegację” – niemiecka firma miała kupione pokoje pod Dreznem, wtedy było trochę więcej spania i 15 euro diety dziennie.

Moja ulubiona historia dotyczy betoniarki

Nakreślając ówczesny anturaż – lato, 30 stopni, dostałem tylko informację, że będę coś kuł, ale oni nie do końca wiedzą gdzie i co. Pierwszego dnia ktoś mnie tam zawiezie, następnego miałem jechać sam. Podjeżdżamy na miejsce, trochę kluczymy, a teren ogromny. Byłem tam tylko dwa dni, ale to wyglądało trochę jak baza naprawcza firmy spedycyjno-budowlanej – dużo hangarów, jakieś warsztaty, przypadkowe tiry i koparki sobie stoją. Ale trafiliśmy. Mój aktualny kierownik (Niemiec) rozmawia z jakimś typem, coś sobie tłumaczą, w końcu mnie woła. Wychodzę sobie spokojnie z plecaczkiem i w sumie zastanawiam się, co do cholery będę robił. Jakiś tir, hangar z plandeki, kostka, plac i ta nieszczęsna betoniarka. Gość podchodzi do mnie i mi mówi, że to kucie to w tej betoniarce będzie. Jako iż mój niemiecki jest raczej jednostronny (potrafię powiedzieć co potrzebuję, ale żeby zrozumieć co oni chcą ode mnie, to jest trudniej), proszę, żeby powtórzył. A on do mnie jeszcze raz, no że betoniarkę trzeba obkuć. Trochę mi ćwieka zabił, bo zrobiłem tylko wielkie oczy i patrzę na niego jak na debila. Więc on jeszcze raz, że betoniarka, beton w środku zastygł i trzeba skuć. Na dowód swoich słów podchodzi i wbija się do gruchy przez taki otwór, który jest z jej boku, jakieś 30x50 cm. No uczciwie pomyślałem, że ich zdrowo popierdoliło od tego słońca, ale robota jest robota, jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B(etoniarka). Dostałem słuchawki wygłuszające (lekki szok), stopery do uszu (które akurat nie były potrzebne, bo miałem słuchawki dokanałowe z muzyką), maskę, pneumat na sprężone powietrze i heja w drogę.

I teraz wracamy do początku akapitu – 30 stopni w cieniu, wewnątrz stalowej gruchy ze 40, głośno jak cholera, pył, no słabe warunki pracy. Ale jak tak o tym pomyślę, to była to naprawdę nie najgorsza robota, jaką tam robiłem – nikt mi nie przeszkadzał, nikt na ręce nie patrzył, czy nie robię sobie za często przerw na fajkę. Czasami jakiś Niemiec przyszedł zapytać, czy wszystko OK (i nie wiem, czy oprócz tego miejsca jeszcze kiedyś mi się to zdarzyło), albo tak po prostu pogadać. Całkiem spoko.

l_199843873bc1e00IMG_20190822_0837212.jpg

Ale to nie jest ta śmieszna część historii. Jak już się ogarnąłem, to zrozumiałem, że najszybciej i najsprawniej idzie, jak odkuwam sobie jakiś duży fragment z dwóch stron, a później staram się go podważyć, tak żeby cały odpadł. I tak sobie pracowałem, spadł jakiś duży fragment z boku gruchy, ja sobie kuję dalej, ale słyszę jakiś szmer za sobą. Obracam się, wszystko spoko, pewnie coś małego spadło ze ściany. Chciałem wracać do pracy, ale coś sobie uświadomiłem – jak się odwróciłem, to ten wlot, który służył mi za wejście i wyjście, to zamiast kulturalnie być na boku gruchy, to teraz nagle jest pod nią. Co najmniej dziwne. Rzuciłem pneumat, zdjąłem słuchawki, rozejrzałem się i uświadomiłem sobie, że ta cała pierdolona grucha się rusza. Normalnie się kręci. A ja w środku jak ten przerośnięty chomik w kółku. Ale nie było czasu na myślenie, trzeba było uciekać, żeby nie być jak ten Wąski, co mu się sufit na łeb był spadł. A skoro naturalna droga odwrotu niedostępna, to trzeba było uciekać do drugiego źródła światła – czyli tej dziury na szczycie, którą normalnie się beton wylewa. Swoją drogą nigdy się nie spodziewałem, że to jest tak wysoko.

Koniec historii jest taki, że betoniarka sama się zatrzymała, gość, który tam szefował wbił kliny, które wypadły („teraz będzie dobrze” xD), dostałem 20 euro premii i wróciłem do roboty.

PS W którymś momencie przestał mi działać udar, więc poszedłem zobaczyć, co mogło się stać. Po przewodzie doszedłem do takiego dziwnego budynku, który stał obok, a tam stał sobie bojowy wóz piechoty. Bo Niemcy mogą trzymać w firmie. Ponoć miskę olejową w nim wymieniali.

l_19984395091b44bIMG_20190823_1507304.jpg

Pracował z nami taki były lokalny „gangster”

W zasadzie to przemytnik – fajki, dragi, auta. Jego historii też się nieźle słuchało, ale to nie o tym. Robiliśmy coś na terenie policji. Dojeżdżamy na miejsce, szef mówi, żebyśmy dowody wzięli, bo ponoć mają sprawdzać. A ten blady się robi i zaczyna kręcić, że nie ma dowodu, zapomniał coś tam i że może w aucie poczekać. Szef machnął ręką, poszedł gadać z cieciem, a my zostaliśmy z tyłu. Pytamy się gościa, o co chodzi.
– Co ty taki przestraszony się zrobiłeś?
– A bo mnie niemiecka policja poszukuje trochę. Głupio by było wpaść, zwłaszcza że my, urwa, mamy tu więzienie budować.
– A za co oni cię szukają? To nie jest już wszystko dawno przedawnione?
– Fajki tak, ale ja dzieciaka mam w Niemczech. I tak z 15 lat już alimentów nie płacę.
Na jego szczęście jeden dowód im wystarczył.

Na tej samej budowie miałem ciekawą rozmowę z jednym z kierowników

Miałem zeskrobać beton z płyt, których używa się do robienia wylewek, tak żeby ranty były równe. A te płyty leżały w stertach po kilkadziesiąt, tak że miały ze 150 cm. Więc jak już zrobiłem te z góry, do których dostęp był łatwiejszy, to później, żeby się dziwnie nie schylać, to sobie usiadłem. I tak sobie siedzę, spokojnie pracuję, aż podchodzi do mnie kiero.
– Nie możesz siedzieć. Jesteś w pracy.
– Ale przecież pracuję.
– Może i tak, ale tam stoi szef i on widzi, że siedzisz.
– To idź i mu to powiedz, że pracuję. Siedzę, bo tak jest wygodniej.
5 sekund ciszy.
– Nie możesz siedzieć. Jesteś w pracy.
I sobie poszedł.

Dostaliśmy kiedyś informację, że w 5 młodych od poniedziałku ruszamy na rozbiórkę Lidla

Ja jako kierowca (płatne 0,5 euro na godzinę więcej, czyli 4 euro dziennie, za 3-4 godziny za kółkiem dziennie. Czas w aucie nie był liczony do wypłaty. Słaby biznes). Pojawiamy się pierwszego dnia na miejscu, więc trzeba poszukać kogoś, kto ma za nas odpowiadać. Chłopaki poszli na budowę, ja zostałem przy aucie. I podchodzi do mnie jakiś gość i zaczyna coś do mnie krzyczeć językiem, który pewnie jest urzędowy w piekle. Tak mnie tym zaskoczył, że jedyne co z siebie wydusiłem to: Do you speak english? No nie był gość zadowolony. Na całe szczęście zaraz przyszła odsiecz, chłopaki się dogadali, dostaliśmy kierownika i zaczynamy demolkę. Po paru godzinach usłyszałem, że nasz kiero pod nosem bluzga po rosyjsku. A ja wtedy kończyłem filologię rosyjską, więc oczy mi się zaświeciły, bo mój rosyjski jest dużo lepszy niż niemiecki. Na przerwie zapytałem go, czy faktycznie po rosyjsku mówi, okazało się, że to czystej krwi Rusek, na emigracji od kilku lat, i tak go ucieszyło, że ja w jego języku mówię, że cały tydzień byłem jego osobistym asystentem i miałem najfajniejsze roboty. A chuj, który za nas odpowiadał, tak nam policzył godziny, że każdemu z nas uciął po 50 euro z wypłaty za ten tydzień.

Też na tej budowie dobrą akcję odwalił mój znajomy. Wracamy już po robocie, środek tygodnia, rozmawiamy sobie i wyszło, że on po cały dniu roboty ma jeszcze siłę i chęci pójść na imprezę. I to taką konkretną, 50 kilometrów od domu. Na następny dzień ruszam z domu, zgarniam chłopaków, wszyscy już na dworze czekali, oprócz tego gagatka. Szybka konkluzja – zachlał jak nic, będzie się tłumaczył, ale dajemy szansę – dzwonimy. Za drugim razem odbiera i mówi (bełkota bardziej), że zaraz będzie. I faktycznie po kilku minutach wtacza się gość do auta, a wódą daje od niego niesamowicie. Dostaliśmy skrót z wydarzeń dnia poprzedniego. Widać, że kolega wczorajszy, to będzie popołudniem, póki co jeszcze jest na korbie. I zgadnijcie co ten biedny człowiek dostał o 7 rano jako narzędzie swojej pracy? 30-kilogramowy młot udarowy. No nie mogło się to dobrze skończyć – zbełtał się chłopak (ale kulturalnie, w toalecie) i poszedł spać do auta. Ktoś szybko wziął od niego ten udar, żeby zakamuflować brak 20% naszej obsady i tak sobie przespał do śniadania. Po pierwszej przerwie wstał na pół godziny, ale stwierdził, że skoro wcześniej się udało, to dalej idzie spać. Później jeszcze dwa razy go budziliśmy, żeby się zakręcił po budowie, bo kiero się zastanawia, gdzie jest. Ostatecznie do roboty wstał koło 15, czyli godzinę przed końcem pracy. Nikt się nie zorientował, a co pospał (i popił) – to jego.


Kończąc tę część (jak się przyjmie, może będą kolejne), trochę o niemieckim BHP

A w zasadzie jego braku. Nie pracowałem w Polsce nigdy na oficjalnej budowie (robiłem trochę w wykończeniówce), ale z tego co słyszałem, to raczej pilnują – alkomaty na wejście, sprawdzanie, czy nikt nic nie zaiwanił z budowy, kaski, kamizelki odblaskowe i tak dalej. A tam nie. Nigdy nie robiłem na budowie, na której by sprawdzali trzeźwość (i dobrze, bo niektórzy z mojej ekipy potrafili kończyć dzień pracy na 5-6 piwach, mi zdarzyło się raz przyjść na kacu takim, że za kółko bym nie wsiadł). Tylko w jednym miejscu czepiali się o noszenie kasków i kamizelek (jedno z kilkudziesięciu miejsc, na których byłem). Jedyny wymóg był taki, żeby mieć buty z blachą na podeszwie i palcach. Stoperów swoich nie mieliśmy, myślę, że dwa razy dostałem jakieś. Raz mi się zdarzyło, że mnie uj strzelił i odmówiłem pracy z tego powodu. Dostałem udar i miałem kuć coś w podłodze. Pytam o okulary – nie ma. Dostałem raz po oczach, drugi. Pytam jeszcze raz, czy mogę dostać jakieś okulary ochronne, bo po oczach leci – odpowiedź ta sama. A muszę powiedzieć, że dla mnie to jest szczególnie ważne, bo na jedno oko widzę 50%, więc wolałbym z głupoty nie zostać kaleką. Więc jak za czwartym razem coś mi w oczy poleciało, to rzuciłem ten młot na ziemię, powiedziałem, że jak nie ma okularów, to nie ma pracy i sobie poszedłem. Taki gangster ze mnie.
14

Oglądany: 48358x | Komentarzy: 53 | Okejek: 387 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało