Druga część Avatara już niebawem trafi na ekrany. Czas więc przypomnieć poprzednią, od której debiutu – w 2009 roku – minęło już zaskakująco dużo czasu.
#1. Okazja życia
Jak inny byłby Avatar, gdyby Jake Sully – główny bohater filmu – miał twarz, na której reżyserowi zależało najbardziej? Trudno powiedzieć… Pierwszym wyborem Jamesa Camerona był Matt Damon, jednak ten zaangażowany był wówczas w produkcję serii z przygodami Jasona Bourne’a. Do udziału w Avatarze nie zdołała przekonać go nawet obietnica 10% zysków, co też skrupulatnie mu później wyliczono, wykazując, iż przegapił ofertę, która dałaby mu skromne… 603 miliony dolarów.
Skoro nie wyszło z Damonem, reżyser postanowił całkowicie zmienić koncepcję – i zamiast wielkiej gwiazdy, obsadzić kogoś praktycznie nieznanego. Tak do obsady trafił Sam Worthington, który przedtem… mieszkał w samochodzie. Nie było to jednak podyktowane trudną sytuacją życiową, a jego własną decyzją. Już wtedy miał na koncie występy w australijskiej telewizji, po czym postanowił odciąć się od wszystkiego, co miał i osiągnął, i zacząć życie od nowa. Jak się okazało, nie był to wcale zły pomysł.
Na ekrany Avatar trafił dopiero w 2009 roku, a więc dobre kilkanaście lat później niż mógłby. Pomysł – rozpisany na 80 stronach scenopisu – James Cameron miał już w 1994 roku, jednak ówczesna technologia i ówczesne budżety plasowały koncepcję w sferze bardzo odległych marzeń. Według wyliczeń, w tamtym czasie na realizację filmu potrzeba byłoby nawet 400 milionów dolarów – na co nie przystałaby wtedy żadna wytwórnia. Potrzeba było jeszcze kilku lat i przetarcia szlaków przez Golluma we Władcy Pierścieni, by wykorzystanie obrazów generowanych komputerowo na tak ogromną skalę stało się realne.
Jeśli ktoś pamiętał Park Jurajski, podczas oglądania Avatara mogły mu się nasunąć ciekawe skojarzenia – i nie były to w tym wypadku skojarzenia nieuzasadnione. Wręcz przeciwnie. Twórcy Avatara postanowili wykorzystać odgłosy, jakie zarejestrowano już wcześniej – i jakie posłużyły do imitowania dźwięków wydawanych przez dinozaury. Czy cokolwiek w tym złego? Bynajmniej. Z pewnością jednak warto zwrócić na to uwagę, gdyby ktoś zechciał przypomnieć sobie pierwszą część filmu przed obejrzeniem zapowiedzianej na grudzień drugiej.
Odgrywana przez Sigourney Weaver dr Grace Augustine pali w filmie mnóstwo papierosów… choć w rzeczywistości nie wypala ani jednego. To kolejny przykład zastosowania grafiki komputerowej. Aktorka miała za zadanie jedynie udawać, że pali – pomagając sobie w tym wykałaczką. Nie obyło się jednak bez kontrowersji, bo „grono poprawnościowe” uznało, że w ogóle nie należało pokazywać palenia. Reżyser tłumaczył, że chodziło o zobrazowanie postaci rzeczywistej i odpychającej jednocześnie. Wskazywał przy okazji hipokryzję – bo skoro można pokazywać kłamstwo, kradzież, zdradę, to dlaczego akurat nie papierosy?
Wydawałoby się, że przynajmniej co do jednego wszyscy powinniśmy być zgodni – że niszczenie naszej wspólnej planety to bardzo zły pomysł. Okazuje się jednak, że i ta koncepcja jest nazbyt kontrowersyjna, czego dowiedli zresztą przedstawiciele wytwórni 20th Century Fox, apelując do reżysera, by z ostatecznej wersji zniknęło „całe to gówno z przytulaniem drzew”. Twierdzili, że ekologiczne odwołania zaszkodzą filmowi i… całkowicie się pomylili. Cameron postawił na swoim, Avatar to jeden wielki manifest, a jednocześnie sukces na skalę, o jakiej nawet nie marzono.
Językoznawca dr Paul Frommer na co dzień pracuje na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, a w wolnym czasie zajmuje się… wymyślaniem języków. To właśnie na jego koncie zapisać można język Na’vi, którym posługują się bohaterowie Avatara. Na potrzeby filmu Frommer opracował około tysiąca słów, a następnie zajął się uczeniem aktorów ich kwestii wypowiadanych właśnie w Na’vi. Gdyby ktoś miał życzenie również nauczyć się języka – być może po to, żeby lepiej zrozumieć nadchodzącą kontynuację – są już służące do tego aplikacje.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą