Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

10 najgorszych decyzji w historii współczesnej muzyki

49 017  
210   46  
Możesz być wielką gwiazdą, zarabiać krocie, wciągać góry koksu i każdą noc spędzać u boku innej kobiety, ale życia nie oszukasz – nadal będziesz zwykłym człowiekiem, który ma typową, ludzką cechę – czasem popełnia błędy. A te mogą być kolosalne w skutkach, zarówno dla twojej kariery, jak i reputacji.
Historia muzyki pełna jest takich wpadek. Oczywiście nie zawsze kończyły się one źle dla artystów, ale bywało tak, że ich główny bohater musiał się potem sporo natrudzić, aby odzyskać zaufanie swych fanów oraz chociażby – płytowych recenzentów.

#1. Stonesi zatrudnili gang motocyklowy, aby ochraniał ich koncert

Sutenerstwo, handel narkotykami, wymuszenia, a nawet morderstwa – to tylko niewielka część działalności gangu motocyklowego Hell’s Angels. Ten skrajnie radykalny klub słynie też z głoszenia rasistowskich haseł i wyjątkowej agresji w stosunku do swoich rywali. Gang założony został krótko po zakończeniu II wojny światowej, a pierwszymi jego członkami byli często borykający się ze stresem pourazowym weterani. Ponura reputacja Hell’s Angels nie przeszkodziła jednak zespołowi The Rolling Stones w nawiązaniu współpracy z tymi bandziorami.



Miało to miejsce w 1969 roku, podczas imprezy w Kalifornii wieńczącej trasę koncertową zespołu. Organizatorzy tego wydarzenia dali ciała po całości. I to niejeden raz. Dość tu wspomnieć o nieplanowanej zmianie miejsca koncertu, niedostatecznej liczbie toalet oraz punktów z jedzeniem czy chociażby zbyt niskiej scenie. Zabrakło też odpowiedniej liczby ochroniarzy, co doprowadziło do największej wtopy, jaką było uzupełnienie tych braków członkami wspomnianego gangu motocyklowego.



Piekielni Aniołowie uzbrojeni w bejsbolowe kije i łańcuchy zaczęli atakować naćpanych do nieprzytomności imprezowiczów, a przede wszystkim – przedstawicieli mniejszości rasowych. Dosłownie parę metrów od sceny, na której grali Stonesi, panował regularny chaos. W ruch szły nie tylko pięści, ale i noże oraz butelki. Dziesiątki osób zostało ciężko rannych, a życie stracił 18-letni, czarnoskóry chłopak, dosłownie skatowany przez motocyklistów chwilę po tym, jak usiłując bronić się przed agresorami, wyciągnął broń. Całe wydarzenie zostało zresztą zarejestrowane przez kamery.

#2. MC Hammer zostaje… gangsterem

„Pięć ciastek!” – pokrzykiwał kiedyś MC Hammer w takt zsamplowanego fragmentu kompozycji Ricka Jamesa. I to właściwie tyle, jeśli chodzi o wielkie hity tego MC Młotka, co oczywiście nie oznacza, że artysta ten nie odniósł sukcesu. Na początku lat 90. była to gwiazda największego formatu!



Aby utrzymać się na szczycie, MC Hammer musiał jednak dopasować się do aktualnych trendów, więc gdy w 1992 roku Dr. Dre zaprezentował światu album „The Chronic”, wiadomo już było, że przyszłość należy do gangsta rapu, a brykający w śmiesznych portkach artysta pokrzykujący „Can’t touch this!” mocno zaczął odstawać od nowych standardów tego gatunku muzyki. MC Hammer postanowił więc odsłonić swoje gangsterskie oblicze i również wydał płytę utrzymaną w tym stylu. Promował ją numer „Pumps and a Bump”, w którym raper pozował przy wypucowanych furach, tańcował wśród półnagich pań i generalnie miał więcej „swagu” niż sam 2Pac.



Świat najwyraźniej nie do końca uwierzył w szczerość przekazu MC Hammera, bo płyta nie odniosła nawet cienia sukcesu jej poprzedniczek i cały świat zapomniał o tym muzyku.

#3. Dee Dee Ramone rezygnuje z punka i robi rapy

Dee Dee Ramone to znakomity punkowy basista, bez którego legendarna grupa The Ramones z całą pewnością nie brzmiałaby tak dobrze. I kiedy zespół ten był u szczytu swej kariery, zupełnie nieoczekiwanie muzyk opuścił kolegów. Na szczęście nie w atmosferze kłótni – Dee Dee nadal pisał kompozycje na kolejne wydawnictwa The Ramones, jednak nie przykładał już ręki do ich nagrywania.



W tym czasie basista postanowił sprawdzić się jako raper. W 1987 roku, na krótko przed opuszczeniem swej macierzystej formacji, Dee Dee nagrał rapowy album, a dwa lata później – kolejny. O ile artysta był niezaprzeczalnie wyśmienitym wymiataczem, jeśli chodzi o granie na basie, to jego rapowanie było kiepskie. I to bardzo delikatnie mówiąc.



Krytycy byli nieco mniej powściągliwi w swych opiniach, nazywając te „dzieła” jednymi z najgorszych rzeczy, jakie przytrafiły się muzyce w ciągu całej jej historii. Recenzje te były tak druzgocące, że Dee Dee szybko ogarnął się i wrócił do tego, co robił najlepiej, czyli do punka.

#4. Warner Bros wykłada 80 milionów dolarów na kontrakt z R.E.M.

Na początku lat 90. zespół R.E.M. nagrał kilka szlagierów, które sprawiły, że albumy tej grupy sprzedawały się niczym świeże bułeczki. A żelazo trzeba kuć póki ciepłe, więc panowie Warner Bros w 1996 roku podsunęli muzykom bardzo kuszący kontrakt na kwotę 80 milionów dolarów. Grupa miała nagrać pięć płyt i przynieść wytwórni morze baksów. Wkrótce po podpisaniu umowy zespół opuścił perkusista Bill Berry i R.E.M. musiało występować jako trio.



Na domiar złego, jeśli chodzi o komercyjne wyniki, każdy kolejny album grupy nie dorastał do pięt poprzednim wydawnictwom. Żeby tego było mało, rosnąca popularność Internetu i udostępniania muzyki w sieci mocno odbiła się na wynikach sprzedaży płyt. Dziś uważa się, że kontrakt, który zaproponowano kapeli, był jedną z najgorszych decyzji w historii rocka.

#5. Elvis zaprzepaścił okazję na odbudowanie swojej kariery

Król rock’n’rolla brylował nie tylko na scenie, ale także i podbijał niewieście serca jako filmowy aktor. I chociaż talentu, w tym wypadku, miał znacznie mniej niż do śpiewania skocznych numerów i wywijania biodrami, to produkcje z jego udziałem zawsze owocowały sukcesem. Nie oznacza to jednak, że były to dzieła, które w szczególny sposób odcisnęły się na kinematografii.



Szansą na wielki przełom był planowany na 1976 rok remake filmu sprzed niemal 40 lat, czyli „Narodziny gwiazdy”. Barbra Streisand, która miała w tym muzycznym melodramacie zagrać główną rolę, już od pierwszych rozmów na temat tego przedsięwzięcia naciskała, aby jej ekranowym partnerem został Elvis Presley. Byłby to dla niego idealny moment – kariera gwiazdora właśnie chyliła się ku upadkowi, jakość jego koncertów była wyjątkowo kiepska, a nawet i zainteresowanie Królem wyraźnie spadało. Niestety, plany filmowców pokrzyżował słynny menadżer artysty, Tom Parker, który domagał się drastycznego podwyższenia pensji swego klienta. W tej sytuacji rolę po Elvisie przejął Kris Kristofferson. Produkcja, której budżet oscylował w okolicach 6 milionów dolarów, zarobiła 80 milionów zielonych, zdobyła Oscara za najlepszy utwór przewodni i zapisała się w historii kina, a dziś uważana jest za absolutny klasyk.



#6. Gunsi nagrywają „Chińską demokrację”

Kiedy Axl Rose zapowiadał powstanie „Chinese Democracy”, jego zespół był na szczycie popularności i nic nie zapowiadało tego, że prace nad tym albumem trochę się przeciągną. Cóż, 15 lat oczekiwania na to wydawnictwo sprawiło, że większość fanów grupy albo umarła ze starości, albo przestała dawać wiarę w kolejne plotki o rzekomym końcu prac nad tą płytą. Poza tym ze starego składu Guns N' Roses został tylko, wyraźnie niebędący w najlepszej formie, Axl Rose i klawiszowiec Dizzy Reed.



W 2008 roku album „Chinese Democracy” trafił w końcu na sklepowe półki. I chociaż wydawnictwo to odniosło sukces (sprzedano grubo ponad 2 miliony kopii tej płyty), a krytycy dość przychylnie potraktowali długo wyczekiwane dziecko Axla, to 13 milionów dolarów wyrzuconych na ponad dekadę prac nad tym albumem raczej nie udało się zwrócić…

#7. Britney nie chce „Umbrelli”

Kiedy w 2003 roku amerykański kompozytor Tricky Stewart napisał „Umbrellę”, pragnął, aby utwór ten zaśpiewała jego długoletnia klientka – Britney Spears. W tym okresie piosenkarka miała na głowie sporo problemów – zarówno zawodowych, jak i osobistych. Obrywało jej się za jej koncerty, na które bilety kosztowały nawet i 500 dolarów – to dość dużo, biorąc pod uwagę, że występy trwały po 14 minut, podczas których gwiazda „śpiewała” z playbacku i zdecydowanie nie przykładała się do swego tańca. Na domiar złego Britney miała poważne problemy ze swym zdrowiem psychicznym, co owocowało jej bardzo dziwnymi zachowaniami – od publicznego ogolenia głowy na zero przez atakowanie upierdliwych fotoreporterów parasolką.



Najbliższe otoczenie Spears uznało, że „Umbrella” nie jest utworem, który mógłby pomóc artystce w odbudowaniu jej kariery i odrzuciło propozycję nagrania tej kompozycji. Kawałek ten natomiast przypadł do gustu ekipie z Def Jam Records, która uznała, że „Umbrellę” mogłaby zaśpiewać młodziutka piosenkarka, Rihanna. Jak wiemy – była to doskonała decyzja, która sprawiła, że pochodząca z Barbados artystka odniosła międzynarodowy sukces.

#8. Sorry, David. Nie chcemy twojej muzyki

W 1975 roku reżyser Nicholas Roeg zakontraktował Davida Bowiego do zagrania kosmity w produkcji „Człowiek, który spadł na Ziemię”; muzyk bardzo się napalił, aby skomponować na potrzeby tego filmu ścieżkę dźwiękową. Zaczął nawet nagrywać wstępne propozycje numerów, które później zaprezentował Roegowi. Ten jednak szczerze stwierdził, że „to nie było to, czego szukał” i odprawił artystę z kwitkiem.



Dwa lata później Bowie wysłał reżyserowi kopię swojego nowego albumu „Low”, pisząc do filmowca: „To właśnie chciałem zrobić dla filmu”. Płyta, o której mowa jest powszechnie uznawana za najlepsze z dokonań Davida oraz jeden z najbardziej wpływowych albumów wszech czasów.

#9. A idź pan w ch#j, panie Bono

Brytyjska wytwórnia RSO Records była jedną z największych marek tego typu na świecie. Mówimy o firmie, która wypuściła na rynek płytę ze ścieżką dźwiękową do „Gorączki sobotniej nocy” i uczyniła z członków kapeli Bee Gees gwiazdy światowego formatu. W 1979 roku szefostwo RSO dostało do swych rąk taśmę demo z nagraniem pewnego nikomu nieznanego dublińskiego zespołu złożonego z paru ambitnych małolatów. „Uważamy, że obecnie nie jest to dla nas odpowiednie. Życzymy powodzenia w przyszłej karierze” – odpisali w liście do młodych muzyków szefowie firmy.



Ostatecznie kapela rok później podpisała kontrakt z Island Records. Zespół U2, bo o nim właśnie mowa, do dziś sprzedał ponad 170 milionów swoich płyt. Tymczasem, wraz z przeminięciem ery disco, RSO Records dotknął srogi kryzys i jej założyciel Robert Stigwood musiał sprzedać swoją firmę holenderskiej wytwórni PolyGram. O, ironio – miało to miejsce w momencie, gdy U2 wydawało swój pierwszy, hitowy album – „War”.



#10. Sex Pistolsi wywalają ze zespołu jedynego członka, który zna się na robieniu muzyki

Glen Matlock był basistą Sex Pistols, który razem z tą grupą nagrał pierwszy (i jedyny – warto dodać) jej studyjny album. Muzyk ten był chyba jedynym z członków tej kapeli, który umiał całkiem nieźle grać na swoim instrumencie oraz miał niewątpliwy talent do komponowania utworów.



W 1977 roku, zaraz po zakończeniu trasy koncertowej w Holandii, stosunki pomiędzy wokalistą Johnnym Rottenem a Matlockiem były już tak napięte, że przy kolejnej kłótni Glen został wyrzucony z zespołu. Na jego miejsce przyprowadzono Sida Viciousa – uzależnionego od heroiny żula, który zatrudniony został tylko i wyłącznie ze względu na swój kłopotliwy wizerunek oraz reputację zaćpanego, obscenicznego zadymiarza. Gość kompletnie nie miał pojęcia, jak grać na basie, za to był prawdziwym mistrzem autodestrukcji i generowania kompletnego chaosu, co go doprowadziło ostatecznie do mogiły, a zespół – do rozpadu. Po latach muzycy Sex Pistols przyznali, że gdyby Glen Matlock nie został wydalony z grupy, to kapela nadal mogłaby działać i nagrywać kolejne płyty.



Źródła: 1, 2, 3
1

Oglądany: 49017x | Komentarzy: 46 | Okejek: 210 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało