Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Ojcowska twórczość, co przynosi szczęście i inne anonimowe opowieści

39 888  
223   106  
Dziś przeczytacie m.in. o solidnym rachunku sumienia i o tym, że czasem ciężko godnie żyć w naszym kraju, będzie też o roku bez alkoholu i tradycyjnym modelu rodziny.


#1.

Gdy byłam w gimnazjum, miałam za zadanie napisać opowiadanie o wymarzonym (bądź nie) świecie. Ponieważ stwierdziłam, że Utopia jest nudna, napisałam o pożarze podziemnego miasta, o tym, że ludzie zabijali się nawzajem uciekając, i o jedynym strażaku walczącym z ogniem do samego końca. Ów strażak uratował kota, ale padł ofiarą tlenku węgla i zmarł sam na zgliszczach miasta. Takie typowe, smutne zakończenie. No właśnie. Zakończenie...

Mój tata, który miał za zadanie wydrukować historyjkę, korzystając z chwili mojej nieuwagi, pozmieniał trochę, a raczej dodał ciąg dalszy końca opowiadania tak, że po jego edycji brzmiało ono: „Trzy dni później Węgielek (bo tak nazywał się kot) w towarzystwie larw i hien rezolutnie nadgryzał lekko przypalone uda strażaka, od czasu do czasu wylizując rozkładający się tłuszcz z podbrzusza i pośladków. Jest dużo lepsze niż whiskas – pomyślał. Potem beknął, miauknął i spierdolił”.

Nie zauważyłam tego i oddałam pracę nauczycielce. Dostałam 5.

>> Mamy też więcej historii o naszych ojcach

#2.

Sytuacja miała miejsce, gdy chodziłam jeszcze do klasy podstawowej.
Uczęszczałam wtedy regularnie do spowiedzi (teraz już nie, ale nie to jest tematem wyznania ;)). Zawsze miałam problem ze spamiętaniem „listy grzechów” i za każdym razem byłam bardzo zestresowana, czy aby na pewno wszystkie wymienię. W pewnym momencie zauważyłam, że w zasadzie popełniam w kółko te same... i te same wymieniam. Wyuczyłam się zatem tylko kilku wybranych i je wymieniałam w trakcie spowiedzi. Nie spodobało się to księdzu proboszczowi, który pouczył mnie, że powinnam bacznie zwrócić uwagę na fragment o mocnym postanowieniu poprawy. Porozmawiał również ze mną o tym, że powinnam wymieniać wszystkie grzechy jakie pamiętam, a nie tylko ich część.

Co zrobiłam zatem następnym razem? Wzięłam książeczkę do nabożeństwa i wykonałam solidny rachunek sumienia. Wszystkie grzechy wypisałam na kartce A4 i z nią udałam się do konfesjonału.

Jaka była reakcja osób czekających w kolejce? Nie mam pojęcia.
Jaka była reakcja księdza? Żebym nie robiła sobie żartów z sakramentu spowiedzi świętej.
Co pamiętam do teraz? Jeden z grzechów wg książeczki, który sobie wypisałam, dotyczył tego, że nie czytam regularnie prasy katolickiej :D

#3.

Mam 25 lat, nie mam męża ani nawet chłopaka. Nigdy nie miałam i jest mi po prostu wstyd. Nie, nie wstydzę się tego, że jestem sama. Wstyd mi, bo z jednej pensji nie stać mnie na godne życie. Tak naprawdę na nic mnie nie stać.
Pracuję na pełen etat, 40 godzin tygodniowo, w weekendy po 12 godzin dziennie dorabiam w gastronomii. Wynajmuję pokój w mieszkaniu i cały czas naiwnie liczę na to, że będzie mnie kiedyś stać na kawalerkę. Gdybym jednak się na nią zdecydowała, zostałoby mi 400, góra 500 złotych na przeżycie (jedzenie, środki czystości), co przy obecnej inflacji jest niemal niemożliwe. Oczywiście z dwóch pensji wynajem kawalerki albo nawet kredyt w perspektywie kilku lat nie byłby problemem. Chciałabym wyjechać na wakacje, bo ostatni raz byłam gdziekolwiek w wieku 15 lat, ale wszystkie wycieczki są dla mnie za drogie. Dla pary wyszłoby taniej.
Wszystkie moje koleżanki z pracy jeżdżą kilka razy do roku na zagraniczne wakacje, opowiadają o budowie domów, a ja siedzę jak ta idiotka. Nie mam jak znaleźć faceta, wiecznie jestem w pracy. Próbowałam portali randkowych – bez jakiegokolwiek powodzenia. I boli mnie to, że najwyraźniej „nie będąc do pary”, tak na dobrą sprawę nie zasługuję na godne życie.

#4.

Kiedyś mama powiedziała mi, że kupa pod butem szczęście przynieść może. Idąc tym tropem, chciałam zagwarantować sobie super przyszłość. Któregoś dnia wyszłam więc na podwórko i z każdym napotkanym na drodze psim odchodem radośnie tworzyłam sobie pod butem drugą podeszwę. Nic nie cieszyło mnie wtedy bardziej niż kolejny zdobyty okaz.

Nie wiem jak wpłynęło to na moje życie, ale do dziś potrafię się cieszyć z byle gówna.

#5.

Nie piję już rok alkoholu, więc uznałem, że czas podzielić się z kimś moim doświadczeniem.

Ludzie myślą, że odwyku potrzebują tylko pijący i ludzie, którzy rujnują swoją karierę i godność piciem. Otóż ja wcale nie byłem pijakiem, bo upijałem się sporadycznie, raz na rok może. Nie zniszczyłem sobie kariery ani się nie stoczyłem. Pewnego dnia jednak uświadomiłem sobie, że wszystkie moje problemy, złe decyzje, których żałuję i które skutkują do dziś, wszystkie głupie zachowania, kłótnie z żoną, oglądanie porno i inne dewastujące nawyki były po alkoholu. Ograniczone panowanie nad sobą jest dość oczywistym skutkiem picia, ale w moim przypadku to również niestabilność emocjonalna – stawałem się dwubiegunowy, raz przeszczęśliwy, potem przybity. Pierwszy miesiąc był trudny, ale po roku bez picia widzę, jak wszystko w życiu ulega poprawie. Jakbym obudził się z jakiegoś snu, w którym biegam i stoję w miejscu. Teraz kontynuuję rozwój osobisty, rodzinny, zawodowy itd., który zatrzymał się przez alkohol.

Piłem jedno, dwa piwa średnio co dwa dni. Też tak macie i myślicie, że to nie problem? To spróbujecie nie pić przez trzy miesiące.

#6.

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że kobiety, które chcą realizować tradycyjny model rodziny są potępiane i to z reguły przez kobiety. Jednak od początku...

Swojego męża poznałam jeszcze w szkole średniej, w wieku 24 lat wyszłam za mąż, potem skończyłam studia, znalazłam pracę, podobnie jak mąż. Od zawsze chcieliśmy dużą rodzinę, więc w wieku 25 lat byłam już w pierwszej ciąży, w wieku 27 w drugiej, w wieku 29 w trzeciej, a gdy miałam 32 lata urodziłam czwarte i ostanie dziecko.

Gdy rodzicom i znajomym powiedziałam, że zostaję z dziećmi w domu, to wszyscy się oburzyli. Nie docierały tłumaczenia, że koszt żłobka dla jednego dziecka to 1000 zł miesięcznie w naszym mieście, że za przedszkole liczą sobie 500 i zwyczajnie naprawdę nie opłacało mi się iść do pracy. Próbowałam wrócić na pół etatu do swojej starej pracy, ale nie chcieli mi dać takiego wymiaru godzin. Mąż dobrze zarabia, jest w stanie nas utrzymać, więc siedzę w domu, choć siedzę to za dużo powiedziane.

Nawet nie zliczę, ile razy moje "koleżanki", które zamiast pieluch wybrały karierę, potrafiły szydzić ze mnie, że wybrałam żywot kury domowej. Nawet rodzina, a zwłaszcza moja mama, potrafiła mi powiedzieć jak czasami mówiłam jej, że padam z nóg, że po czym ja jestem zmęczona, jak do pracy nie chodzę. Jak chodziłam swego czasu na hybrydy, to ludzie się burzyli, że jak to tak, nie pracuje, a na przyjemności ma. Ogólnie panuje przekonanie, że kobieta w tych czasach to powinna robić karierę, rodzić dzieci, opiekować się domem i mężem i przy okazji się rozdwoić.

Gdy idę z dzieciakami do sklepu czy do parku, to naprawdę widzę nieprzychylne spojrzenia. Jak byłam w ostatnim miesiącu ciąży, z dwójką dzieci pod pachą w aptece i źle się poczułam, to jeszcze usłyszałam, że tyle dzieci narobiłam, to pewnie zdrowa jestem i tylko od kolejki chcę się wywinąć.

Przytyków o beneficjentach, patologii, czy w ogóle o całym 500+ to nie zliczę. Jasne, korzystamy z dodatków, odkładamy, kupujemy za to dzieciakom ciuchy czy kursy albo kolonie latem dla najstarszych. Ale to przecież nie grzech. Poradzilibyśmy sobie i bez tego, ale skoro moje dzieci mogą mieć coś ekstra, to czemu by nie? W ludziach jakaś taka nienawiść narasta i niesprawiedliwość społeczna, ale to naprawdę nie jest wina rodzin wielodzietnych. Przynajmniej takich normalnych, nie patologicznych.

Ja wiem, że ludziom się nie dogodzi i kobiety, które nie chcą mieć dzieci w ogóle też mają przerąbane. Każdy kij ma dwa końce.

Mnie w tej sytuacji jednak boli najbardziej, że najwięcej przykrych komentarzy usłyszałam właśnie od kobiet i to często zupełnie obcych. Beneficjentka, kura domowa, krowa rozpłodowa czy po prostu "patusiara". A musicie wiedzieć, że naprawdę mamy normalny dom, stać nas na wakacje, dzieci są czyste, zadbane, w miejscach publicznych grzeczne. Po prostu nie rozumiem tej nienawiści.

W poprzednim odcinku m.in. niezapowiedziana karkówka oraz co przeżyłam na siłowni

13

Oglądany: 39888x | Komentarzy: 106 | Okejek: 223 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało