Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Podróżowanie autostopem cz. 5 – Anegdoty z podróży

16 273  
97   17  
Ostatni art nie bardzo się udał, więc tym razem macie trochę inny: anegdoty z podróży, czyli kwiatki i wypadki, które się zdarzają. Czasem śmieszno, czasem straszno.


Polska

Zatrzymało się auto na litewskich blachach, kierowca góral z Nowego Targu jadący do Jarosławia, ale przez Nisko, gdzie miał jakieś sprawy do załatwienia. Po wysłuchaniu mojej historii podróży stwierdził, że nie zostawi mnie na trasie, tylko nadrobi kawałek drogi i zawiezie mnie do samego Lublina. Po drodze zagadaliśmy się i w Janowie Lubelskim zatrzymała nas policja. Przekroczenie dozwolonej prędkości w terenie zabudowanym o czterdzieści kilometrów na godzinę. Początkowo stwierdziłem, że kierowca jest pięćset w plecy, ale policja po wysłuchaniu jego historii, którą potwierdziłem, zdecydowała się dać najniższy mandat jaki mogła, czyli dwieście złotych. Śmiechu było dużo z kilku względów: góral w aucie na litewskich blachach z polskim dowodem osobistym i brytyjskim prawem jazdy wiozący autostopowicza do Lublina tylko po to, żeby, jak on to mówił, zrobić dobry uczynek – widzicie ten obrazek?

Rumunia



Jechałem z gór Fogarskich w stronę Bukaresztu. Trafiłem pod wieczór na stację, kupiłem sobie kawę i precle, napisałem na kartonie BULGARIA, siedzę, jem te precle i nagle ktoś mnie trąca w ramię: „Autostopem?”. Odpowiadam, że tak, gdzie byłem i gdzie i po co jadę. Nagle gość wyciąga z portfela 20 LEI i do mnie: „Masz Polaku, żebyś miał na jedzenie i miło nas wspominał”. Rano złapałem stopa pod stolicę na wylotówkę, która mnie interesowała, tam kolejnego stopa, który zaoszczędził mi pewnie z dzień drogi. Pani, którą złapałem, zaprosiła mnie na kawę do swojej firmy i załatwiła transport prosto do Giurgiu. Takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem, kiedy kogoś złapałem i pytał się, co myślę o Rumunii, to mówiłem, że „wszyscy myślą o Rumunii i jej obywatelach bardzo źle, a ja przyjechałem zobaczyć na własne oczy, czy to prawda” – taki tekst załatwiał wszystko. Poza tym, jeśli chcecie podszlifować swój angielski, to powinniście udać się właśnie do Rumunii. Byłem tam 4 dni, spotkałem tylko jednego człowieka, który nie znał angielskiego, a większość mówiła z lepszym brytyjskim akcentem niż większość tzw. Brytyjczyków. I właśnie na ten brytyjski akcent już nie raz się nadziałem, pytając Rumuna, z której części UK pochodzi i słysząc w odpowiedzi: „Jestem z Bukaresztu”. Dodatkowo stwierdzenie „Rumun = brudas” powstało chyba z zazdrości, tam każdy, nawet pracownik stacji benzynowej, który leje ludziom towar do baków, stara się wyglądać najlepiej jak tylko potrafi.

Albania

Jechałem z okolic greckiego Kozani do Albanii. Stoję z kartonem i zatrzymuje się chyba najdroższe BMW, jakie widziałem. Gość z Albanii, dokładniej z Tirany. Mówię, że chcę się dostać do jego kraju i uderzyć w góry na Korab. Zrobił karpia i mówi: „Wsiadaj”. Od razu mu powiedziałem, że nie mam pieniędzy, żeby mu zapłacić za podwózkę. On do mnie, że i tak by nie wziął. Jedziemy i po drodze gadka się nie kończy, nagle pada pytanie: „Gdzie będziesz spał w Tiranie?”. Odpowiedziałem, że znajdę sobie jakiś kawałek ziemi nad rzeką albo gdzieś w jakichś krzakach i nagle słyszę, że gość nie pozwoli mi tak spać i że kupi mi pokój w hotelu. Próba dyskusji skończyła się na tym, że wrzasnął na mnie: „Będziesz spał w hotelu!”. Po drodze jeszcze zajechaliśmy do jego znajomego, który ma hotel nad Jeziorem Ochrydzkim na kolację. Kiedy dojechaliśmy do stolicy, gość kupił mi pokój, a raczej apartament w chyba jednym z lepszych hoteli w mieście.



Jechałem z Kukes do Radomire, żeby zdobyć najwyższą górę Albanii. Najpierw zaraz za Kukes zostałem zaproszony w gości na obiad: gulasz z kapustą i baraniną, do tego świeżo zerwana kukurydza. Tyle co wyszedłem od gospodarza i przeszedłem kilkaset metrów, a ktoś zaczyna mnie wołać. Okazało się, że młody Albańczyk studiował w Polsce i chciał pogadać. Trzy godziny w knajpie i oczywiście jedzenie, piwo, rakija. Po drodze do Radomire zatrzymuje się SUV, w środku dwóch kolesi. Ja przyzwyczajony do stopu w ich kraju od razu wypaliłem, że autostop i nie zapłacę. Oni, że jak nie chcę płacić, to mnie podrzucą, ale za przysługę. Okazało się, że kierowca ma firmę, wypożyczalnię aut. Powiedział, że podrzuci mnie gdzie chcę, ale muszę się odwdzięczyć: nagrać filmik na jego Instagrama, w którym to filmiku pochwalę jego firmę. Po drodze zapytali, jak się będę bronił przed niedźwiedziami. Powiedziałem im, że wiem co robić, jak któregoś spotkam, a oni na to, że dadzą mi broń i nauczą mnie strzelać. Odmówiłem i wytłumaczyłem im, że to byłby dla mnie duży problem w razie kontroli policyjnej i że jednak podziękuję.

Bułgaria

Jechałem z Burgas do Sofii. Stałem w mieście na prostej wylotówce w stronę Płowdiw, zatrzymał się SUV, gość zaczął się dopytywać po co, na co i do czego. Po chwili jechaliśmy. Gość stwierdził, że skoro jestem pierwszy raz w Bułgarii, to nadrobi drogi i mi ją pokaże, a przy okazji poopowiada o historii kraju i lokalnych ciekawostkach. Człowiek nadrobił jakieś 300 km tylko po to, żeby pokazać mi miasto Lewskiego, Dolinę Róż i zabrać mnie na kolacje do jego ulubionej knajpy w centrum Starej Planiny. Kiedy żegnaliśmy się na stacji w Sofii, zostawiłem u niego w aucie swoje ostatnie skarpetki, co w kolejnych dniach bardzo mocno dało mi popalić, ale to jest jeszcze do opowiedzenia.

Jechałem z okolic Starej Zagory w stronę Sofii. Zatrzymało się auto, jakaś stara audica, w środku dwóch gości. Jedziemy, gadamy i nagle zaczynam czuć zapach świeżego mięsa. Spytałem co to za zapach, a i oni do mnie, że jadą na targ psów. Spytałem o co chodzi i usłyszałem to: „bo widzisz, jesteśmy rzeźnikami, ubiliśmy kilka sztuk, jakieś trzy kundle i dwa owczarki i jedziemy to sprzedać, bo w tych okolicach psina jest jak kawior...”. Kopara w dół.

Ukraina

Jechałem ze Lwowa do Odessy. Stoję jakieś 10 km za Lwowem na wylotówce w stronę Umania, trzymam w ręce karton, a na nim napisane cyrylicą „Umań”. Zatrzymuje się srebrne BMW, szyby przyciemnione, otwiera się okno i pierwsze co słyszę to: „Jesteś z Polski?”. Ja zdziwiony, skąd chłopaki wiedzieli, a oni do mnie: „Tylko Polak jechałby na stopa 600 km po Ukrainie, wsiadaj”. Dojechaliśmy gdzieś za Chmielnicki, chłopaki zatrzymali się koło sklepu, kupili każdemu po piwie Baltica i kanapce, odpoczęliśmy, pogadaliśmy i dalej w drogę. W okolicach Winnicy zaczął mrugać nam biały dostawczak, po chwili okazało się, że mamy kapcia... tylne lewe koło. No dobra, to zabieramy się za zmienianie koła na dojazdówkę, auto stoi na podnośniku i nagle zaczyna jechać do tyłu... We dwóch zaparliśmy się co sił, żeby trzeci mógł założyć dojazdówkę i złapać chociaż na jedną śrubę. Sukces, koło zmienione. Szukamy wulkanizacji, 20 km dalej jakaś jest, tylko nie wiadomo, czy otwarta. Podjeżdżamy – zamknięte, ale na drzwiach jest numer do właściciela, jeden telefon i 20 minut później koło na osi i jedziemy w stronę Umania. Godzinę później dzwoni do chłopaków ich pilot, jego auto się przegrzewa, jest 10 km przed nami. Zanim dojechaliśmy, auto zostało zatarte... No to hol. W okolicach Umania byliśmy gdzieś koło pierwszej w nocy. Pożegnałem się z chłopakami i poszedłem na stację szukać miejsca do spania. Znalazłem dobry kawałek trawy za stacją trafo. Po wypiciu Baltiki na szybko padłem jak trup. Rano budzi mnie gadanie jakichś dziewczyn: „Jak można tak człowieka zostawić, żeby spał na ziemi, tak się ludzi nie traktuje...”. Okazało się, że te dziewczyny to była obsługa stacji, za kawę i hot doga nawet nie pozwoliły mi zapłacić: „Ty u nas w gościach! Nie będziesz płacił!”. Uwielbiam Wschód.

Bośnia i Hercegowina

Jechałem z Mostaru do Chorwacji. Stoję, łapię i nagle zatrzymuje się drogi merc, małomówny gość pokazuje na mój karton i macha ręką, żebym wsiadał. Pół drogi gadał przez telefon. Jak w końcu zaczęliśmy rozmawiać, a raczej staraliśmy się dogadać, bo koleś prawie nie znał angielskiego, to wyszło na to, że zajmuje się on nie wiadomo do końca czym. Na pytanie z czego żyje odpowiedział: „ach, ciczi riczi”. Po drodze zatrzymaliśmy się przy jakimś sklepie i schował coś do bagażnika. Kilka kilometrów przed granicą powiedział, że wysadzi mnie w mieście i poczeka, aż przejdę granicę, a po kilku minutach on ją przekroczy, bo nie chce, żeby mu grzebali, bo jakby to wyglądało, że on w takim aucie, a tu autostopowicz z plecakiem. Powiedziałem, że OK. Przekroczyłem granicę, odszedłem od niej jakieś 500 metrów i zaraz znalazł się mój koleś. Wsiadłem, a on po chwili zaczął jechać w stronę lasu. Zacząłem na niego wrzeszczeć, że wysiadam i że nie chcę żadnych problemów, zatrzymał się i zaczął sugerować, że musi coś wyrzucić pod lasem i że pojedziemy dalej. Wolałem nie ryzykować, podziękowałem za podwózkę i zwiałem w te pędy. W razie coś miałem przy pasku MoraKniv, szczęśliwie obyło się bez walki. A coś mi się od samego początku wydawał zbyt miły...

Serbia



Jechałem raz przez Serbię z Niszu do Kruszevac. Złapałem stopa, ojciec i córka tenisistka, coś tam kumali po angielsku i zaprosili mnie do siebie na piwo i żebym chwilę odpoczął. Przyszedł jakiś ich znajomy, który mówił po angielsku po prostu świetnie. Pogadaliśmy, popiliśmy i pod mocnym wpływem w trójkę: ja, ojciec i jego znajomy, pojechaliśmy w stronę jeziora Celije. Wysiadłem już pod wieczór w miejscowości Razbojna, skąd całkowicie nawalony poszedłem nad jezioro, spędziłem noc na glebie pod „parasolem” wykonanym z trzcin i byłem pilnowany przez zgraję wędkarzy, którzy też chcieli ze mną pić... Takiego poznawania się z lokalsami się nie zapomina.

Grecja

Jechałem z Bułgarem do Grecji, po drodze zajechaliśmy do maka wciągnąć coś na ząb. Okazało się, że mój kierowca ma firmę i zajmuje się „zawodowym włamywaniem do aut”. Zostawił mnie około godziny 22 na jakimś zajeździe z trzema kiblami przy trasie Saloniki – Ateny. Siedzę i myślę, czy iść spać gdzieś w krzaki, czy do kibla dla niepełnosprawnych, i nagle podjeżdża autokar: najpierw wysiadają gliniarze z bronią półautomatyczną, a później masa ubogacenia kulturowego. Podchodzi jeden z gliniarzy i staje między mną a nimi i do mnie po angielsku: „Jakby co, to uciekaj”... Akcja trwała może z piętnaście minut. Po ich odjeździe zebrałem się do tego kibla, ale zapomniałem zamknąć drzwi, musiałem się umyć, zrobić pranie i ogolić. Tu pojawił się problem, bo moja maszynka do strzyżenia, którą zawsze golę łeb i ryj na jedną długość włosia, odmówiła posługi, a że nie miałem zwykłej maszynki do golenia, więc zacząłem się golić nożem (morakniv). Stoję przed lustrem z nożem przy szyi i nagle otwierają się drzwi – koleś stanął jak wryty, popatrzył, wyszedł, usłyszałem pisk opon...

Turcja

Wielokrotnie zdarzały się sytuacje, że wsiadając do auta słyszałem pytanie jak się nazywam i po chwili, czy jestem głodny. Zawsze odmawiam, żeby nie przeciągać struny, ale często kierowcy robią tak, że zatrzymują się na stacji albo przy jakiejś knajpie i po prostu idą do środka i każą mi czekać, po czym wracają z żarciem i wtedy ciężko odmówić. Raz jeden kierowca, z którym jechałem z Akhisar do Istanbułu powiedział, że albo idę z nim na obiad, albo ja zostaję, a mój plecak jedzie z nim na plac Taksim. No i jak tu nie lubić Turków.



Dotarłem do Kapikule, przejście graniczne Bułgaria-Turcja, siedzę na stacji benzynowej i obmyślam plan, jak się wydostać z Turcji (rok 2020, przejścia graniczne były zamknięte dla ruchu pieszych). Nagle podjeżdża jakaś ciężarówka, a na pace lodówki, regały, krzesła, garnki i ogólnie wyposażenie handlowe. Zaczynają rozładowywać i widzę obrazek, jak trzech gości i jedna dziewczyna, na oko nastolatka, próbują wytargać z ciężarówki ladę chłodniczą. Myślę sobie: no nie, ja tu siedzę, a oni się męczą, pomogę, może coś fajnego z tego wyniknie. Podszedłem, wygestykulowałem dziewczynie, żeby odeszła i zaczęliśmy rozładunek. Wszyscy w szoku, że pomagam, choć nie muszę, a ja po wszystkim usiadłem przed stacją i piję wodę, nagle podchodzi do mnie właściciel i zaprasza mnie do środka i mówi, że jak nie mam gdzie spędzić nocy, to tu mam kawałek podłogi, po czym przyniósł żarcie i kawę.

Po przejściu granicy bułgarsko-tureckiej i ciężkiej nocy z komarami. Wstałem, spakowałem się i poszedłem na trasę, zatrzymał się Golf. Pani była zdumiona, że jak to z Polski do Turcji i co ja tu w ogóle robię. Dogadaliśmy się gdzie ona jedzie i gdzie może mnie podrzucić. Po drodze okazało się, że uciekła od męża, a to co ma w aucie to cały jej dobytek. Wieczorem dotarliśmy do Izmiru, na pożegnanie dała mi prezent, 50 LEI i życzyła miłej podróży. Poszedłem pod pomnik Ataturka, skąd namierzyłem fajne kamienne ławki. Siedzę, piję piwo i słyszę, jak ktoś tnie piłą spalinową gałęzie z palm. Patrzę na zegarek i nie wierzę: prawie północ, a oni sobie w środku bulwaru tartak urządzili. Odpaliłem kamerę, żeby to nagrać i rzuciłem najbardziej rozpoznawalnym polskim słowem. Od razu dosiadła się parka studentów, którzy zaczaili skąd jestem, zaczęliśmy rozmawiać. Około trzeciej w nocy wszyscy nawaleni, bo Burcu łaziła cały czas do domu po alko. Rozeszliśmy się, oni do domu, a ja na plac zabaw, żeby się przespać. Rano na telefonie znalazłem to zdjęcie.



Jeśli chcecie więcej, to zapraszam na Facebooka i YouTube.
6

Oglądany: 16273x | Komentarzy: 17 | Okejek: 97 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało