Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Elon Musk nie żartował – większość pracowników Twittera jest już poza firmą

30 480  
123   86  
Gdybyście usłyszeli tę historię bez podawania nazwy firmy i personaliów jej szefa, prawdopodobnie pomyślelibyście, że to jakiś totalny Januszex, legenda z Polski lat 90. XX wieku, ewentualnie przełomu XIX i XX wieku w USA, gdy milioner nie miał nad sobą bata i mógł wszystko.
Ale rzecz dzieje się teraz w Dolinie Krzemowej i jest kontynuacją cyrku, jaki od kilku kwartałów urządza jeden z najbogatszych ludzi świata, najnowsze wcielenie legendarnego Midasa.

tesla-cybertruck-release-date-delayed-to-2022-after-elon-musk-previosusly-hinted-production-challenges.jpg

Po przejęciu Twittera (o tym piszemy tutaj) Elon szybko zaprowadził swoje porządki: zwolnił osoby kierujące biznesem, potem wyrzucił połowę pracowników (część musiał w trybie ekspresowym przywrócić do pracy, bo okazało się, że bez nich biznes może się przewrócić). Wprowadził też płatną weryfikację. W biegu. Pracownicy go ostrzegali, przekonywali, że pośpiech może się skończyć kłopotami. Nie posłuchał. Efekt był taki, że masa ludzi podszywała się pod celebrytów, polityków, firmy czy organizacje. I otrzymywali oni konta zweryfikowane. W komentarzach do poprzedniego tekstu o Twitterze pojawił się przykład firmy farmaceutycznej Eli Lilly, która w poście obiecywała darmową insulinę. Był to fake, ale rozszedł się na tyle szybko i sprawnie, że jego skutki stały się widoczne na giełdzie.

Płatna weryfikacja poszła w odstawkę. Ale na krótko – ponoć ma wrócić już pod koniec tego miesiąca. Musk tym razem poinformował, że chce mieć pewność, iż narzędzie zadziała prawidłowo. Zabawne o tyle, że za pierwszym razem najwyraźniej był przekonany, że jego plan po prostu musi się udać. Chociaż pracownicy głośno komunikowali, że nie ma na to szans. Dla nich nastały jednak ciężkie czasy i jeśli ktoś odważy się skrytykować nowego prezesa, to wylatuje. Serio.

Chociaż zdarzają się także powroty. Niedawno multimiliarder chwalił się powrotem Ligmy i Johnsona. Następnie poinformował, że ważne jest, by umieć przyznać się do błędu. A takim było pozbycie się tego duetu. Skrucha? Ani trochę – to kolejny żart krezusa, bo obaj panowie nie pracowali dla Twittera. Udało im się natomiast wkręcić media:

https://youtu.be/aErtRYpovFc
2022_11$largeimg_1201760956.jpg

Multimiliarder dał ostatnio jasno do zrozumienia, kogo potrzebuje na pokładzie: osób oddanych firmie (czyt. jej szefowi) totalnie. Musk wysłał słynnego już maila, w którym pisał m.in. o tworzeniu Twittera 2.0 w warunkach „ekstremalnego hardcore’u”. Co to znaczy? Nadgodziny połączone z wysoką intensywnością. Chociaż nie wiem, czy dołożenie drugiego etatu można jeszcze uznawać za nadgodziny. To już raczej niewolnictwo. Różnica polega na tym, że niewolnik nie ma wyboru – a pracownicy Twittera go otrzymali: gdyby nowe warunki im nie pasowały, jest opcja odejścia z trzymiesięczną odprawą.

twitter-2-0-tweets-memes-social1.png

Nie może dziwić, że mail szybko obiegł świat. A dziennikarze, komentatorzy, ale też pracownicy Twittera zastanawiali się, czy to kolejny fake. Cześć ludzi w społecznościówce naprawdę myślała, że to jakaś akcja phishingowa i ktoś wrabia Elona. Przecież przez ostatnie tygodnie pracowali w takim cyrku, że nie mogli mieć pewności. Okazało się jednak, że to nie żart. Efekt był taki, że setki osób postanowiły odejść. Ile konkretnie? Trudno stwierdzić. Warto zaznaczyć, że część z nich pracowała w serwisie bardzo długo, zajmowała ważne stanowiska i znała usługę na wylot. Nie będzie pewnie większą niespodzianką, jeśli ci wychodźcy w końcu zabiorą się za tworzenie alternatywy dla Twittera. Osobą kwestią jest, czy ta sztuka im się uda.

Zaraz przed przejęciem Twitter miał zatrudniać na stałe 7,5 tys. osób. Potem połowa z nich wyleciała. Przed mailem załoga powinna zatem liczyć ok. 3,7 tys. pracowników. Niektóre źródła podają, że teraz jest ich mniej niż 2 tys. Szaleństwo? A może metoda – przecież jeszcze przed dobiciem targu Musk miał obiecywać pozostałym inwestorom, że skróci listę płac o 75 proc. Najwyraźniej udało się ten cel osiągnąć. Na dodatek zostali ludzie albo całkowicie oddani sprawie, albo totalni desperaci. Sam Elon przekonywał w tweecie, że się nie martwi, bo zostali najlepsi.

Problem polega na tym, że ci najlepsi mogą nie wystarczyć. Znane tytuły starych i nowych mediów już teraz piszą, że próbowały uzyskać komentarz Twittera w tej czy innej sprawie, ale ta sztuka się nie udała – nie było komu odpisać. To zauważalny, ale nie krytyczny przykład. Gorzej, że w krótkim czasie zniknęły też zastępy pracowników technicznych. Już całkiem serio zadawane są pytania o to, kiedy Twitter zostanie rozjechany przez intruzów albo po prostu rozsypie się pod własnym ciężarem. Bo przyjdzie taka chwila, że jeden programista śpiący od tygodnia na podłodze w biurowcu może nie wystarczyć.

lon-musk-meme-16685000304x3.png

Z tym biurowcem to osobna historia. Po sieci krąży tweet byłego już pracownika, który zarządzał dostępem do biur firmy. Multimiliarder miał do niego dzwonić z prośbą o pomoc, bo zatrzasnął się w budynku. Chaos jest ponoć taki, że nie wiadomo, komu wejściówki jeszcze przysługują, kto może uczestniczyć w spotkaniach albo mieć dostęp do samego serwisu i narzędzi wykorzystywanych w codziennej pracy. Dlatego firma poprosiła ludzi, żeby na razie pracowali z domu. Chociaż wcześniej tego zabroniła. A gdy już pracownicy zostali w domach, to otrzymali maila, że jednak szef chce ich widzieć. O ile oczywiście tworzą kod, bo tylko ci mają jakąś wartość w oczach nowego prezesa.

Swoją drogą ta fetyszyzacja kodu bawi już nawet programistów. Prośby/żądania Muska, by przysłać mu efekty swoich prac software’owych uznawane są za marnowanie czasu i pozbawione sensu. Bo taki wycinek nie musi wiele mówić o całości projektu, który dodatkowo zapewne tworzyła grupa ludzi. Bazowanie na tym, czym pochwali się pracownik, to proszenie się o kłopoty: finalnie może się okazać, że w pięknym opakowaniu jest niewiele treści. No ale w ten sposób multimiliarder może się pozycjonować jako „ten techniczny”. Nie jakiś tam spec od reklamy, sprzedaży, prawa czy innych bzdur, ale programista. A prawda jest taka, że jego dzisiejsza pozycja to w znacznej mierze udany PR.

Ktoś z załogi porównał obecne zamieszanie do sytuacji Kojota z kreskówki Looney Tunes: zwierzak wybiegł poza klif i właśnie uświadamia sobie, że zaraz spadnie w przepaść. Czy Musk faktycznie obawia się ewentualnego kataklizmu? Oficjalnie niewiele na to wskazuje. Facet tryska humorem. Chwali się rekordami wizyt w serwisie, drwi z akcji towarzyszących odchodzeniu pracowników czy żegnania się z samym Twitterem przez użytkowników. Czyli po staremu. Dlatego część komentatorów wciąż widzi w tym wszystkim przemyślaną strategię: Musk wywołuje kryzysy, by przetestować nowy biznes. Trochę ma to przypominać sytuację z filmu „Karmazynowy przypływ”, w którym kapitan zarządził ćwiczenia w trakcie pożaru na łodzi podwodnej.

musk-twitter-grave.jpeg

Niektórzy przekonują, że w innych firmach Musk zarządza w podobny sposób i te biznesy jakoś działają, odnoszą nawet sukcesy. Ale jak się nad tym dłużej zastanowić… Przecież SpaceX zmaga się z eksplozjami i opóźnieniami, te ostatnie ciągle nękają także Teslę. Co z tego, że ludzie śpią w fabrykach czy biurach projektowych, skoro potem na premierze Cybertrucka Elonowi udaje się rozbić pancerną szybę? Czy jego metody zarządzania sprawiły, że wspomniane biznesy wyzbyły się wad? Może warto zadać pytanie o to, gdzie dzisiaj byłaby Tesla, gdyby już kilka lat temu stery w niej objął ktoś inny? Wbrew temu, co powtarzano po śmierci Steve’a Jobsa, Apple się nie skończyło. Firma stała się hegemonem.

Wciąż trudno stwierdzić, do jakiej postaci z popkultury można obecnie porównać amerykańskiego multimiliardera. Bo jedni wciąż widzą w nim wszechmocnego Thanosa, który jednym pstryknięciem palców usunął połowę populacji z przejętego biznesu. Ale inni wskazują, że to raczej Tommy Wiseau – facet, któremu wydawało się, że jest dobrym aktorem, reżyserem, scenarzystą, producentem. Geniuszem. A do historii przeszedł nie dlatego, że stworzył coś świetnego – było wręcz przeciwnie.

71d92c.jpg

Nie można wykluczać, że Musk zapisze się w historii Twittera głównie tym, że go ukatrupi. Albo zamieni w jeszcze większą karykaturę. Jednym z efektów pobocznych będzie wtedy odczarowanie samego Elona. Stanie się śmiertelnikiem, zwyklakiem, który też ma na koncie wpadki. Nawet bardzo spektakularne. Michael Jordan zamienił kiedyś koszykówkę na baseball, Usain Bolt wymyślił, że będzie piłkarzem, ale życie brutalnie zweryfikowało te decyzje.

FiDTOjjWQAIlYEf.png

A jeśli nadal wam mało, to zapraszamy do poprzedniej części

9

Oglądany: 30480x | Komentarzy: 86 | Okejek: 123 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

20.04

19.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało