Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych LXXXIII

24 142  
3   2  
Auć, Klikaj szybko!Co robić, jak się ma za dużo gruszek? Albo jak schody, po których zamierzamy zjechać są zajęte przez ludzi? Do czego wykorzystać drabinę, kawałek sznurka i pustak? Nie wiesz? To czytaj!

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

OGNIOMISTRZ

Mając 6 lat, znany byłem w mojej rodzinie jako wielbiciel ognia. Bez wyobraźni, np. próbowałem rozgrzewać w grudniu, w 20 stopniowym mrozie, silnik od mojej motorynki zapalniczką, nie uwzględniając nieszczelności gaźnika i tego, że paliwo łatwo ścieka na silnik. Na szczęście, zanim było za późno, tata odciągnął mnie od motorynki i dostałem niezły ochrzan i zakaz dotykania wszelkich zapałek czy zapalniczek. Ale...
Nadszedł 24 grudnia. Wtedy idąc do sklepu, zauważyłem fajne petardy - rakietki związane w 6 sztuk, połączone lontem, gotowe do odpalenia. Mama udzieliła mi pozwolenia na ich kupno. Zadowolony, kupiłem je więc i zaniosłem do domu. Rodzice byli cały czas pewni, że nie przyjdzie mi do głowy chęć zabawy z ogniem. Strasznie się mylili. Siedzieli w salonie, a ja w swoim pokoju, w którym już stała choinka. I nagle na biurku brata zobaczyłem zapałki. Fajnie! Pobawię się nimi. W wyobraźni zobaczyłem kombinację: zapałki + petardy, ale ani myślałem o wyjściu z tym na dwór.

Pomyślałem, że odpalę je w domu, otworzę okno i je wypieprzę na ogródek. Podpaliłem lont, czas do detonacji zbliżał się nieuchronnie, a tu... Okazało się, że mam za mało siły do otwarcia okna! Ups.... Próbuję i próbuję... Trzymam te rakietki w ręce. Już miałem krzyknąć, gdy rakietki odpaliły. Iskry i dym zaszły cały pokój, pamiętam tyle, że upuściłem na dywan rakiety i minąłem się w kuchni z rodzicami, którzy biegli w stronę pokoju a ja w stronę łazienki - kranu z zimną wodą. Bezzwłocznie przewieźli mnie na pogotowie - prawa ręka z poparzeniem 3. stopnia, część łokcia - 1. i 2. Straty: po części spalona choinka (sztuczna), wypalony dywan (na szczęście podłoga nie ucierpiała) i zapach siarki w całym mieszkaniu. A gdy przyjechała na kolację wigilijną rodzinka, ja, jak gdyby nigdy nic, z zabandażowaną ręką oglądałem "Kevina samego w domu". Wszyscy głupio na mnie spojrzeli, gdy doszło w pewnym momencie w filmie, do słynnej sceny detonacji petard w kuchni domu Kevina. Do dzisiaj prawa ręka ma nadmierną potliwość - rzekomo normalny objaw po takich poparzeniach.

by Carl02 @

* * * * *

NA STOJAKA

Piękny majowy dzień. Jako 4 letni brzdąc wybrałem się z mamusią na plac zabaw. Chciałem zaimponować mojej rodzicielce tym, że potrafię bujać się na bujaczce "na stojąco" (było to dla mnie powodem do dumy). Mimo nawoływań i próśb mamy rozbujałem sprzęt do maksimum i ześlizgnąłem się z siedziska spadając na pupę. Zdezorientowany siedziałem tak może sekundę gdyż bujaczka wprawiona w ruch wahadłowy ma tendencję do powrotu. Kawał ciężkiego żelastwa walnął mnie w tył głowy i to by było na tyle, bo więcej nie pamiętam.

by Lobo90 @

* * * * *

STRYCZEK

W szkole podstawowej miewaliśmy różne pomysły, na ogół niezbyt mądre. Z kolegami tworzyliśmy kilkuosobową paczkę, a nasze zabawy (z dzisiejszego, dorosłego punktu widzenia) kwalifikowały nas do zamknięcia w domu poprawczym, bądź na obserwacji psychiatrycznej. Mieliśmy kolegę, Roberta, którego (wstyd przyznać) od czasu do czasu poniewieraliśmy na różne sposoby, oczywiście zawsze w żartach (niezbyt mądrych). Jeden z głupszych (w którym akurat nie brałem udziału) była inscenizacja wieszania. Na podwórku przed blokiem były różne urządzenia, w tym drabinki. Koledzy pod drabinką postawili jakiś pustak, na nim ofiarę, założyli mu pętlę na szyję i przywiązali koniec sznura do drabinki. Na nieszczęście pustak był zbyt chwiejny i się w trakcie tych operacji przewrócił. Koledzy przestraszeni się rozpierzchli, a Robert stał się regularnym wisielcem podrygującym na sznurze. Dla ścisłości nie do końca wisiał, bo jakoś tam końcami palców sięgał do ziemi. Na szczęście na parterze, w kuchni, przez otwarte okno widział całe zdarzenie jeden z sąsiadów i wykazał się refleksem łapiąc nóż kuchenny, skacząc przez okno i odcinając biedaka. Skończyło się na strachu, niewielkim urazie i wbijaniu kolegom mądrości do głowy przez siedzenie.

by K0curek @

* * * * *

SZKOŁA

Jako mały smyk chodziłem do jednego z tych molochów na kilka tysięcy dziedziaków zwanych potocznie szkołami podstawowymi. W czasach odległych o których mowa (połowa lat 80 - tych) mieliśmy całkiem zgraną klasę, szerokie korytarze, masa schodów i zakamarków czyniły z naszej "budy" świetne miejsce na wszelkiego rodzaju zabawy "ruchowe". Owego feralnego dnia ganialiśmy się z kumplami i pech chciał że odepchnąłem jednego z kolegów od siebie. On nie był w stanie zachować równowagi i wypadł na zewnątrz przez przeszklone drzwi wejściowe do szkoły. Wypadł razem z szybą i padł na wznak na dość szeroki schodek. Przydzwonił tyłem głowy w beton w odległości kilku centymetrów od wystającego na wysokość kilkunastu centymetrów druta zbrojeniowego odgrywającego rolę ogranicznika do wzmiankowanych drzwi. Efekt jak zwykle traumatyczny, kolega poharatany przez szybę od drzwi. Najgorsze w tym było to że moja matula w tych czasach octu na półkach, musiała pilnować tego wejścia w nocy przez kilka dni zanim udało jej się "skombinować" szybę na wymianę. O czerwonym tyłku nawet nie wspomnę.

by Thaom

* * * * *

BUTELKOWE SZALEŃSTWO

Miałam wtedy może z 6 lat (dokładnie nie pamiętam). Bawiłam się z moim o trzy lata starszym bratem. Za domem mieliśmy dużą górkę, oraz masę niepotrzebnych rzeczy (puszki, butelki, kartony). Zainteresowały nas te butelki. Postanowiliśmy urządzić sobie zawody. Ustawiliśmy karton w odległości około 10 metrów od nas. I mieliśmy trafiać tam butelkami. Pierwszy był mój brat. Wziął 5 butelek i rzucał (2 trafione). Teraz moja kolej. Biorę zamach i rzucam, nie zauważając, że brat stoi na linii strzału. No i trach, prosto w czoło. Wynikiem tego było 6 szwów i blizna do dziś.

by Pani_ktos

* * * * *

SKŁADAKOWY KASKADER

Ładnych parę lat temu jechałem sobie po osiedlu moim niezniszczalnym składakiem. Miałem wtedy pewnie z 12 lat. Na mojej drodze stanęły osiedlowe schody. Normalnie pewnie bym po nich zjechał, ale byli na nich ludzie, więc wybrałem drogę obok schodów po trawniku. Tak się składa, że parę dni wcześniej przygotowano dziury do posadzenia drzewek i trzy takie dziury znajdowały się właśnie obok tych schodów. Ponieważ nie bardzo miałem wybór, to pojechałem między tymi otworami, a schodami. Obok pierwszej przejechałem bez problemu, gorzej był przy drugiej. Mianowicie ziemia osunęła się nieznacznie i moje przednie koło wpadło w całości do otworu.

Oczywiście rower zatrzymał się w miejscu i pomimo nieznacznej prędkości wywinąłem fikołka. Całe zdarzenie trwało pewnie pół sekundy, ale dla mnie trwało pięć minut. No i wylądowałem jakimś sposobem na tyłku przed kierownicą, tak, że kierownicę miałem pod pośladkami. Uznałem że wszystko w porządku i zacząłem się zastanawiać, gdzie jest reszta roweru? Otóż on nadal był w ruchu i bez żadnego ostrzeżenia otrzymałem potężny cios czubkiem siodełka dokładnie w potylicę. Prawie straciłem przytomność, ale najgorsze było przede mną! Podejrzewam, że w wyniku szoku, albo samego uderzenia moja krtań tak się zacisnęła, że nie mogłem złapać powietrza przez dłuższą chwilę! Na szczęście po kilku chwilach wszystko wróciło do normy. Otrząsnąłem się wsiadłem na rower i pojechałem dalej. Tego lata zaliczyłem jeszcze kila naprawdę efektownych wypadków, ale rower nigdy się nie rozpadł.

by Nienawidzeponiedzialkow @

* * * * *

PIESECZEK

Było to dawno temu. Miałam wtedy może z 10 lat. W moim bloku mieszkał chłopak, który pewnego roku kupił sobie pieska. Ów piesek to była jakaś mieszanka buldoga z czymś tam. Już nie pamiętam. Ale co ważniejsze piesek nawet jako szczenię był już dosyć duży, no a przynajmniej dla mnie był. A że duży to i silny, co zresztą miałam okazję się przekonać pewnego dnia. Bowiem mój sąsiad wyszedł z pieskiem na spacer, a że ja nie miałam pieska to strasznie chciałam go chwilę poprowadzić na smyczy. Mój sąsiad oczywiście, że nie, bo za silny, i że w ogóle jakby jakiś pies się pojawił to na pewno się nie utrzymam na nogach. No ale, że uparta bestia byłam to męczyłam go dopóki się nie zgodził. Dał mi smycz i powiedział, że on pobiegnie na drugi koniec uliczki i go zawoła to wtedy on przybiegnie. Szkoda tylko, że nie przyszło mi do głowy, żeby puścić smycz jak on zacznie biec. Efekt końcowy? Dwa tygodnie leżenia w łóżku ze zdartą na kolanie (do kości) nogą, a drugą porysowaną. Do dziś mam uraz do psów.

by Lamia_witch @

* * * * *

ŚLIZG

Szłam kiedyś zimą z moją mamą do znajomych i przy bloku obok mojego było takie coś - nie wiem jak to nazwać (pustka w głowie), czym spływała woda do kratki ściekowej. Było to zrobione z betonowych jakby rynien (szerokie na 30 cm + brzegi po 5 cm każdy i 5 cm wysokie te brzegi, ale mniejsza z nimi). W każdym razie mądra Kasia postanowiła sobie zjechać takim czymś (oczywiście na butach), a że zjazd był długi tylko na 50cm, a później było prosto, to Kasia stanęła na samej górze i zrobiła zdecydowany krok naprzód. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak ślisko, więc moje nogi pojechały, a reszta, zatrzymana siłą bezwładności wykonała bliżej nieokreślony ruch, w wyniku czego gwałtownie straciłam równowagę, upadłam, a mój prawy łokieć wylądował centralnie i z wielkim trzaskiem na betonowej rynience. Ręka złamana w stawie łokciowym - do tej pory strzyka ile wlezie prawie z każdym ruchem.

by Tytezterefere

* * * * *

MIOTACZ OGNIA

Jako dzieciaki z kumplem wpadliśmy na pomysł stworzenia miotaczy ognia. Użyliśmy do tego strzykawek, denaturatu i zapałek. Naszym "wrogiem" były mrówki. Biedne owady wiele od nas wycierpiały. Podczas oczyszczania terenu z nieprzyjaciela kolega niechcący skierował miotacz na mnie. Zapaliły mi się obydwa kolana. Ja zacząłem skakać jak poparzony (dosłownie), a mój koleś złożył się ze śmiechu.

by Sawes

* * * * *

STARY A GŁUPI

GRUSZKI

Działo się to dość dawno, któregoś lata. Mój staruszek tamtego roku dostał jakiegoś bzika na punkcie gruszek. Może po części dlatego, że miał własną działkę na której rosła sobie grusza, która owego czasu pięknie obrodziła. Jako, że mój ojczulek nie lubi jak się coś marnuje, a pomysły co robić z taką ilością gruszek powoli się kończyły, postanowił, że zrobi mus (zmielone owoce razem z ich sokiem, przez taką specjalną maszynkę). Jak pomyślał tak zrobił. Szkopuł w tym, że sporo tego wyszło. Przejeść tego ni chu-chu. Trzeba więc jakoś zmagazynować. Niewiele myśląc, dosłownie, poutykał to do szklanych butelek po... Boję się napisać wódce, bo jeszcze bojownictwo pochopnie wyciągnie wnioski. Po occie. Późno już było. Część tego majdanu została w kuchni, a część wylądowała w łazience. Poszli my spać.
Środek nocy, a tu jak coś nie pierdyknie! Tatko wstał, ja usnąłem. Rano wchodzę do łazienki, po butelkach ni śladu. No prawie. Nie licząc musu gruszkowego na suficie i wszystkich ścianach. Kuchnia również zapaskudzona tym świństwem.

Wyjaśnienie dość proste. Jako, że było ciepło, mus zaczął fermentować w zamkniętych butelkach. Dalszy ciąg łatwo przewidzieć. Staruszek zaraz po pierwszych strzałach, w środku nocy, zapakował resztę butelek i niczym uzbrojone bomby, ostrożnie wyniósł je na śmietnik.

Boję się pomyśleć, co było, jeśli ten wór znalazł jakiś menel, który zobaczywszy na raz tyle butelek po wódce, postanowił odnieść je do skupu, bo były to jeszcze czasy, kiedy takowe jeszcze istniały.

by Frejr

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

No i tak lubiany przez wielu bonus traumatyczny. Autor niech pozostanie nieujawniony... Dziś niesamowity fragment większej całości. Stosowanie aż takich skrótów myślowych prowadzi do:

Ów krzemień trafił Huberta w brzuch i nieszczęśnik spadł po pionowej ścianie górki jakieś 3 metry w górę.

Do piątku...

Oglądany: 24142x | Komentarzy: 2 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało