Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak to cycków się naoglądałem z Beatą. Część druga

61 295  
386   31  
Love parade w klubie „Błękitna Ostryga”.

Dojechaliśmy do celu, mojego hotelu. Mój hotel był mój, zaś dziewczyny miały rzekomo zarezerwowane kimanie u ciotki Beaty, która mieszkała w Zielonej Górze. Ja, jak to ja, wszystko zaplanowałem: wziąłem ciuchy na zmianę, kasę na ekstra wydatki, trzypak prezerwatyw (przeterminował się w roku 2001), dwie karty TP z impulsami 50 i 100 na wszelki wypadek oraz spisałem numer do pomocy drogowej (trzy numery) z książki telefonicznej. Pragmatyzm od zawsze był moją wadą. Bo ja to ja i ja o siebie dbam. Ale tego dnia (i wieczoru) miałem dbać o dwie panny. Panny napalone, panny chętne i pijane.

Zanim jednak wieczór nastał, zanim usta moczyłem w alkoholu, nadarzyła się pewna rzecz lub, jak to mawiają, pewna sekwencja wydarzeń.
Wchodzę do lobby hotelu z dziewczynami. Zostawiam dowód osobisty u pani recepcjonistki, ona natomiast pyta o koleżanki. Tutaj nie ma żadnych „ale” i melduję się ja. Koleżanki mają „meldunek” u ciotki Beaty. Jak już dopełniłem obowiązków – a była to godzina czternasta zero zero – idę do Beaty i dopytuję o szczegóły imprezy.

W tym miejscu, po raz pierwszy, okazuje się, że życie to nie bajka. A Beata jest blondynką wartą księcia... saudyjskiego.
Rozpoczyna się dość osobliwy dialog pomiędzy mua a Beti (Be):

– Dobra, mów gdzie i jak idziemy! – mówię ja, ponieważ jesteśmy już na miejscu i czekam z niecierpliwością na detale.

Beata jest ciut napruta... najebana i łączy wątki. Chwilę jej zajmuje zakumanie, że jest w hotelu.

– Nooooo, wiesz... jest impreza... siuuuu, bawimy się...
– Wszystko rozumiem, Be, ale gdzie ta impreza?
– Uuu, noooo, tego....
– Konkrety, Be, konkrety! – próbuję coś z niej wykrzesać. Ja jestem trzeźwy, ona bardzo, bardzo nie.
– Eeee, no, tutaj, jest klub, Błękitna Ostryga, i tam mamy się spotkać...

Kurwa. SERIO?
Dopytuję Beatę, ale powtarza Błękitną Ostrygę ze trzy razy. Olewam Beti i idę do Żelki, która jakby bardziej kontaktuje.

– Ale Stefan, co jest? – Żelka staje murem za Beti i mnie widzi jako wroga. W sensie, że ukrócę jej zabawę.
– Marta, ty mów, gdzie jest ta impreza.
– Nie wiem... Nie, nie wiem.
– Jak to, kurka, nie wiesz?
– Nie wiem, Becik ma numer. Becik... ma numer – mówi i czka.


Widzę jednak, że kontaktuje.
W końcu wyciąga serwetkę czy coś takiego z numerem. Kierunkowy się zgadza w te rejony.
Idę do budki telefonicznej. Dzwonię.
Odbiera facet.
Przedstawiam się z imienia i nazwiska, mówię też, że na imprezy przyjechały dwie panny.
Rozmówca rozłącza się i następuje cisza.
Idę do Beti.

– Be, co to wszystko jest? Jaka impreza? Gdzie? – próbuję zrozumieć sytuację.

Beata, całkiem nawalona, zlepiona w pół jak animek, mówi:

– Tuuuu, tutaj jest impreza... idziemy zaraz...
Ja byłem akurat trzeźwy:
– W Błękitnej Ostrydze?!
– Noooooo...

Wziąłem Żelkę na stronę, bo ona akurat się jakoś trzymała.
Po krótkiej rozmowie wyszło na jaw, że te dwie blondynki są głupsze niż ustawa przewiduje: poznały tydzień wcześniej blond DJ-a, który ponoć prowadził imprezy na Love Parade w Berlinie, a teraz prowadzi je w Zielonej Górze. Dziewczyny, jak już zdołałem ustalić, poleciały w ciemno za opowiastką, ja z nimi i zrobił się kwas. Kwas o tyle gorszy, że faktycznie zostałem z dwiema dziewczynami: ja trzeźwy, one naj... wstawione dość mocno. Telefon, który wykonałem, był (jak się okazało kilka dni później) do zakładu ksero, bo ten DJ zostawił go dla żartów.

No, co ważne: DJ przekazał im super info, że impreza jest w klubie Błękitna Ostryga.
W Zielonej Górze nie było takiego klubu. Nigdzie go nie było – ale tego raczej się domyślacie.
Co dalej? Ano to, że trzeba ustalić segment „Co ja robię tu, uuuuu / Co ty tutaj robisz?! Uuuu”.
Dziewczyny zamulały już konkretnie i nie dało się ukryć, że zaliczają zgona. W barze hotelowym zamówiłem kilka różnych flaszek i pod pretekstem rozruchu zaprosiłem dziewczyny do pokoju. Musiałem to zrobić (w sensie, zamówić flaszki), żeby te dwie babki mogły tam swobodnie wylądować. Wylądowały i poszły spać – usnęły w przeciągu minuty.

Teraz mogłem zadziałać.
Przyjechałem się bawić i będę się bawić! – określiłem swoją misję oraz cel.
Wyszedłem na miasto i oceniłem, gdzie i jak można tutaj zagrzać miejsce. Były dwa bary (jeden to zajebista mordownia, ale ciekawa), w których można było się rozbić. Na rynku (chyba to był rynek) była też impreza, ale otwarta od wieczora, więc nie wiem, co tam mogło się dziać. Gdy wracałem do hotelu z rekonesansu, napotkałem taksówkarza, który czuwał przed budynkiem w swoim Wartburgu.

Rozmawiałem z nim chwilę: zdradził mi tajniki Zielonej Góry, imprezy, knajpy i takie tam. Wzbogacił moją wiedzę znacząco i bardzo mnie to ucieszyło: miałem, dzięki niemu, plan na wieczór. Bo akurat byłem świadomy, że Love Parade się nie odbędzie, a bawić się chciałem.

Dziewczyny spały do godziny dwudziestej. Zaczęły się ogarniać. Myślałem, że zaczną od jakiegoś jedzenia, ale nie – w termosie był drink, więc zaczęły z grubej rury. Tragedia wisiała na włosku. Ja z kolei dałem im czas na ogarnięcie się – wyszedłem do najbliższego baru.
Mogłem uraczyć się piwem i to właśnie zamierzałem zrobić.

Piję piwo, czuję się wspaniale, ale dostrzegam na końcu kontuaru kobietę, która zerka na mnie nader często.
To i ja zerkam na nią.
Ona zerka na mnie jeszcze bardziej. Zamawiam drugie piwo.
Gdy biorę łyk, ta kobieta (laska jak japi3rdolę) wstaje z krzesła, idzie do mnie i siada na hookerze obok.

– Hej, przystojniaku – zagaja.
– Hej! – odpowiadam z entuzjazmem.
– Co powiesz na pięć dyszek? Możemy się zbawić!
– Od pani, kochana, to bym nawet złotówki nie wziął!


Tutaj tę panią opiszę. Brunetka z długimi włosami, leciutka nadwaga, ale nadal kuszące kształty. Ubrana w skórzaną mini koloru czarnego i top również z tego samego materiału. Z twarzy delikatny pulpecik, ale twarz całkiem atrakcyjna, gdyby nie w ciul mocny makijaż. Rzęsy miała zapożyczone od Barbie.
Dałem jej kosza. Ona skomentowała to dość ostro, więc wyszedłem z baru i wróciłem do hotelu.

Dziewczyny były gotowe. Teraz musiałem im wytłumaczyć, że nie znajdą żadnego polskiego Love Parade ani Błękitnej Ostrygi. Przyjęły to na smutno: Żelka jakby z ulgą, Beata miała widocznego focha.
Ponieważ ja naprawdę chciałem się bawić, wyszedłem z hotelu (dając znać dziewczynom, gdzie się wybieram).

W tej chwili cała sytuacja wymyka się spod kontroli. Nie żebym ją jakoś specjalnie miał, ale w chwili, gdy wszedłem do baru, gdzie pewna pani oferowała mi pięćdziesiąt złotych za pewne usługi (ha, ha, ha!), straciłem całkowicie panowanie nad tym, co się dzieje.
Po pierwsze: wróciłem do baru, usiadłem przy kontuarze i pani w czarnej miniówie znów się dosiadła. Wyjaśniła jak tępemu, że te pięć dych ja mam jej zapłacić. Nie zrozumiała żaluzji. Po drugie, doceniłem szczerość i wdzięki (miała dwa duże wdzięki) i poinformowałem ją, że jestem tutaj z dwoma dziewczynami, które szukają imprezy.
Odpowiedziała:

– Cokolwiek tutaj przywiozłeś, nie równa się ze mną! Kochaniutki, takich cudów jak ja robię, to sobie nie wyobrażasz!

Czy coś w tym stylu.
Cokolwiek miałem sobie wyobrazić i/lub chciałem, przerwało wejście Beaty i Żelki.
Dziewczyny się wystroiły jak japi3rdolę. Żelka miała czarną, cekinową sukienkę, co sięgała ledwo jej dupy. Dupy specjalnie nie miała, a i chuda była, ale wyglądała całkiem, całkiem: dokarmić trzeba, ale ujdzie. Beata ubrała białą kieckę, ciasną jak... bardzo ciasną, że jej opalone na solce ciało kontrastowało z tym kolorem. Do tego Beata miała figurę (jak już wspomniałem) zajebistą pod każdym względem.

Jak weszły, podeszły do mnie. Obie mnie ucałowały (co było bardzo miłe – ale też zaczęło serię niefortunnych zdarzeń).
Pani w czarnej miniówie obejrzała dziewczyny wnikliwie. Potem podeszła do mnie i zapytała, ile im płacę. Tutaj miałem ubaw całkiem spory:

– Ty, może i jesteś przystojny, ale nie uwierzę, że to twoje laski!
– I, co?
– Jesteś alfonsem?

Wbiło mnie to w fotel.

– Mówiłem, że przyjechałem z dwiema dziewczynami – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Dziewczyna dłuższą chwilę milczała. Dopiła swojego drinka (nie wiem, skąd go miała). Ja piłem piwo, a moje dziewczyny udały się w róg lokalu i tam coś spijały.
Po dłuższej chwili Miniówka odezwała się do mnie.

– To jest trójkącik?
– Że ja z nimi, hm?
– No,
– Nie, to koleżanki.
– Ciekawe... – zamyśliła się. – Czyli jesteś wolny?
– Ano, jestem.
– To może pojedziemy do hotelu, ale już bez opłat, co ty na to?


Dopowiedziałem, że hotel mam niedaleko. Zaakceptowałem jej ofertę i wydaliłem się z baru z kobietą w miniówce. Jestem za młody, aby za to płacić, kochana!!!
A może to było, że jestem „za piękny”?
Wpadłem z tą Miniówą do pokoju hotelowego i zaczęły się dziać rzeczy bardzo niejasne...

W poprzednim odcinku

18

Oglądany: 61295x | Komentarzy: 31 | Okejek: 386 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

20.04

19.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało