Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Witajcie w "dolinie niesamowitości", czyli miejscu, gdzie najbardziej boimy się istot udających ludzi!

35 614  
157   59  
Miałem jakieś 9 lat, kiedy ukradkiem, w tajemnicy przed rodzicami, zrobiłem sobie seans jednej z tych „zakazanych” produkcji, których to dziecięce oko oglądać nie powinno. Nie, nie chodzi o „Rozdziawione odbyty VI”, ale o pierwszą część „Terminatora”. Film ten obejrzałem z wypiekami na twarzy i jednocześnie z pewnym zawodem. Przecież miał to być krwawy, straszliwie brutalny horror. Jeden z tych sprawiających, że psy wyją, a szczyle moczą swe łóżka. Kozaczenie skończyło się jednak gdzieś w drugiej godzinie. Zobaczyłem wówczas scenę, która wywołała u mnie nieznane wcześniej uczucie. Bałem się, chociaż to nie był strach, jaki kiedykolwiek wcześniej znałem.
Grany przez austriackiego osiłka, cyborg zostaje poważnie uszkodzony. Musi więc dokonać pewnych napraw, aby pozbyć się usterek przeszkadzających mu w doprowadzeniu swej misji do końca. Włamuje się więc do jakiegoś budynku i rozpoczyna „operację”. Najpierw rozcina sobie skórę, aby pogmerać w zaciętej aparaturze ręki. Następnie zabiera się za swoje pokancerowane oko. Widzimy, jak wydłubuje je sobie, odsłaniając ukryty pod spodem mechanizm. Aby w pełni oddać realizm tej sceny, James Cameron w niektórych ujęciach wykorzystał specjalnie przygotowaną do tego celu kukłę. A że budżet filmu nie był największy, to niestety „dubler” Arnolda wygląda i rusza się dość topornie.



Coś, co w dniu premiery „Terminatora” mogło trochę razić, dziś nadaje filmowi dodatkowego, nostalgicznego smaczku. Nie zmienia to jednak faktu, że scena ta jest cholernie niepokojąca. Szczególnie gdy widz jest małolatem, który nie do końca wie, jak nazwać nieznane mu wcześniej uczucie towarzyszące jej oglądaniu. Dziś potrafimy już zdefiniować to wrażenie, ale nadal nie do końca wiemy, co konkretnie jest jego źródłem. Dlatego też właśnie tzw. „dolina niesamowitości” jest tylko intrygującą hipotezą.
Zacznijmy od tego, czym w psychologicznej terminologii jest owa "niesamowitość". Pojęcie to zostało sformułowane w 1906 roku przez niemieckiego psychiatrę - Ernsta Jentscha, który zdefiniował nim wrażenie „intelektualnej niepewności”.
„W opowiadaniu historii jednym z najskuteczniejszych sposobów łatwego tworzenia niesamowitych efektów jest pozostawienie czytelnika w niepewności czy dana postać w opowieści jest istotą ludzką, czy automatem. Należy to jednak zrobić w taki sposób, aby uwaga odbiorcy nie była skupiona bezpośrednio na tej niepewności. Nie można dać mu szansy do zgłębienia tej sprawy i jej natychmiastowego wyjaśnienia.”
- pisał Jentsch.

Psychiatra wskazał też dobry przykład – książkę Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna pt. „Sandman”, w której to pojawia się postać bardzo realistycznie wykonanej lalki. Na tego samego autora, parę lat później powołał się Sigmund Freud, poruszając, w jednym ze swych esejów, temat niesamowitości jako uczucia wyjątkowo niekomfortowego. Twórca psychoanalizy temat jednak znacznie rozwinął, dorzucił do swego wywodu takie "freudowskie" kwiatki, jak edypalne poczucie winy, strach przed kastracją i seksualne rozpasanie twojej starej.



Nie wgłębiając się jednak w dalsze filozoficzne bagno, możemy uznać, że termin ten określa uczucie obcowania z istotami, które za bardzo starają się naśladować ludzkie postaci. Zasadę tę potwierdził w 1970 roku konstruktor robotów - Masahiro Mori. Zauważył on pewną intrygującą zasadę. Im bardziej jego dzieła zbliżone były do człowieka, tym milsze reakcje wywoływały wśród osób mających z nimi styczność. W pewnym jednak momencie granica realizmu została przekroczona i roboty, które wyglądały niemalże identycznie jak istoty ludzkie, wywoływały już skrajnie inne emocje. Głównie strachu, obrzydzenia i mocnego niepokoju. Ma to miejsce w chwili, gdy odbiorca nie szuka już podobieństw pomiędzy maszyną a człowiekiem, ale skupia się na niekiedy bardzo subtelnych detalach różniących postać ludzką od naśladującego ją robota.


Po przekroczeniu wspomnianej granicy, nagle na wykresie psychicznego komfortu dochodzi do załamania i tworzy się „Dolina niesamowitości” – efekt będzie jeszcze potężniejszy, gdy naśladujący człowieka obiekt będzie się ruszał. Dokładnie tak, jak upiorny T-800 zbierający swoją sfatygowaną facjatę do kupy…
Rozumiejąc czym jest opisywane przeze mnie zjawisko, trudno dziwić się krytyce samego terminu. Niesamowitość? Wyraz ten zdecydowanie nie pasuje do tego uczucia. Mam wrażenie, że lepiej brzmiałaby tu „dolina niepojętości” albo „dolina niepoznania”.



Od paru lat obserwujemy gwałtowny rozwój komputerowych zabiegów, które mają za zadanie aktora odmłodzić, postarzyć lub nawet przywrócić do życia dawno już zmarłego artystę. I tak też w gwiezdnoowojennym „Łotrze-1” mogliśmy podziwiać „zmartwychwstałego” Petera Cushinga, którego każdorazowe pojawienie się na ekranie momentalnie powodowało, że mózgi widzów biły na alarm: „Haloooo! Coś tu nie gra!”.



Jeszcze większe wrażenie dziwnego niepokoju wywołała wśród wielu kinomanów odmłodzona Carrie Fisher, która pojawiła się na krótki moment w znakomitym finale wspomnianego filmu.

https://www.youtube.com/watch?v=6Yj31YCa3Xw
Lada moment czeka nas seans nowej części przygód Indiany Jonesa i bardzo możliwe, że znowu poruszony zostanie temat „doliny niesamowitości”. Jak dotąd bowiem filmowcy są w stanie oszukać nas na miliony sposobów - od komputerowo wygenerowanych eksplozji, przez mechatroniczne tyranozaury, aż po poklatkowo animowane pojedynki kosmicznych statków, ale nadal nie dajemy sobie wmówić, że najlepiej nawet wykonana kukła lub jej cyfrowy odpowiednik jest człowiekiem z krwi i kości. Co sprawia, że staliśmy się fachowcami w dziedzinie tego typu oszustw?
Istnieje parę intrygujących teorii próbujących wytłumaczyć to zjawisko. Jedna z nich mówi na przykład o bardzo wrażliwej, czysto ewolucyjnej, funkcji naszych mózgów. Ten poznawczy mechanizm ma za zadanie dokonanie selekcji wśród potencjalnych partnerów i w oparciu na widoczne cechy twarzy pomóc nam odrzucić jednostki z niską płodnością lub słabym zdrowiem.



Inna teoria wskazuje na nasz lęk przed śmiercią i graniu na strachu, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy tylko bezdusznymi maszynami w ludzkiej otoczce. Tymczasem androidy w różnych stanach okaleczenia przywodzą na myśl ofiary wojny i również przypominają o naszej śmiertelności. Niewykluczone też, że wspomniane „pogłębienie doliny niesamowitości” w momencie, gdy udający istotę ludzką obiekt porusza się, związane jest z tym, że zazwyczaj ruchy te są nienaturalne lub gwałtowne, co według niektórych teoretyków może budzić strach przed utratą kontroli nad własnym ciałem.



Mnie osobiście najbardziej przekonuje teoria o, również ukształtowanym na drodze ewolucji, mechanizmie unikania patogenów. Reakcja wstrętu i strachu miałaby tu wynikać z tego, że im bardziej „ludzko” wygląda dana istota, tym bardziej zwracamy uwagę na jej wady. Wady, które dla naszego mózgu oznaczają chorobę. Tymczasem organizmy bardzo przypominające człowieka są z nami bliżej spokrewnione genetycznie – a to oznacza, że wzrasta prawdopodobieństwo zarażenia się od nich jakąś paskudną dolegliwością, chociażby poprzez rozprzestrzenianie się bakterii, wirusów i innych pasożytów. Z tego samego powodu niepokój wywołują u nas np. zwłoki w zauważalnym stanie rozkładu.



Czy filmowcom uda się w końcu wyjść z „doliny niesamowitości” i skutecznie oszukać nasze mózgi? Czuję, że to już raczej kwestia kilku najbliższych lat niż długich dekad. Technologia „deep fake” robi ogromne postępy i wielu mniej uważnych widzów spokojnie i dziś dałaby się nabrać na niektóre przykłady jej wykorzystania. Ostatnio na przykład sporą karierę na Tik-Toku robi niejaki Unreal Keanu. Mężczyzna ten „udaje” słynną gwiazdę „Matriksa” tak dobrze, że wielu internautów święcie wierzy, że śmieszne filmiki faktycznie nagrywa sam Reeves. Mimo że gość robi zawrotną karierę w sieci, to nadal nie do końca wiadomo, jakimi konkretnie narzędziami posłużył się przy tworzeniu swoich nagrań. Niektórzy sugerują, że jest to żywa reklama najnowszej odsłony silnika graficznego Unreal Engine. Co by jednak nie stało za tym efektem, śmiem uważać, że jesteśmy o krok od pożegnania się z „doliną niesamowitości”, w której tkwiliśmy od kilku długich dekad.

https://youtu.be/2PjZwxdGMxw
6

Oglądany: 35614x | Komentarzy: 59 | Okejek: 157 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało